30.09.2023
min czytania
Udostępnij
Trudno się dziwić. NAD 3020 kosztował w Wielkiej Brytanii 80 funtów, w USA około 100 dolarów, a z łatwością sterował – jak pisano w recenzjach – prawdziwymi kolumnami. Dlaczego zatem do reedycji wybrano 3030? Wystarczy spojrzeć na archiwalne zdjęcia – to inna prezencja i prestiż.
Pięćdziesiąte urodziny NAD postanowił uczcić, umieszczając nowoczesną elektronikę w obudowie, która wygląda tak, jakby ją przywiózł z wycieczki podróżnik w czasie. C 3050 LE jest edycją limitowaną nie tylko z nazwy. Fabrykę opuściły 1972 numerowane egzemplarze (faktycznie było ich o 14 więcej, ale naddatek nie otrzymał numeru seryjnego i trafił do recenzentów). Co więcej, wzmacniacz ma kosztować w Wielkiej Brytanii 1972 GBP, w USA 1972 USD, a w Unii Europejskiej 1972 euro. Aż szkoda, że podobnej konsekwencji nie zachowano w przypadku Polski; ucieszyliby się też Japończycy i Czesi. Jeżeli to za dużo, to do sklepów trafi też wersja nielimitowana, wykończona budżetowo i skromniej wyposażona. Zamiast drewnianej nabywcy dostaną obudowę oklejoną winylową folią imitującą orzech. W standardzie nie będzie też streamera.
3030 był wyższy od C 3050 LE, ponieważ musiał się w nim zmieścić większy zasilacz. Stopień końcowy pracował w klasie AB, więc potrzebował wydajniejszego chłodzenia. Wersja jubileuszowa to klasa D i ma zasilacz impulsowy, co miłośnikom stylu vintage może popsuć humor. Jest to jednak sprawdzony projekt na modułach Hypeksa, montowanych m.in. w wyjątkowo udanym Rogue Audio Sphinx – jednym z najlepszych wzmacniaczy zintegrowanych w okolicach 10 kzł. Wybór z pewnością nie był więc przypadkowy.
Kolejne różnice to już tylko gniazda i przyciski. 3030 oferował filtry dolno- i górnoprzepustowe, a także funkcje mono i mute, wszystko zrealizowane na pięciu przyciskach w centrum przedniej ścianki. Dzisiaj znalazł się tam wybierak źródeł, który w 3030 miał formę małego pokrętła, usuniętego z aktualnego projektu.
Na swoim miejscu pozostało duże pokrętło głośności; wtedy stosowano potencjometr, teraz odbywa się to elektronicznie. Pod nim znalazł się rządek diod pokazujących poziom wzmocnienia, a niżej – regulacja balansu i wybór jednej lub obu par podłączonych głośników. Pracę modułu BluOs i łącza Bluetooth sygnalizują kolejne dwie diody. Ponadto uwzględniono dwupunktową regulację barwy i wyjście słuchawkowe typu duży jack. Przycisk zasilania aktywuje tryb standby. Główny włącznik przeniesiono na tył, pod trzypinowe gniazdo. Z wejść pozostawiono gramofonowe – wzmacniacz ma wbudowany preamp phono, realizujący korekcję RIAA na drodze elektronicznej. Z liniowych, niestety, zachowano tylko jedno, o czym warto pamiętać. Doszły za to trzy cyfrowe: optyczne, koaksjalne i HDMI (eARC) i dodatkowe USB-A do podłączenia nośnika pamięci. Współpracują one z sekcją cyfrową, opartą na przetworniku c/a Texas Instruments PCM5242 (32 bity/384 kHz). Są też trzy gniazda anten bezprzewodowych. Dwie to dwukierunkowy Bluetooth, który może zarówno odbierać dane ze smartfonu, jak i przesyłać je do słuchawek bezprzewodowych. Trzecia to Wi-Fi.
NAD określa C 3050 LE jako pełny system, do którego wystarczy podłączyć głośniki. Służą do tego standardowe plastikowe zaciski. Urządzenie może też pracować, choć prawdopodobieństwo takiego zastosowania graniczy z cudem, jako oddzielny przedwzmacniacz i końcówka mocy – gniazda pre out/main in połączono zworkami. Nie zdejmujcie ich, jeżeli nie chcecie rozdzielać sekcji. Częściej będzie się przydawać wyjście RCA mono do subwoofera. Wyposażenie uzupełniają serwisowe złącze USB oraz wyzwalacz sterowania systemowego.
