HFM

artykulylista3

 

Bowers & Wilkins Pi7 S2

012 015 Hifi 06 2023 002W połowie 2021 roku Bowers & Wilkins zaprezentował pierwsze w swojej historii w pełni bezprzewodowe słuchawki Pi5 oraz Pi7. Na pierwsze TWS-y z logiem B&W przyszło czekać długo, natomiast ich udoskonalone wersje „S2” pojawiły się już po kilkunastu miesiącach.
 
Oryginalne konstrukcje zrobiły na nas pozytywne wrażenie, zwłaszcza droższy model Pi7. Przekonajmy się zatem, czy Anglikom udało się przeskoczyć poprzeczkę, którą sami sobie wysoko postawili.


 

Budowa
Bowers & Wilkins Pi7 S2 to najdroższe w pełni bezprzewodowe słuchawki, jakie przeszły przez naszą redakcję, i jedne z najdroższych na świecie. O ile nie najdroższe. Nie są przeładowane gadżetami, za to pod względem stylistycznym to prawdziwe mistrzostwo. Do powszechnie spotykanej czerni i bieli dołożono wykończenie Midnight Blue, które w połączeniu z dyskretnymi złotymi wstawkami wygląda po prostu szałowo.
Nowa wersja nie różni się od poprzedniczki na pierwszy, drugi ani trzeci rzut oka. Charakterystyczną cechą pozostały spore metalowe walce, wystające poza części obudów ułożonych w małżowinach. Walcowate zgrubienia ułatwiają wyjmowanie słuchawek z etui i umieszczanie ich w uszach. Pod tym względem są wygodniejsze od płaskich TWS-ów, a że sterczą na boki – trudno. My tego nie widzimy, a inni nie zwrócą uwagi.
Rzeczone walce zwieńczono płaskimi dekielkami, które pełnią funkcję paneli dotykowych. Za ich pomocą można sterować pracą odtwarzacza plików i odbierać połączenia telefoniczne, jednak aby zmienić poziom głośności, trzeba sięgnąć po smartfon. Jeżeli Brytyjczycy pracują już nad trzecią wersją Pi7, mogliby pomyśleć o umieszczeniu dotykowych potencjometrów na bokach metalowych walców. Pod względem ergonomii byłoby to rozwiązanie idealne. A dlaczego nie klasyczne pokrętła? Cóż, ruchome pierścienie, choć poręczniejsze, mogłyby utrudniać mocowanie  słuchawek w uszach.

012 015 Hifi 06 2023 003

 

Metalowe walce ułatwiają
wyjmowanie słuchawek z etui.

 
Konstrukcja
Podobnie jak pierwsza wersja, Pi7 S2 pozostały hybrydową konstrukcją dwudrożną. W obudowach umieszczono po dwa przetworniki: dynamiczny, 9,2-mm nisko-średniotonowy oraz wysokotonowy ze zrównoważoną kotwicą (zwany także armaturowym). Do sterowania każdego zastosowano osobny wzmacniacz, co, niestety, przekłada się na czas pracy. Z włączonym systemem ANC sięga on zaledwie pięciu godzin, jednak już po kwadransie doładowania w etui można przedłużyć słuchanie o kolejne dwie. Energia zgromadzona w powerbanku wystarcza na dodatkowych 16 godzin, a w tym czasie na pewno znajdziemy gdzieś gniazdko z prądem. Ewentualnie ładowarkę indukcyjną, bo etui wyposażono i w tę funkcję.
Poza przetwornikami w obudowach znalazły się moduły Bluetooth 5.3 z kodekami aptX HD i Adaptive. Słuchawki komunikują się ze sobą z 24-bitową rozdzielczością, co powinno się przełożyć na wysoką jakość brzmienia.
W Pi7 S2 nie zabrakło aktywnej redukcji hałasów. Już w pierwszej wersji ANC zrobił na mnie ogromne wrażenie, a teraz go jeszcze ulepszono, dzięki czemu nawet w bardzo trudnych warunkach spisywał się znakomicie. Jeżeli w ekstremalnych sytuacjach część odgłosów przedostawała się przez elektroniczną barierę, np. w czasie wjazdu starych wagonów metra na perony, to wystarczyło lekko poluzować jedną ze słuchawek, by porównać rzeczywistą głośność otoczenia i docenić skuteczność ANC.

