HFM

artykulylista3

 

Ayon Triton Evo

048 055 Hifi 06 2022 011Pamiętam jak dziś ten dzień, w którym zostałem audiofilem. Ósma klasa podstawówki, kolonie w NRD, wycieczka nad jezioro i wieczór przy kominku. Gospodarz włączył jakieś wielkie drewniane pudło, które musiało być radiem i zaczął szukać sygnału. Z ciekawości usiadłem przy nim, a gdy z niewidocznych głośniczków popłynęła muzyka, poczułem, że moje ciało pozostaje na miejscu, a dusza przenosi się do innego wymiaru. Inne dzieci smażyły sobie kiełbaski, a ja siedziałem jak zaklęty przed radiem, nie mogąc uwierzyć, że dźwięk muzyki może być taki piękny.

Era lampowych odbiorników radiowych w drewnianej obudowie (czasami ze zintegrowanym gramofonem u góry) dawno przeminęła, choć są jeszcze koneserzy, którzy nadal w niej żyją. Ale sama technika lampowa rozwija się nieustanie i nie zapowiada się, aby cokolwiek miało jej zaszkodzić. Wśród firm, które w ostatnich dekadach wniosły największy wkład w niesienie kaganka lampowego brzmienia, znajduje się Ayon.


Oferta
Aktualny katalog austriackiej firmy, jak na ofertę high-endową, okazuje się bardzo rozbudowany. Jego dokładne omawianie trochę mija się z celem i zajęłoby zbyt dużo miejsca. Powiem tylko skrótowo, że w dziale wzmacniaczy zintegrowanych do wyboru są cztery modele „zwykłe”: Scorpio II, Spirit SE II, Spirit V i Spitfire 62B oraz dwa z wyższej półki Evo – Triton i Crossfire, z czego ten drugi w wersji podstawowej i limitowanej.
Evo (czyli Evolution) to oddzielna grupa. Nie nazwałbym jej serią, to raczej coś w rodzaju generacji technologicznej. Dla porządku dodajmy, że oprócz dwóch wspomnianych integr uzupełnia ją aż pięć monobloków: Triton, Epsilon, Crossfire, Vulcan i Titan. W ofercie Ayona znajdziemy też jeszcze jedne monobloki, trzy końcówki mocy stereo, dwa przetworniki cyfrowo-analogowe, trzy odtwarzacze CD i jeden transport, cztery odtwarzacze strumieniowe, trzy preampy liniowe i jeden phono oraz pięć kolumn.
Uff, można się tu naprawdę dobrze zaopatrzyć. Pod warunkiem, że dysponuje się wypchanym portfelem. Bo choć cennik Ayona zaczyna się na poziomie kilkunastu tysięcy złotych, to dalej już tak przystępnie nie jest. Za flagowe modele trzeba zapłacić prawie pół miliona. Na szczęście do testu trafiła integra Triton Evo, kosztująca mniej więcej jedną dziesiątą tej ceny.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

12AU7 od Sylvanii.

 

Budowa
Od strony wzorniczej Triton Evo jest lampowy do bólu: szklanych baniek jest dużo i nie zostały niczym osłonięte. Choć trzeba przyznać, że taki piękny zestaw szkoda byłoby ukrywać przed światem. Kiedy się patrzy na osiem KT150 Tung Sola (po cztery na kanał), pracujących w stopniu mocy, aż się cieplej robi na sercu. Jako drivery lamp mocy zastosowano cztery 6SN7 (po dwie na kanał), produkowane przez amerykańską Sylvanię pod nazwą handlową Baldwin. W torze sygnałowym preampu pracują triody 12AU7 (również Sylvanii), po jednej na kanał. Te ostatnie de facto oznaczono symbolem JAN 6189 a nie 12AU7, ale znawcy tematu będą wiedzieć, że stanowią one swoje odpowiedniki.
Co ciekawe, oprócz kompletu pentod KT150, pochodzących z bieżącej produkcji, pozostałe lampy to już tzw. NOS-y (New Old Stock). Nie jest powszechną praktyką umieszczanie tego rodzaju rarytasów w nowych urządzeniach. Głównie ze względów ekonomicznych, gdyż NOS-y są droższe lub znacznie droższe od zwykłych lamp. Z drugiej strony, to właśnie one skrywają tajemnicę potencjalnych brzmieniowych czarów, więc taka strategia wydaje się w pełni uzasadniona. Właściciel Tritona nie powinien się raczej zadręczać poszukiwaniem jeszcze lepszych zamienników na własną rękę. Zresztą, sam producent zdecydowanie do tego zniechęca, podkreślając, jak istotny ze względów brzmieniowych jest odpowiedni pod względem parametrów dobór całego kompletu lamp, a nie tylko wybranych par. W Tritonie wszystko zostało pomierzone i skalibrowane. Poza kwartetem 6SN7 lampy opisano numerami, tak aby na pewno trafiły we właściwe gniazda. Jako że do transportu się je wyjmuje, bez oznaczeń byłby problem.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

