HFM

artykulylista3

 

Bang & Olufsen Beoplay H95

026 031 Hifi 04 2022 010
Według opinii środowisk audiofilskich urządzenia Bang & Olufsena są szpanerskie, drogie i kierowane do snobów. Czyli do osobników, dla których priorytetem jest metka i wygląd, a nie walory brzmieniowe.

Z pierwszą częścią powyższego twierdzenia trudno polemizować. Pod względem wzornictwa duńskie urządzenia zawsze były daleko przed konkurencją, natomiast ich cena pozostawała w ścisłym związku ze stosowanymi technologiami oraz jakością wykonania.
 


 Tak przynajmniej było do niedawna, bo ostatnio w katalogu Bang & Olufsena pojawiły się urządzenia nieco bardziej zachowawcze pod względem wizualnym oraz dostępniejsze dla przeciętnego klienta. Tanio, niestety, nadal nie jest, a Duńczycy ani na milimetr nie odeszli od wysokich standardów jakości wykonania. Testowane słuchawki dobrze to ilustrują.
Firma powstała w 1925 roku z inicjatywy Petera Banga i Svenda Olufsena. Pierwsza siedziba przedsiębiorstwa mieściła się na strychu domu rodziców Olufsena, położonego w niewielkim miasteczku Struer. Po kilku latach panowie przenieśli się do nieodległego budynku wolnostojącego, gdzie B&O funkcjonuje do dziś.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Po odczepieniu poduszek
widać tytanową membranę.

   

 


Cechą wszystkich urządzeń Bang & Olufsen jest nietuzinkowe wzornictwo, poczynając od pierwszego bakelitowego radia Beolit 39 z 1938 roku (wszystkie urządzenia B&O w nazwach mają przedrostek Beo). Na tle kredensopodobnych grzmotów obłożonych fornirem małe obłe radyjko wyglądało jak nie z tego świata, a podobny styl wzorniczy, inspirowany podbojem kosmosu, zagościł w domach i na ulicach całego świata dopiero dwie i pół dekady później.
Za rewolucyjnym wyglądem i funkcjonalnością duńskich urządzeń nie kryje się żadna tajemnica. Bang i Olufsen od początku zatrudniali najlepszych projektantów przemysłowych, którzy, niekrępowani ograniczeniami, swobodnie puszczali wodze fantazji. Przykładem niech będą choćby jedne z pierwszych płaskich telewizorów Beovision z ruchomymi podstawami, automatycznie obracającymi się w stronę użytkownika. Do dziś żadna firma, zapewne z powodu kosztów, nie wprowadziła podobnego rozwiązania. Dopiero po opracowaniu strony wizualnej i funkcjonalnej nowych urządzeń inżynierowie B&O zaczynali się zastanawiać, jak umieścić w nich zaplanowane technologie. Jeśli projekt był zbyt awangardowy, wymyślano nowe. Dotyczy to np. wysuwanych dookólnych głośników samochodowych montowanych w luksusowych limuzynach. W rezultacie produkty Bang & Olufsena pod względem wizualnym zawsze bliższe były dziełom sztuki niż przedmiotom użytkowym. W 1978 roku nowojorskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA) urządziło nawet ich wystawę. Wróćmy jednak na nasze podwórko.
W 2020 roku Bang & Olufsen obchodził 95. rocznicę działalności. Z tej okazji firma opracowała flagowe wokółuszne słuchawki Beoplay H95. Choć na pierwszy rzut oka wyglądają jak kolejny model z wyższej półki, to stanowią kwintesencję filozofii duńskiego przedsiębiorstwa.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Miękkie poduszki otacza
delikatna skóra

   

 


Opakowanie
Zanim włożyłem H95 na głowę, wiedziałem, że mam do czynienia z nietuzinkowym produktem. Słuchawki zapakowano w niewielki, elegancki, sztywny i zaskakująco ciężki kartonik. Po jego otwarciu oczom ukazuje się metalowe (!) etui podróżne, skrywające cenną zawartość. Pojęcie „podróżne” jest w tym przypadku nieco na wyrost, bo przy masie przekraczającej pół kilograma znacząco wpłynie na ciężar bagażu podręcznego.
W etui, obok podłużnego pojemnika z akcesoriami, bezpiecznie spoczywają bohaterki testu.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Wyposażenie i obsługa.
Prawy pierścień to regulacja
głośności.