 

Reklama

 

Pi7 S2 wyposażono także w tryb przezroczystości, przydatny np. podczas płacenia w sklepie lub niespodziewanego zagadnięcia przez przechodnia. Mnie w takich sytuacjach wygodniej było wyjąć jedną słuchawkę z ucha. Dzięki czujnikom zbliżeniowym w tym samym momencie zatrzymywał się odtwarzacz muzyki, który wznawiał pracę po powrocie słuchawki na miejsce.
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku pierwszej wersji, w Pi7 S2 nie zabrakło transmitera sygnału. Działa on tak, że po podłączeniu etui do źródła dźwięku – analogowego lub cyfrowego z wyjściem USB – sygnał z niego jest przesyłany do słuchawek bezprzewodowo. Według sugestii Bowersa pomysł ten może znaleźć zastosowanie np. w czasie podróży samolotem, gdzie będzie można się podłączyć do pokładowego systemu multimedialnego. Jest to jednak opcja dla nielicznych. Ja wykorzystywałem transmiter w czasie nocnych seansów filmowych, gdy podłączałem etui do wyjścia słuchawkowego w  telewizorze. Żadnych kabli, a w dodatku nie trzeba zdejmować słuchawek w czasie krótkich wypadów do lodówki – świetny patent.
Zgodnie z obowiązującymi trendami, Bowers udostępnił aplikację na smartfony z systemem iOS i Android, obsługującą te i inne bezprzewodowe słuchawki B&W. I tutaj czeka nas niespodzianka. Rzeczona aplikacja w wersji na Pi7 S2 została okrojona do tego stopnia, że zabrakło w niej nawet korektora. Dla części użytkowników będzie to nie do pomyślenia, ale… ma sporo sensu. Jeżeli brzmienie podejdzie nam od pierwszego strzału, to korekcja okaże się zbędna. A jeżeli nie, to chyba lepiej poszukać innych słuchawek, zamiast się męczyć z suwakami. Poza tym purystyczne audiofilskie wzmacniacze nie mają regulacji barwy dźwięku i jakoś nikt z tego powodu nie rozdziera szat.
W ramach podsumowania tej części porównałem pierwszą wersję Pi7 z Pi7 S2. I, szczerze powiedziawszy, właściwie trudno wskazać istotne różnice. Oba modele wyglądają identycznie. Mają te same przetworniki i ten sam transmiter sygnału. W S2 znajdziemy, co prawda, nowszy moduł Bluetooth, który ma zapewnić stabilniejsze połączenie ze źródłem, ale już aplikację zubożono. Gdzie zatem jest ten skok jakościowy, który by uzasadnił twierdzenie o faktycznym udoskonaleniu Pi7 S2? Zaraz do niego dojdziemy.

012 015 Hifi 06 2023 003

 

Duży przycisk
na etui uruchamia
transmiter sygnału.

 
Wrażenia odsłuchowe
Dźwięk pierwszych Pi7 wykraczał daleko poza dotychczasowe doświadczenia ze słuchawkami TWS. W teście („HFiM” 11/2021) porównałem go do audiofilskich kolumn podłogowych, ustawionych w kameralnym, zaadaptowanym akustycznie pomieszczeniu. Wersja S2 nieznacznie odbiega od tamtego obrazu, ale czy przez to brzmienie staje się gorsze? Przeciwnie, wciąż są to porządne kolumny podłogowe, w dodatku większe od poprzednich, na co wskazuje charakter niskich tonów.
Bas Pi7 S2 schodzi tak głęboko, że trudno w to uwierzyć i zachowuje przy tym timing i kontrolę. Wiele niedrogich słuchawek, kierowanych do młodocianej klienteli, potrafi zagrać obfitym dołem, ale w parze z jego natężeniem zazwyczaj nie idzie jakość. W Bowersach dostajemy i to, i to, a klasę dołu pasma porównałbym do drogich słuchawek nausznych, może nawet planarnych. A to już nie w kij dmuchał.