6SN7 – Sylvania (Baldwin).

 

Cztery KT150 dostarczają aż 125 W na kanał, co – jak na wzmacniacz lampowy – jest wartością ogromną. Dystrybutor oferuje także Tritona z oktetem KT170 zamiast KT150, za co trzeba dopłacić równowartość 1000 euro. Wtedy mocy jeszcze przybędzie. Wzmacniacz może pracować w dwóch trybach – mocniejszym pentodowym oraz słabszym triodowym. W drugim dysponuje „zaledwie” 75 watami na kanał. W obu przypadkach Triton pracuje w klasie A.
Za lampami znajdują się cztery potężne chromowane „silosy”, pod którymi kryją się transformatory wyjściowe oraz zasilające.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

KT150 Tung-Sola.

 

Funkcjonalność
Obudowę wykonano w całości z aluminium. Na przedniej ściance umieszczono dwa pokrętła. Jedno służy do regulacji siły głosu, drugie – do wyboru źródła dźwięku. Aktualnie aktywne wejście wskazuje świecąca dioda. Przy selektorze wejść widać jeszcze dwie dodatkowe diody, sygnalizujące odpowiednio: pracę w trybie bezpośrednim (o czym za chwilę) oraz triodowym. Panel frontowy uzupełniają okienko czujnika podczerwieni oraz wyfrezowane logo firmy, które w czasie pracy świeci się efektownie na czerwono. Wzmacniacz uruchamiamy niewielkim przełącznikiem na spodzie.
Tył jest wąski, przez co wydaje się gęsto zabudowany. Wyposażenie w gniazda obejmuje jedno wejście XLR i trzy RCA (wszystkie liniowe), wyjście z przedwzmacniacza oraz wejście do końcówki mocy (oba RCA). To ostatnie oznaczono jako „Direct in”. Aby urządzenie mogło pracować w tym trybie, należy ustawić pobliski hebelek w pozycji „Direct”, co zostanie potwierdzone zaświeceniem się wspominanej diody na przedniej ściance.
Terminale głośnikowe to WBT Nextgen. Zrealizowano na nich odczepy dla kolumn nominalnie 4- i 8-omowych. Właściwą parę należy wybrać metodą prób i błędów; producent zapewnia, że każda kombinacja będzie bezpieczna zarówno dla kolumn, jak i dla wzmacniacza.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Przy takim wysterowaniu
na pewno zatrzęsą się ściany.
Nie tylko w pokoju odsłuchowym.

 

Podobny wybór eksperymentalny należy przeprowadzić, jeśli chodzi o ustawienie oznaczone jako DMP. Ma ono trzy pozycje: Off, 1 i 2. Jeżeli wiemy, że podłączone do wzmacniacza kolumny są „łatwe” (czyli ich impedancja nie spada poniżej 4 omów), to hebelek powinien być wyłączony. Jeżeli minimalny spadek mieści się w przedziale od 3 do 4 omów – wybieramy 1. Jeśli poniżej 3 omów – wybieramy 2. Oczywiście, nigdzie nie jest powiedziane, że musimy znać tę wartość (zresztą producenci najczęściej podają tylko impedancję nominalną, a nie minimalną), dlatego nie zaszkodzi próbować.
Powyżej przełącznika DMP znajduje się przycisk uruchamiający tryb triodowy. Należy pamiętać, aby tę czynność wykonywać zawsze, gdy urządzenie jest wyłączone. Kiedy przycisk jest zwolniony, Triton pracuje w trybie pentodowym.
Obok umieszczono guzik aktywujący test stanu lamp oraz automatyczną kalibrację prądu spoczynkowego (biasu). Ayon zaleca użycie tego resetu po każdorazowym transporcie (kiedy lampy muszą zostać wyjęte, a potem włożone) oraz profilaktycznie raz na miesiąc przy normalnym użytkowaniu. Kalibracja Ayona nazywa się „Auto-Fixed-Bias” i w odróżnieniu od zwykłej kalibracji automatycznej nie powoduje dźwiękowych skutków ubocznych.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Dolna dioda oznacza wybrany
tryb triodowy.

