
14.12.2024
min czytania
Udostępnij
Większość urządzeń Kecesa wyróżnia się na tle konkurentów szerokością 22 cm, co przywodzi na myśl angielską firmę Cyrus. Podobne skojarzenia wywołują zewnętrzne zasilacze wykorzystywane do poprawy brzmienia systemu. Tajwańska wytwórnia jest w tej dziedzinie niekwestionowanym autorytetem.
Sieciowy transport Ebravo należy do podstawowej linii Kecesa. W jej skład wchodzą jeszcze dzielony przedwzmacniacz gramofonowy oraz integra E-40. Na wyższych poziomach czekają preampy, końcówki mocy, wzmacniacze zintegrowane oraz spora kolekcja zewnętrznych zasilaczy. Ebravo to jedyny streamer w ofercie. Producent proponuje rozbudowanie go o zasilacz P6 kosztujący… dokładnie tyle samo, co samo urządzenie. Jak uczy praktyka wspomnianego Cyrusa czy Naima, korzyści brzmieniowe z takiego połączenia potrafią być większe, niż sugerowałaby to łączna cena obu komponentów.
Z obudową o wymiarach 22/22/6,6 cm Keces Ebravo idealnie wpisuje się w styl niedrogich dalekowschodnich odtwarzaczy sieciowych. W odróżnieniu od licznych konkurentów został jednak bardzo porządnie wykonany.
Przedni panel to solidny plaster anodowanego aluminium, zaś pozostałe ścianki – blacha stalowa. Górna część obudowy została zintegrowana z bocznymi ściankami. Po zespoleniu jej z dnem i tylnym panelem powstaje sztywne i odporne na wibracje pudło.
Przednia ścianka wygląda trochę zaskakująco. Po urządzeniu cyfrowym można by się spodziewać sporego kolorowego ekranu, tymczasem dostajemy dwuwierszowy niebieski wyświetlacz, jakby żywcem przeniesiony z taniego odtwarzacza CD z ubiegłego wieku. Można na nim odczytać nazwę aktywnego wejścia, rozdzielczość sygnału oraz poziom głośności. Na tytuł i wykonawcę odtwarzanego utworu zabrakło już miejsca.
Z drugiej strony – niedrogie streamery nierzadko w ogóle pozbawia się displayu czy guzików, obsługę przenosząc do świata wirtualnego. W ich kontekście grzechem byłoby narzekać na Ebravo, tym bardziej że prezentowane informacje pozostają czytelne.
Na froncie znajdują się trzy przyciski: włącznik zasilania, wybierak Wi-Fi/Bluetooth oraz wygaszacz displayu.
Uważni obserwatorzy dostrzegą jeszcze białą łezkę, przypominającą okienko podczerwieni. W pudełku z odtwarzaczem dostarczonym do testu nie znalazłem pilota, ale niewykluczone, że Keces planuje takie akcesorium w przyszłości.
Odwrócenie urządzenia nie wymaga nadludzkiej siły, ponieważ Ebravo waży równo… kilogram. Jako że w fabrycznym wyposażeniu znajduje się 12-woltowy zasilacz wtyczkowy, znikoma masa urządzenia nie powinna nikogo dziwić.
Ebravo jest transportem sieciowym, a nie pełnym odtwarzaczem, wymaga zatem zastosowania zewnętrznego przetwornika c/a. Sygnał do niego wyprowadzają trzy wyjścia cyfrowe: koncentryczne RCA, optyczne Toslink oraz, rzadko stosowane w niedrogim sprzęcie, AES/EBU. Z domową siecią Keces łączy się przewodowo przez Ethernet RJ-45 albo bezprzewodowo przez Wi-Fi. Zewnętrzne nośniki pamięci można podłączać do gniazda USB-A. Dokręcana antenka służy do transmisji Bluetooth 5.1, jednak producent skąpi informacji na temat obsługiwanych kodeków. Ostatnim elementem tylnego panelu jest wejście fabrycznego zasilacza wtyczkowego albo opcjonalnego liniowego P6.
