HFM

artykulylista3

 

Legacy Focus SE

044 049 Hifi 9 2022 009Deszczową i brzydką jesienią 2019 roku wylądowały w redakcji równie brzydkie kolumny. Wielgachne i upstrzone głośnikami tak, że nawet warszawski urząd kwaterunkowy w 1946 roku nie znalazłby wolnej powierzchni dla dodatkowego lokatora. Natychmiast pomyślałem, że gdyby je zobaczyli miłośnicy Altusów, popuściliby w spodnie.


Druga myśl była równie przyjazna: „Muszę się ich szybko pozbyć, bo zagracają pokój”. Patrząc na zwaliste pudła, przeczuwałem, że z tej mąki to chleba nie będzie. Co najwyżej zostanę ogłuszony „bassem” przez dwa albo i więcej „s”.
Test Legacy Signature SE ukazał się w numerze 12/2019 i już wtedy było jasne, jakie kolumny dostaną Nagrodę Roku. Ich brzmienie najpierw mnie zaskoczyło, później wciągnęło, a na koniec uzależniło. Musiałem poprzestawiać sobie w głowie dotychczasowe rankingi. W dodatku cena przywróciła wiarę w rozsądek producentów high-endu.
Nie kupiłem ich (jeszcze?) z dwóch powodów. Po pierwsze, nie nadają się do testowania wzmacniaczy po 2000 zł, a takie też muszę brać na warsztat. Po drugie – chciałem posłuchać droższych Focusów SE. No i w końcu przyszła na to pora. Nie zdziwcie się więc licznymi odniesieniami do Signature SE, bo większość potencjalnych nabywców Legacy w Polsce wybiera właśnie między tymi dwoma modelami.
Legacy istnieje od blisko czterech dekad i kieruje nią nadal ręka Billa Dudlestona. Żelazna, bo wyrobiona przy dźwiganiu grających trumien. Filozofia właściciela firmy nie zmieniła się ani na jotę: duży i dobry dźwięk to dużo głośników, najlepiej też dużych. Tak właśnie wyglądają „poważne” Legacy, czyli część katalogu rozpoczynająca się od Signature SE. Powyżej Focusa SE rozmiary nadal rosną. W okolicach szczytu nudna aparycja ustępuje miejsca intrygującym rozwiązaniom i kształtom. Pozostaje jednak zasadnicze wymaganie: duży pokój odsłuchowy, bo dopiero w takim kolumny rozwiną skrzydła. Przekonałem się o tym boleśnie przy okazji tego testu.

 


044 049 Hifi 9 2022 001Egzotyczne forniry dostępne

za sporą dopłatą.

 


Budowa
Obudowy sklejono z MDF-u. Najgrubszy jest front. Podobnie jak w starych Thielach, jego masa tłumi wibracje stada przetworników. Tylna ścianka jest węższa od przedniej, wobec czego boki nie są równoległe. To redukuje fale stojące, ale i tak wnętrze zostało wytłumione.
Deska głośnikowa wygląda, jakby się zwężała do góry, ale to złudzenie, wywołane ścięciem krawędzi. Odchylono ją do tyłu, co pomaga zachować czasową spójność głośników. Rozlokowanie tych ostatnich nie jest przypadkowe, ponieważ Dudleston obliczył odległość membran od podłogi. Zakładając, że dystans od słuchacza wyniesie co najmniej trzy metry, przewidział odbicie fal od podłoża. W standardowej sytuacji powodują one przesunięcia fazowe, ale przy odpowiednim ustawieniu kolumn fale same się wygaszają w wyniku nałożenia w przeciwfazie. Kiedy układ zadziała, do słuchacza dotrze głównie promieniowanie bezpośrednie. Co ciekawe, taką geometrię stosuje się tym łatwiej, im więcej jest głośników. Między innymi stąd się bierze wielodrożność najwyższych modeli Legacy. Z tego względu słuchacz nie powinien siedzieć zbyt blisko. Kolejny powód to wysoko umieszczony tandem AMT. Oddalenie niweluje różnicę między nim a poziomem uszu. Teoretycznie możemy też usiąść wyżej, ale niewiele to poprawi.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Średniotonowiec.

