HFM

artykulylista3

 

Kora TB400

038 043 Hifi 9 2022 007Tańszy wzmacniacz Kory, TB140 (test w „HFiM” 6/2022), oczarował mnie do tego stopnia, że od razu chciałem posłuchać mocniejszego modelu. Okazało się, że już oczko wyższy TB200 przynosi w tej dziedzinie postęp, ale najdroższy zintegrowany TB400 oferuje aż 200 W przy 8 omach. Po co więc się rozdrabniać? Jak szaleć, to na całego.



TB140 od TB400, prócz mocy, znacznie różni się ceną. Pierwszy kosztuje 24000 zł i z konkurencją ma stosunkowo łatwo. Za te pieniądze znajdą się co prawda inne ciekawe konstrukcje, ale nie jest to jeszcze segment, który pozwala konkurentom szaleć i proponować urządzenia wolne od kompromisów. W przypadku TB400 za 72000 zł sytuacja zmienia się jednak diametralnie. Francuska integra musi stanąć w szranki z najlepszymi integrami na świecie – flagowymi modelami marek o niekwestionowanej renomie. I, nie oszukujmy się, jeżeli decydującym kryterium będzie wizualna klasa, to jest bez szans. Na tle McIntosha, Accuphase’a i kilku innych wygląda jak brzydkie kaczątko. Nie pomoże faktyczna precyzja wykonania i jakość materiałów, bo u nich jest taka sama. Uroda przerośniętego dekodera TV pozostawia tylko jedno wyjście: Kora musi zaprezentować albo coś więcej, albo coś, czego gdzie indziej się nie znajdzie.

 


038 043 Hifi 9 2022 001

 

Włącznik pod spodem,
obok lewej nóżki.

 




Budowa
Budowa wewnętrzna TB400 ten warunek spełnia. Bruno Vander Elst zdobywał doświadczenie w przemyśle lotniczym, gdzie zajmował się zasilaczami; można się tego domyślić, oglądając zdjęcia „rozbierane”. Poza tym zaproponował opatentowany układ Square Tube. Jego pełna nazwa brzmi „Vacuum Tube DC Operation Ampifier”, a sekret polega na użyciu czterech podwójnych triod: ECC82 i ECC83, najczęściej spotykanych w preampach, ale w Korze realizujących całe wzmocnienie sygnału. Pracują w trybie przeciwsobnym i mają stabilizowane zasilanie +300 V i -200 V. Sygnał opuszczający układ jest identyczny z tym, który dociera do głośników. Zadaniem 20 tranzystorów Motoroli jest jedynie dostarczyć prąd, ale nie ingerują one w kształt sygnału. Dzięki takiej konfiguracji układ elektroniczny nigdy nie zostaje przeciążony. Wykorzystuje się najwyżej 20% jego potencjału. Tranzystorowy wtórnik pracujący w układzie push-pull i klasie AB odciąża lampy, co jest konieczne, skoro powierzono im część zadania wykonywanego przez końcówkę mocy. Żywotność triod jest podobna jak w przedwzmacniaczach. Oznacza to, że konieczność ich wymiany pojawi się po wielu latach.
TB140 był układem quasi dual mono, zasilanym z jednego transformatora. W TB400 dual mono jest pełne – oparte na dwóch 500-VA toroidach i imponującej baterii 20 kondensatorów, po 10000 µF każdy. Transformatory, wraz z innymi elementami zasilacza na małej płytce drukowanej, odizolowano od reszty elektroniki metalowymi przegrodami. Dalej napięcie jest rozdzielane na dwa prostowniki, po czym dociera do kondensatorów, obwodu Square Tube i tranzystorowego stopnia prądowego.


038 043 Hifi 9 2022 001

 

Lakier o niepowtarzalnej
strukturze.