Po zdjęciu pokrywy wyjaśnia się symboliczna masa Ebravo. W niewielkiej obudowie zamontowano tylko dwie płytki drukowane. Obie Keces zaprojektował i wykonał we własnym zakresie. Bezpośrednio do tylnej ścianki przymocowano większą z nich, zawierającą układy wejść i wyjść. Z płytką tą zintegrowano moduł łączności bezprzewodowej Wi-Fi oraz Bluetooth 5.1, dostarczony przez zewnętrznego kooperanta. Za panelem czołowym znalazły się układ scalony obsługujący serwisy streamingowe oraz odtwarzacz plików. Resztę obudowy wypełnia rześkie audiofilskie powietrze, co, biorąc pod uwagę cenę tajwańskiego transportu, trudno uznać za istotną wadę.
Keces pozwala korzystać z serwisów streamingowych, plików do 24 bitów/192 kHz oraz internetowych rozgłośni radiowych. Wprawdzie w tej cenie trudno oczekiwać dekodowania DSD, ale w ramach rekompensaty Ebravo obsługuje MQA, a także Spotify Connect i Tidal Connect.
Konfiguracja okazuje się dziecinnie prosta. Najpierw należy zainstalować popularną aplikację 4Stream, która daje dostęp m.in. do Spotify, Deezera, TuneIn, Tidala czy Qobuza. Keces nie dorobił się jeszcze własnej apki i raczej nie ma się czemu dziwić; przy jedynym urządzeniu cyfrowym po prostu się nie opłaca.
Kolejny krok to połączenie ze smartfonem przez Bluetooth. Następnie konfigurujemy Ebravo z 4Stream i już. Niecierpliwcy mogą się od razu rzucić w otchłań serwisów streamingowych i internetowego radia, natomiast pozostali powinni przeczytać następny akapit.
Żeby w pełni wykorzystać możliwości Ebravo, radzę zainstalować aplikację Bubble UPnP, która otwiera dostęp do wejścia USB. Jej darmowa wersja ma pewne ograniczenia funkcjonalne, jednak dopłata do pełnej wynosi symboliczne 15 złotych. Przy okazji można porównać brzmienie muzyki z plików na dysku z tymi w serwisach streamingowych, gdyby ktoś jeszcze uparcie twierdził, że cyfra to cyfra i nic tu nie ma prawa się zmienić.
Pomimo niewielkich rozmiarów, Keces Ebravo gra jak pełnogabarytowe urządzenie za większe pieniądze. Jego głównym atutem jest budowa sceny – prawdziwy rarytas na tym poziomie cenowym. W dobrych realizacjach instrumenty zostają rozmieszczone półkoliście za linią łączącą głośniki, z wyraźnie zaznaczoną głębią i czytelnymi dalszymi planami. W wieloosobowych zespołach instrumentalnych, np. big-bandach, wykonawcy nie mają problemu z wyjściem poza fizyczne rozstawienie kolumn, a efekt trójwymiarowości podkreśla łukowate sklepienie nad kopułkami wysokotonowymi. I to wszystko z pudełka wielkości małej bombonierki!
Po niewielkim i lekkim urządzeniu można się podświadomie spodziewać odchudzonego brzmienia, jednak tajwański transport szybko rozwiewa obawy. Wyraźnie ocieplona średnica z delikatnie pogrubionym dolnym podzakresem sprawia wrażenie, jakby inspirowało ją brzmienie klasycznych wzmacniaczy lampowych.
Podobny charakter prezentują niskie tony – raczej miękkie, plastyczne, bez problemu schodzące w głębokie rejony. Daleko im do tranzystorowej konturowości. Gdybym brał udział w ślepym teście, dałbym sobie uciąć rękę, że słucham analogowego wzmacniacza sprzed pięciu dekad, a nie stuprocentowo cyfrowego odtwarzacza plików. No i teraz bym nie miał ręki. Wrażenie potęgują wysokie tony, którym nie brak detaliczności ani dźwięczności, a już na pewno nie barw. W nagraniach gitar akustycznych z towarzyszeniem perkusjonaliów Ebravo lubi się popisać szczegółowością. Zresztą, tajwański maluch należy do wyjątkowo uniwersalnych grajków i niegroźne mu nawet porykiwania odzianych w skóry metalowców.
Jestem bardzo mile zaskoczony możliwościami Kecesa Ebravo, który już z zasilaczem wtyczkowym przebił oczekiwania wywołane ceną i gabarytami. Mam też graniczące z pewnością przekonanie, że zastąpienie modułu fabrycznego liniowym P6 wzniesie brzmienie na poziom, który przekona nawet zatwardziałych malkontentów.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 07-08/2024
Keces Ebravo
Przeczytaj także