HFM

artykulylista3

 

Sennheiser Momentum 4 Wireless

012 015 Hifi 11 2022 004Stare przysłowie pszczół mówi, że do trzech razy sztuka. A później zaczyna się nowa kolejka.

Nie wiem, czy szefowie Sennheisera znają wszystkie pszczele powiedzonka, ale to zapewne nie jest im obce. Po dwóch latach od premiery najwyższych bezprzewodowych nausznych Momentum 3 przyszła pora na numer 4. Nie jest to ulepszona wersja poprzednika. Mamy do czynienia z zupełnie nową konstrukcją.

Po przejęciu Sennheisera przez szwajcarską firmę Sonova Niemcy zaprezentowali kilka znakomitych modeli słuchawek dousznych. Nie ma się czemu dziwić – w końcu Sonova jest jednym z najbardziej renomowanych na świecie specjalistów w produkcji aparatów słuchowych, a dokonań Sennheisera nie trzeba na tych łamach powtarzać. Suma doświadczeń obu firm dała znakomite efekty. Dlatego kiedy tylko dowiedziałem się o nowej wersji nausznych Momentum, nie mogłem się doczekać możliwości jej przetestowania.


Budowa
Na początek mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Zacznijmy od tej drugiej.
W czwartej wersji bezprzewodowych Momentum Sennheiser zmienił materiały i konstrukcję. W Momentum 3 Wireless mieliśmy do czynienia z nierdzewną stalą i naturalną skórą. W najnowszej propozycji dominuje tworzywo sztuczne. Z plastiku są: pałąk, jarzma mocujące muszle, obudowy przetworników i płytka dyfuzyjna, osłaniająca 42-mm głośniki. Mało tego, nawet skóra użyta do wykończenia pałąka i poduszek pochodzi z plastikowej krowy. Nie jest to też wysokiej jakości ekoskóra, bo ta by również była w porządku i części odbiorców pasowała nawet bardziej. Obszycie w „czwórkach” wygląda po prostu na tańsze. Szkoda, bo miękkie i wygodne poduszki są niewymienne i trudno przewidzieć, jak długo zachowają pierwotną świeżość.


012 015 Hifi 11 2022 001

Opakowanie podróżne oklejone
płótnem.

 
 

 


Trudno też odgadnąć, co się kryje za tak radykalną zmianą wizerunku serii Momentum, która przecież rozsławiła mobilne Sennheisery. Na pewno nie jest to walka o każdy gram masy, bo nowa wersja od poprzedniczki jest lżejsza raptem o 1,2 deko, czyli tyle co nic. Zachodzi uzasadniona obawa, że chodziło o ścięcie kosztów produkcji. I to się raczej udało. Szkoda jedynie, że nie poszła za tym obniżka ceny, co się przecież udało w przypadku dousznych Momentum 3 TWS, które w porównaniu z „dwójkami” potaniały i świat się od tego nie zawalił. Z drugiej strony – takie teraz czasy, że obniżką jest brak podwyżki. Może więc Momentum 4 Wireless faktycznie są tańsze? Na takie w każdym razie wyglądają.
I tyle złych wiadomości, przynajmniej na razie.
Dobre są dwie. Pierwsza, że dzięki użyciu paneli dotykowych zamiast tradycyjnych przycisków obsługa podstawowych funkcji jest czystą przyjemnością. Pod tym względem Momentum 4 Wireless przypominają PXC 550-II („HFiM” 2/2020), które w tej dziedzinie można uznać za wzorzec.


012 015 Hifi 11 2022 001

W czarnej wersji plastik
widać trochę mniej.

 
 

 


Druga dobra wiadomość dotyczy osiągów. Momentum 4 Wireless naszpikowano układami elektronicznymi, a mimo to czas pracy na jednym ładowaniu wydłużył się do abstrakcyjnych 60 godzin. Tak, dwie i pół doby grania non stop! Jako że niewiele rzeczy na świecie jest dziełem przypadku, to tak długi czas działania ma swoje drugie dno. Wrócimy do tego we wrażeniach odsłuchowych.
A propos układów elektronicznych: w najnowszej wersji nausznych Momentum uwzględniono wejście do przetwornika cyfrowo-analogowego, które umożliwia słuchanie muzyki bezpośrednio z komputera, z pominięciem jego karty dźwiękowej. Nie zabrakło również modułu Bluetooth 5.2 z kodekami aptX i aptX Adaptive oraz zaawansowanego adaptacyjnego układu ANC z redukcją szumu wiatru i trybem przezroczystości. Do przydatnych funkcji zaliczają się również: automatyczna pauza po zdjęciu słuchawek z głowy, przejście w stan uśpienia po kilkunastu minutach bezczynności oraz wybudzanie od razu po nałożeniu na uszy. Osoby umieszczające nauszniki na specjalnych stojakach mogą w tym celu skorzystać z jedynego przycisku, który służy również do parowania ze źródłem sygnału.
Wszystkie powyższe funkcje i kilka innych można samodzielnie skonfigurować w firmowej aplikacji SmartControl na smartfony z Androidem i iOS-em. Dostępny jest tam również szczątkowy korektor i – wyjątkowo – radzę się z nim zapoznać.


012 015 Hifi 11 2022 001

Górna część pałąka
wykończona tkaniną

 
 

 


Wrażenia odsłuchowe
Tym razem na początek dobre wiadomości. Słuchawki są bardzo wygodne i można je nosić długo, zupełnie się przy tym nie męcząc. Błyskawicznie dogadują się z telefonem, a połączenie okazuje się naprawdę stabilne. Rewelacyjnie spisuje się układ redukcji hałasów, wycinający niemal wszystkie odgłosy otoczenia, nawet wysokie częstotliwości. I w sumie to by było na tyle, bo w momencie włączenia muzyki poczułem się, jakby ktoś odwołał Boże Narodzenie.
Wraz z wprowadzeniem nowego wyglądu serii Momentum Sennheiser odszedł od dotychczasowego profilu brzmieniowego. Wzorcowa neutralność, konturowy bas, świeżość średnicy i świetna gradacja wysokich tonów ustąpiły miejsca basowi. To on jest teraz gwiazdą przedstawienia, odgrywa rolę pierwszoplanową i dominuje nad resztą składowych pasma.
Od pierwszych chwil Momentum 4 Wireless lokują się po cieplejszej stronie neutralności. Muzyka jeszcze nie przypieka uszu, ale lekkie, napowietrzone brzmienie z kontrolowanym dołem, nieodmiennie kojarzone z Sennheiserem, zostało polane solidną porcją gorącej melasy. Najbardziej słychać to w dole pasma, gdzie majestatyczny, wręcz monumentalny bas wpływa na pozostałe podzakresy. Wysokie tony coś tam popiskują, ale kudy im choćby do bezprzewodowych TWS-ów niemieckiej wytwórni. I właśnie tutaj z pomocą przychodzi wspominany korektor, dzięki któremu można to i owo delikatnie podkręcić, przyciszyć i przybliżyć brzmienie do względnej równowagi.


012 015 Hifi 11 2022 001

Obsługa słuchawek na prawym
panelu dotykowym.

 
 

 


Bas Momentum 4 jest wszechobecny, słychać go w każdym gatunku i w każdym utworze, od muzyki mistrzów baroku po współczesne nagrania czarodziejów elektronicznych konsol. Jest go dużo, schodzi głęboko, ale – ku memu zaskoczeniu – nie dudnił nawet w specjalnie w wyselekcjonowanych nagraniach, jak np. „As The Night Calls Her” wykonawcy o pseudonimie Philter. I właśnie we współczesnej muzyce rozrywkowej, podlanej gęstym elektronicznym sosem, niemieckie słuchawki radzą sobie najlepiej. Jazz i klasyczny rock brzmią względnie poprawnie, aczkolwiek bez szału, zaś klasyka nie angażuje w najmniejszym nawet stopniu.
Tak się złożyło, że w czasie testowania Momentum 4 Wireless producent udostępnił najnowszą wersję oprogramowania. Po jego wgraniu (za pośrednictwem aplikacji) dźwięk zauważalnie się poprawił. Średnica zyskała więcej śmiałości, odważniej zaczęły sobie poczynać wysokie tony i w efekcie słuchawki zagrały tak, jakby… kosztowały połowę aktualnej ceny detalicznej. To pomyślcie, jak było wcześniej.
Kontemplując nieoczekiwaną zmianę w firmowym brzmieniu Sennheiserów, zastanawiałem się, na ile destruktywnie działa na nie wbudowana elektronika. Szukając odpowiedzi, wyłączyłem zasilanie i w małą dziurkę w prawej muszli wetknąłem 2,5-mm wtyczkę typu mini jack. Drugi koniec kabla podpiąłem do stacjonarnego wzmacniacza słuchawkowego i na pierwszy ogień puściłem wspomnianego Philtera. I aż przysiadłem z wrażenia. Niestety, nie było to to, czego się spodziewacie.
Pierwsza myśl – słuchawki się zepsuły. Ulotnił się cały bas, znikło ocieplenie, ale ich miejsca nie zajęły perliste wysokie tony ani plastyczna średnica. Z muzyki zostało usuniętych mnóstwo informacji. Brzmienie straciło witalność, zwiędło i siadło. Niezła do tej pory stereofonia skuliła się przy głowie i nawet efektownie zrealizowane utwory nie były w stanie jej zmusić do opuszczenia bezpiecznego schronienia. Było to tym dziwniejsze, że nawet niedrogie słuchawki przeważnie mają ambicje grania lepiej, niż by to wynikało z ich ceny. Po krótkim namyśle, pozostając w połączeniu kablowym, włączyłem zasilanie i, jak mawiają egzaltowani dziennikarze sportowi, wróciłem z dalekiej podróży. To znaczy nie ja, tylko słuchawki. Różnica pomiędzy trybem aktywnym a pasywnym była porażająca, na korzyść tego pierwszego, więc owe 60 godzin pracy na jednym ładowaniu nie wynika jedynie z chęci pobicia kolejnego rekordu.


012 015 Hifi 11 2022 001

W sztywnym etui słuchawki,
kabelki i samolotowa przejściówka.

 
 

 


Konkluzja
Mam nadzieję, że nowe Momentum 4 Wireless to tylko wypadek przy pracy albo ślepy zaułek, w który Sennheiser skręcił omyłkowo. Reszta firmowej oferty, którą testowałem, jest na tyle lepsza, że takie wytłumaczenie wydaje się wysoce prawdopodobne. Obym się nie mylił.

sennheiser momentum 4 wireless

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 11/2022