HFM

artykulylista3

 

Linn Selekt DSM

030 037 Hifi 11 2022 002Linn będzie wkrótce obchodził 50. urodziny. Ależ ten czas leci! Na szczęście po pięciu dekadach działalności szkocka firma nie spoczęła na laurach i nie straciła pierwotnego wigoru.

Założyciel Linna – Ivor Tiefenbrun – w świat hi-fi wszedł z impetem nosorożca. Pierwszym urządzeniem szkockiej wytwórni był Sondek LP12, który w momencie debiutu zdeklasował większość ówczesnych gramofonów.

W następnych dekadach pojawiały się kolejne modele, a i branża nie próżnowała. Jednak debiutancka konstrukcja Tiefenbruna zachowała status klasyka, a jej coraz nowsze odsłony nadal cieszą się uznaniem miłośników analogu.
Mimo że Linn kojarzy się ze światem czarnej płyty, to był on również jednym z pierwszych producentów hi-fi, którzy dostrzegli potencjał internetu i muzyki zdematerializowanej. Już w 2007 roku Szkoci opracowali serię DS, czyli Digital Streaming, w ramach której zaproponowali bardzo nowoczesny odtwarzacz sieciowy Klimax DS. W czasach, gdy na ulicach królowały empetrójki, a słuchanie plików FLAC uznawano za snobizm (bo kto by usłyszał różnicę?), Linn pokazał pierwsze na świecie urządzenie zdolne do odtwarzania studyjnych plików 24 bity/192 kHz. A skąd je brać? Z założonej w 1982 roku wytwórni Linn Records. Jej internetowa witryna była pierwszą w świecie, na której sprzedawano pliki w studyjnych parametrach. Mało tego, część z nich była dostępna za darmo, w jakości hi-res, bezstratnych FLAC-ach i mp3. Wnioski na temat różnic w jakości brzmienia każdy mógł zatem wyciągnąć sam.
Po kilku zawirowaniach, w 2009 roku stery Linna przejął syn Ivora, Gilad, który kontynuuje dotychczasową strategię przedsiębiorstwa. Można ją streścić w słowach: dążenie do muzycznej doskonałości. Taa, jasne... Podpisują się pod tym wszyscy producenci hi-fi, jednak w przypadku Linna na nośnych hasłach się nie kończy.
Wszystkie urządzenia uwzględniają nie tylko dzisiejsze potrzeby użytkowników, ale również trendy, jakie mogą się rozwijać za pięć czy dziesięć lat. Dlatego większość konstrukcji ma budowę modułową, umożliwiającą dodanie funkcjonalności w przypadku pojawienia się nowych technologii. Pojęcie zaplanowanego starzenia jest Linnowi obce, a każde urządzenie opuszczające mury fabryki w Glasgow nosi podpis technika, który je montował. Pomimo zatrudnienia uzdolnionych projektantów i stosowania nowoczesnych technologii, każdy nowy model przed skierowaniem do produkcji osłuchują dla pewności realizatorzy dźwięku Linn Records. Dopiero kiedy ludzie, którzy na co dzień obcują z żywą muzyką, zaaprobują brzmienie prototypu, można rozpocząć seryjny montaż.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Ekranowany zasilacz.

 


Selekt DSM
Selekt DSM na pierwszy rzut oka wygląda jak typowy kompaktowy wzmacniacz ze streamerem; taki jak oferowane przez wielu producentów hi-fi. Nic bardziej mylnego. W swojej oficjalnej terminologii Linn określa go mianem zintegrowanego cyfrowego odtwarzacza muzyki, ale Selekt DSM może być tym, czym zechcecie, poza kolumnami.
Opisywany model miał premierę we wrześniu 2018 roku, co dla świata cyfrowej muzyki jest niemal prehistorią. Można w tym miejscu zadać zasadne pytanie, jaki sens ma testowanie urządzeń, które przestały być gorącymi nowościami jeszcze w poprzedniej dekadzie. Spokojnie, już Klimax DS pokazał, że Linn wyprzedza swoją epokę.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Szyk, styl i elegancja.