 




Od strony użytkowej Kora jest prostym wzmacniaczem stereo. Nie znajdziemy w niej ani DAC-a, ani zbyt wielu funkcji. Ponad standard wykracza jednie ustawienie wzmocnienia dla każdego z wejść osobno.
Do dyspozycji mamy tylko cztery wejścia liniowe, z których jedno może też pełnić funkcję wyjścia z przedwzmacniacza. Pojedyncze zaciski głośnikowe są porządne, chociaż w tej cenie można spotkać lepsze.
Obudowę wykonano z aluminium i stali, a do wykończenia użyto intrygującego lakieru, który strukturą przypomina kamień. Szary mat został wzbogacony czymś w rodzaju brokatu, ale bardzo dyskretnego – widać to dopiero z bliska. Tak samo wygląda pilot – prosty, elegancki i funkcjonalny.
Na froncie króluje potężna „szyba”, zza której połyskuje kwartet lamp oraz wyświetlacz. Jego jasność można regulować w skromnym menu. Dostęp uzyskamy, wciskając pokrętło głośności. To jedyny element odcinający się od zwartej, dwuczęściowej płaszczyzny. Nawet włącznik zasilania ukryto pod spodem, obok lewej nóżki. Specjalnie, bo wzmacniacz najlepiej gra, gdy jest wygrzany – jak to lampa. Po odpaleniu startuje dopiero po wstępnym rozgrzaniu lamp, co sygnalizuje wskaźnik na wyświetlaczu, jak pasek postępu w Windowsie. Urządzenie rozpocznie pracę od ostatniej zapamiętanej głośności. Warto o tym pamiętać, bo na pokrętle nie naniesiono żadnego „punktu orientacyjnego”.
Kora TB400 wygląda elegancko, ale skromnie. Waży niespełna 24 kg, a gabarytami też nie imponuje. O tym, że znajomi od razu się zorientują, że to droga zabawka, możecie raczej zapomnieć.



038 043 Hifi 9 2022 001

 

Wzmacniacz solidny jak czołg.

 




Zmiany w brzmieniu w okamgnieniu
Za barwę i większość cech dźwięku odpowiada kwartet lamp, oryginalnie dostarczanych przez JJ Electronics. Pomimo zapewnień o neutralności i obiektywizmie mają one swój rys brzmieniowy. Można je zostawić albo wymienić na inne z bieżącej produkcji albo NOS-y. Dobra wiadomość jest taka, że ECC82 i ECC83 są generalnie tanie, co ułatwia eksperymenty. Wymiana jest banalnie prosta, a dodatkowo na Youtubie można znaleźć film instruktażowy. Wystarczy odkręcić pokrywę i zyskujemy dostęp do szklanych baniek. Różnice w brzmieniu będą istotne, większe niż w przypadku większości hybryd. Tym samym można dostosować Korę do własnych oczekiwań. Można też przeżyć nie lada zaskoczenie i trafić „inwestycję życia”.
Konfiguracja systemu
W teście jako źródło pracował odtwarzacz C.E.C CD5. Sygnał płynął przewodami Hijiri (HCI,HCS) do kolumn Audio Physic Tempo VI, a prąd oczyszczał filtr Power Tower Ansae.


038 043 Hifi 9 2022 001

 

Kwartet świetnych muzyków

 





Wrażenia odsłuchowe

TB400 kontra TB140
Wszystko razem i każdy dźwięk z osobna są w TB400 większe, masywniejsze i głębsze. Już w TB140 ulegaliśmy złudzeniu nadrealizmu, zwłaszcza w niewielkich składach. Teraz robimy dwa kroki do przodu. Dosłownie i w przenośni – jesteśmy bliżej muzyki. Nabiera ona gęstości i nasyca się jeszcze większą paletą barw, zwłaszcza tych ciemniejszych. Paradoksalnie, dźwięk ani trochę nie ciemnieje, a równowaga zostaje zachowana. Co najwyżej dojdziemy do wniosku, że ta w TB140 nie była tak perfekcyjna, jak się nam wydawało. Kora ma jednak tę „przypadłość”, że bez okazji do bezpośredniego porównania odbieramy ją jako jedynie słuszną. Może dlatego, że droższy model nie gubi nawet na milimetr delikatności, szlachetności ani atmosfery obcowania z pięknem ukrytym w różnorodności barw. Na szczęście, bo byłaby to niepowetowana strata i żaden przyrost dynamiki ani rozmiarów dźwięku by jej nie zrekompensował.

