HFM

artykulylista3

 

Sennheiser HD 660S2

016 021 Hifi 06 2023 004Nie ma chyba na Błękitnej Planecie audiofila, który by nie słyszał o Sennheiserach HD 600. Produkowane nieprzerwanie od 1997 roku słuchawki już „za życia” stały się prawdziwą legendą. W dodatku ich cena praktycznie się nie zmieniła od dnia premiery, co jest ewenementem na skalę światową.

HD 600 do dziś są produkowane niemal w niezmienionej formie. Niemal, ponieważ pierwsze egzemplarze miały niewymienne przewody, a charakterystyczny stalowoczarny marmurkowy plastik, z którego wykonano obudowy przetworników, niepostrzeżenie zastąpił jednolicie antracytowy ABS.


 


 Wewnątrz nie zmieniło się nic. I słusznie, bo po co ingerować w konstrukcję, która już na starcie okazała się ponadczasowa? Nie myślcie jednak, że inżynierowie w Wedemark zapadli w błogi letarg. Co to, to nie.
W 2003 roku zaprezentowano nowsze wcielenie niegdysiejszego flagowca Sennheisera, oznaczone HD 650. Ulepszono przetwornik oraz zmieniono przewód sygnałowy i materiały wytłumiające, co przełożyło się na brzmienie delikatnie cieplejsze od pierwowzoru.
Po dwudziestu latach od debiutu HD 600 pojawiła się kolejna wersja – HD 660S. Pod względem wizualnym były to wciąż klasyczne „sześćsetki”, jednak nowy model wyróżniał się przetwornikami, pochodzącymi ze znacznie droższych HD 700. W efekcie uzyskano unikalną w tej cenie muzykalność oraz spójność, choć niektórzy mieli uwagi odnoszące się do ogólnego przyciemnienia dźwięku. Najwyraźniej szefowie działu konstrukcyjnego Sennheisera wsłuchali się w te głosy, bo na początku 2023 roku, po kilku latach pracy, światło dzienne ujrzały HD 660S z dopiskiem „2”.




016 021 Hifi 06 2023 001

 

Ponadczasowe wzornictwo – wciąż świeże
mimo upływu 25 lat.

 


Budowa
Na początek zła wiadomość: w wyposażeniu HD 660S2 nie znajdziemy wyłożonego gąbką kuferka, dodawanego do wszystkich „sześćsetek” przez minione ćwierć wieku. Zastąpił go przyciasny szmaciany woreczek, który nijak nie licuje z renomą słuchawek. Wielka szkoda, bo rzeczone pudło było bardzo przydatnym akcesorium, zwłaszcza dla osób posiadających kilka par nauszników (jak niżej podpisany). Mając różne słuchawki, korzystam z nich na zmianę, w zależności od nastroju i czynników zewnętrznych, a moje leciwe HD 600 zdecydowanie lepiej się relaksują na gąbkowym materacu, niż gdyby miały się cisnąć w worku na kapcie. Co gorsza, wspomnianej skrzynki nie można dokupić w firmowym sklepie Sennheisera, więc pozostaje rynek wtórny albo zamiennik.
Skoro informację o braku kuferka mamy za sobą, możemy przejść do słuchawek.
HD 660S2 kontynuują linię wzorniczą nakreśloną przed ćwierćwieczem przez HD 600. Owalne, bardzo obszerne obudowy wykonano z matowego czarnego tworzywa. Od zewnątrz są zamknięte nakładkami ze stalowej siateczki, przez którą można kontemplować zawartość muszli.
Od strony głowy zamontowano wymienne poduszki, wykończone miękkim welurem. To właśnie dzięki niemu wszystkie modele serii 600 są komfortowe i to pomimo dość mocnego nacisku na głowę. Kompletnie nieczytelne oznaczenia kanałów umieszczono po wewnętrznej stronie pałąka i trzeba wiedzieć, gdzie ich szukać, by dostrzec małe literki „L” i „R”. W słabym świetle jest to praktycznie niewykonalne, ale podpowiem, że wypukłe fragmenty stalowych siateczek z logiem Sernnheisera powinny się znaleźć z tyłu uszu. Teraz HD 660S2 można zakładać nawet z zamkniętymi oczami.


016 021 Hifi 06 2023 001

 

Tak należy poprawnie
wkładać słuchawki.

