HFM

Xavian Stella

3239102016 010
Producenci sprzętu high-end nie zawsze grają fair. Doskonale wiedzą, że ich asortyment to sam wierzchołek piramidy ludzkich potrzeb. Ceny, które dyktują, to kosmos, a mimo to szukają oszczędności. Przenoszą produkcję na Daleki Wschód, szukają tańszych komponentów i kombinują, jak by tu jeszcze urwać parę groszy.

Gdyby klienci znali ten proceder, mogliby się poczuć jak świeży nabywca roleksa, który właśnie odczytał na kopercie mikroskopijny napis „Made in China”.

 



Na tym tle politykę Xaviana można określić jednym zdaniem: nie ma ściemy. Firma jest wąsko wyspecjalizowana i produkuje w zasadzie tylko kolumny. Prowadzi ją entuzjasta – Roberto Barletta – który oddaje pracy serce, ma ambicje, wizję i dąży do jakiegoś celu. Uświadomił mi to fakt pozornie bez znaczenia. W nowej siedzibie Xaviana sporą powierzchnię przeznaczono na swoiste muzeum, w którym znajdują się wszystkie (!) modele, od początku przedsięwzięcia (a to już 20 lat). Gdyby firmą zarządzał człowiek nastawiony wyłącznie na zysk, wykorzystałby tę powierzchnię na magazyn, salę szkoleń dla dystrybutorów albo po prostu wynajął. Ale Robetro kocha swoje dzieci i na nich nie oszczędza.

3239102016 001Bez maskownic ładniejsze.


Wszystko powstaje pod jednym dachem. Xavian wprawdzie nie produkuje sam głośników, ale zamawia je u renomowanych wytwórców, jak choćby Scan Speak. Nie bierze jednak seryjnych modeli, tylko wykonane według własnych specyfikacji. Ostatnio zaczął montować przetworniki sygnowane logiem „Audio Barletta”, które są robione na podstawie dokładnych projektów do początku do końca i w całości wyłącznie na potrzeby Xaviana.
Podzespoły zwrotnic Czesi zamawiają w Mundorfie. Bo po co wyważać otwarte drzwi? Poza tym, wszystko powstaje w malowniczym młynie, w Hostivicach, będących tak naprawdę przedmieściami Pragi.
Firma dysponuje własną stolarnią. Kto widział jakiekolwiek kolumny Barletty, zna klasę robocizny. Czesi mogą nie mieć kompleksów wobec Duńczyków, którym, nawiasem mówiąc, ostatnio się w głowach poprzewracało. Już się nie opłaca wziąć do ręki hebla i wykonać obudowę do kolumn za dziesiątki tysięcy euro. Na designerskich meblach jest znacznie lepsze „bicie”.

3239102016 001Orzechowy „parkiet”.


Tak się jednak składa, że firmy leżące kiedyś za żelazną kurtyną powoli zyskują uznanie na całym świecie. Podobnie zresztą jak ludzie, którym jeszcze się chce pracować. Xavian jest awangardą, ale dotyczy to także polskich producentów hi-fi. Owszem, robocizna w Czechach jest tańsza niż we Francji czy w Niemczech, ale jakość produktów nie gorsza, a nierzadko nawet lepsza. Dla klienta właśnie to jest najważniejsze. Czy się opłaca? Z pewnością, bo Xavian zatrudnia na pełnym etacie osiem osób, co, jak na warunki małej firmy z branży hi-fi, daje całkiem pokaźną drużynę.
Wspomniany młyn ma 1500 m² powierzchni użytkowej. Hostivice leżą 10 km od granic Pragi, więc nieruchomości nie należą tam do tanich (Praga jest droższa od Warszawy). Jak się okazuje, można zaproponować produkt wysokiej jakości w uczciwej cenie i jeszcze na tym zarobić. Mówimy o jakości na tyle wysokiej, że nawet osoba, która na stolarce się nie zna, nie będzie miała co do tego cienia wątpliwości.

3239102016 001Gniazda ciasne, ale własne.