Reklama

W porównaniu z pierwszą wersją średnie i wysokie tony uległy nieznacznemu rozjaśnieniu. Przełożyło się to na ilość docierających do słuchacza informacji. Tutaj również przychodzą mi na myśl wysokiej klasy planary, dla których jedynym ograniczeniem bywa czułość słuchu użytkownika. Z Bowersami w uszach nie trzeba się niczego domyślać; detale są czytelne, gradacja wzorcowa, a powiedzenie o odkrywaniu na nowo znanych nagrań nie ma w sobie cienia przesady.
Brzmienie Pi7 S2 nie jest męczące ani ofensywne, ale trzeba uczciwie zaznaczyć, że słuchawki okazują się niezwykle wrażliwe na jakość nagrań. Piosenki nagrywane nierzadko w latach 60. XX wieku, które zazwyczaj umilają mi wykonywanie codziennych obowiązków, na Bowersach zabrzmiały po prostu kiepsko. Płasko, matowo, z popiskującymi wysokimi tonami albo, przeciwnie, z niemal całkowicie obciętą górą. Bas trzymał się jeszcze jako tako, ale słuchanie wczesnych Rolling Stonesów czy klasyki rock’n’rolla nie sprawiało żadnej frajdy. Z takim repertuarem Pi7 S2 przywdziewały togę srogiego sędziego, który tylko czyha na potknięcia realizatorów, by odesłać ich nagrania na ławkę kar. Zmiana na klasyczny rock nie wniosła wiele, a sytuacja zmieniła się diametralnie dopiero w akustycznym jazzie. W tym momencie Bowersy się otworzyły, rozświetliły, a irytująca góra poszła w zapomnienie. Dobrą passę kontynuowały przy gitarach akustycznych oraz audiofilskich realizacjach, dosmaczanych elektronicznym sosem, np. krążkach Kari Bremnes czy Dominique Fils-Aimé. Natomiast prawdziwym popisem możliwości Pi7 S2 okazały się muzyka klasyczna i filmowa. Nikt chyba co prawda nie słucha na mieście symfonii Mozarta (chociaż… dlaczego by nie?), ale soundtracki z filmów i seriali mogą uprzyjemnić niejeden spacer.
Aby nie być gołosłownym, test zakończyłem albumem „Bond 25”, nagranym w 2022 roku przez Royal Philharmonic Orchestra. Od niego właśnie rozpocząłem test limitowanego modelu B&W Px8 007 Edition („HFiM” 2/2023), więc brzmienie wokółusznych Bowersów miałem jeszcze w pamięci. W porównaniu z Px8 nowe Pi7 S2 zagrały bardziej neutralnie, mniej efektownie, a bliżej temu, co można usłyszeć w trakcie występu na żywo. W ich przypadku użycie terminu „audiofilskie” będzie w pełni uzasadnione.

012 015 Hifi 06 2023 003

 

B&W Pi7 S2 w kolorze
Midnight Blue wyglądają obłędnie.

 
Konkluzja
Jak na TWS-y nowe Bowersy Pi7 S2 są drogie, ale ich dźwięk wart jest każdej złotówki. Czy zatem Brytyjczykom udało się przeskoczyć poziom pierwszych Pi7? Owszem i nawet nie musnęli poprzeczki.


Reklama

 


Bowers Wilkins Pi7 S2


Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 06/2023