 


Obudowy spina elastyczny pałąk o bardzo dużym zakresie regulacji. Same muszle odchylają się pod kątem niewielkim, ale wystarczającym do wygodnego ułożenia na głowie. W każdej zamontowano przetwornik o średnicy 38 mm. W porównaniu z pierwszą wersją HD 660S przeprojektowano cewkę, poprawiono przepływ powietrza przez układ magnetyczny oraz zastosowano zmodernizowaną membranę o znikomej masie. Zabiegi te zaowocowały obniżeniem częstotliwości rezonansowej ze 100 do 70 Hz oraz poszerzeniem pasma w dół do 8 Hz i w górę do 41,5 kHz (w pierwszych HD 660S był to zakres 10 Hz – 41 kHz).
Impedancja HD 660S2 wzrosła dwukrotnie, osiągając 300 omów. Wartość to obecnie niezwykle rzadko spotykana, ponieważ większość producentów high-endowych nauszników zeszła do 16-32 omów, charakterystycznych dla konstrukcji przenośnych. Być może stoi za tym chęć przypodobania się użytkownikom noszącym całą bibliotekę muzyczną w smartfonie. Sennheiser ostentacyjnie odciął się od tej praktyki. Zresztą, niewiele osób zdecyduje się wyjść w teren, mając na głowie słuchawki otwarte. Wbrew pozorom, nie ma co się bać owych 300 omów, ponieważ przy skuteczności sięgającej 104 dB HD 660S2 są zaskakująco łatwe do wysterowania. W czasie testów korzystałem ze wzmacniacza z wbudowanym przetwornikiem c/a Pro-Ject Pre Box S2 Digital i najczęściej dochodziłem do -20 dB (w skali od -80 do 0 dB , gdzie 0 dB oznacza poziom maksymalny). W przypadku wielu, teoretycznie łatwiejszych, słuchawek zdarzało mi się podejść  bliżej zera.
Poza nieszczęsnym woreczkiem do HD 660S2 dołączono dwa wymienne przewody o długości 180 cm. Jeden zakończono klasycznym dużym jackiem 6,3 mm, a drugi – symetryczną wtyczką Pentaconn 4,4 mm. Jest też przejściówka z 6,3 na 3,5 mm, przydatna w trakcie korzystania z niektórych wzmacniaczy nabiurkowych. Trochę szkoda, że nie pomyślano o standardowym kablu 3 m, który pozwoliłby na w miarę komfortowe podłączenie do stacjonarnego systemu stereo. Co prawda, znajdziemy go w firmowym sklepie Sennheisera za śmieszne 45 złotych, ale chyba można go było dołożyć w komplecie i nikt by nie protestował. Nawet gdyby z tej okazji symbolicznie podniesiono cenę.
Na koniec słów kilka o wygodzie użytkowania. Wspomniałem już o ponadprzeciętnym nacisku muszli na głowę. Tuż po założeniu HD 660S2 łapią skronie słuchacza niczym imadło. Po kilku chwilach to odczucie mija, a dzięki otwartej konstrukcji i znikomej masie w słuchawkach można spędzić długie godziny bez śladu zmęczenia.


016 021 Hifi 06 2023 001

 

Tym razem mamy coś
dla łowców wykresów.

 


Wrażenia odsłuchowe
Brzmienie HD 600 znam na wylot, a mimo to wciąż potrafią mnie czymś zaskoczyć, zwłaszcza po dłuższej przerwie. W chwili debiutu praktycznie nie miały konkurencji pod względem stosunku jakości dźwięku do ceny, ale w ciągu minionego ćwierćwiecza wiele się zmieniło. Nowe HD 660S2 katalogowo kosztują 2800 złotych, a w tych okolicach można już wybierać spośród kilku znakomitych modeli Grado czy Audio-Techniki. Nie zapominajmy również o konstrukcjach planarnych, których pojawienie się w Polsce przewartościowało wiele rankingów. Przed HD 660S2 stoi więc trudne zadanie obrony pozycji Sennheisera.

Reklama

Przed włożeniem na głowę nowych nauszników z Wedemark zastanawiałem się, na ile można poprawić brzmienie znakomitych słuchawek bez wprowadzania  radykalnych zmian w konstrukcji. Przecież wcześniejsze modele, które pojawiały się na przestrzeni minionych lat, były jedynie ewolucją oryginalnych „sześćsetek”, subtelnym dopieszczeniem czegoś od początku fantastycznego. Jako że nie miałem dłuższego kontaktu ani z HD 650, ani HD 660S, z HD 660S2 czekał mnie przeskok nad kilkoma etapami brzmieniowej ewolucji. Skoro tak, to czy przez ponad ćwierć wieku zmieniło się wiele? Absolutnie nie. Nie znaczy to jednak, że Niemcy tylko nadają nowe symbole starym HD 600, maskując w ten sposób błogie lenistwo. Zmiany słychać od razu, ale w odniesieniu do nich użyłbym umownej miary „ciut”: jedno nieco to trzy ciuty, a jeden ciut to cztery ździebka.


016 021 Hifi 06 2023 001

 

Budowa wewnętrzna
nie jest przesadnie skomplikowana.