Budowa
Stelle są po prostu piękne. Nasuwają się kolejne określenia: eleganckie, wytworne, a wszystko to za sprawą drewna. Nie forniru precyzyjnie klejonego na MDF-ie, ale litych klepek. Są ułożone trochę na podobieństwo parkietu, bo taka konstrukcja jest ponoć sztywniejsza od pełnej deski, a już na pewno odporniejsza na odkształcenia. Drewno, jak wiadomo, pracuje i dlatego to, z którego robi się fortepiany Steinwaya, leżakuje 70 lat. Orzech włoski, który Roberto sprowadza z Italii (bo podobno najlepszy, chociaż niewykluczone, że odzywa się tu patriotyzm właściciela), tyle nie wysychał, ale i tak jest drogi. Taniej by było skorzystać z czeskiej wiśni albo polskiego dębu, ale tu też widać troskę o klienta. Dla wielu osób rodzaj drewna jest pozornie bez znaczenia, tylko jakoś przy zakupie Mercedesa klasy S stają się skłonne zapłacić krocie za kokpit wykończony egzotycznym drewnem i siedzenia obite skórą. W przypadku samochodu to dodatek do silnika, karoserii i czterech kółek. W kolumnie obudowa to najbardziej kosztowny element. O tym, jak istotne znaczenie ma dla brzmienia, nie będę się rozpisywać. Wystarczy skwitować krótko: podobne do pudła rezonansowego w skrzypcach. Liczy się też efekt wizualny, a ten jest wynikiem nie tylko szlachetnej barwy i ułożenia słojów. Składa się na niego także precyzja obróbki, spasowanie klepek i ich klejenie. To trzeba po prostu zobaczyć. Zaryzykuję stwierdzenie, że za te pieniądze nie znajdziecie lepiej zrobionych i ładniejszych skrzynek.

3239102016 001Obrazki ze starego młyna.


Kolumny wyglądają jak milion dolarów i szkoda je szpecić maskownicami. Przez pierwsze trzy miesiące użytkowania nawet nie można ich zakładać. Zdecydowanie odradza to producent, bo światło „wybladza” i rozjaśnia barwę drewna. Barletta zauważa też, że maskownice psują dźwięk.
Obudowę pozbawiono klasycznego bas-refleksu i wyposażono w membranę bierną. To określa pewien charakter brzmienia, lubiany przez miłośników Thieli i starych, dobrych monitorów Sonus Fabera (niedościgniona, a raczej niewykonalna przy dzisiejszych standardach Extrema). Dolną część zajmuje komora balastowa, wypełniona fabrycznie pięcioma kilogramami wyprażonego i oczyszczonego piasku (przypuszczalnie znad czeskiego morza).
Podobno składanie każdej skrzynki Roberto nadzoruje osobiście. Patrzy też na ręce ludziom w stolarni i lakierni; jest obecny, a nawet pomaga przy lutowaniu zwrotnic. I słusznie, bo najważniejsze jest zaufanie do pracowników. A jak mawia stare polskie przysłowie: „Najwyższą formą zaufania jest kontrola”. Skrzynie opierają się na czarnych drewnianych cokołach, które wystają poza ich obrys. Dzięki temu punkty podparcia są rozłożone szerzej, co zwiększa stabilność. W cokoły wkręca się cztery stalowe kolce. Całość oczywiście warto wypoziomować.
Na zewnątrz widzimy trzy przetworniki. Tak naprawdę, pracują tylko dwa (układ dwudrożny). Nisko-średniotonowy ma polipropylenową membranę o średnicy 18 cm, miękką nakładkę przeciwpyłową, odlewany kosz i mocny magnes bez ekranowania. Resor jest wąski i gumowy. Efektywność przetwarzania niskich tonów poprawia identyczna membrana bierna (bez układu magnetycznego, nie zasilana ze wzmacniacza).

3239102016 001Obrazki ze starego młyna.


Miękka kopułka ma średnicę 26 mm i linearyzujący miedziany pierścień. Oba przetworniki wykonano na zlecenie Xaviana we Włoszech. Noszą logo „Audio Barletta”. Gniazda również zostały wykonane według specyfikacji czeskiej firmy. Nie zainstalujemy w nich gołych przewodów. Z jednej strony, to pewne utrudnienie, ale tak naprawdę mało kto stosuje niekonfekcjonowane kable do kolumn tej klasy. A jeśli nawet komuś przyszłoby to do głowy, bo ludzie lubią zaoszczędzić na różnych rzeczach, to zostanie zmuszony do kupienia gotowych odcinków z wtykami. I dobrze, bo z upływem czasu miedź śniedzieje, co utrudnia przewodzenie prądu i psuje dźwięk. Tak więc musicie zaopatrzyć swoje druty w banany albo widełki. O ile w przypadku tych pierwszych nie będzie problemu, to z drugimi czasem przyjdzie powalczyć. Trzpienie są dość szerokie i spłaszczone. Jeżeli zechcemy podłączyć widełki poziomo, wszystko będzie OK; gdy pionowo – wtyczki mogą się okazać za wąskie. Tutaj widzę pewną wadę, którą producent powinien usunąć. Z dwóch powodów. Pierwszy jest prozaiczny i uzasadniłbym go enigmatycznie: bo tak. Drugi – estetyczny. Gniazda są umieszczone wysoko. Rozumiem, że w ten sposób konstruktor chciał skrócić wewnętrzne okablowanie, ale to powoduje, że od połowy wysokości skrzynek będziemy widzieć zwisające kable. A dodatkowe rozepchnięcie ich na boki utrudnia schowanie ich z tyłu. W moim odczuciu lepiej by było ułatwić pionowe ułożenie wtyków, niechby nawet kosztem poziomego.