 

Wygląd
Przyznaję, że dawno nie miałem do czynienia z tak eleganckim i dyskretnym sprzętem. Selekt DSM doskonale wpisuje się w trend kompaktowych wzmacniaczy „all-in-one”, mieszczących w niewielkich obudowach funkcjonalność rozbudowanych systemów stereo.
Wykonany z tworzywa sztucznego front wykończono na wysoki połysk (fortepianowa czerń), co wydaje się zabiegiem nieco ryzykownym. Na błyszczącej powierzchni widać dosłownie każdy pyłek, a zbytnie zaangażowanie w utrzymanie czystości może w przyszłości zaowocować drobnymi ryskami.
W centrum znajduje się duży wyświetlacz matrycowy, idealnie zintegrowany z przednią ścianką. Jego czytelność jest doskonała, a dzięki automatycznemu wygaszaniu po kilkunastu sekundach bezczynności nie odwraca on uwagi od muzyki w trakcie wieczornych seansów. Jest monochromatyczny, więc nie zobaczymy na nim okładek płyt. Przekazuje za to większość informacji na temat słuchanych utworów, z rozdzielczością włącznie.
Na górnej krawędzi umieszczono sześć srebrnych przycisków wybieraka wejść. Można je konfigurować lub używać tylko niektórych. Poza tym dzięki nim sparujemy Selekta ze źródłem Bluetooth lub połączymy się z domową siecią Wi-Fi. Tym jednak, co przykuwa uwagę, jest duże (6,5 cm średnicy) pokrętło z wyświetlaczem, umieszczone na górnej ściance. Właściwie to uniwersalny enkoder, którzy można obracać, przyciskać i wyginać, a każda czynność wywołuje inną funkcję, widoczną na displayu. Podświetlone na pokrętle logo Linna sygnalizuje tryb pracy urządzenia, a obwódka wokół niego wskazuje poziom głośności.
Z błyszczącym frontem kontrastuje czarna matowa pokrywa, wykonana z jednego kawałka aluminium. Waży 1,6 kg, więc daje pojęcie o solidności sprzętu. Powierzchnię pokrywy przecinają otwory wentylacyjne, przez które można zajrzeć do środka.
Przy okazji odwracania urządzenia dostrzegłem trzy bardzo szerokie stopy, na których spoczywa Selekt DSM. Izolują mechanicznie obudowę od wibracji podłoża, zapewniając zamkniętym w jej wnętrzu obwodom elektronicznym stabilne warunki pracy.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Konfigurowalne przyciski

 

Budowa
Osobom nieobeznanym z filozofią budowy modułowej tylna ścianka Linna może się wydać intrygująca. Wprawdzie na ilość i jakość gniazd nie można narzekać, ale dodatkowe pytania rodzą trzy duże zaślepki, sugerujące opcję rozbudowy. Do testów dostarczono najpopularniejszą konfigurację Selekta DSM, co oznacza, że zawiera on przedwzmacniacz, streamer, DAC, stereofoniczną końcówkę mocy i łączność bezprzewodową. W zależności od potrzeb i fantazji można dołożyć dodatkowe końcówki mocy i zasilić kolumny w bi-, a nawet triampingu. Albo zamontować wielokanałowy moduł AV i zaprząc urządzenie do nagłaśniania domowych projekcji. Albo usunąć wszystko i dokupić tylko zaawansowany moduł DAC-a Katalyst albo topowy Organik i zamienić Selekta w high-endowy preamp z przetwornikiem c/a i wyjściami RCA i XLR.
Choć nie wymieniłem wszystkich opcji, to przyszły posiadacz Linna będzie miał sporo możliwości dopasowania go do własnych potrzeb. W dodatku moduły kosztują relatywnie niewiele, a dzięki nim sprzęt może się stać jeszcze bardziej uniwersalny. Wróćmy jednak do gniazd.
W podstawowej wersji Selekta DSM użytkownik ma do dyspozycji jedno wejście liniowe i dwa gramofonowe, osobno dla wkładek MM i MC. Biorąc pod uwagę rodowód Linna, nie powinno to nikogo dziwić. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o analogowe źródła dźwięku. Znacznie liczniej reprezentowana jest domena cyfrowa, umożliwiająca wykorzystanie sprzętu jako przetwornika c/a.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Uniwersalne pokrętło
z wyświetlaczem.

