HFM

artykulylista3

 

Grandinote Shinai

056 059 Hifi 05 2022 006„Liczy się tylko dźwięk” – w świecie hi-fi nie ma chyba bardziej wyświechtanego sloganu. Massimiliano Magri zrobił jednak coś, co przywróciło tym słowom znaczenie.


Najlepszy wzmacniacz na świecie? Niemieckie „Audio” monobloki Demone Mono Block oceniło na 140 punktów, czyli maksimum. To przyniosło włoskiej firmie rozgłos, ale bardziej spektakularnym wyczynem okazało się co innego. W 2005 roku Max skonstruował pierwszy wzmacniacz, który uznał za zwieńczenie poszukiwań: A Solo. Wykorzystał w nim autorskie rozwiązanie, które nazwał Magnetosolid. Wprawdzie uznał skromnie, że A Solo to „najlepszy włoski wzmacniacz na świecie”, ale zauważył też, że „inne najlepsze” tranzystory mogą jeszcze lepiej kontrolować bas i energię. Dlatego już dwa lata później opracował następcę: Prestigio, a za kolejny rok – Shinai. Max był już z niego w pełni zadowolony, ale zaczęło mu przeszkadzać co innego. Fakt, że nabywcy A Solo tak naprawdę nie mieli świadomości, jaki postęp dokonał się w konstrukcji i nie wiedzą, co Grandinote potrafi teraz. Zaproponował więc, że… odkupi ich egzemplarze i zastąpi je czymś naprawdę odzwierciedlającym potencjał Wielkiej Nuty.
„Liczy się tylko dźwięk” to dobre hasło, ale prawie zawsze okazuje się, że bardziej liczą się pieniądze. Max tej prawidłowości zaprzeczył nie pustym gadaniem, tylko własnym portfelem. Czy kupił swoich klientów, nie wiem, ale na pewno pokazał, że jest idealistą, a takiemu łatwiej uwierzyć.


Oferta
Obecnie włoska wytwórnia oferuje trzy wzmacniacze zintegrowane, dwie końcówki mocy i dwa monobloki. Ofertę uzupełniają dwa przedwzmacniacze i streamer. Co ciekawe, wszystkie integry i końcówki mają identyczną moc: 2 x 37 W. Różnią się za to cenami, uzależnionymi od jakości… transformatorów wyjściowych. Ich obecność w konstrukcji sugeruje sympatię do McIntosha. Potwierdza ją także obecność w katalogu kolumn wyposażonych w wiele przetworników. Pomijając najtańsze, które wyglądają całkiem zwyczajnie, średni model Mach 9 ma 9 wooferów i 16 tweeterów, zaś szczytowy Mach 36 to już czyste szaleństwo: 25 tweeterów i 36 wooferów. Swoją drogą – ciekawe jak to gra.

056 059 Hifi 05 2022 001

 

Smażalnia w centrum.

 

 


Magnetosolid
Massimiliano zbudował swój pierwszy wzmacniacz w 1996 roku. Już wtedy posłużył się marką Grandinote, choć formalnie firma jeszcze nie istniała. Wcześniej kupił nawijarkę do transformatorów, które do dzisiaj wykonuje we własnym zakresie. Była konieczna, ponieważ zaczynał od układów lampowych. Na nich szlifował warsztat, ale już w 2003 je porzucił. Wtedy też powstał pierwszy wzmacniacz tranzystorowy magnetosolid, który miał i zalety, i wady lamp, ale prezentował brzmienie, które klienci przyjmowali z niedowierzaniem. Mimo że pochodziło z konstrukcji półprzewodnikowej, do złudzenia przypominało triodę 300B. Kolejne udoskonalenia szły w kierunku dalszej eliminacji słabości szklanych baniek i w 2005 zaowocowały wspomnianą integrą A Solo oraz oficjalnym założeniem firmy Grandinote.
Pozostał jeden element łączący obie techniki: transformatory wyjściowe. Trudno powiedzieć, czy Maksowi szkoda było wyrzucać nawijarkę, czy też zafascynował się projektami McIntosha. Bardziej prawdopodobne wydaje się to drugie, bo sam zauważa, że to również „wzmacniacze półprzewodnikowe z transformatorami na wyjściu”, choć podkreśla, że jego są inne: „Grandinote to wzmacniacze lampowe, tyle że lampy zostały zastąpione tranzystorami”. Jak dla mnie, brzmi to dość pokrętnie, ale już ustaliliśmy, że Max jest idealistą, a tacy ludzie myślą inaczej. Lampy czy tranzystory – to tylko podzespoły i do nich nie przywiązuje kluczowego znaczenia. Najważniejsze są transformatory. Na czym polega ich wyjątkowość, nie wiadomo, bo tą wiedzą konstruktor się nie dzieli.