3239102016 001Obrazki ze starego młyna.


Poza tym nie ma się czego czepiać. Materiał jest dobry, wykonanie też, a gwinty pracują płynnie. Gniazda są niewielkie, co ponoć jest zaletą. Jak utrzymuje producent – im mniej metalu, tym lepiej. Nad nimi przyklejono złocone logo Xaviana i tabliczkę znamionową z numerem seryjnym. Można było z niej wywnioskować, że Stella to świeżutki model. Dostarczona do redakcji para nosiła oznaczenie 012.
Rzut oka na zwrotnicę to kolejne miłe zaskoczenie: świetne elementy, robocizna na szóstkę, no i napis potwierdzający obecność Roberta przy montażu. Normalny użytkownik tego nie zobaczy, najwyżej serwisant, ale zadbano nawet o takie szczegóły.
Miło spojrzeć na tak piękny przedmiot, a jeszcze milej samemu się przekonać, co znaczy prawdziwa dbałość o klienta.

3239102016 001Obrazki ze starego młyna.


Konfiguracja systemu
Kolumny mają potencjał przekraczający oczekiwania wyznaczone przez cenę. Lubią moc i odwdzięczą się za wydajny napęd. Dlatego szukałbym wśród wzmacniaczy w wyższej cenie. Nie oznacza to, że tańsze sobie nie poradzą. Myślę, że nawet Creek za 4000 zł będzie całkiem, całkiem (i to dobra opcja dla oszczędnych, nie wiem, czy nie najlepsza, ze względu na charakter brzmienia). Trochę wyżej też się znajdzie parę rozsądnych modeli. Kierowałbym się jedną cechą – przejrzystością. Nawet na granicy przesady, bo to pokazuje największe zalety Stelli. Nie zaszkodzi też lekkie rozjaśnienie. Dobrze by było przeznaczyć ponad 20 tysięcy i poszukać jakiejś elektrowni, w rodzaju pieców ATC.
Barletta poleca łączenie Xavianów z włoskimi wzmacniaczami Norma. Pamiętam model Revo i, co tu dużo gadać, muszę mu przyznać rację – wydaje się idealny. Dla moich Tempo VI okazał się ździebełko za ostry, ale mam przeczucie, że ze Stellami zagrałby niemal identycznie, jak AP z McIntoshem MA8000. Z tym samym oddechem, przestrzenią i szczegółowością. W każdym razie, jeżeli dobieracie system do Xavianów, Norma jest pozycją obowiązkową. Po prostu nie można jej pominąć.

3239102016 001Obrazki ze starego młyna.


Roberto poleca, aby przed właściwym użytkowaniem wygrzewać Stelle przez 200 godzin. Do testu trafiła para już rozruszana, a przynajmniej tak utrzymywał importer. Nie mam podstaw, by mu nie wierzyć, ale jeśli tak było, to okres ten należy wydłużyć. Kolumny pracowały u mnie dobrych kilkanaście godzin i zauważyłem niewielką, ale jednak, poprawę przejrzystości i definicji basu. Nie wiem, czy kolejnych sto godzin zrobiłoby im jeszcze lepiej, ale na pewno nie należy wydawać opinii na podstawie odsłuchu skrzynek dopiero co wyjętych z kartonów.
Co innego ustawienie. Z nim nie będziecie mieli wiele zabawy, bo orzechowe Xaviany są niezbyt czułe na drobne różnice w kącie dogięcia czy odległości od ścian. To zdecydowanie ułatwi życie posiadaczom małych pokoi. Mam do dyspozycji jakieś 25 m², ale z powodzeniem możecie postawić Stelle na mniejszej powierzchni.
A jak grało?

3239102016 001Twórca i jego dzieci.


Wrażenia odsłuchowe
Świetnie.