 


Układ wentylują z tyłu dwa otwory bas-refleksu. Pod nimi znalazły się solidne podwójne gniazda, połączone metalowymi zworkami. Legacy poleca bi-amping, czyli zasilanie dwiema końcówkami mocy; bi-wiring przyniesie niewielkie zmiany. Wersja SE jest pasywna, ale istnieje również aktywna XD, z wbudowanym wzmacniaczem o mocy 750 W (droższa na starcie o 12000 zł). Zamiast typowych zacisków znajdziemy w niej wejścia XLR. Właściciel XD ma do dyspozycji aż trzy warianty zasilania. Pierwszy to aktywne zasilanie dwóch 12-calowych wooferów, przy jednoczesnym zastosowaniu zewnętrznego wzmacniacza dla tonów średnich i wysokich. W tym przypadku jako zwrotnicy można użyć procesora Legacy Wavelet i dzięki temu korzystać z korekcji akustyki pomieszczenia. Drugi wariant to podłączenie wewnętrznego wzmacniacza o mocy 750 W do sekcji basowej przy wykorzystaniu zwrotnicy wewnętrznej. Trzeci jest w pełni aktywny — cała kolumna jest sterowana wbudowanym wzmacniaczem, do którego podłączamy zewnętrzny preamp. Polecam zapoznanie się z aktywnymi układami. Dla wielu osób może to być odkrycie Ameryki.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Średniotonowiec.

 


Nad zaciskami znajdują się dwupozycyjne przełączniki. Każdy z nich obsługuje część pasma (bas/reszta). W pozycji wyłączonej nie robi nic, we włączonej filtr obcina 2 dB. Zwykle takie dodatki traktujemy jak coś w rodzaju regulacji barwy, tymczasem nie tędy droga. To narzędzie pozwalające dokładniej dostroić kolumny do pomieszczenia. Dobrze wykonany filtr pozwoli zapanować na przykład nad rezonansami niskich częstotliwości w zbyt małym albo zbyt żywym akustycznie salonie. W praktyce, ani w Signature SE, ani w Focusach SE nie zaobserwowałem różnic, natomiast w mniejszych modelach udało się może nie tyle wyeliminować, co nieco zgasić rezonanse budzące się w prawym rogu za nimi. W Focusach SE przekroczyłem już cienką czerwoną linię niedopasowania kolumn do wielkości pokoju i odjęcie 2 dB nic nie dało.
Focusy w obecnej wersji SE to układ czterodrożny (poprzednie były pięciodrożne). Bas obsługują dwa 30-cm woofery. Są bardzo drogie z uwagi na magnes. Przy takich rozmiarach spotykamy młyńskie koła, ważące nawet 10 kg. W Legacy są zdecydowanie mniejsze, za to silniejsze, bo neodymowe. Ten rzadki pierwiastek spotyka się głównie w przetwornikach wysokotonowych, bo tam wystarczy rozmiar trzech ułożonych na sobie dwuzłotówek. W wooferach potrzeba go nieporównanie więcej, więc koszty znacząco rosną. Resory są szerokie, jak w subwooferach, i umożliwiają pracę z dużym wychyleniem. Kosze wydają się przy nich lekkie i ażurowe.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Membrana przeplatana
srebrnymi nitkami.

 