 

Przy przycisku resetującym bias ulokowano diodę sygnalizującą aktywację układu ochronnego, a poniżej – miniwyświetlacz pokazujący kod ewentualnego błędu lamp. W lewym górnym rogu widać jeszcze jeden hebelek, który przerywa pętlę masy. Należy go użyć tylko, jeżeli zajdzie taka potrzeba, a jest to teoretycznie możliwe, kiedy wzmacniacz pracuje w trybie Direct. Obok zamontowano zacisk uziemienia. Ostatnim elementem tylnej ścianki jest gniazdo na przewód zasilania.
Triton jest prądożerny, ale ewentualnym problemom przy włączaniu zapobiega miękki start. Sekwencyjne załączanie kolejnych elementów układu, trwające w sumie około minuty, przyczynia się także do wydłużenia żywotności lamp.
Nie otrzymałem autoryzacji na rozbieranie wzmacniacza, toteż o budowie wewnętrznej mogę powiedzieć tyle, ile – dość oględnie – przekazuje sam producent.
Układ zaprojektowano tak, aby jak najbardziej skrócić ścieżkę sygnałową. Według specyfikacji za regulację głośności odpowiada potencjometr Alpsa. Wydawało mi się, że na tej półce cenowej stosuje się obecnie bardziej wyrafinowane rozwiązania, ale widać się myliłem. Układ zasilania rozdzielono na kilka sekcji. Wewnętrzne połączenia zrealizowano przewodami miedziano-srebrnymi. Wszystkie lampy osadzono w gniazdach z berylowo-miedzianymi stykami.
W wyposażeniu znajduje się niewielki, elegancki aluminiowy pilot.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Z wyglądu ciężki. Nie trzeba
tego sprawdzać.

 

Konfiguracja systemu
Przy wzmacniaczach lampowych zazwyczaj zaleca się staranny dobór sprzętu towarzyszącego, zwłaszcza kolumn. Wiadomo, że lampom trudniej wygenerować wysoką moc. Wiadomo też, że obsługa głośników o zbyt niskiej skuteczności i impedancji może prowadzić do nieoczekiwanych odstępstw od liniowości brzmienia. Wiadomo wreszcie, że kiedy wybierzemy kolumny grające zbyt „miękko”, to nadmiar cukru w cukrze, zamiast uczty, może się skończyć audiofilską cukrzycą. Ale Tritona te kwestie nie dotyczą. Kiedy nominalna moc wzmacniacza lampowego wynosi 125 W, to o ewentualnych problemach z konfiguracją mówić po prostu nie wypada. Poza może jakimiś ekstremalnymi przypadkami Ayon powinien wysterować każde głośniki. Pozostanie do rozstrzygnięcia jedynie wątpliwość nie techniczna, lecz odsłuchowa: czy lampowy wzmacniacz sprawdzi się w zestawieniu z kolumnami o typowo „lampowej” estetyce.
Wykorzystane w teście monitory Dynaudio Contour 1.3 mkII właśnie takie są – grają dyskretnie zaokrągloną średnicą, wyrafinowaną, a jednocześnie lekko osłodzoną górą i dość płynnym basem. Za chwilę zatem wszystko się wyjaśni. Dla porządku dodam, że źródłem sygnału był odtwarzacz CD Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X. Głośniki podłączyłem do odczepów czteroomowych. Przełącznik DMP ustawiłem w pozycji 1.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Sekcja konfiguracyjna.
Tu ustawiamy odpowiednią pozycję
DMP, tryb pracy lamp, korektę
uziemienia i reset biasu.