3239102016 001


Niewiele produktów przyciąga moją uwagę, ale Stelle na pewno do nich należą. Z każdą godziną słuchało się lepiej. W końcu doszedłem do wniosku, że gdybym miał z nimi zostać, nie byłbym z tego powodu smutny. Wprawdzie nadal wolę Tempo VI, bo bardziej odpowiada mi ich charakter, ale… Właśnie. Gdybym miał Xaviany, po prostu dobrałbym do nich inny system. Kupiłbym Normę, MBL-a, kto wie, może Ypsilona? I niewykluczone, że osiągnąłbym identyczny, a może i lepszy efekt.
Bas Stelli sprawiał mi czystą przyjemność; zarówno w czasie słuchania muzyki, jak i oglądania filmów w stereo. Znakomity (muszę o tym napisać wstępniak) serial TVP „Artyści” poleciał chyba trzy razy (niestety, na razie ma tylko cztery odcinki). Potem nowe „Star Treki”, które uwielbiam, „Bez przebaczenia” i na koniec kochane starocie z Louisem de Funesem, bo taki akurat miałem humor. Stelle potrafiły oddać atmosferę, napięcie i efekty ścieżek dźwiękowych, a także czytelność dialogów i barwy głosów aktorów. Nie jest to, bynajmniej, łatwe zadanie. Jeżeli z brzmieniem jest coś nie tak, od razu zaczyna przeszkadzać; pojawia się dyskomfort. Jedyny, jaki odczuwałem w tym przypadku, wiązał się z faktem, że czasem trzeba było podnieść cztery litery i pofatygować się do lodówki. Wszystko płynęło zgodnie z planem, moimi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami. Ostatnio lepiej było tylko z Wilsonami, ale to inna i bajka, i cena.

 

3239102016 001Ręczna robota Barletty.


Z tych projekcji można wyciągnąć wiele wniosków, ale jeden jest najważniejszy: Stelle są uniwersalne. Nie przekombinowane, nie dopalone i nie kłamią. Dopiero na tych fundamentach można zbudować coś sensownego. Myślicie, że to proste? Moja świętej pamięci babcia w takich momentach mawiała: „Indyk też myślał”.
W końcu postanowiłem posłuchać muzyki. Tak się złożyło, że wylądował u mnie towarzysko pewien znany i lubiany pianista jazzowy. Zaczęliśmy więc od fortepianu. Wyręczył mnie chłop, bo zamiast się wysilać, przytoczę jego wypowiedź, która odzwierciedla i moje odczucia: „Może mi brakuje tylko ociupinkę ostrości w górze, ale jak dla mnie – fortepian w punkt. Dobra barwa, skala, super otoczenie (chodziło o pogłos) i fajne mięcho w basie! Ile kosztują, bo bym łyknął?”.
Oczywiście, z tym łyknięciem to zawsze „trzeba poczekać”, bo muzycy mają inne potrzeby. Zresztą, może to i lepiej, bo jak znam życie, podłączyłby je do makbuka, a potem marudził. W każdym razie, błysk pożądania w oku był.
Najważniejszą i chyba najbardziej spektakularną cechą Stelli jest przestrzeń. W tym aspekcie kolumny prezentują jakość raczej niespotykaną w zbliżonej cenie. Owszem, Tempo VI kosztują podobnie, ale Xaviany przebijają je o włos. Może nie w budowaniu sceny wszerz, ale głębia jest fenomenalna i powinniście koniecznie zwrócić na nią uwagę. Ściany pokoju odjeżdżają w siną dal. Słychać to w zasadzie w każdym repertuarze, o ile realizacja nadąża za oczekiwaniami. Czy to symfonika, czy elektronika, pop albo hip-hop, bez różnicy.
Następna obserwacja to lekkie oddalenie pierwszego planu (i w efekcie pozostałych) od słuchacza. Ogranicza to wprawdzie realnie odczuwalną dynamikę i trochę zmniejsza rozmiary źródeł, ale po kilku minutach z symfoniami Szostakowicza zaczynamy tę „niedogodność” lubić. Ogromna scena daje wrażenie swobody. Czujemy się, jakby muzyka oddychała razem z nami. Głęboko, zaciągając się dużymi haustami świeżego, górskiego powietrza. Symfonice dodaje to majestatu, elektronikę (Jarre, Vangelis) „dopala”, a starocie w rodzaju Cata Stevensa czy Pink Floyd – oczyszcza z pozornego bałaganu, natomiast Prince to osobna historia, którą zamierzam podsumować tekst.