Sekcję średnio-wysokotonową ustawiono w układzie d’Appolito. Dwa średniotonowce startują już od 120 Hz. Zatem bas w wykonaniu wooferów Focusa SE to faktycznie bas. Przedstawiając obrazowo: a1 to 440 Hz. Sopran, czyli najwyższy głos kobiecy, wg podręczników do instrumentacji ma być „używany” w skali od c1 do a2. Czyli najniższe dźwięki zakładają operowanie pół oktawy niżej niż średniotonowiec Legacy. c1 to także najniższy dźwięk fletu. W skrzypcach najniższą „pustą” (czyli nie skróconą palcem) strunę stroi się na g, czyli oktawę i dwa półtony niżej od a1. Z drugiej strony, użyteczna skala kontrabasu (bez flażoletów, czyli dźwięków wydobytych palcem delikatnie przyłożonym do struny bez dociskania do gryfu) kończy się u góry na a. Częstotliwości wyglądają tak: a („małe”, czyli bez cyferki) to 220 Hz, c1 to 261,6 Hz. Bas (w rozumieniu głosu ludzkiego) w chórze zaczyna od D („d” wielkie), czasem kompozytorzy życzą sobie C, ale, jak pamiętam z okresu pracy w Teatrze Wielkim, mniej niż połowa basów z chóru ten dźwięk „ogarniała” w sensie użytecznym. Bo co innego mruknąć pod nosem cichutko do mikrofonu, a co innego pełnym głosem zaśpiewać forte słyszalne kilkanaście metrów dalej. C wielkie to 60,4 Hz. 120 Hz to mniej więcej 1/3 skali basa, licząc od dołu. Oczywiście, obliczenia te dotyczą tonu podstawowego, bez drabiny alikwotów. Jeżeli weźmiemy ją pod uwagę, to w sporym przybliżeniu faktycznie średnica kończy na około 2,8 kHz, czyli tam, gdzie zwykle zaczynają grać  kopułki. Tam też ustawiono drugą częstotliwość podziału w Focusach SE. Czyli średnica w wykonaniu przetworników to także średnica. Faktycznie jednak 2,8 kHz to tony podstawowe bardzo nielicznych instrumentów. Sięgają tam najwyższe dźwięki fortepianu, skrzypiec, organów i fletu piccolo, bo „zwykły”, poprzeczny sięga 2 kHz, a gitara akustyczna i saksofon – 1 kHz.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Plecionka w zbliżeniu.

 


Przy 2,8 kHz kończą pracę 18-cm głośniki średniotonowe z membranami o strukturze kanapkowej. Warstwy składają się z plecionki włókna węglowego, wzmocnionego nitkami srebra i Rohacellu, czyli twardej i sztywnej pianki, wykorzystywanej w przemyśle lotniczym i budowalnym. Magnesy są duże i tym razem ferrytowe. Dodatkowy pierścień z neodymu koncentruje strumień w szczelinie, w której porusza się 38-mm cewka. W centrum membrany znajduje się korektor fazy.
Powyżej 2,8 kHz startuje duet złożony z dwóch przetworników AMT, zamontowanych w jednej metalowej płytce. Większy – o długości 10 cm – kończy pracę przy 8 kHz. Tam pałeczkę przejmuje drugi, znacznie krótszy. Większy obsługuje więc, patrząc nie tylko na skalę instrumentów, ale także na widmo, spory kawałek średnicy. I tutaj tkwi tajemnica wspaniałych wysokich tonów Signature SE oraz Focusów SE. Dobry przetwornik AMT wykazuje niedościgłą zdolność różnicowania barw i brak własnego charakteru. Poza tym nie musi się wysilać. Ten niski zakres góry z kawałkiem wysokiej średnicy jest krytyczny dla naszego odbioru dźwięku. To tam właśnie pojawiają się efekty metaliczności, zgrzyty, syki albo zatkane nosy i koce na kolumnach. Dla calowej kopułki to najtwardszy orzech do zgryzienia. Dlatego tak cenione są na przykład wysokie tony Chario, które stosuje kopułki 38-mm. Jednak nawet przy nich 10-cm AMT to monstrum. A przecież powierzchnia drgająca jest jeszcze większa, niż widać z zewnątrz, bo membrana jest poskładana w harmonijkę. Spręża powietrze i wyrzuca je z większą energią, niż sama się porusza, dzięki czemu można uzyskiwać wysokie ciśnienia akustyczne.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Harmonijka doktora Heila.