 


W HD 660S2, w porównaniu do HD 600, wszystkiego jest ciut więcej: basu, detali, szerokości sceny stereo i dynamiki (104 dB vs 97 dB przy tej samej impedancji).
Pozornie owe zmiany wydają się kosmetyczne, ale niekiedy „ciut” decyduje o być albo nie być danego urządzenia w naszym systemie.
Jeżeli jednak spojrzeć na brzmienie HD 660S2 całościowo, to różni się ono od HD 600 ciemniejszą sygnaturą. Było to zauważalne zwłaszcza w muzyce barokowej, gdy zwiewne i rozświetlone wysokie tony, charakterystyczne dla pierwszych „sześćsetek”, spowił cień, a całość wydawała się bardziej bezpośrednia. Nie, w HD 660S2 ów cień nie przesłonił detali, lecz sprawiał wrażenie, jakby na bezchmurnym czerwcowym niebie pojawił się niewielki obłok zasłaniający ostre słońce. Dla słuchaczy, których bezpośredniość góry HD 600 lekko przerastała, może być to cecha pożądana, zwłaszcza gdy szerokim łukiem omijają nudne pitolenie na smykach. W bardziej współczesnym repertuarze owo delikatne przyciemnienie nabrało już jednoznacznie pozytywnego wyrazu.
Słuchając jazzu, rocka czy elektrycznego bluesa na HD 600, jestem niezmiennie zadowolony z brzmienia, jednak starszy model sporadycznie tylko wywołuje gęsią skórkę na miarę wyjątkowych momentów w dziejach ludzkości. W tym aspekcie, paradoksalnie, nieco ciemniejsze HD 660S2 wprowadzają do muzyki więcej emocji i klimatu. W rezultacie słuchanie znanych i lubianych utworów sprawia nadzwyczajną przyjemność, stając się doznaniem zarówno estetycznym, jak i nieomal fizycznym. Rzecz nawet nie w tym, że rytmicznie tupiemy nóżką w rytm radiowych hitów, ale w wyjątkowej muzykalności, która sprawia, że nawet przez myśl nie przechodzi, by przerwać słuchanie kompozycji przed wybrzmieniem ostatniego akordu. I nie jest to zależne od gatunku, wykonawcy, stylu czy miejsca rejestracji materiału.


016 021 Hifi 06 2023 001

 

Przez ochronną siateczkę
widać tył przetwornika.

 


HD 660S2 nie grają wyczynowo. Nie popisują się detalicznością ani zasięgiem niskich tonów (które – tak przy okazji – też są niczego sobie), lecz na pierwszym planie stawiają właśnie muzykalność, niewymuszony wdzięk i dawanie przyjemności ze słuchania. W tych samych utworach, odtwarzanych za pośrednictwem HD 600 i HD 660S2, w pierwszym przypadku skupiałem uwagę na dźwiękach, w drugim dawałem się ponieść muzyce. Różnica może i subtelna, ale kluczowa dla zrozumienia odmienności obu modeli. Oczywiście na HD 660S2 w każdym momencie można poddać wnikliwej analizie dowolne nagranie, ale nie umniejsza to przyjemności płynącej z samego faktu jego słuchania.

Reklama

Mając na uwadze wspomniane przyciemnienie, można by się pokusić o określenie HD 660S2 mianem relaksujących. Nic bardziej mylnego. Słuchanie na nich muzyki to niezwykle intensywne przeżycie, absorbujące całą uwagę. Nowe Sennheisery nie pozwalają na wypełnianie tła brzdąkaniem w czasie pracy na komputerze lub czytania książki, lecz bezceremonialnie wpychają się ze swoim przekazem na pierwszy plan. Są pod tym względem bezkompromisowe i albo klepiemy coś na klawiaturze, albo świadomie  słuchamy muzyki. Obu czynności z HD 660S2 na głowie pogodzić się nie da.
Czy w świetle powyższego w brzmieniu można się doszukać wad? Ja nie znalazłem, natomiast kilku recenzentów z różnych krajów okrzyknęło już HD 660S2 najlepszymi słuchawkami w całej historii serii 600. Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, ale nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się z nimi zgodzić.


016 021 Hifi 06 2023 001

 

Gruba wyściółka
pałąka zapewnia komfort.

 


Konkluzja
Podobnie jak większość moich znajomych na co dzień korzystam z kilku par nauszników. Z jednymi wychodzę na spacer, z innymi dojeżdżam do pracy, a jeszcze innych używam do wieczornego słuchania muzyki. A gdyby tak wybrać spośród nich te jedne, jedyne, które można by zabrać ze sobą na bezludną wyspę? Tu na scenę wkraczają Sennheisery HD 660S2, które łączą w sobie zalety wszystkich powyższych, poza zamkniętą konstrukcją, a praktycznie nie mają żadnych wad.
I przyszło mi to do głowy, zanim jeszcze przeczytałem ten slogan na stronie producenta.

Reklama

 


Sennheiser HD 660S2


Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 06/2023