 

Wrażenia odsłuchowe
Na początku rozwieję zasygnalizowaną wcześniej wątpliwość, związaną z łączeniem wzmacniacza i kolumn o zbliżonym temperamencie brzmieniowym. Obyło się bez wpadki. Podobieństwa się nie spotęgowały ponad miarę, a różnice nie rozjechały bez kontroli. Ayon i Dynaudio stworzyły dobre zestawienie. Oczywiście nie wątpię, że z ostrzej, przejrzyściej czy jaśniej grających kolumn wzmacniacz mógłby wydobyć inne zalety. Ale tutaj akurat istotne jest to, że połączenie podobnych profili dźwiękowych bez problemu zmieściło się w nurcie szeroko rozumianej neutralności.
Obecna wersja Tritona to jego czwarte wcielenie; mamy więc do czynienia z modelem o długiej historii. Dodajmy, że bardzo pięknej, bo czytając archiwalne opinie o wcześniejszych wersjach trudno się doszukać krytyki. Dominuje uznanie, czasami urozmaicane zachwytem. Albo odwrotnie – w zależności od nastawienia czytającego. I – uprzedzając fakty – powiem, że tę renomę łatwo zrozumieć. Nawet bez pogłębionych analiz szybko docenimy klasę brzmienia.
Po pierwsze, słychać nawiązanie do najlepszych tradycji lampowych. Po drugie – dźwięk jest wyrafinowany i, jak na technologię próżniową, całkiem neutralny. Oba atrybuty dają posmak lampowej referencyjności. I mówię to z pełną świadomością faktu, że płacąc cztery razy więcej, na pewno uzyskamy brzmienie jeszcze trochę lepsze. Z naciskiem na „trochę”.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Sekcja wejść plus wyjście
z przedwzmacniacza.

 

Najmocniejsza strona Tritona to muzykalność. Nikogo to zresztą nie zaskakuje. Z drugiej strony, muzykalność muzykalności nierówna. Bo można ją budować w oparciu o różne założenia, a w tym przypadku opiera się na synergii trzech elementów: barw średnicy, plastyczności i... rytmu. Zacznijmy od tych pierwszych, bo w nich właśnie, niezależnie od stylu brzmienia i rodzaju repertuaru, zawsze bije serce muzyki.
Średnica Tritona to połączenie tradycji z nowoczesnością. Mamy tu nostalgiczny powrót do lampowego zmiękczenia obrazu, zaokrąglenia konturów, lekkiego podwyższenia temperatury i gęstych olejnych barw. Ale jednocześnie – to wszystko zostało podane z umiarem. W sposób, który pobudza apetyt, ale nigdy nie syci. Brzmienie ma ewidentny charakter własny, zachowujący jednak wszystkie atrybuty high-endowej spójności i wyrafinowania.
Zapowiedziane powiązanie rytmu i muzykalności teoretycznie nie ma sensu – są to cechy, które wzajemnie się dopełniają, ale dotyczą zupełnie innych atrybutów brzmienia. W high-endzie jednak najciekawsze rzeczy dzieją się wtedy, gdy producent schodzi z utartych ścieżek i wydeptuje własną. Co prawda, ten pozornie paradoksalny związek muzykalności i rytmu poznałem już w innych wykonaniach (zbliżony efekt pamiętam na przykład z testów monitorów Spendor Classic 2/3 czy monobloków Cambridge Audio M), ale tutaj po raz pierwszy wydał mi się on aż tak odważnie zaznaczony. W teorii uderzenie w talerz perkusyjny jest uderzeniem w talerz. Ale w Tritonie jego przenikliwość została jakby dodatkowo doprawiona słodyczą i wilgotnym zmiękczeniem. Tak samo z bębnami i wszystkimi innymi, mniej lub bardziej popularnymi instrumentami perkusyjnymi. Co jednak nie przeszkadza zachować pożądanej dawki mikrodynamiki. Zwolennicy dobitnego rytmu nie będą mieli podstaw do narzekania – bo dobitność jest rockowa, a lampowa pozostaje sama poświata. Taki rytm i takie barwy składają się na brzmienie niezwykle plastyczne, tworząc ostatnią z trzech cech muzykalności Ayona. Tak skonfigurowana – nadaje brzmieniu niepowtarzalny wdzięk, w którym odważne i mocne pociągnięcia pędzlem nie zakłócają pięknej reprodukcji subtelności.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Pilot.