056 059 Hifi 05 2022 001

 

Precyzja montażu.

 

 


Budowa
Wyjątkowość Shinaia objawia się wszędzie, gdzie tylko spojrzeć. Gabaryty przypominają tramwaj albo węgierską chatę na wsi: front jest niewielki, za to na głębokość obudowa ciągnie się jak dzień bez jedzenia. Z przodu znajdują się: wielgachny włącznik, mały wyświetlacz i sześć guzików opisanych czcionką dla krótkowidzów. Służą do regulacji głośności, wyboru źródła, wyciszenia oraz nawigacji po prostym menu, w którym ustawimy balans oraz startowy poziom wzmocnienia dla każdego z wejść. Poza tym wyłączymy display i zamienimy wejście 1 na wyjście liniowe.
Obudowę wykonano z metalu. Wykończenie to kontrast matowych czarnych ścianek bocznych i polerowanej stali na górze i z tyłu.
Sygnał podłączymy do dwóch wejść XLR i dwóch RCA. Do kolumn wyprowadzają go pojedyncze zaciski, szeroko rozstawione i wygodne nawet dla recenzenta. Ciekawostkę stanowi fakt, że każdy kanał wymaga osobnego zasilania, wobec czego użytkownik musi się zaopatrzyć w dwie identyczne sieciówki. Mamy więc do czynienia z posuniętym do ekstremum układem dual mono – od gniazdka w ścianie, aż do wyjścia. Jeżeli uznamy, że tylko taki jest „pełny”, będzie to oznaczać, że wszystkie inne są „quasi”.

056 059 Hifi 05 2022 001

 

Lustro w środku, lustro na zewnątrz.

 

 


Pilot to mistrzostwo świata w ergonomii. Maleńka aluminiowa sztabka zawiera jedynie pięć przycisków, a jednocześnie jest tu wszystko, co potrzeba. Sterownik jest programowalny i podobno można nim… otwierać samochód i bramę garażową, ale nie sprawdzałem. W każdym razie dobrze leży w dłoni, świetnie wygląda i… nie widać, jak go otworzyć, żeby wymienić baterie. Rozwiązaniem okazuje się dziurka z tyłu. Wkładamy wykałaczkę, popychamy i wszystko staje się jasne.
Wnętrze wzmacniacza to lustrzane odbicia dwóch kanałów, rozdzielonych pośrodku radiatorami, które bardzo mocno się nagrzewają. Z tego względu wtłoczenie urządzenia w zamkniętą szafkę odpada, chyba że chcecie spowodować pożar.
Elektronikę ustawiono pionowo, bo to pozwoliło optymalnie wykorzystać miejsce w obudowie. W każdym kanale zobaczymy po dwa duże transformatory, z których jeden jest zasilający, a drugi wyjściowy. Z tego względu moc pozostaje identyczna bez względu na impedancję kolumn. 37 W z tak grzejącego się smoka oznacza, że pracuje on w czystej klasie A. Końcówkę mocy każdego kanału tworzą dwa tranzystory w konfiguracji push-pull. Każdy jest zasilany z osobnego odczepu w transformatorze, podobnie jak każda sekcja wzmacniacza. Układ działa bez globalnego sprzężenia zwrotnego i jest wcieleniem ideału symetrycznego prowadzenia sygnału oraz dystrybucji zasilania (osobno dla ujemnej i dodatniej połówki sygnału). Dlatego używanie XLR-ów ma głęboki sens. Sygnał z wejść RCA jest symetryzowany.
Jedni uznają wzmacniacz Grandinote za ekstrawagancki. Inni zauważą, że to układ znany od dekad, choć niepozbawiony ciekawostek. Tak czy owak, uderza jego bezkompromisowość. A czy nie właśnie na tym powinien polegać „prawdziwy hi-end”?

056 059 Hifi 05 2022 001

 

Dwa młyńskie koła na jeden kanał.

 

 


Konfiguracja systemu
Shinai pracował z kolumnami Audio Physic Tempo VI, odtwarzaczem C.E.C CD 5 i okablowaniem Hijiri. Co do kompatybilności, nie obawiajcie się mocy 37 watów na kanał. Trzeba się postarać, żeby „udusić” włoską integrę. Najlepiej sprawdzą się głośniki przejrzyste, szczegółowe, nawet lekko rozjaśnione i możliwie łatwe do wysterowania. Nie tyle po to, żeby rekompensować słabości, co żeby uzyskać jak najwięcej pożądanych efektów kojarzonych z dobrą lampą. W końcu Max powiedział, że koncepcyjnie wzmacniacz nią jest, a nie wypada nam polemizować z twórcą.

056 059 Hifi 05 2022 001

 

Minimalistyczna sztabka.