 

W dolnym rzędzie, obok solidnej sieciówki, widać gniazdo LAN, złącze HDMI (z ARC), USB-B do słuchania plików z komputera oraz dwa komplety wejść optycznych i współosiowych. Zabrakło gniazda USB-A dla zewnętrznego dysku bądź pamięci. Może z czasem Linn opracuje stosowny moduł. Podobnie jest ze wzmacniaczem słuchawkowym, którego również w Selekcie nie uwzględniono. Ostatnie dwa gniazda cyfrowe, opisane jako Exact Link, służą do komunikacji z innymi urządzeniami w ramach systemu Linna. Obawy, przynajmniej w pierwszej chwili, mogą budzić filigranowe terminale głośnikowe. Skoro jednak przeżyły kontakt z grubymi i sztywnymi QED-ami Genesis Silver Spiral, to z innymi przewodami również nie powinno być problemu.
Pora zajrzeć do środka. Ciężka aluminiowa pokrywa trzyma się obudowy dzięki dwóm śrubkom i sprytnemu systemowi mocowania. Dopiero po zdjęciu i uważnych oględzinach jej spodniej strony można docenić precyzję montażu.
Chassis Selekta DSM wykonano z jednego kawałka aluminium wyfrezowanego na wieloosiowej obrabiarce CNC. Na dnie widać miejsca przewidziane do instalacji opcjonalnych modułów. Fabrycznie zamontowane końcówki mocy, od zewnątrz chłodzone radiatorami, nakryto grubą akrylową szybą, przez którą można kontemplować ich architekturę. Wzmacniacz pracuje w klasie D i oferuje 50 W/8 Ω i 100 W/4 Ω.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Klasyczny pilot
do bardzo nowoczesnego
sprzętu.

 

Wnętrze
Choć Linn zaczynał od gramofonu i wielu melomanów nawet dziś kojarzy go z analogiem, to Selekt DSM jest urządzeniem na wskroś cyfrowym. No dobrze, a te dwa wejścia phono? Tu mam złą wiadomość dla wszystkich purystów oczekujących w pełni analogowego toru od wkładki do kolumn. Wszystkie sygnały analogowe wchodzące do Selekta DSM są zamieniane na postać cyfrową. Moduł analogowo-cyfrowy jest rozbudowany i zajmuje sporą płytkę, umieszczoną tuż pod pokrywą. Zresztą, Linn dysponuje bardzo nowoczesnym działem badawczo-projektowym i jednym z najnowocześniejszych parków maszynowych w branży, więc wszystkie płytki, nawet najbardziej skomplikowane, wykonuje samodzielnie, dopasowując ich ilość i architekturę do konkretnych potrzeb. Najczęściej wykorzystuje do tego czarny laminat i tak jest też w przypadku Selekta DSM.
W module analogowo-cyfrowym pierwsze skrzypce gra stereofoniczny Burr Brown PCM4222, zamieniający wszystkie sygnały analogowe na postać 24 bity/192 kHz. Pod nim umieszczono dużą płytę główną, określaną przez producenta mianem Kore Board, na której znalazł się układ XMOS, obsługujący komputerowe wejście audio USB-B. Można na niej dostrzec również kilka pustych slotów, które służą do rozbudowy urządzenia. Na płycie głównej ulokowano również moduły Bluetooth 4.2 i Wi-Fi, a dzięki zastosowaniu wewnętrznych anten udało się wyeliminować plastikowe patyki, sterczące z tylnej ścianki.
W unikalny sposób konstruktorzy Selekta DSM rozwiązali sposób instalacji przetwornika cyfrowo-analogowego. Wykorzystano w tym celu układ AKM AK4493EQ, którego fabryczne parametry (32 bity/768 kHz i DSD 512) jeszcze dziś robią wrażenie (w Selekcie ograniczono je do 24/384 i DSD 256). Całą sekcję c/a umieszczono w tym samym wymiennym module, co końcówki mocy. Miało to na celu skrócenie sygnałów oraz… ochronę portfela klienta. Gdyby zamówił Selekta DSM jako cyfrowy preamp z zaawansowanym przetwornikiem Katalyst bądź topowym Organik i wyjściami do zewnętrznego wzmacniacza mocy, nie poniósłby kosztu niewykorzystanego podstawowego DAC-a.
W przedniej części obudowy, pod dodatkowym aluminiowym ekranem, znalazł się rozbudowany zasilacz impulsowy. Zależnie od liczby zamontowanych modułów Selekt DSM może zassać z sieci nawet pół kilowata, więc wspomniany zasilacz raczej nie ma wiele wspólnego z tanimi układami, montowanymi w supermarketowych grajkach.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Puste miejsca na dodatkowe
moduły.

