HFM

artykulylista3

 

Rogue Audio Sphinx V3

048 053 Hifi 09 2021 011Mark O’Brian jest mistrzem we wciskaniu mediom kitu. Oto po raz trzeci mamy do czynienia z „premierą” modelu Sphinx. Już widzę, jak fani tej integry z wypiekami na policzkach witają „trójkę” i podniecają się dyskusjami: „Którą masz wersję?”. Posiadacze najnowszej patrzą z wyższością na „dwójkarzy”, ci zaś na „jedynkarzy”, a niezdecydowani w kółko zadają pytanie: „Czy jest duża różnica?”.




Marka lepiej nie pytać, bo się poczuje niezręcznie. Co by miał zresztą biedny powiedzieć, skoro po raz trzeci do identycznej obudowy wkłada identyczną elektronikę? Wnikliwi wytkną, że czasem wystarczy zmienić jeden kondensator i już będzie różnica. Zgoda, tyle że w tym przypadku nie zaszły nawet takie zmiany, a jeśli już szukamy ich na siłę, to napisy na płycie frontowej namalowano odrobinę większą czcionką; dobra wiadomość dla krótkowidzów, chociaż te mniejsze były bardziej eleganckie. Jeżeli ktoś zamierza mi zarzucić, że zajmuję się takimi drobiazgami, jak literki, to odbiję piłeczkę: a o czym mam pisać w kontekście różnic między wersjami? O tym, że przy symbolu jest cyfra „3”?
Inna sprawa, że Sphinx V2 pracuje w redakcji i to nie przez przypadek. Jak już coś zostawiamy dla siebie, to chyba trudno o bardziej wiarygodną rekomendację. Gdybym miał podsumować Sphinksa jednym słowem, powiedziałbym: genialny. Aż przykro patrzeć, jak goni do pudła dwu-, a nawet trzykrotnie droższą konkurencję. I to wcale nie „wykazując wyższość w niektórych aspektach po wnikliwych odsłuchach”, tylko nie zostawiając na nich suchej nitki po minucie. Sphinx nie zdobył popularności, na którą zasługuje, a powinny się po niego ustawiać kolejki. No, ale rozumiem: to prosty wzmacniacz o ograniczonej, jak na dzisiejsze czasy, funkcjonalności. Nie ma DAC-a, streamera ani innych gadżetów.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Pilot przezroczysty na wylot.
 

 

 

Nie oferuje nawet regulacji barwy, ale żeby wiedzieć, że jest niepotrzebna, trzeba go posłuchać. Na tle konkurencji wyróżnia się tym, jak gra. No i może tym, że się nie psuje, bo wszyscy, którym poleciłem poprzednie wersje, ani razu nie skarżyli się na kłopoty.
Niewykluczone, że na to, aby ludzie docenili jakość urządzenia, potrzeba czasu i Mark będzie musiał kontynuować niecny proceder aż do „piątki”, wykorzystując zwyczaj, że media o każdej „premierze” coś napiszą, pokażą fotki i trafi to do grupy potencjalnych odbiorców. Niech tam, życzę mu powodzenia. Co więcej,  mam nadzieję, że opisy i nagrody w naszym magazynie przyczynią się do tego sukcesu. O trzeciej wersji napiszę więc z przyjemnością. Tak samo cieszyłbym się, gdyby Audio Physic do dzisiaj produkował kolumny Tempo VI, w kolejnych wersjach zmieniając jedynie nóżki albo gniazda. Na tle obecnej oferty firmy byłby to nadal hit nie do przebicia.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Instrukcja obsługi zbędna.
 