   

 


Budowa
Stwierdzenie, że Beoplay H95 wykonano z najwyższą starannością, nie oddaje klasy tego przedmiotu. Zamiast wszechobecnej plastikozy znajdziemy tu niemal wyłącznie aluminium i naturalną skórę.
Obudowy przetworników, jarzma mocujące oraz pałąki zrobiono z anodowanego aluminium. Egzemplarz dostarczony do testów wykończono w odcieniu ciemnego grafitu, ale dla osób lubiących rzucać się w oczy przewidziano biel – nieskazitelną albo połączoną ze złotymi wstawkami. W przeciwieństwie do jasnych wersji, ciemna prezentuje się dyskretnie i anonimowo. Jedynie subtelne logo na dekielkach informuje, że używający ich osobnik nie należy do grona klientów opieki społecznej.
Beoplay H95 to zamknięta konstrukcja wokółuszna. Mocowanie muszli przypomina system 3D nieodżałowanego AKG i podobnie działa. Słuchawki bez problemu układają się na głowie i – pomimo znacznej masy – już po chwili można o nich zapomnieć. Wszystkie połączenia i przeguby nawet z daleka wyglądają na solidne, a po bliższym poznaniu sprawiają wrażenie niezniszczalnych. Małym mankamentem, jaki dostrzegłem na tym etapie, jest niezbyt duży zasięg pałąków. Choć nie cierpię na przerost mózgoczaszki, musiałem rozsunąć je do maksimum. Zapomnijcie więc o noszeniu H95 na grubej zimowej czapce.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Wyposażenie i obsługa.
Prawy pierścień to regulacja
głośności.

   

 


Górną część pałąka wykończono grubą i sztywną skórą bydlęcą. Część przylegającą do czaszki dla odmiany obszyto tkaniną wypełnioną elastyczną gąbką. Z kolei wokółuszne poduszki z pianki termokształtnej obciągnięto delikatną skórą jagnięcą. Pady są wymienne; trzymają się obudów na kilku magnesach, a po ich zdjęciu można dostrzec dynamiczne tytanowe przetworniki o średnicy 40 mm. Przesunięto je maksymalnie do przodu, a od strony głowy chronią je ażurowe płytki dyfuzyjne z ABS-u. Za nimi znalazły się akumulatory o pojemności 1110 mAh oraz moduł Bluetooth 5.1, obsługujący kodeki SBC, AAC i aptX Adaptive. Zewnętrzne strony muszli to już w stu procentach aluminium.
Metal poddano delikatnemu szczotkowaniu, dzięki czemu nie widać na nim odcisków palców. Ma to o tyle znaczenie, że prawy dekielek pełni funkcję panelu dotykowego obsługującego telefon i odtwarzacz plików. W dolnej części znalazło się zasilające gniazdo USB-C, sygnałowe o średnicy 3,5 mm (na wtyk minijack), a nieco wyżej – włącznik zasilania. Na lewą muszlę, zapewne w celu uniknięcia pomyłki, przeniesiono przycisk aktywujący asystentów głosowych.
Wokół obudów można dostrzec ząbkowane pierścienie i jest to najgenialniejszy patent od czasów wynalezienia koła przez Sumerów. Prawy pierścień to pokrętło regulacji głośności; lewy płynnie zmienia poziom aktywnej redukcji hałasów, od maksymalnego po tryb przezroczystości. W materiałach producenta znajdziemy informację, że przy ich opracowaniu inspirowano się obiektywami kamer filmowych i aparatów fotograficznych i faktycznie coś jest na rzeczy. Oba pierścienie poruszają się z lekkim, oleistym oporem, a ich obsługa jest po prostu genialna! Choćby dla nich samych warto wyłożyć niemałą kwotę 4299 zł, jakiej producent oczekuje za H95.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Wyposażenie i obsługa.
Prawy pierścień to regulacja
głośności.

   

 


Wyposażenie i obsługa
Pomimo zastosowania kilku unikalnych funkcji, H95 pozostają głupotoodporne. Można ich używać od razu po wyjęciu z pudełka, jednak by skorzystać z całego pakietu możliwości, warto zainstalować firmową aplikację na smartfony. Ustawimy w niej jeden z trybów aktywnej redukcji hałasów (stały lub adaptacyjny), okres bezczynności, po którym słuchawki automatycznie przejdą w tryb uśpienia czy poziom przezroczystości, a także włączymy układ niwelujący wpływ wiatru (bardzo skuteczny).
Kolejnym przejawem geniuszu projektantów H95 jest „korektor dźwięku”. Celowo użyłem cudzysłowu, ponieważ zamiast powszechnie stosowanych słupków z częstotliwościami rozrysowano doskonale czytelną „mapę brzmienia”, przypominającą różę wiatrów. W zależności od indywidualnych upodobań oraz repertuaru dźwięk można rozjaśnić, przyciemnić, nadać mu żywy lub – przeciwnie – głęboko relaksujący charakter. Wybrane ustawienia można zapisać pod dowolnymi nazwami, obok kilku firmowych presetów, przeznaczonych np. do słuchania podcastów. Cała obsługa odbywa się w języku polskim. W fabrycznym ustawieniu brzmienie było „optymalne”, cokolwiek  miało to oznaczać, jednak zaczynając testy, na wszelki wypadek ustawiłem je w centralnym punkcie „mapy”.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Wszystkie połączenia precyzyjnie
spasowano.

   

 


Zanim zaczniecie słuchać, warto H95 porządnie naładować. Ma to o tyle znaczenie, że pomimo zainstalowania standardowego gniazda sygnałowego 3,5-mm H95 grają… tylko z włączonym zasilaniem. Tryb pasywny, w potocznym rozumieniu, w ich przypadku nie istnieje.
Ma to swoje złe i dobre strony. Do tych pierwszych należy konieczność pilnowania poziomu energii we wbudowanych akumulatorach. Wprawdzie w czasie ładowania przez kabel USB z komputera można kontynuować słuchanie, choć do parametrów CD (16 bitów/44,1 kHz), ale już w warunkach terenowych, kiedy korzystamy z powerbanku, trzeba będzie zrobić dłuższą przerwę. Doraźne ładowanie słuchawek z telefonu przy jednoczesnym słuchaniu muzyki raczej nie ma sensu, a ciche brzęczenie, jakie z siebie przy tym wydobywają, skutecznie zniechęca do tego rodzaju praktyk. Na korzyść przemawia za to długość pracy H95, czyli aż 38 godzin z włączonym adaptacyjnym ANC i abstrakcyjne 50 godzin bez niego, co jest wynikiem bez precedensu. Osobiście skłaniałbym się w stronę tej drugiej wartości, bo dzięki bardzo dobremu przyleganiu poduszek do uszu i skutecznej pasywnej izolacji od otoczenia, aktywną redukcję hałasów włączałem tylko w głośnych środkach komunikacji miejskiej.
Ciągła praca z zasilaniem pozytywnie wpływa na brzmienie. Często zdarzało się w przeszłości, że słuchawki „po kablu” grały zupełnie inaczej niż w trybie bezprzewodowym; jedne zdecydowanie lepiej, inne znacznie gorzej. W przypadku H95 mamy gwarancję, że – bez względu na rodzaj połączenia – zawsze zagrają przewidywalnie. Cała reszta będzie zależała od nagrań, jakimi je nakarmimy.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Pałąk od zewnątrz wykończono
grubą skórą.

   

 


Wrażenia odsłuchowe
Osoby śledzące branżowe nowinki trafiły zapewne na internetowe filmiki, opisujące pierwsze wrażenia z rozpakowywania B&O H95. Autorzy vlogów najpierw pieczołowicie otwierają pudełko, obwąchują zawartość, po czym wkładają słuchawki na głowę i z wyrazem ekstatycznego uniesienia odtwarzają pierwszy utwór. W tym momencie można przerwać oglądanie tych bzdur, a rzeczonych „recenzentów” wpisać na sam szczyt listy internetowych ściemniaczy.
Bo słuchawki Bang & Olufsen Beoplay H95 od razu po wyjęciu z pudełka grają źle. Chociaż nie, nie grają źle. Grają beznadziejnie. Ciężko, bułowato, z przygniatającym basem i śladową ilością wysokich tonów. By poznać ich potencjał, trzeba je wygrzewać przez co najmniej 100 godzin, a w moim przypadku był to okrągły tydzień po 20 godzin na dobę. Pozostałe cztery godziny wisiały w ładowarce. Siedem dni później były to już zupełnie inne słuchawki, choć ich brzmienie nie zmieniło się o 180 stopni. Jak zatem grają H95?
Mając w pamięci unikalne możliwości kształtowania brzmienia, mógłbym napisać: „to zależy, jak będziecie chcieli”, ale nie sadzę, bym usatysfakcjonował tym stwierdzeniem choćby część czytelników. Jeżdżąc palcem po brzmieniowej mapie w aplikacji, można uzyskać zupełnie odmienne efekty, jednakże wszystkie będą miały wspólną cechę: zero agresji. Bez względu na to, czy rozjaśnimy dźwięk i zanurzymy się w brzmieniu gitary akustycznej, czy przeciwnie, wirtualną wskazówkę skierujemy w stronę głębokiego basu, po czym zaserwujemy potężną dawkę muzyki filmowej, w obu przypadkach unikniemy efekciarskiego jazgotu. Dominującą cechą brzmienia, lekko tylko modyfikowalną w sekcji indywidualnych ustawień, jest spokój i relaksacyjny charakter, sprzyjające dłuższym odsłuchom.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Oprawa godna klejnotów.
   

 


Jak wspomniałem, testując duńskie nauszniki, ustawiłem brzmienie w pozycji neutralnej i w rezultacie otrzymałem głęboki, kontrolowany bas, lekko ocieploną średnicę z delikatnie podkreślonym górnym skrajem, oraz gładkie, dobrze zdefiniowane, aczkolwiek pozbawione natarczywości wysokie tony. Wbrew pozorom, H95 nie były ślamazarne w zakresie mikrodynamiki, choć zaskoczyły mnie w skali makro. I tu pojawiła się zagwozdka.
Słuchając bezprzewodowo nagrań symfonicznych, cechujących się dużymi skokami dynamiki od piano do fortissimo, byłem zmuszony ustawić głośność na maksimum. Nie pogniewałbym się nawet, gdybym w chwilach orkiestrowego tutti miał do dyspozycji jeszcze jeden obrót ząbkowanym pierścieniem. Dopiero kiedy użyłem stacjonarnego wzmacniacza słuchawkowego i sterowałem głośnością w urządzeniach wyjściowych, problem przestawał istnieć.
Po powrocie do połączenia Bluetooth i zmianie repertuaru na rozrywkowy zmniejszyłem głośność do około 80%, ale duńskim nausznikom i tak daleko było do tańszych starszych modeli amerykańskich firm, które nawet nie pozwalały się zbliżyć do tego poziomu. A teraz uwaga: identyczne spostrzeżenia towarzyszyły testowi słuchawek Mark Levinson No. 5909, które dostałem równolegle z B&O. Nie węszę spisku, ale powyższa zbieżność jest co najmniej zastanawiająca. Czyżby jakiś tajny ponadnarodowy syndykat laryngologów zaczął dbać o uszy użytkowników słuchawek?
Po niezobowiązującym przesłuchaniu kilkunastu utworów formalny test rozpocząłem od końca, czyli od muzyki rockowej i elektrycznego bluesa. Gatunki te towarzyszyły mi także w czasie przemieszczania się poza domem, choć gdy przesiadałem się na kameralny akustyczny jazz, to spokój i relaksacyjny charakter H95 zdecydowanie uprzyjemniały podróżowanie. Duńskie słuchawki wydają się stworzone do takiego grania, choć zupełnie nieźle wypadały na nich także ambitny pop i nagrania klasyków muzyki elektronicznej. Pomimo pewnych ograniczeń dynamicznych, sprawdzały się tam, gdzie w cenie są rozmach, majestatyczny dół, a nawet pewien rodzaj patosu. To na drodze bezprzewodowej, bo po podłączeniu do stacjonarnego wzmacniacza słuchawkowego H95 wzniosły się na inny poziom.

026 031 Hifi 04 2022 009

 

W metalowym etui specjalna
przegródka na akcesoria podróżne.

   

 


Ze wzmacniaczem
Najważniejsze cechy brzmienia niemal się nie zmieniły, jednak pierwotnie lekko ocieplony dźwięk zyskał dodatkowy atut w postaci lepszej definicji wysokich tonów. Przełożyło się to na stereofonię, która otworzyła się na wszystkie strony świata. Instrumenty rozsunęły się szerzej i zyskały wyraźniejsze kontury. Scena wyszła do przodu i rozbudowała w głąb. Pojęcia „bliżej” i „dalej” nabrały wyrazistości. W takiej konfiguracji bardzo dobrze brzmiały nagrania koncertowe, z wyraźnym podziałem na wykonawców oraz publiczność. Przypomnę jeszcze, że w połączeniu przewodowym większość inicjatywy w sterowaniu głośnością bierze na siebie sprzęt towarzyszący. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by się lekko sponiewierać, wtórując Sabatonowi w piosence „Uprising”. By uzyskać podobne efekty, potrzebny będzie kawał pieca, ale już podłączenie Bang & Olufsenów do telefonu za pośrednictwem przenośnego DAC-a przyniosło poprawę w każdym aspekcie brzmienia. Jako że raczej nikt nie kupuje słuchawek Bluetooth, by owijać się na mieście kablami, powyższy eksperyment przeprowadziłem wyłącznie dla zaspokojenia ciekawości.
Reasumując, H95 będą doskonałymi towarzyszami podróży oraz długich nasiadówek, w czasie których, przez nikogo nie niepokojeni, zechcemy się zanurzyć w ulubionej muzyce. Co prawda, nie odkryjemy w nich nowych horyzontów, ale słuchanie znanych utworów długo się nie znudzi.

026 031 Hifi 04 2022 001

 

Elegancja w każdym calu.
   

 


Konkluzja
Bang & Olufsen Beoplay H95 to bez wątpienia luksusowy produkt, nie tylko z powodu ceny. Część ludzi kupi go wyłącznie po to, by pochwalić się przed znajomymi; inni z pełną świadomością właściwości brzmieniowych. Mam nadzieję, że czytający powyższe słowa należą do drugiej grupy.


 

BangOlufsen


Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 04/2022