 

Konfiguracja i obsługa
Linn Selekt DSM jest skomplikowany, ale jego konfiguracja i obsługa okazują się bajecznie proste.
Do konfiguracji służy firmowa aplikacja o jednoznacznej nazwie Konfig, przygotowana dla komputerów z systemami MacOS i Windows. Bieżąca obsługa będzie możliwa przez apkę Linna Kazoo na smartfony z Androidem, iOS oraz na pecety. Dla konserwatystów pozostawiono tradycyjny pilot.
Żeby zacząć używać Selekta DSM, należy go podłączyć kablem do domowej sieci komputerowej. Po zainstalowaniu aplikacji desktopowej można przeprowadzić konfigurację, wliczając w to ustawienie łączności bezprzewodowej, parametry wszystkich wejść, zmianę funkcji cyfrowych i jednego wejścia koaksjalnego na wyjście (gdyby ktoś akurat miał taką potrzebę) i wiele, wiele innych. Cała operacja przebiega intuicyjnie, a przy każdej czynności umieszczono krótkie podpowiedzi i wyjaśnienia.
Z komputera można też przeprowadzić korektę parametrów pracy, uwzględniającą specyfikę pomieszczenia. Do tego celu służy wbudowany program Space Optimisation. W odróżnieniu na przykład od systemu Dirac Live, software Linna obywa się bez mikrofonu. Na podstawie szczegółowych danych wprowadzonych przez użytkownika, czyli marki i modelu kolumn, wymiarów pokoju, umeblowania, lokalizacji okien itp., Selekt DSM buduje wirtualny model pomieszczenia odsłuchowego, uwzględniając w nim czynniki niekorzystnie wpływające na brzmienie. Następnie tak kalibruje swoje parametry, by zniwelować rezonanse i niepożądane zjawiska. System może się sprawdzić w trudnych pomieszczeniach, z dużymi gładkimi powierzchniami, pozbawionymi elementów absorbujących dźwięk. Jako że mój pokój do takich nie należy, etap ten z rozmysłem pominąłem.
Tyle o konfiguracji, natomiast obsługa aplikacji Kazoo to sama przyjemność. Zamiast licznych ekranów mamy tylko kilka ikonek symbolizujących wejścia. Każde z nich można w prosty sposób przypisać przyciskowi na froncie. Wchodząc głębiej, można wybrać serwis streamingowy (Tidal, Qobuz, Deezer, Spotify) lub wyszukać internetową stację radiową. I już, reszta jest muzyką.
Linn Selekt DSM jest też kompatybilny z usługami Tidal Connect i Spotify Connect, które aktywują się od razu po uruchomieniu każdego z serwisów w smartfonie lub na komputerze. Aha, współpracuje także z Roonem, ale to już w high-endzie robi się oczywista oczywistość.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Na górze sekcja analogowo-cyfrowa

 