 

 

Budowa
Wyposażenie
Przednia ścianka do gruby płat szlifowanego aluminium. Zamontowano na niej trzy aluminiowe gałki. Do czego służą – widać na zdjęciach, a oprócz nich jest tylko włącznik standby z dwiema diodami, wyjście słuchawkowe duży jack i okienko z czujnikiem zdalnego sterowania. Tak wyglądały purystyczne wzmacniacze stereo w latach 90. XX wieku i do dziś pozostają wzorem ergonomii.
Z tyłu zamontowano trzy wejścia liniowe, jedno dla gramofonu (MM i MC), dwa wyjścia z przedwzmacniacza (regulowane i stałe), główny włącznik zasilania oraz parę standardowych zacisków głośnikowych. Przełączanie poziomu wzmocnienia dla wkładek MM (40 dB) i MC (66 dB) wymaga… rozkręcenia obudowy i zmiany pozycji mikroprzełącznika na płytce drukowanej. Czyli musimy się zdecydować na konkretną wersję, chyba że ktoś ma odpowiednie umiejętności i nie obraża się na śrubokręt.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Dwie diody obok włącznika.
 

 

 

Wnętrze
Sphinx jest hybrydą z przedwzmacniaczem opartym na podwójnych triodach 12AU7 (po jednej na kanał) i końcówkami mocy w klasie D. Preamp mieści się na dużej płytce drukowanej, stopnie mocy – na dwóch małych. Szczegóły konstrukcji są identyczne jak w V2, więc opis można powtórzyć. Sercem urządzenia jest pokaźny, 400-watowy transformator toroidalny amerykańskiej firmy Avel-Lindberg. Zważywszy na fakt, że ma ona ponad czterdzieści lat doświadczenia w produkcji toroidów, o jego jakość można być spokojnym. Do filtrowania napięć wykorzystano dwa elektrolityczne kondensatory NEC-a o pojemności 10000 µF każdy.
W przedwzmacniaczu pracują dwie podwójne triody JJ Electronics ECC802S. Napięcie żarzenia filtrują dwa Nichicony o łącznej pojemności 940 µF. Choć lampy zbytnio się nie nagrzewają, w pokrywie bezpośrednio nad nimi umieszczono otwór wentylacyjny, zabezpieczony metalową siatką.
Stopień prądowy pracuje w klasie D, czyli jest to wzmacniacz impulsowy, czasem błędnie nazywany „cyfrowym” ze względu na binarny sposób pracy tranzystorów. Mają one dwa stany: pełnego przewodzenia albo całkowitego wyłączenia. Za tę część konstrukcji odpowiadają dwa moduły UcD180 holenderskiej firmy Hypex Electronics, przeznaczone do stosowania w sprzęcie audiofilskim. Jako że wzmacniacz nie został wyposażony w standardowy radiator, oba układy przytwierdzono bezpośrednio do spodu obudowy, wykorzystując dodatkowe płytki metalowe oraz pastę termoprzewodzącą. Wybierak wejść został mechanicznie połączony z płytką za pomocą długiego metalowego pręta. Potencjometr głośności to czarny Alps z silniczkiem.
Zmiany ponoć jednak są, ale dotyczą wyłącznie modułu przedwzmacniacza słuchawkowego i phono. Tak samo było w V2, gdzie – jak utrzymuje producent – również zmodyfikowano te elementy w stosunku do V1. Jeżeli tak, to miłośnicy piątej wersji otrzymają perfekcyjne wejście gramofonowe i wyjście słuchawkowe w dokładnie tym samym wzmacniaczu.
Pilot też jest ten sam – fikuśny i przezroczysty; widać baterie i elektronikę w środku. Od strony ergonomii niewiele mu można zarzucić, a jak na plastik jest solidny i trwały.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Środek taki sam,
jak w V2
 

 

 

Konfiguracja systemu
Ponieważ Sphinx V3 to to samo, co V2, można przyjąć, że w teście uczestniczyło ponad 50 par kolumn, kilkanaście odtwarzaczy, przeróżne kable, a jedynym stałym elementem był filtr sieciowy Ansae i stolik StandArt STO. O kompatybilności urządzenia mogę powiedzieć, że to poziom niejednego wzmacniacza o mocy połowy kilowata. Na przykład potężne Legacy Signature SE Sphinx wciągnął nosem i kto wie, czy nie wysterował lepiej od McIntosha MA9000. Pamiętam, jak zafundowaliśmy sobie w redakcji takie porównanie i nie mogliśmy uwierzyć w efekt. To zapowiada swobodę pracy w trudnych warunkach. Jakoś tak się dziwnie składa, że w tych łatwych też idzie mu jak po maśle i chyba nie pamiętam kolumn, do których by nie pasował. Czy były to Harbethy, ATC, czy konstrukcje lokalne, radził sobie z nimi ze spokojem zawodowca.
To kolejny moment, w którym przydługi wstęp do testu traci prześmiewczy wydźwięk. Bo skoro coś jest tak dobre, to po co kombinować?