 

 


Wrażenia odsłuchowe
Grandinote faktycznie gra jak lampa. Nie ma w tym przesady, jest za to tranzystorowy dodatek w postaci rozmiarów dźwięku. Znamy umiejętność budowy sceny przez 300B, jednak Shinai dodaje jeszcze przyjemną masywność.
Nie polega ona na spowolnieniu ani ociężałości, chociaż akurat w dziedzinie nadążania za rytmem włoski piec nie osiąga mistrzostwa świata. Osadzenie dźwięku na fundamencie jest jednak pewne, co nadaje brzmieniu pewną majestatyczność. Bas jest lampowo miękki, poluzowany i leniwy, ale, jak mawiają muzycy: „siedzi”. Stabilnie trzyma się dolnych rejonów partytury, dodając im powagi. Mocny jak skała, nie da się ruszyć ani tym bardziej zdmuchnąć wyższym rejestrom. Mimo to ich nie zabarwia, a po prostu równoważy.
Trudno uchwycić, kiedy przechodzi w średnicę, ale miło obserwować konsekwencję, jaką oba rejestry zachowują w budowaniu barwy dźwięku i całościowego charakteru. Centrum pasma ma tę samą ciężką gęstość, mięsistość i aksamitne wykończenie. Trąbka czy skrzypce zostają powiększone, choć może to niezbyt trafne określenie. Lepiej byłoby wskazać ich okrągłość i miękkość, ale bez przyciemnienia. Przeciwnie, jak na dobrą lampę przystało, otrzymujemy także rozdzielczość z bogatą aurą składowych harmonicznych. Drabina alikwotów jest tak wysoka, że można po niej wejść na każdy dach, a może i zawadzić o chmurę?
W wysokich rejestrach słońce świeci, ale nie oślepia. Shinai nie ma zwyczaju podkreślać metalicznych syknięć, co nie przeszkadza, aby struny gitar sypały detalami. Konsekwentnie jednak zachowują tę samą aksamitną gęstość. Najbardziej intrygujące jest to, że kiedy już zdefiniujemy, jaki sposób na muzykę ma włoski piecyk, to dalsze analizowanie przestaje nas interesować. W brzmieniu słychać bowiem charakterystyczny realizm, w którym chodzi nie tyle o perfekcyjną neutralność barwy, co o namacalność i bliskość muzyki. To zjawisko dobrze znają miłośnicy triod, podobnie jak przejrzystość, definiowaną inaczej niż w mocnym i drogim tranzystorze. Bladelius Oden czy D’Agostino Momentum oszałamiają ilością szczegółów, ich separacją i czystością tła. Shinai gra grubiej, a nawet pozwala sobie na pewne uproszczenia, ale efekt okazuje się podobny. Mamy tu bowiem do czynienia z nadrealizmem, wynikającym ze spójności i równowagi pasma. Grandinote osiąga balans poprzez… ekspozycję wszystkiego. Mimo to, kiedy zechcemy wskazać centralny punkt, na którym opiera się prezentacja, bez dwóch zdań będzie to średnica.
Świetnie to obrazuje muzyka, której trochę nie uchodzi słuchać na triodzie, czyli na przykład Metallica. Tutaj liczą się dynamika i koncertowa atmosfera. Shinai ją buduje i choć znów inaczej, to i tak przekonująco. Szalonego tempa nie ma, podobnie jak powalającego uderzenia, ale nie zmienia to faktu, że widzimy przed sobą monumentalną ścianę dźwięku. Barwy są nasycone, a bas pulsuje jak serce wieloryba. Słowem: samo gęste. I ciągle wszystko słychać, a gitary pozostają agresywne i drapieżne.
Shiani radzi sobie z każdym repertuarem, jednak tam, gdzie rządzą lampy, tam i on rozwija skrzydła. Prezentacją wokali tworzy spektakl, do którego zawsze chętnie wrócimy. Jest w nich coś, czego nie da się nazwać, a przyciąga jak magnes. Kameralne składy zostają powiększone i – tutaj paradoks – nabierają przez to powagi. Orkiestra symfoniczna zachowuje wyrazistość i czytelność. Jest potężna, jednak nie przytłacza. Koncentrujemy się na jej płynności i spokoju, z którego emanują siła i dojrzałe piękno.

056 059 Hifi 05 2022 001

 

Lampa na tranzystorach

 

 


Konkluzja
Stwierdzenie, że w dźwięku Shinai jest „coś”, nie wydaje się specjalnie odkrywcze. Nietrudno zauważyć jego wyjątkowość, a jeżeli mieliśmy doświadczenia z 300B, z radością odkryjemy pokrewieństwa obu koncepcji. Wielka Nuta robi jednak coś jeszcze: pokazuje, że inne wzmacniacze są suche i powierzchowne. I, niestety, udaje jej się to zbyt często.

 

2022 05 20 14 18 16 Window



Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 05/2022