HFM

artykulylista3

 

JBL L75ms

016 021 Hifi 10 2022 001Od kilku lat część oferty JBL-a wyraźnie skręciła w stronę stylistyki retro. Do oldskulowych monitorów z serii Classic dołączył niedawno zintegrowany system stereo L75ms.

Choć nowy JBL na pierwszy rzut oka kojarzy się z głośnikiem centralnym do kina domowego, to mamy do czynienia z kompletnym i samowystarczalnym systemem stereo. Ale zaraz, „jamnik” za 7000 złotych?!
Trzy dekady temu cennym atrybutem szanującego się nastolatka był dwukasetowy radiomagnetofon stereo, popularnie zwany „jamnikiem”. Był długi, czarny i plastikowy, a marki takie jak Panasonix czy Thompsonix do dziś wywołują porozumiewawcze mrugnięcia okiem. Najbardziej zaawansowane modele wydawały z siebie odgłosy, które można było nawet uznać za muzykę, chociaż jakością dźwięku nikt się wtedy specjalnie nie przejmował.


„Jamniki” pozwalały na nagrywanie piosenek bezpośrednio z radia i kopiowanie pożyczonych kaset, co w czasach słusznie minionych odbywało się na porządku dziennym. Dla ówczesnej młodzieży najważniejsze były szeroki dostęp do muzyki i możliwość jej uwiecznienia na taśmach magnetofonowych, a do tego dwukasetowe radiomagnetofony nadawały się wprost idealnie.
Po przeminięciu mód na miniwieże i kino domowe, po eksplozji popularności głośników Bluetooth i zaskakującym renesansie analogu, w kręgu zainteresowań melomanów ponownie pojawiły się zintegrowane zestawy stereo. Po części wynika to z ograniczeń lokalowych, po części zaś z możliwości technicznych, o jakich 30 lat temu nikomu się nawet nie śniło. O ile nazwanie XX-wiecznych przodków „jamnikami” w pełni oddawało ich jazgotliwy charakter, o tyle współczesne sprzęty zdecydowanie zasługują na miano dobrze odżywionych „bassetów”, jeśli mamy pozostać w kręgu określeń kynologicznych. JBL L75ms jest tego wzorcowym przykładem.


016 021 Hifi 10 2022 002

Tylko pięć głośników,
ale spisują się bez zarzutu.

 

 
Budowa
Omawiany głośnik jest długi, ciężki i swego plastikowego protoplastę mógłby wciągnąć otworem bas-refleksu. Obudowę sklejono z calowych płyt MDF i wykończono naturalnym fornirem z amerykańskiego orzecha. Wintydżowy charakter podkreśla wyczuwalna struktura porów drewna oraz wygięta przednia ścianka, stylem nawiązująca do prehistorycznych kolumn JBL-a. Zakrywa ją piankowa maskownica Quadrex, a całość sprawia wrażenie, jakby została odnaleziona na strychu wśród starych gazet relacjonujących zamach na prezydenta Kennedy’ego. Efektu nie burzy nawet mały aluminiowy panel sterujący na górnej ściance.
Po zdjęciu maskownicy L75ms wiele traci na swej urodzie, ale na potrzeby opisu musiałem się z nią uporać. Nie była to praca godna antycznego herosa, ponieważ wygięta kratka z kostkowaną gąbką trzyma się frontu na ukrytych magnesach.
W skrajnych położeniach zamontowano dwie 25-mm kopułki wysokotonowe z aluminium. Dzięki wygięciu frontu są skierowane na zewnątrz, przez co słowo „stereo”, opisujące dźwięk L75ms w materiałach marketingowych, nie jest pustym frazesem. W sąsiedztwie kopułek znalazły się dwa 13-cm nisko-średniotonowce z celulozowymi membranami, również skierowane na boki. Obie pary przetworników pracują we własnych komorach, wentylowanych bas-refleksem, a wyprowadzone do przodu wyloty tuneli ułatwiają ustawienie urządzenia.
W samym centrum, frontem do słuchacza, znalazł się 10-cm głośnik średniotonowy. On także ma membranę z celulozy. Każdy z przetworników jest napędzany własnym wzmacniaczem, a łączna moc układu wynosi 350 watów (2 x 125 W dla mid-wooferów, 2 x 50 W dla kopułek i 50 W dla średniotonowca).
Zanim przejdziemy na zaplecze, rzut oka na wierzch. Malutki (2,5 x 7,5 cm) panel sterowania ma tylko trzy przyciski, służące do sterowania głośnością i wyboru źródła. Nad nimi połyskuje sześć piktogramów, symbolizujących dostępne wejścia. Niżej rozciąga się kilkanaście diodek wskazujących poziom głośności, podświetlanych tylko w momencie jej zmiany. Całość jest nienachalna i nie burzy starodawnego klimatu.
Na tylnej ściance, oprócz kilku gniazd, znajdziemy duży radiator odprowadzający ciepło z końcówek mocy. Na pierwszy rzut oka JBL L75ms oferuje wiele opcji połączeń, ale po dokładniejszej analizie początkowy entuzjazm gaśnie niczym zdmuchnięta świeca.


016 021 Hifi 10 2022 004

Tylna ścianka duża,
ale co z tego?

 

 
Możliwości podłączenia źródeł analogowych ograniczają się do wejścia phono MM, co może wyglądać na ukłon w stronę hipsterów kontemplujących trzeszczenie starych płyt winylowych, oraz 3,5-mm uniwersalnego wejścia aux. Do tego drugiego da się od biedy podłączyć pełnowymiarowy sprzęt hi-fi, ale trzeba dysponować przewodem 2RCA/mini jack. Posiadacze źródeł cyfrowych znajdą się w jeszcze gorszym położeniu, bo zabrakło nawet lichego wejścia optycznego. Zamiast niego widać gniazdo HDMI ARC, do którego można podpiąć telewizor. Pewną nadzieję budziło złącze USB, zintegrowane z sieciowym LAN, ale służy ono wyłącznie do celów serwisowych. Skromny obraz dopełnia wyjście subwooferowe, a uważny obserwator dostrzeże tam jeszcze nieduży przełącznik, zmniejszający natężenie niskich tonów o 3 dB. Jak więc komunikuje się ze światem zewnętrznym kombajn JBL-a? Przez internet – kablem albo bezprzewodowo, choć nie wskazuje na to obecność choćby szczątkowej anteny.
Odkręcenie 12 małych wkrętów, którymi przymocowano aluminiowy tylny panel, w celu spenetrowania wnętrza L75ms okazało się stratą czasu. Po drugiej stronie tylnej ścianki umieszczono kilka płytek z elektroniką, jednak zbyt krótkie kabelki biegnące w głąb obudowy uniemożliwiły oględziny. Na wspomnianych płytkach znalazły się: cała sekcja cyfrowo-analogowa, moduły łączności bezprzewodowej z wewnętrznymi antenami oraz końcówki mocy, natomiast zasilacz ukryto w trzewiach urządzenia. Od elektroniki oddziela go przegroda z ABS-u, a liczne kabelki biegnące do poszczególnych sekcji, każdy w gąbkowej otulinie, świadczą, że nie jest to najtańszy układ. Zresztą, maksymalny pobór mocy na poziomie 350 watów też daje do myślenia.


016 021 Hifi 10 2022 006

Wybór gniazd mocno okrojony
 

 
Wyposażenie i obsługa
Choć JBL L75ms wygląda, jakby miał z 75 lat, to pod względem technicznym pewnie się czuje w trzeciej dekadzie XXI wieku. Obecnie prym wiodą serwisy streamingowe oraz internetowe rozgłośnie radiowe, zaspokajające najdziwniejsze nawet gusta. Dlatego amerykańscy konstruktorzy z rozmysłem przenieśli funkcjonalność L75ms do świata wirtualnego.
Głównym sposobem komunikacji z otoczeniem jest Wi-Fi, choć można się również połączyć kablowo. JBL ma wbudowany moduł Chromecast oraz Apple AirPlay 2. Ten pierwszy pozwala na streaming plików PCM do 32 bitów/192 kHz, a więc znacznie powyżej potrzeb przeciętnego słuchacza. Amerykanie nie zapomnieli też o module Bluetooth, jednak w moim przypadku służył on tylko do konfiguracji systemu. Skorzystałem w tym celu z popularnej aplikacji Google Home, która bezboleśnie przeprowadziła mnie przez proces logowania do domowej sieci komputerowej.
Do obsługi L75ms JBL nie sugeruje żadnej aplikacji, zdając się na doświadczenie użytkownika. Ostatnio, przy okazji testowania aktywnych monitorków JBL 4305P („HFiM” 9/2022), korzystałem z MusicLife Harmana, więc pozostałem przy niej. Obsługuje wbudowane radia internetowe i kilka serwisów streamingowych, więc powinna zaspokoić podstawowe potrzeby większości melomanów. Miłośnicy Tidala lub Spotify mogą korzystać z funkcji Connect i przesyłać muzykę do L75ms bezpośrednio z nich, bez konieczności instalowania dodatkowego oprogramowania, zarówno z telefonu, jak i komputera lub laptopa.
Aplikacje aplikacjami, ale dla tradycjonalistów producent dołączył klasyczny pilot zdalnego sterowania. Klasyczny w formie, ponieważ z urządzeniem komunikuje się przez Bluetooth. Znajdziemy na nim kilka przycisków do wyboru źródła, regulacji głośności i obsługi odtwarzacza muzyki. Jest jeszcze tajemniczy przycisk „SFX”, zmieniający charakter panoramy stereo, ale jego działanie pozostaje na granicy percepcji.
No dobrze, wiemy już, co L75ms potrafi, ale gdzie w takim razie go ustawić?


016 021 Hifi 10 2022 008

Maskownica trzyma się
na ukrytych magnesach.

 

 
Ustawienie
JBL jest mało wymagający w stosunku do lokalizacji, a grube gumowe stopy wkręcane w dno pozwolą go postawić nawet na szklanym blacie. Byle o odpowiedniej wytrzymałości, bo blisko 16 kg wagi to nie w kij dmuchał. Można go też dosunąć do ściany, a nawet wstawić w róg pomieszczenia. Trzeba wtedy tylko przyciąć bas przełącznikiem na tylnej ściance, by zapobiec dudnieniu.
Ze względu na możliwość współpracy z telewizorem najbardziej sensownym miejscem będzie blat pod nim. Niestety, ze względu na gabaryty L75ms, telewizor musi w takiej sytuacji wisieć na ścianie, chyba że lubicie mieć zasłonięty kawałek ekranu.
Innym miejscem, w którym L75ms doskonale się odnajdzie, będzie sypialnia lub pokój nastolatka. Unikałbym natomiast wynoszenia go do ogrodu i na imprezy przy grillu, bo gąbkowa maskownica może przejść zapachem dymu, a przypadkowe zalanie obudowy poczynić szkody na szlachetnym fornirze. Poza tym róbta, co chceta.


Wrażenia odsłuchowe
Pięć głośników obok siebie i stereo? To się nie może udać. Tak właśnie pomyśli większość potencjalnych użytkowników, widząc front L75ms. Jednak – wbrew pozorom – kombajn z Northridge dokonał niemożliwego. Zacznijmy jednak od ogólnego charakteru brzmienia.
Jak należało oczekiwać, stylizowany na retro system zagrał z analogowym sznytem. Miękko, plastycznie, z wyraźnym ociepleniem średnicy, nie tracąc jednak detaliczności wysokich tonów. Zakresy łączyły się spójnie i jeżeli ktoś się spodziewał dresiarskiego bum-cyk-bum-cyk, to czeka go miła niespodzianka.
Para 13-cm wooferków dwoiła się i troiła, by zbudować solidny fundament basowy i ich wysiłki nie poszły na marne. Mocny, soczysty dół miał sporo do powiedzenia w muzyce rozrywkowej, a po zmianie repertuaru na akustyczny jazz i klasykę dodawał utworom wigoru. Pasował przy tym do ścieżek filmów akcji i tylko w naprawdę dużych pomieszczeniach trzeba się będzie posiłkować zewnętrznym subwooferem. Nazwanie L75ms „bassetem” nabiera tu dodatkowego sensu.
Uniwersalny charakter brzmienia sprawdzał się w różnorodnym repertuarze, od smętnego pitolenia na smyczkach, po hardrockowe wywijasy mistrzów sześciu strun. Co ciekawe, L75ms okazał się wrażliwy na jakość nagrań, przez co  ponadprzeciętne, audiofilskie realizacje zyskiwały u niego dodatkowe punkty. Atutem jest też dynamika. Łączna moc 350 watów dobrze wygląda na papierze, ale może nie mieć wiele wspólnego z faktycznym potencjałem sprzętu. Na szczęście w JBL-u wiedzą, jak zrobić użytek z wbudowanych wzmacniaczy. Amerykański kombajn lubi grać głośno i nie sieje przy tym zniekształceniami. W 20-metrowym pokoju rzadko przekraczałem połowę skali. Odnoszę też wrażenie, że nawet w dwukrotnie większym nie pojawiłyby się wyraźne ograniczenia głośności.


016 021 Hifi 10 2022 009

Poręczny pilot.
 

 
A efekty przestrzenne?
Cóż, efekty przestrzenne były tym, co sprawiło mi największą niespodziankę. Po jednobryłowych konstrukcjach trudno się spodziewać cudów, a JBL potrafił „zagiąć czasoprzestrzeń”. W czasie formalnych odsłuchów L75ms stanął pół metra od tylnej ściany pokoju i około trzech metrów od miejsca odsłuchowego. W moim odczuciu jest to idealna odległość do obserwacji sceny stereo. Panorama dźwiękowa przypominała dużą chmurę z wyraźnym podziałem na lewy i prawy kanał. Skierowanie głośników wysokotonowych na zewnątrz sprawiło, że scena zdecydowanie wykraczała poza fizyczne rozmiary obudowy. Mało tego, zdarzało się, że dźwięki odzywały się ponad nią, co można uznać już za małą sensację.
Wspomniałem o wrażliwości na jakość nagrań i właśnie od niej w dużej mierze zależeć będzie budowa sceny. W efektownie zrealizowanych utworach muzyki elektronicznej i filmowej robiło się naprawdę ciekawie. Szerokość panoramy stereo odbiegała, co prawda, od zestawu złożonego z dwóch oddzielnych kolumn, za to jej organizacja i naturalny brak dziury pomiędzy kanałami wyglądały lepiej, niż w niejednej źle ustawionej instalacji. To w warunkach audiofilskiej koszerności, bo po zakończeniu formalnego testu JBL wylądował pod telewizorem. Przez większość czasu pełnił funkcję soundbaru oraz po prostu odtwarzał muzykę z radia i serwisów streamingowych. Ulubione piosenki inżyniera Mamonia towarzyszyły mi w trakcie wykonywania rutynowych czynności, pracy przy komputerze i po prostu słuchałem ich dla relaksu. A wtedy odstępstwa od precyzyjnej lokalizacji źródeł pozornych nie miały najmniejszego znaczenia.
Konkluzja
JBL L75ms to fajny, bezpretensjonalny sprzęt łączący w sobie dawne wzornictwo z nowoczesnością streamingu. Jeśli Wam się spodoba od strony wizualnej, możecie kupować w ciemno. Gra bowiem nawet lepiej, niż wygląda.

 

 

jbl l75ms

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 10/2022