 


Wynalazek dra Oskara Heila był do niedawna chroniony patentem i AMT lądował niemal wyłącznie w high-endzie. Poza tym oferowały go jedynie nieliczne firmy, operujące w niższych segmentach cenowych, na przykład Elac. Ochrona prawna jednak wygasła i przetwornik szybko trafił do kolumn innych producentów. Stosują go Monitor Audio, Wharfedale, a nawet Emotiva w monitorach za 1350 zł, a to już sensacja. Inna sprawa, że technologia jeszcze się nie upowszechniła i nie zawsze wszystkim wychodzi. Musi minąć trochę czasu, zanim ją opanują grube ryby. Na razie „interpretacja” Legacy zalicza się do najlepszych na świecie.
Zwrotnica jest skomplikowana i rozbudowana. Lwią jej część zrealizowano na ogromnej płytce drukowanej u podstawy skrzyń.
Wykończenie Focusów SE można wybrać z jednej z trzech grup. Standardowa kosztuje 72300 zł i obejmuje typowe forniry. W Premium, za 78300 zł, znajdziemy gatunki egzotyczne. Najdroższa Exotic kosztuje 81750 zł. O jednej z opcji przeczytamy, że trójwarstwowe wykończenie w kolorze czarnej perły jest utwardzane przez trzy tygodnie, po czym ręcznie polerowane przez wiele godzin. Warto się przyjrzeć wszystkim propozycjom. Focusy SE są ogromne, więc uwagę przyciągają natychmiast. A skoro tak, to mogą się jedynie obronić szlachetnym wyglądem dużych powierzchni.
Kolumny może nie imponują urodą, ale rozmiarami, koncepcją i zastosowanymi rozwiązaniami – już jak najbardziej. Patrząc na poczynania konkurencji, wydają się też rozsądnie wycenione. Pozostaje nadzieja, że przyszłości się to nie zmieni.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Duet AMT.

 


Kula w płot, czyli metrów za mało
Focusy SE na zdjęciach do złudzenia przypominają Signature SE – mają tylko dodatkowy głośnik średniotonowy. Wprawne oko zauważy jednak, że duet wooferów ma inne membrany. Zamiast nakładki przeciwpyłowej widać jednolicie wklęsły wycinek sfery. Dopiero w tabeli danych technicznych przeczytamy, że są większe – przybywa blisko 6 cm. To daje wyobrażenie, o ile urosły skrzynie. Najważniejsza różnica polega jednak na tym, że Focusy SE są wentylowane, natomiast Signature SE to konstrukcja zamknięta. Oprócz zmian w definicji basu pociąga to za sobą dwie kwestie. Pierwsza to ustawienie: bas-refleksy wymuszają odsunięcie od tylnej ściany. W tym przypadku nawet o półtora metra, a i więcej nie zaszkodzi. Inaczej można się spodziewać przykrych niespodzianek. Signature SE też lubią dużo przestrzeni, są jednak bardziej tolerancyjne. Potrzebują mniej miejsca nie tylko z tyłu, ale i z przodu. Już dwa metry od słuchacza dają niezły rezultat. Trzy – i robi się jeszcze lepiej. Tymczasem Focus SE od trzech w ogóle zaczyna; mniej powoduje, że dźwięk traci spójność i oddech. Scena się spłaszcza, a plany tracą czytelność. W małym pokoju bas zalewa wszystko i nawet wysokie tony AMT stają się cienkie i piskliwe. Tego nie da się słuchać, zwłaszcza jeżeli sami siedzimy niemal przy ścianie. Odbicia fal zabijają resztę atutów, o ile takie pozostały. Paradoksalnie, Focus SE jest mniej wymagający wobec wzmacniacza. Gabaryty sugerują inaczej, ale jeżeli zdecydujecie się na Signature SE, zaopatrzcie się od razu w wydajny piec.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Duet AMT.

 