3239102016 001Membrana bierna


Rozmiary przestrzeni – to jedno. Drugie to jej uporządkowanie. I tu kolejna jednoznacznie pozytywna obserwacja: ścieżki w dużych składach się na siebie nie nakładają; w małych pojawia się realizm, zbliżający nas do koncertu na żywo. Take 6 zabrzmieli tak, jak w Filharmonii Narodowej. Byłem uczestnikiem tamtego wydarzenia i mogę powiedzieć, że u mnie w domu zagrało lepiej. Owszem, przydałoby się kilka deko więcej wysokich tonów, ale i tak efekt okazał się dobitny. O to zresztą mam pretensję do Barletty, bo skoro skonstruował wybitne kolumny, to każdy paproch w oku odbieram jako belkę. Nie powinno się stroić kolumn pod Normę, bo to, owszem, wzmacniacz też wybitny, ale żyleta, jakich ze świecą szukać. Jeżeli ktoś kupi tę elektronikę, wygrał, jeśli inną – trzeba będzie trochę gratów przerzucić.
Wracając do przestrzeni – kolumny nie gaszą pogłosu. Pozwalają mu wybrzmieć do końca, nawet jeżeli ciągnie za sobą ogon. W takiej sytuacji dźwięk lubi się zamazywać. Gospodarowanie pogłosem w studiu jest ustaleniem chwiejnej równowagi pomiędzy efektownością materiału a jego czytelnością. Tutaj sytuacja jest, mówiąc szczerze, dziwna, bo pogłos jednej ścieżki potrafi się ciągnąć w nieskończoność, ale nie powoduje to zamazania przez niego innych. Nie wiem, jak się to udało, ale efekt prowadzi do następnego spostrzeżenia – plastyczności, połączonej z przejrzystością, chociaż te dwie cechy także lubią sobie przeszkadzać. Widzimy to zwłaszcza w pianissimach orkiestry. Nie chodzi o rzadkość faktury, bo kiedy muzycy grają „stadnie”, o zamazanie najłatwiej; nie musi być nawet głośno. Tymczasem Xavian czuje się w takich sytuacjach jak ryba w wodzie i zachowuje wysoką rozdzielczość. Talerzom i innym perkusjonaliom można, co prawda, zarzucić niedostatek agresji, hałaśliwej metaliczności, ale można to zrzucić na karb oddalenia planu. Poza tym ich  barwa jest naturalna. Blacha i flety u Szostakowicza mają blask, nośność i lekkość.

3239102016 001Woofer


Kolejny paradoks to taki, że góra jest lekko cofnięta, bas wyeksponowany, ale każdy instrument odbieramy jako naturalny. Dopiero Dream Theater może rozbudzić apetyt na górę pasma. Jest jej trochę za mało.
I siedzi mi to w głowie, jak w dowcipie o dziadku, co łyżką palnął o stół i zaklął. Babcia na to: „No co ty? Ja tu się staram, całe życie dla ciebie poświęciłam, a zupa chyba dobra?”. Dziadek na to: „Bardzo dobra, ale jak sobie przypomnę, że cię niecnotliwą brałem, to mnie szlag trafia”.
Ta opowieść jest jak najbardziej na miejscu, bo przyszedł moment, żeby wspomnieć o „3121” Prince’a. Na różnych kolumnach płyta brzmi… różnie. Natomiast na Xavianach tak, jakby została zrealizowana z ich udziałem. Perfekcyjna przejrzystość, lekkie ocieplenie, ale w każdej piosence słychać napięcie, energię, a uwagę przyciąga separacja ścieżek. Każda funkcjonuje w pewnym sensie osobno i nie ma mowy o maskowaniu szczegółów. Polecam ten album sprzedawcom sprzętu hi-fi – łatwiej im będzie przekonać klienta. No i posiadaczom Stelli – dla poprawy humoru.
Na koniec bas. Jest energiczny, dzięki czemu odczuwamy coś, co określa się jako „poruszające się powietrze”. Nie ma może tempa obudowy zamkniętej i miękkości bas-refleksu, za to – mimo sporej energii i mocy – nie próbuje zdominować wyższych zakresów. Pomaga zachować przejrzystość, a to, obok przestrzeni, największa zaleta tych kolumn.

3239102016 001Tweeter

 


Konkluzja
Xaviany Stella to, bez ściemy, jedna z najwybitniejszych konstrukcji, jakie powstały w cenie lekko powyżej 15000 zł. Można je traktować jako docelowe, choć trzeba się trochę wysilić przy doborze elektroniki. Mam nadzieję, że w tym udało mi się trochę pomóc. Z resztą sobie poradzicie.

 

 

 

 

xavianstella o



Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 10/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF