HFM

artykulylista3

 

Soulnote A-2

040 047 Hifi 06 2022 007Polityka każdej firmy, w tym audiofilskiej, musi być podporządkowana zyskowi. Niedobrze się jednak dzieje, kiedy walka o klienta staje się jedynym priorytetem, kosztem wszystkich pozostałych. Przykład Soulnote pokazuje, że na rynku jest jeszcze miejsce dla tych, którzy pozostałe cele traktują równie poważnie co zabieganie o klienta. A może nawet poważniej.



Dopiero co opisywaliśmy odtwarzacz Soulnote C-1 („HFiM” 4/2022), więc tym razem pominę rozważania na temat samej firmy, jej historii i oferty. Dla porządku wspomnę jedynie, że A-2 to droższy z dwóch wzmacniaczy zintegrowanych z aktualnego katalogu.


Budowa
Urządzenie występuje w dwóch wariantach wykończenia – srebrnym i czarnym. Przednią ściankę ozdobiono charakterystycznymi poziomymi wręgami, frezowanymi w grubym płacie aluminium. Do testu dostarczono egzemplarz w wersji czarnej. Jeżeli znawcy kolorów uznają, że jest ciemnografitowa – nie będę polemizować.
Do obsługi przewidziano włącznik, dwa srebrne pokrętła oraz systemowy pilot. Lewą gałką wybieramy źródło dźwięku, a aktywne wejście potwierdza czerwona dioda. Prawa gałka służy do regulacji głośności, której aktualny poziom wskazuje skromny czerwony wyświetlacz, umieszczony ponad centralnie ulokowaną tabliczką z logo Soulnote’a. Do boków urządzenia przymocowano drewniane ścianki, które nadają mu sznyt niekwestionowanej elegancji.
Do A-2 można podłączyć sześć źródeł liniowych; w wyposażeniu nie uwzględniono modułu phono. Do dyspozycji są trzy wejścia XLR i trzy RCA. Sygnał do głośników wyprowadzają pojedyncze terminale.
Tradycyjnie dla firmy Soulnote urządzenie wspiera się na trzech nóżkach. W zależności od preferencji możemy wybrać ustawienie na płasko albo na ostro – wkręcając dostarczane w wyposażeniu kolce. W przypadku A-2 dwie nóżki znajdują się z tyłu, a jedna – z przodu. I – również tradycyjnie dla Soulnote’a – ta pojedyncza jest przedłużeniem osi transformatora toroidalnego (tutaj o mocy 600 VA). Takie rozwiązanie pozwala zredukować emisję jego drgań na obudowę. Myślę, że A-2 ma jedną z najlepiej zoptymalizowanych pod względem antywibracyjnym obudów w swoim, a nawet znacznie wyższym przedziale cenowym.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Dwuwarstwowa pokrywa.

 

 
 

Tryby pracy
O tym, że japońscy inżynierowie nie oglądają się na modę i podążają własną ścieżką, świadczy nietypowa mnogość trybów pracy A-2. Kiedy przyjrzymy się uważnie tylnej ściance, zauważymy cztery, opisane trochę nieintuicyjnie, przełączniki suwakowe. Pozwalają one wybrać jedną spośród sześciu opcji konfiguracji.
Tryb podstawowy to wzmacniacz zintegrowany stereo – czego definiować nie trzeba. W kolejnym można odłączyć sekcję preampu i wykorzystać A-2 jako końcówkę mocy. W tym przypadku zewnętrzny przedwzmacniacz podłączamy do wejścia 1 (XLR) albo 4 (RCA). Jako końcówka mocy wzmacniacz może zagrać w trzech trybach: stereofoniczym oraz dwóch monofonicznych. Stereo – znów nie trzeba tłumaczyć. W mono sytuacja trochę się komplikuje. W takim przypadku sygnał  należy podłączyć do lewego kanału wejścia 1 albo 4. W trybie mono bi-amp nowo powstały monoblok wyprowadza sygnał jednego kanału z dwóch wyjść głośnikowych. Jeżeli dysponujemy kolumnami z podwójnymi terminalami, to możemy jedną parą kabli zasilić sekcję wysokonotową, a drugą – nisko-średniotonową. Natomiast w trybie mono BTL (Bridge Tied Load) monoblok zostaje zmostkowany. W tym przypadku wyprowadzamy z niego tylko jedną parę przewodów głośnikowych. Jako minusa użyjemy plusowego wyjścia pierwotnie prawego kanału, a jako plusa – plusowego lewego. Korzyścią z mostkowania jest dwukrotny wzrost mocy. Producent zaznacza jednak, że opcja mostkowania jest zarezerwowana tylko dla kolumn ośmioomowych. No i oczywiście, aby wszystkie tryby mono miały sens, musimy dokupić drugi egzemplarz A-2. Taki tam drobiazg.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Do wyboru są dwa rodzaje nóżek.

 

 
 

Wymieniliśmy dotychczas cztery tryby pracy wzmacniacza, a zapowiadałem sześć. Dwa ostatnie to integra mono bi-amp oraz integra mono BTL. Obie opcje zostawiłem na koniec, gdyż są bardzo egzotyczne. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek testował wzmacniacz umożliwiający taką konfigurację. W tych scenariuszach każdy kanał ma nie tylko własną końcówkę mocy, ale także własną sekcję preampu. Każde wejście liniowe ma w tej sytuacji aktywne tylko gniazdo oryginalnie lewego kanału, a wyjścia kolumnowe działają tak jak w opisanych wcześniej trybach mono dla końcówek mocy. Siłą głosu każdego kanału nie sterujemy centralnie, tylko oddzielnie – z dwóch egzemplarzy A-2. Jeśli przyjmiemy, że zdalne sterowanie w obu egzemplarzach reaguje z taką samą precyzją, to wszystko powinno być w porządku. W przeciwnym razie korekty trzeba będzie wykonywać ręcznie. Trochę skomplikowane? Całe szczęście, do wzmacniacza dołączono instrukcję w języku angielskim. To niby oczywistość, ale w przypadku testowanego wcześniej odtwarzacza C-1 zabrakło nawet tego (instrukcja była po japońsku).
W tym bogactwie konfiguracji, mimo wszystko, można odczuć pewien niedosyt. Producent nie przewidział bowiem możliwości wykorzystania urządzenia tylko w roli preampu: A-2 nie ma żadnego wyjścia sygnałowego. A niedosyt bierze się stąd, że pre-out jest na tyle popularny, że można go znaleźć nawet w niektórych wzmacniaczach budżetowych.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Płytka z mikrokontrolerem
– mózg urządzenia.

 

 
 

Wnętrze
Zdejmowanie pokrywy A-2 to poezja. Trudno mi sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek wystarczyło do tego odkręcenie jedynie dwóch śrubek. W A-2 uwalniają one metalową belkę tworzącą tylną górną krawędź urządzenia. Po jej zdjęciu całą pokrywę wysuwamy do tyłu bez żadnego oporu. Oznacza to, że nie jest ona w żaden sposób przytwierdzona do reszty obudowy, tylko zablokowana. Taki nietypowy sposób „mocowania” to wynik testów odsłuchowych – według producenta zapewnia wydajniejszą redukcję zakłóceń mechanicznych. Zresztą, sama pokrywa jest również dość oryginalna. Składa się z dwóch warstw. Na dole znajduje się mocno perforowana blacha stalowa, a na górze – aluminium z dwoma prostokątnymi wielkimi otworami. Widać przez nie iluminację wnętrza pracującego wzmacniacza – ze środka ładnie przebija się blask kilku diod.
Układ elektroniczny jest bardzo rozczłonkowany. Doliczyłem się aż 13 płytek drukowanych. Nie będziemy ich tu wszystkich omawiać, tym bardziej, że niektóre są malutkie. Zajmiemy się tymi większymi.
Wzrok przykuwa płytka z sekcją przedwzmacniacza. Jej lwią część zajmuje układ kilkudziesięciu rezystorów i przekaźników Panasonica, odpowiadających za regulację siły głosu. Część przekaźników oddelegowano do obsługi wejść. Układ logiczny sterujący preampem znajduje się na oddzielnej płytce – jego sercem jest mikrokontroler R5F100PJA. Warto dodać, że w przypadku wybrania któregokolwiek z trzech trybów końcówki mocy prawie wszystkie układy preampu zostają odłączone.
Pod opisaną płytką mieści się największy druk w całym urządzeniu. Znajdują się na nim filtracja zasilacza oraz obie końcówki mocy. Znaczna część tego układu jest zasłonięta, przez co niewiele można o niej powiedzieć. Właściwie tylko to, że konstruktorzy postawili na większą liczbę kondensatorów elektrolitycznych (głównie Elny), za to o mniejszej jednostkowej pojemności. Nie zabrakło także licznych kondensatorów polipropylenowych.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Dziesiątki przekaźników,
a między nimi – rezystory.
To sekcja regulacji siły głosu.

 

 
 

W widocznej części tej sekcji pozostały jedynie tranzystory. Według producenta pracują one w 4-stopniowym układzie, tzw. konfiguracji Darlingtona. Dla każdego kanału przewidziano grupę sześciu zaekranowanych tranzystorów sterujących. Tranzystory mocy to cztery pary Sankenów 2SC2837/2SA1186. Wszystkie przymocowano do płytki prostopadłej do powierzchni radiatorów. Te ostatnie mieszczą się w całości w środku urządzenia. W przekroju poprzecznym są zamknięte. Producent mówi o ich kominowym kształcie – niech będzie. Na każdy kanał przypada zatem jeden blok połączonych ze sobą sześciu kominów.
Cały układ jest zbalansowany i pracuje bez globalnej pętli sprzężenia zwrotnego. Ścieżkę sygnałową poprowadzono tak, aby była możliwie najkrótsza. Większe wiązki przewodów zostały zakryte białymi rękawami, co zapewnia wrażenie pięknego porządku.
Do testu dotarł model A-2 w wersji E. Nie doszukałem się informacji, co to oznacza. Inne występujące w przyrodzie wersje to SE i H, ale ewentualne różnice pomiędzy nimi mogę jedynie zgadywać. Zgaduję więc, że symbole mogą mieć związek z niemającymi większego znaczenia kodami eksportowymi, choć oczywiście mogę się mylić.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Tranzystory stopnia wyjściowego
i kominowe radiatory jednego kanału.

 

 
 

Konfiguracja systemu
Soulnote A-2 zagrał w redakcyjnym systemie, złożonym z odtwarzacza Naim 5X (z zasilaczem Flatcap 2X) oraz monitorów Dynadio Contour 1.3 mkII. Trochę byłem ciekaw opcji mostkowania, ale jako że nie dysponowałem drugim egzemplarzem, testowałem tylko tryb podstawowy – integry stereo.
Soulnote A-2 nie miał łatwo, bo został włączony do systemu bezpośrednio po wypięciu Ayona Triton Evo. Oczywiście z uwagi na fakt, że oba urządzenia prezentują inną półkę cenową (Triton jest dwukrotnie droższy) i inne podejście technologiczne (tam lampa, tu – tranzystor), takiego porównania nie należy traktować wiążąco. Tym niemniej niezobowiązujące nawiązanie do Tritona może się okazać interesujące. Bo w pewnych aspektach pozwala naświetlić niektóre bardzo ustereotypizowane różnice pomiędzy lampą i tranzystorem, by w innych je zrównać lub nawet odwrócić.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Transformator oraz sekcja
zasilacza preampu.

 

 
 

Wrażenia odsłuchowe
Z racji zawodowego nastawienia jestem w stanie (a nawet w obowiązku) oddać honor każdej konstrukcji, niezależnie od technologii, w której została wykonana. Tym niemniej wydaje mi się, że wstępne umiejscowienie Solunote’a na globalnej mapie temperatury barwowej może się okazać interesujące. I tak, jeżeli jako punkt odniesienia przyjmiemy jakiś teoretyczny wzorzec dźwięku tranzystorowego, to A-2 wyda się przy nim urządzeniem grającym ciepło. Jeżeli jednak tym punktem odniesienia stanie się teoretyczny wzorzec dźwięku lampowego, to już tego nie powiemy. A zatem już na wstępie zapowiem, że A-2 gra ciepło, ale jest to mimo wszystko ocieplenie w mikroskali. I jednocześnie dąży do tego, aby podkreślić swój szacunek do ideału neutralności. Razem tworzy to dość ciekawe połączenie, a co za tym idzie – frapujący dźwięk.
Bardzo mi się spodobała przestrzeń Soulnote’a. Poskromił w niej efekciarstwo, które potrafi zabrzmieć sztucznie, kiedy konstruktor usiłuje pokazać, że potrafi pójść na całość. Zamiast tego otrzymujemy wiarygodny realizm. Duża dokładność w lokalizowaniu dźwięków, choć bez efektu skalpelowych obrysów sprawia, że muzykę odbieramy jako prawdziwszą i bliższą. Nie chodzi tylko o to, że pierwszy plan jest dość mocno wysunięty do przodu (bo jest), ale także o to, że to, co się dzieje dalej, a także w bocznych sektorach sceny, odbieramy jako równie rzeczywiste. To ten sposób odtwarzania dźwięków w przestrzeni, który pozwala zapomnieć, że jest ona wygenerowana przez system odsłuchowy. Kiedy zamkniemy oczy, możemy łatwiej sobie wyobrazić prawdziwych muzyków, grających w naszym pokoju. Takie wyobrażenia będą oczywiście dotyczyły głównie nagrań akustycznych z małą liczbą instrumentów, bo przy większych składach, niezależnie od półki cenowej sprzętu, iluzja prawdy zawsze pozostanie iluzją.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Cztery suwaki umożliwiają
użytkowanie wzmacniacza
w jednym z sześciu trybów.

 

 
 

Esencja każdego brzmienia znajduje się w średnicy. W przypadku Solunote’a należy jednak podkreślić jej dwa dopełniające się oblicza. Chodzi z grubsza o to, że dolne rejestry tego zakresu zostały nieco pogrubione i podgrzane, górne zaś szybko i skutecznie sprowadzają wszelkie próby romantyzmu na ziemię. Wrażenie, że z jednej strony wzmacniacz chce się przypodobać, ale z drugiej dąży do zachowania stoickiego spokoju i kontroli, towarzyszyło mi przez cały czas odsłuchów A-2.
W dolnej średnicy dzieje się bardzo dużo. Właściwie to najwięcej. Jej wygładzone kontury, nasycenie i różnobarwność pozwalają na stworzenie solidnego fundamentu muzykalności. Soulnote nie dyskryminuje żadnego repertuaru. Słuchając różnych płyt, zastanawiałem się, czy po jakiś rodzaj brzmienia sięgam chętniej niż po inne – i tak się zastanawiając, dotarłem do końca testu. Nieważne, czy to fortepian, orkiestra, kameralne składy smyczkowe, jazzowe tria, chillout, czy rock: A-2 zawsze wydobywał ze średnich tonów płynność i malowniczość.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Wejścia sygnałowe i wyjścia
głośnikowe. Dopóki używamy trybu
podstawowego, nie ma się nad czym
zastanawiać. W pozostałych
przypadkach lepiej dokładnie
przestudiować opisy gniazd.

 

 
 

Bas raczej nie szokuje. Tym niemniej zaliczyłbym go do bardzo poprawnych. Takie wstrzemięźliwe podejście jest rzadkością w czasach, kiedy wszyscy (a przynajmniej wielu) chcą niskimi tonami zrobić możliwie jak największe wrażenie. Konstruktorzy Soulnote’a postąpili po swojemu, wychodząc z założenia, że bas ma być, ale bez przesady. Taki naturalny i oczywisty, który nie pompuje niczego na siłę. Oczywiście należy wziąć poprawkę na fakt, że monitory Dynaudio nie powinny być traktowane jako definitywny probierz niskotonowych możliwości podłączonej do nich elektroniki. W konfiguracji z bardziej wydajnymi w tym zakresie podłogówkami japoński wzmacniacz na pewno pokazałby więcej.
Czy ten basowy umiar jest dobry, czy zły? Kiedy się słucha A-2, to na pewno nie powiemy, że czegoś brakuje. Bo po prostu słucha się dobrze. Fundament harmoniczny, dzięki uprzywilejowanej roli swojego środkowego podzakresu, płynnie wspomaga pracę średnicy. Jest niejako utrwalaczem przyjętej koncepcji muzykalności, opierającej się na jędrności, soczystości i dyskretnym ociepleniu.
Z dotychczasowego opisu może wynikać, że Soulnote gra ciepło. Ale taki wniosek byłby mimo wszystko niepełny. Po pierwsze, to ocieplenie jest wyczuwalne, ale w skali absolutnej naprawdę nieznaczne. Od ocieplenia lamp, choćby nawet tych najbardziej neutralnych, Soulnote’a dzielą lata świetlne. Drugim natomiast powodem, dla którego wniosek o ociepleniu należy traktować bardzo względnie, jest neutralizujący charakter pozostałych, nieopisanych jeszcze cech brzmienia.
Głównym nadzorcą średnicowych i basowych swawoli jest rytm – śmiały i wyeksponowany. Nawet z najbardziej romantycznych wycieczek średnie tony są szybko zawracane przez bębny i talerze. Jest w tym pewna surowość, a nawet bezwzględność. A-2 nie wdzięczy się zaokrąglaniem dźwięków perkusyjnych instrumentów blaszanych. On je odtwarza bez filtra. Jedni tak lubią, inni nie, ale kwestię gustu zostawmy na boku. Mógłbym skrytykować takie podejście z uwagi na własne preferencje, jednak ważniejsza wydaje się ocena całości. I tu Japończykom należą się brawa. Mocny, twardy i ostry rytm pięknie się komponuje z muzykalnością. W efekcie otrzymujemy logicznie zestrojone i zrównoważone brzmienie.
Góra pasma nie jest osłodzona – jest pikantna. A-2 prezentuje tutaj podejście, które spodoba się miłośnikom zdecydowanych sopranów. Takich, które niczego nie łagodzą ani nie upiększają. Najwyższe tony zostały podane w formie czystej – bez kompresji czy wygładzania. Choć osobiście preferuję inne podejście, to jednak Soulnote nie wprowadzał choćby najmniejszego dyskomfortu. A to dlatego, że taki sposób prezentacji góry uzupełniał stopę rytmiczną w równoważeniu muzykalności pierwiastkiem kontroli. I przy okazji rozjaśniał to, co wcześniej przyciemniły niższe rejestry.
Soulnote A-2 czerpie inspiracje z lampowej muzykalności i tranzystorowej kontroli. Oferuje soczyste barwy, ale i mocny rytm. Jest porządnie zbudowany i świetnie wygląda. Warto go sprawdzić.


040 047 Hifi 06 2022 001

 

Brawa dla projektanta
przedniej ścianki! Ciemne aluminium
z poprzecznymi wręgami
wygląda obłędnie.

 

 
 

Konkluzja
Nie da się ukryć, że konstruktorzy japońskiej wytwórni zbudowali wzmacniacz taki, jaki chcieli zbudować, a nie taki, którego według ich wyobrażenia mógłby oczekiwać rynek. Przy lepszej promocji mogłoby się jednak okazać, że rynek oczekiwał takiego właśnie wzmacniacza od dawna, mimo że sam o tym nie wiedział.

 

soulnote a 2



Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 06/2022