Przed testem Focusuów SE w moim pomieszczeniu przestrzegał importer. Sam też czułem, że to się nie uda, ale koniecznie chciałem spróbować: 25 m2 to kiepski żart. Kolumny się udusiły, bo nie mogło być inaczej. Wyciągnijcie z tego naukę: nawet jeżeli dysponujecie 40 m2, nie czujcie się zbyt pewnie, bo pomieszczenie pomieszczeniu nierówne. Koniecznie posłuchajcie u siebie. Na „randkę w ciemno” można sobie pozwolić dopiero w pokoju 60-metrowym. To, że metrów już wystarczy, usłyszycie od razu i na tyle wyraźnie, że nie będzie potrzebny żaden opis. Klasa kolumn objawi się natychmiast, nawet osobom z przytępionym słuchem.
Testów „na wynos” nie znoszę, bo to żaden punkt odniesienia. Tym razem  zdecydowałem inaczej, bo za moją namową Focusy SE kupił znajomy, a system ma podobny: wzmacniacz McIntosh MA7000 (w tym roku zastąpi go MA12000), odtwarzacz MBL 1531 i regenerator prądu Pure Power 2000. Okablowanie jest inne – w całości KBL Sound Himalaya. Elektronika stoi na stoliku Audiophilar. Pomieszczenie ma na oko 45 m2, ale jest wysokie – ażurowe schody prowadzą na otwarte piętro. To jeden z najsensowniej zbudowanych systemów, jakie spotkałem u naszych czytelników. Słuchałem prawie rok temu, ale szczegóły na tyle zapadły mi w pamięć, że mogę sobie darować odświeżanie wrażeń.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Podwójne
zaciski.

 


Wrażenia odsłuchowe, z metrażem
Legacy Focus SE to jedne z najciekawszych i najlepszych zestawów głośnikowych, z jakimi miałem do czynienia „ever”. Nawet nie chce mi się przypominać, ile słyszałem kolumn za 100, 200, a nawet więcej tysięcy, które nie zbliżyły się do tak kompletnego ujęcia wszystkich cech. Takich, które mają nie tyle oszołomić wyimkiem prezentacji, co prowadzić brzmienie do wyższego celu.
Zamiast poetyckich uniesień, na początek konkret: Legacy prezentują muzykę symfoniczną w PEŁNEJ skali. Powtórzą w naszym domu te rozmiary, to „dmuchnięcie” i ten ogrom bodźców. Natychmiast staje się jasne, do czego im potrzebne metry kwadratowe. Nie da się wsadzić słonia do psiej budy. Dajcie im jednak przestrzeń i odrobinę wolności, a poczujecie się jak w filharmonii. Wrażenie jest uderzające, ale nie przytłacza, bo Focusy SE pokazują coś, co zjednuje najskuteczniej – swobodę. Pełną i nieograniczoną. Staje się jasne, że tak właśnie ma być. Zauważamy radość grania i łatwość mierzenia się z wyzwaniami.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Gotowe ścianki – prefabrykaty.

 


Zresztą, o jakich wyzwaniach mowa? Bas? Dynamika? Po godzinie randki z Szostakowiczem czy Mahlerem rozmowa o tych aspektach wydaje się nieporozumieniem. Bo niby co mamy powiedzieć? Że kit nie utrzymał szyb i poleciały na chodnik? To nieprawda i nie tędy droga. Dwie miednice na resorach nie naśladują subwoofera, tylko wiernie odtwarzają muzykę. Zwykle nie zaskakują, choć sięgają nie tylko granic możliwości ludzkiego ucha, ale jeszcze zahaczają o zakresy, których już nie słyszymy, tylko odczuwamy całym ciałem. Jeżeli sygnał tam sięga (to już nie będzie klasyka, bo nie ma takich instrumentów, może oprócz organów), to kolumny też, i żadna to dla nich turbacja.
W przypadku dynamiki pojawia się problem z ustawieniem głośności w nagraniach bez kompresji. Skala orkiestry jest tak szeroka, że między pianissimo a fortissimo znajduje się obszar, który uniemożliwia ustalenie średniej. Jakiego kompromisu byśmy nie wybrali, kiedy gruchnie tutti, sąsiedzi i tak zadzwonią na policję. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Podobnie jak zrozumieć, że w pianissimo, na granicy szmeru, i tak usłyszymy wszystko. Nie trzeba robić głośniej. Łatwość, z jaką uderza monumentalna ściana dźwięku, ani trochę nie przeszkadza w pokazaniu subtelności mikroskali. Nie ustępuje tej makro – jest tylko mniej oczywista i dlatego usłyszymy ją później. Natomiast, że docenimy i ją, jestem pewien, jak mało czego w życiu.
Czołg poruszający się z subtelnością motyla? Na to wychodzi, zwłaszcza gdy się przyjrzymy zakresom pasma osobno. Instrumenty w średnicy pasma brzmią, jak powinny. To ich zadanie, żeby nas oczarować, a kolumny przekazują ten efekt. Bas – już wiemy, choć gdy sięgniecie po nagrania „wystawowe”, mające na celu kupienie słuchacza jednym strzałem, to zostaniecie kupieni. Natomiast góra to osobna opowieść. Duet AMT robi coś, co na zawsze pozostaje w pamięci. Można się zachwycać zróżnicowaniem barw, swobodą, lekkością i dźwięcznością, a napowietrzenie i jędrność graniczą z magią. Tajemnica tkwi w dolnym skraju tego zakresu. To achillesowa pięta przytłaczającej większości kolumn, więc szybko się zorientujecie, że Legacy są „jakieś inne”. Zaczniecie rozmyślać, dlaczego, i wtedy tak naprawdę zaczniecie słuchać i przybliżać się do celu. Pasmo jest pełne i jednolite, bez śladów szycia i zmian charakteru, mimo że każdy zakres pokrywa przecież inny przetwornik. Spójność i równowaga pozostają… bezprzymiotnikowe, a my odbieramy je jako coś naturalnego. Bo tak jest przecież „w naturze”.