Zaczęło się nietypowo. Wzmacniacz podłączyłem nie tylko do systemu stereo, ale też do dekodera TV. W moim odczuciu, posiadanie dobrego toru dwukanałowego i niepodłączenie go do wizji to marnotrawstwo. Stwierdzenie: „kino domowe lepsze” jest tym mniej przekonujące, że stereo gra lepiej. Może nie rozwala ścian przy okazji kolejnych przygód Jamesa Bonda, za to słuchacza rozwala przy innej: dobrego koncertu. A taki właśnie mi się trafił: Hania Rani z serii „Tauron nowa muzyka” (polecam). Przyznaję, że ta artystka jest dla mnie odkryciem; a to, co z jej występem zrobiła Kora, to magia. Stworzyła atmosferę, której nazwać się nie podejmuję, ale jeżeli nie miałbym własnego, równie dobrego wzmacniacza, to po tym jednym koncercie TB400 by u mnie został. I nie interesowałoby mnie, jak wypadną inne gatunki, bo trafiło mnie coś w rodzaju miłości od pierwszego wejrzenia. Piękno w czystej postaci, jakaś niepojęta głębia, oddech i płynny aksamit, połączony z ostrą szczegółowością. Jestem przekonany, że niewiele wzmacniaczy gra w ten sposób. Trzeba jednak zaznaczyć, że trafiłem na właściwy materiał.
Symfonika prezentuje się dobrze, choć zauważymy charakter Square Tube. Przejawia się w dynamice w ujęciu „posągowym” – statycznej i efektownej, gdy przyjdzie zbudować ścianę dźwięku, ale niezbyt prędkiej i rozrzutnej w oddawaniu kontrastów i nadążaniu za gonitwą zdarzeń w muzyce operowej napisanej długo po śmierci Verdiego. Podobnie się dzieje w rozbudowanej fakturze i emocjonalnych eksplozjach u Prokofiewa czy Szostakowicza. Kora energii oddaje tyle, że wystarczy i nie stara się naśladować takich gejzerów, jak choćby Bladelius Oden. Oddaje pole nawet skromnym pod względem watów Accuphase’om w klasie A.
Spokój i uśrednienie mogłyby przeszkadzać, ale na pierwszy plan przebija się zróżnicowanie barw. Ich bogactwo zaskakuje tym bardziej, że zostało ujęte w gładkim jak masło całokształcie. Brak ostrości i agresji przypomina głośnik elektrostatyczny, ale już przejrzystości bliżej do słuchawek. Co ciekawe, żadna część pasma nie zostaje wyeksponowana. Charakterystyka wydaje się wręcz studyjna – równa jak stół, a jednocześnie wolna od, typowego dla monitora, swoistego zagęszczenia informacji na niezbyt dużym obszarze.


038 043 Hifi 9 2022 001

 

Po 10 sztuk na kanał.

 




W dziedzinie przestrzeni otrzymujemy rozmach i nieskrępowany oddech. Zapewniają muzyce swobodę, a słuchaczowi jeszcze lepszy punkt obserwacyjny, pozwalający zajrzeć, gdzie tylko dusza zapragnie.
O neutralności można powiedzieć tyle, że jest prawidłowa, choć przydałoby się odrobinę więcej mocy i głębi w kontrabasach oraz potęgi w solach bębna wielkiego.
Tak samo odbierzemy mocne granie Van Halena czy Metalliki. Zachwycają  przejrzystość i separacja źródeł, nawet grających w tym samym paśmie, ale typowego dla tej muzyki koncertowego czadu raczej nie będzie. Sporadycznie można posłuchać, ale jeżeli taki repertuar stanowi 80% płytoteki, to poszukajcie innej opcji. Owszem, jest o klasę lepiej niż w TB140, ale TB400 ma silną konkurencję, która potrafi wyrwać z kapci.
Za to trochę mniej skomplikowane składy – w bardzo szerokim spektrum repertuaru – ukazują drugą stronę medalu. Zasada jest prosta: im więcej akustycznych brzmień, tym łatwiej o zachwyt, choć… niekoniecznie. Weźmy  chociażby bas. W symfonice czy metalu może i lekkawy, ale już ten na wspomnianym koncercie – wygenerowany z klasycznego Mooga – dosłownie powala. Głębia, charakterystyczny pomruk i miękkość połączona z potęgą od razu tłumaczą, dlaczego muzycy wydają majątek na klasyczne, coraz trudniejsze do zdobycia instrumenty. Pomimo technicznego postępu nowe nie potrafią powtórzyć tego jedynego, charakterystycznego „soundu”. Potrafią za to co innego, co pokazują np. klawisze u Madonny, Prince’a czy Yellow. Wiem, że Kora rozwinie skrzydła w akustycznym jazzie, madrygałach Monteverdiego, kameralistyce wokalnej Take 6 czy King’s Singers. Przykuje do fotela miłośników country i ECM-u, a fanom Sigur Rós wyciśnie łzy z oczu. Mnie jednak podbiła prezentacją elektroniki. Bo teraz już wiem, że tak jak Kora uśrednia dynamikę, tak 99% jej konkurencji robi to z nagraniami Klausa Schulze, J.M. Jarre’a, Vangelisa czy Tomity. Wszystkie te płyty są oblewane tym samym sosem.


038 043 Hifi 9 2022 001

 

Minimum gniazd.

 



Tymczasem z Korą każdy artysta tworzy swój świat. Okazuje się, że każdy instrument brzmi niepowtarzalnie. Inaczej wprowadza powietrze w wibracje, a już ich zestawienia są z całkowicie  odległych galaktyk. Zdolność różnicowania barw zapewnia wyjątkowe wrażenia. Dźwięk pozostaje spójny, jak z głośnika szerokopasmowego, ale kontrasty barwowe zaostrzają rysunek w sposób trudny do określenia, choć złapiecie ten efekt w ułamku sekundy. Nieprawdopodobna wręcz przejrzystość tylko to podkreśli, jakkolwiek nic by nie było z tej wyjątkowości bez wykończenia detalem. Sam charakter aksamitnej płynności organicznie spaja się z tą muzyką. Kora robi coś, czego poszukują stare wygi, audiofile w randze generała. Niby wszystko już słyszeli, a jednak zapominają o wcześniejszych doświadczeniach i… zaczynają przeżywać muzykę bez tego bagażu, czując się jak w młodości, kiedy po raz pierwszy usłyszeli „Oxygene”, „Friends of Mr. Cairo” czy „Autobahn”. Niewykluczone, że fani jazzu również poczują charakterystyczną wibrację Hammonda. Co tu dużo gadać, to jest przygoda warta każdych pieniędzy.
A kiedy dobiegnie końca, proponuję kolejną sesję, tym razem z Pink Floyd, Dire Straits i Genesis. Tam czeka inna atrakcja, ukryta za sloganem o „słyszeniu nowych szczegółów”. To jednak niezupełnie tak, bo miałem okazję poznać te nagrania na najbardziej przejrzystych systemach. Z TB400 słychać wszystko, choć nowe nie jest.
Skoro wzmacniacz był podłączony do wizji, to nie obyło się bez filmu. I okazało się Kora jednak coś eksponuje. To najniższy bas, którego w muzyce nie słychać, bo w niej nie występuje, pomijając przepastne pomruki z klawisza. Dodaje mu subwooferowego rozmachu i głębi. Przyznam, że to sprytne: w symfonice nie przeszkadza, a w kameralistyce, klasycznym rocku i akustycznym jazzie w ogóle się nie pojawia. Odezwie się dopiero tam, gdzie zaplanował producent materiału naszpikowanego elektroniką, a nowego Bonda będzie się oglądało z wielką przyjemnością.


038 043 Hifi 9 2022 001

 

Kora TB400.

 




Konkluzja
Kto raz usłyszy, w czym się przejawia wartość wzmacniaczy Kory, dyskusje o dynamice skwituje znaczącym uśmiechem.

 

Kora TB400


Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2022