 

Góra pasma jest płynnie zespolona ze średnicą. Soprany wydają się osłodzone i trochę introwertyczne. Nie będę nikogo przekonywał, że w kategoriach bezwzględnych mogą konkurować z poziomem referencyjnych tranzystorowców – bo nie mogą. Niejeden wzmacniacz solid state ze zbliżonej półki cenowej bez problemu pokaże więcej w tej dziedzinie. Tylko co z tego, że ilość sopranów oszołomi? Czy to będzie naprawdę bliższe muzycznej prawdzie? Nie sądzę.
W tym momencie nie mogę się powstrzymać od zdradzenia pewnej audiofilskiej teorii spiskowej, której jestem zwolennikiem. Uważam, że ten nieźle trzymający się trend do mocnego akcentowania góry pasma to czasami efekt świadomych decyzji biznesowych. Bo, jak powszechnie wiadomo, ale o czym rzadko się mówi, potencjalni nabywcy sprzętu bardzo drogiego są zamożni, a co za tym idzie, w niemałej części już nie najmłodsi. A z wiekiem próg słyszalności wysokich tonów się obniża. Dlatego, jako ukłon w stronę grupy docelowej, górę pasma trzeba trochę podbić. Poza tym dochodzi do tego wiek szefa firmy, który osobiście zatwierdza ostateczne brzmienie. A im szef starszy – tym wiadomo... Tylko nie zapomnijcie, że to wszystko teoria spiskowa – i nikomu jej nie powtarzajcie.
Choć ja sam do młodzieniaszków się nie zaliczam, a na co dzień siwizny też nie maskuję, to jednak na razie soprany słyszę dobrze. A może nawet za dobrze. Dlatego wszędzie tam, gdzie podejrzewam sopranowy spisek – góra pasma mi nie imponuje. Zaimponować może natomiast podejście, które prezentuje Ayon. Czyli naświetlanie nie tyle możliwie najwyższych rejestrów pasma, ale tego przedziału, który zwyczajowo określa się jako fizjologiczny. W ten sposób zyskujemy piękno kosztem spektakularności, a góra i tak zawiera tyle informacji, ile trzeba. Bo artykulacja szczegółów, za którą w dużej mierze odpowiedzialność biorą wysokie tony, jest naprawdę wspaniała. Wyrazistość idzie tu w parze z płynnością, a złagodzone sybilanty konsekwentnie dopełniają głębokie barwy średnicy.
Triton nie jest urządzeniem bezlitosnym dla nagrań średniej jakości. Na pewno pozwoli się cieszyć starszymi realizacjami. Kiedy nacisk jest położony na pierwiastek emocjonalny, niedoskonałości techniczne schodzą na dalszy plan. Jest jednak aspekt, w którym te niedoskonałości mogą się okazać znaczące. Chodzi o stereofonię. Pod tym względem wzmacniacz okazuje się surowy. Potrafi naprawdę zaczarować, jeżeli scena jest nagrana dobrze. Ale też obnażyć jej wszystkie mankamenty, kiedy jest nagrana słabo. Oczywiście żaden wzmacniacz nie stworzy holografii, jeśli nie dostanie odpowiedniej informacji ze źródła, ale w tym przypadku skala różnic jest większa niż zwykle. Krótki odsłuch niewłaściwego nagrania może dać mylne pojęcie o potencjale Tritona w aspekcie kreowania sceny. Należy o tym pamiętać, planując wizytę w salonie.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Taki tam lampowy krajobraz…

 

Ja na szczęście miałem dość czasu, aby odsłuchać wiele płyt. Dlatego pozwolę sobie opisać stereofonię w jej najlepszym wydaniu. Bo w końcu chodzi o zakres rzeczywistych możliwości danego urządzenia, a nie o ewentualne błędy w reżyserce. W przypadku Tritona otrzymujemy bardzo dobrą szerokość i naprawdę rewelacyjną głębię. Lokalizowanie dźwięków jest dokładne, choć z elementem zmiękczenia. Sposób ich pozornego materializowania kojarzył mi się bardziej z pluskiem wpadającej do wody kropli niż odgłosem pracy superprecyzyjnej szlifierki. Albo inaczej: stereofonia ma bardziej charakter rysunkowy niż fotograficzny, bardziej analogowy niż cyfrowy. To raczej ślady cienkiego ołówka o dużej miękkości niż zapis z matrycy o rekordowej rozdzielczości.
Triton oferuje bardzo dobre rozciągnięcie basu. Można odnieść słuszne wrażenie, że jest on nawet minimalnie obfitszy niż powinien. Ale to się mieści w ogólnym obrazie całości – przyciemnionej i lekko zagęszczonej. Przy czym hojność niskich tonów jest dyrygowana bardzo sprawną batutą. Co prawda, nie są one utwardzone, ale kontrolowane wyjątkowo dobrze. W czasie odsłuchu bas niejednokrotnie  balansował na granicy menisku wypukłego, ale ani razu się nie przelał. Ciągle czułem moc, ale nigdy dudnienie. I – co warte podkreślenia – skoro z redakcyjnych Dynaudio Ayon zdołał wycisnąć bas spektakularny jak na monitory, to z podłogówkami powinno być jeszcze lepiej.
Dynamika była wypadkową opisywanego już rytmu i hojnego basu. Jej skalę określiłbym jako bardzo dużą, tempo natomiast – jako względnie umiarkowane. Czyli kierunek zgodny z definicją lampowego dźwięku. Myślę nawet, że można dynamikę Ayona postawić jako wzorzec odniesienia dla tego typu urządzeń. To rozmach ocierający się o dostojeństwo, a przy tym odpowiednia werwa, choć wolna od agresji.


Pentoda vs. trioda
Jedno z ważniejszych pytań przy tym teście powinno dotyczyć trybów pracy lamp: pentodowego i triodowego. Teoria mówi, że tryb pentodowy to więcej mocy i lepsza dynamika, natomiast z triodą zyskamy większe nasycenie barw i delikatniejszy dźwięk. W tym przypadku teoria pokrywa się z praktyką. Nie chodzi jednak o z góry przesądzoną przewidywalność tej różnicy oraz jej charakter, lecz o skalę. Czy kupując Tritona, otrzymamy „dwa wzmacniacze w jednym”, czy może jednak różnica balansuje na granicy percepcji? W mojej ocenie, choć żadne z powyższych ekstremów nie występuje, bliżej będzie do drugiej opcji. Innymi słowy: różnica jest słyszalna, ale mimo wszystko niewielka. I tak naprawdę może się okazać istotna tylko przy głośnym słuchaniu. Tutaj pentoda poradzi sobie lepiej, a trioda może dostać zadyszki. Inna sprawa, że aby to stwierdzić, należy przekręcić potencjometr do poziomu, którego w warunkach domowych raczej nie będziemy używać. Przypuszczam, że miłośnicy spokojniejszego repertuaru wybiorą triodę dla świętego spokoju. Ja w ramach testów słucham jednak różnych rodzajów muzyki. I bez poczucia straty czy niedosytu mniej więcej trzy czwarte odsłuchu przeprowadziłem w trybie pentodowym. Nie wykluczam, że z innymi głośnikami różnice mogłyby się okazać większe, ale nie miałem okazji tego sprawdzić.
Dźwięk austriackiego wzmacniacza jest plastyczny, gęsty, solidny oraz lekko przyciemniony. Nie wnosi natomiast elementu audiofilskiej zwiewności czy orzeźwiającego chłodnego napowietrzenia. Triton gra w sposób bardzo angażujący, przez co nie odnotowałem pierwiastka relaksu. Przy tym wzmacniaczu raczej nie zaśniemy. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że albo się spocimy z emocji, albo dostaniemy gęsiej skórki ze wzruszenia.


048 055 Hifi 06 2022 001

 

Wygląd klasyczny do bólu.
Lampy pracują bez żadnej osłony.

 

Konkluzja
Triton to znakomity wzmacniacz. Płynnie łączy moc z high-endową muzykalnością. Jest przy tym zrównoważony i całkiem neutralny. Ma w sobie coś z dostojeństwa, ale także odpowiednią energię. No i ten lampowy czar sprzed lat…
Dlaczego akurat przy tym teście naszło mnie wspomnienie pierwszego audiofilskiego olśnienia? To chyba jasne: bo nostalgia to potężna siła. A jej ułamek dostarcza Ayon Triton Evo – i to bez dopłaty.   

 

AyonTritonEvo



Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 06/2022