 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Podwójne
zaciski.

 


Konkluzja
A kiedy już się zastanowicie, to przestaniecie szukać. Bo i po co, skoro wszystko znaleźliście? Teraz cel, jaki Dudleston postawił Focusom SE, został osiągnięty.


 


044 049 Hifi 9 2022 001

 

Drewno różane.

 


Signature SE kontra Focus SE
Co lepsze? Signature SE to Sabriny X Wilsona z domieszką monitora BBC. Lepsze czy gorsze, oceńcie sami. Tymczasem Focus SE to wysokie modele Thiela, tym razem ewidentnie lepsze, zwłaszcza w wysokich pasmach, ale też fantastycznym, spektakularnym basie. Rozrzut estetyk jest więc ogromny. Możemy się skupić na cechach wspólnych, ale wtedy zboczymy na manowce. Oba zestawy są znakomite i jeszcze lepiej wycenione. Oba też trafią do innych odbiorców. Pod warunkiem, że ci zyskają „świadomość okoliczności”, w czym ten akapit ma pomóc.
Focusy SE imponują rozmachem i przestrzenią. Wciągają w muzyczny spektakl w wielkiej sali koncertowej. Bas i dynamika nie mają ograniczeń. Fantazja i królewski gest wtłaczają w fotel, a hollywoodzkie soundtracki zyskują wymiar, przy którym dobrze nagłośnione kino staje się erzacem. Wielkie Legacy patrzą na wydarzenia z dystansem, oddalając słuchacza od sceny. Szczegółowość i precyzja zapewniają mu patrzenie z perspektywy operatora drona.
Signature SE rzucają nas w wir walki. Realizm, bezpośredniość i odczucie obecności „tu i teraz” bywają przytłaczające, ale nie męczą natłokiem informacji, bo te są podane z mistrzowskim szlifem. Duet AMT właśnie tutaj urządza koncert. Jedno szarpnięcie struny gitary, uderzenie pałki w talerz potrafi zadziałać jak sól trzeźwiąca. Otwieramy szeroko oczy i zastanawiamy się, skąd to się wszystko wzięło i gdzie się podziewało wcześniej?
Oba modele działają na laików, którzy twierdzą, że i tak tego nie usłyszą, jak kubeł zimnej wody. Możecie nieść kaganek oświaty między lud prosty, choć wcale nie przygłuchy i będziecie się przy tym świetnie bawić. Legacy się do tego nadają, jak rzadko co.
Pytanie „co lepsze” lepiej więc zastąpić innym: co bardziej mi się podoba? Gdybym miał jedne, brakowałoby mi tego, w czym przewagę mają drugie, i odwrotnie. Po zastanowieniu: Signature SE. Ale to już wynik moich osobistych upodobań.

 

legacyfocusse


Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2022