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Lampy
w przedwzmacniaczu.
 

 

 

Wrażenia odsłuchowe
Brzmienie Sphinksa nie ma ani jednego słabego punktu. Jeżeli je rozłożymy na czynniki pierwsze, przekonamy się, że każda z cech prezentuje wyśrubowany poziom. Jednocześnie żadna nie odciąga uwagi od innych ani nie dominuje, jak to czasem bywa w wyczynowych konstrukcjach. To zaś przekłada się na komfortowe słuchanie. Od razu zaznaczam, że ów komfort nie ma nic wspólnego z wygładzaniem, upiększaniem ani „poprawianiem” barwy. Ta pozostaje neutralna, co łatwo stwierdzić, przyglądając się dowolnemu instrumentowi. Taki zestaw tworzy dźwięk prawidłowy, wręcz chciałoby się powiedzieć: oczywisty, a ze wzmacniacza – idealny element systemu przeznaczonego do pracy, jak choćby w naszym redakcyjnym zestawieniu.
Sphinx jest przezroczysty – w dwóch znaczeniach. Pierwsze to przejrzystość i czytelność. Są wybitne i takimi pozostają bez względu na komplikację faktury, poziom głośności czy repertuar.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Do testu trafił egzemplarz
z lampami PrimaLuny.
Fabrycznie montowane są
JJ Electronics ECC 802S
 

 

 

Odbieramy to jako niewymuszoną swobodę grania i czym byśmy nie nakarmili odtwarzacza, nie spowodujemy u wzmacniacza zadyszki. Dźwięk oddycha pełną piersią i ma rozmach. Krystaliczna czystość łączy się z precyzją, przez co kontury rysują się ostrzej zarówno w dziedzinie czasu, jak i przestrzeni. Ta ostatnia jest ogromna, jak na ten segment cenowy, i perfekcyjne uporządkowana, co się objawia nie tylko stabilnym i punktowym ogniskowaniem źródeł, ale też otaczającym je pogłosem, wypełniającym głęboką scenę.
Sphinx ma jeszcze tę, z pozoru tylko oczywistą cechę, że… robi głośniej i niemal niczego od siebie nie dodaje. „Niemal”, ponieważ ideał drutu ze wzmocnieniem nie istnieje. Jesteśmy jednak zaskakująco blisko. Zmianę głośników czy źródła słychać od razu, co świadczy o tym, że serce systemu nie maskuje ich własnymi naleciałościami. Jeżeli zatem chcemy uzyskać określony charakter dźwięku, coś uwypuklić, wystarczy kupić odpowiednie kolumny.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Serce zasilania.
 

 

 

Druga korzyść jest taka, że budując system od początku, można zacząć od Sphinksa w ciemno. Trzecia – jeżeli zechcemy zostać recenzentem sprzętu hi-fi, to ten element toru mamy załatwiony. Choćby dlatego, że podłączenie kilkukrotnie droższych kolumn nie będzie mezaliansem, a wzmacniacz nie tylko ich nie ograniczy, ale będzie w stanie pokazać zalety. Kij ma jednak dwa końce, bo równie skutecznie obnaży wady, ale taka jest, niestety, „przypadłość” sprzętu najwyższej klasy.
Jeżeli mam na siłę szukać cech charakteru Sphinksa, to wypada powiedzieć, że V3 jest bardziej jasny niż ciemny. Odbieram to jako wpuszczenie słońca w prezentację, oświetlenie faktury. Wrażenie podkreśla znakomita, śmiała góra pasma. Kiedy trzeba – aksamitna, innym razem – ostra, ale zawsze lotna, czysta i pełna blasku. Podobnie średnica, choć ta jest neutralna do przesady, wolna od ocieplenia czy ochłodzenia. Jeśli już, to może wykazywać minimalną skłonność do tego pierwszego, ale wystarczy zmienić płytę, by wraz z nią zmienić zdanie.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Moduły Hypeksa
 