Wrażenia odsłuchowe
Udział realizatorów Linn Records w testach urządzeń daje pewne nadzieje dotyczące brzmienia i Selekt DSM ich nie zawodzi. Niezależnie od repertuaru gra z rzadko spotykaną w tym segmencie cenowym szlachetnością. To już prawdziwy hi-end, a nie urządzenie aspirujące do niego wysoką ceną i samozadowoleniem właściciela firmy.
Testując sprzęt hi-fi, zazwyczaj oceniam aspekty takie jak spójność, zróżnicowanie barw, dynamika czy rozciągnięcie pasma. Jednak w tym przypadku od razu wiedziałem, że mam do czynienia z czymś nietuzinkowym. Nie, brzmienie Selekta nie miało jednej dominującej cechy. Zamiast tego usłyszałem idealną równowagę, neutralność i muzykalność. Jak widać, dziedzictwo Sondeka LP12 pozostaje w Linnie żywe.
Detale są traktowane z pieczołowitością. Wyraźnie to słychać w nagraniach akustycznych. Odgłosy tła, świsty strun pod palcami gitarzystów klasycznych, drobne szmery i perkusyjne przeszkadzajki są podane jak na dłoni, a równocześnie nie odwracają uwagi od wydarzeń rozgrywających się na pierwszym planie. Przeciwnie, wzbogacają muzykę i budują realizm przekazu.
Każde nagranie, nawet mocne utwory rockowe, pozostaje wolne od nerwowości i pośpiechu. Ewentualne ostrości są łagodzone, dzięki czemu muzyka płynie gładko, choć nie należy tego mylić z nudą. Słuchanie starannych realizacji sprawiło mi ogromną przyjemność. Smakowałem je powoli, delektowałem się drobiazgami w tle i zaskakująco wiarygodnym rysunkiem sceny.
Selekt DSM realistycznie buduje przestrzeń wokół głośników. Celowo nie napisałem „między głośnikami”, ponieważ szerokość i głębokość panoramy stereofonicznej w dużej mierze determinuje charakter samych nagrań. Linn nie tłucze wszystkiego na jedno kopyto; raczej stara się odczytać intencje realizatorów i dopasować do nich scenę dźwiękową. I tak np. w trakcie występów zespołu wokalnego Persuasions solista robił krok przed linię łączącą głośniki i stawał przed wirtualnym mikrofonem, a reszta ansamblu otaczała go z tyłu półkolem. Podobnych zjawisk doświadczałem, słuchając płyt Erica Bibba, a dołączone do nich książeczki ze zdjęciami z sesji nagraniowych potwierdzały wiarygodność linnowej sceny. Natomiast w nagraniach big-bandów i jazzowych koncertach, rejestrowanych w dużych salach, szeroka przestrzeń roztaczała się za wykonawcami i wokół nich. Wisienką na torcie okazały się realizacje muzyki elektronicznej i filmowej. Efekty przestrzenne mogłyby zaskoczyć niejednego miłośnika instalacji wielokanałowych.
Średnica i góra pasma w tym segmencie cenowym wznoszą się na wyżyny, ale na osobny akapit zasługuje bas. Nie chodzi nawet o to, że jest przepastnie głęboki, monumentalny czy rwie się do bitki. Niskie tony Linna odznaczają się szybkością, kontrolą i neutralnością. Tak, to nie przejęzyczenie. Podobnie jak wyższe zakresy, dopasowują się do charakteru nagrań. Chcecie posłuchać szybkich kontrabasowych pasaży? Nie ma sprawy, Brian Bromberg jest w stanie zagrać takie rzeczy, że początkującym adeptom czterech strun pospadają kapcie. A może dla kontrastu kilka garści elektronicznych pomruków? Soundtrack z filmu „Tron: Legacy” autorstwa duetu Daft Punk tylko na to czeka. A jeśli komuś nadal mało, to zawsze może zgłębić twórczość Craiga Armstronga. Zresztą, na Selekcie świetnie brzmi wszelka muzyka filmowa – z rozmachem i dynamiką kontrastującymi z elegancką aparycją szkockiego urządzenia. A skoro wspomnieliśmy o dynamice…
Mogłoby się wydawać, że 50 watów to trochę niepoważna moc w sprzęcie za 28 tysięcy z hakiem. Jednak w moim 20-metrowym pokoju rzadko przekraczałem połowę skali na potencjometrze. I to tylko w czasie słuchania cichych fragmentów klasyki. Rock przy 60% głośności był zapewne słyszany przez połowę sąsiadów, więc nie nadużywałem ich cierpliwości. Zresztą, jeżeli chcecie kupić sprzęt do kruszenia murów, to ciężki młot będzie i tańszy, i poręczniejszy.

 


030 037 Hifi 11 2022 001

Wyraźny podział
na część analogową
i cyfrową.

 

Konkluzja
Linn Selekt DSM to sprzęt na lata, który może się rozwijać wraz ze wzrostem zamożności i potrzeb posiadacza. Jego szlachetne brzmienie przez ten czas się nie znudzi, a jeśli ktoś ma niedosyt adrenaliny, to niech sobie kupi rower bez hamulców i zjedzie na nim z Kasprowego.


 
 
 

linn selekt dsm

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 11/2022