 

 

Z basem jest łatwiej, bo okazuje się mocny, głęboki i trzymany żelazną ręką. Imponuje kontrola tego zakresu, ale moduły Hypeksa akurat z tego słyną. Dynamika to poziom już całkowicie nieadekwatny do mocy i ceny. Wystarczy jedno tutti orkiestry i jesteśmy kupieni.
Najważniejsze, że ta perfekcja nie wywołuje znudzenia ani poczucia bezdusznej prawidłowości. W brzmieniu Sphinksa bez trudu odnajdziemy piękno, szlachetność i głębokie pokłady emocji.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Wybierak źródeł tuż
przy wejściach. Z gałką na froncie
łączy go długa oś.
 

 

 

Konkluzja
Mike O’Brian niekoniecznie elegancko obchodzi się z rynkiem, ale trzeba mu oddać, że złowionego klienta stawia przed prawdą o muzyce. Przyznam, że ten rodzaj uczciwości bardziej do mnie przemawia, a „pozorowane premiery” tak naprawdę ułatwiają niezdecydowanym życie. Bo nie ma co czekać na kolejny, lepszy model.
Co do samej oceny w tabelce, powinienem ją skopiować z testu Sphinksa V2, choćby po to, by zachować spójność opinii wobec tego samego przecież produktu. Postanowiłem jednak inaczej, z dwóch powodów. Po pierwsze, konkurencja wyraźnie podniosła ceny. Wprawdzie Rogue Audio również, ale zdecydowanie ostrożniej. Na tle obecnej oferty rynkowej Sphinx staje się zatem jeszcze ciekawszą propozycją. Po drugie, używam V2 od dwóch lat i muszę powiedzieć, że z każdym kolejnym miesiącem mój szacunek do jego uniwersalności, kompatybilności i wreszcie – brzmienia – rósł jak na drożdżach. Dzisiaj nie mam cienia wątpliwości, że Sphinx zasługuje na ocenę „hi-end”.
A że kosztuje zupełnie nie high-endowo? Życzmy sobie więcej takich zmartwień.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Bez niespodzianek.
 

 

 



Dla zaawansowanych
Sphinksa polecam od dawna – trafił do wielu systemów, zastępując nawet droższe wzmacniacze, ku satysfakcji nabywców. Niektórzy odkrywają jego dodatkowy potencjał, wymieniając lampy w sekcji preampu. Montowane firmowo są porządnym produktem firmy JJ Electronics. Wymiana na odpowiedniki innych firm przynosi poważne zmiany w brzmieniu. Z relacji znajomego posiadacza Sphinksa wynika, że można w ten sposób uwypuklić zalety, a nawet zmodyfikować ogólny charakter dźwięku. Zastosowanie Electro-Harmoniksów z wyższej półki rozbudowało ponoć głębię i dodało brzmieniu realizmu do tego stopnia, że można było się czuć, jakby muzycy grali w pokoju. NOS-y Mullarda za jeszcze większą sumę dodały brzmieniu potęgi, a średnicy gęstości.



048 053 Hifi 09 2021 001

 

Prostota w ekstremalnym wydaniu.
 

 

 

Do testu trafił egzemplarz obsadzony triodami Prima Luny. Wymieniliśmy je na fabryczne JJ Electronics, żeby było uczciwie wobec Czytelników, ale trzeba powiedzieć, że ta zmiana ma sens.
Pole do eksperymentów jest duże, bo wybór lamp szeroki. Jeżeli macie doświadczenie, nic nie stoi na przeszkodzie, by próbować. Odłożyłbym jednak ten etap do zakończenia gwarancji albo zlecił wymianę serwisowi (choć to dziecinnie proste), dla świętego spokoju.


 

rogueaudiosphinxv3

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2021