Wisienką na torcie są wskaźniki, wyskalowane w watach (maks. 150). Przyciągają wzrok i dodają urządzeniu unikalnego wdzięku, choć podkreśla go też drewniana obudowa, pokryta orzechowym fornirem w satynowym lakierze. Po włączeniu wzmacniacz stabilizuje parametry pracy. Trwa to bardzo krótko i w tym czasie podświetlenie raczy nas wściekłą czerwienią. Po osiągnięciu gotowości przechodzi ona w matowy żółty ze śladową domieszką zieleni (bardzo dyskretne). Kratka wentylacyjna na górze nie jest do niczego potrzebna, ponieważ urządzenie się nie nagrzewa, ale pięknie się wpisuje w stylistykę retro. Taką samą miał model 3030.
C 3050 LE ma fabrycznie wbudowany moduł MCD2, pracujący pod kontrolą firmowego oprogramowania BluOS. Poza dostępem do ponad 20 serwisów streamingowych i rozgłośni internetowych daje możliwość automatycznej kalibracji Dirac Live (korekcja parametrów pracy z uwzględnieniem akustyki pomieszczenia; w zestawie dostajemy niezbędny do tego mikrofon) oraz włączenia w bezprzewodową instalację multiroom hi-res. MCD2 obsługuje serwisy: Tidal (MQA), Spotify, Amazon Music Ultra HD, Deezer i Qobuz (Tidal i Spotify z funkcją Connect, dającą dostęp do używanego wcześniej konta i interfejsu użytkownika). Z egzotycznych przewidziano Idagio i Bugs, dostępne tylko w Korei Południowej. Nóżki, na których spoczywa 10-kg urządzenie, są chudziutkie, jak w dawnych czasach bywało. Natomiast pilot okazuje się plastikowy i skomplikowany, jakbyśmy go wyciągnęli z pudełka już całkiem nowoczesnego, za to taniego telewizora. Lepiej było opracować coś w stylu retro, ale teraz to już musztarda po obiedzie.
Wraz ze wzmacniaczem użytkownik otrzymuje certyfikat potwierdzający, że oto nabyliśmy rzecz wyjątkową, z unikalnym numerem w limitowanej serii. Logo na froncie składa się z kwadratu z trzema literkami – tak wygląda do dziś – oraz kursywy „New Acoustic Dimension” – będącej jego nieodłącznym elementem w latach, kiedy 3030 był produkowany.
NAD 3050 LE zasilał kolumny Audio Physic Tempo 6, a sygnał czerpał z odtwarzacza C.E.C. CD 5 – zarówno analogowo, jak i cyfrowo, za pośrednictwem łącza koaksjalnego. Przewody pochodziły z oferty Hijiri (HCI/HCS/Nagomi), a prąd oczyszczał filtr Ansae Power Tower. Elektronika wylądowała na stoliku Base 6, a głośniki – na granitowych podstawach.
Co by tu zaserwować na początek? Wiadomo: nagrania z epoki, czyli Cata Stevensa, Pink Floyd, Beatlesów. Może być też wczesny Genesis lub ELP. Od razu staje się jasne, że postawiono na relaks i przyjemność słuchania. Brzmienie cechują spokój i łagodność. O ile nagranie jest wyraźne i szczegółowe i ma sporo wysokich tonów, daje to niezłą frajdę. Odczuwamy element „lampowy”, miękkość i ocieplenie średnicy, nadające wokalom przyjazną aurę. Szczegóły są zaokrąglone, wolne od natarczywości, ale zaznaczone na tyle wyraźnie, że nie mamy potrzeby dołożyć wysokich tonów. Sporo realizacji z tamtego czasu cierpi jednak na niedobór góry i wtedy robi się głucho. Wzmacniacz segreguje płytotekę i część albumów może się pokryć kurzem. Szkoda by było, bo dźwięk jest zrównoważony i ma interesujący rys. Lepiej więc od razu przyjąć do wiadomości, że to nie rockowy piec, tylko wzmacniacz brzmiący muzykalnie, kameralnie, który trzeba potraktować z uwagą. Dotyczy to zwłaszcza doboru kolumn. Polecam te szczegółowe, przejrzyste, z jasną prezentacją góry. Tempo 6 to mają, ale nowych nie dostaniecie. Za to B&W z serii 700 wydają się dla C 3050 LE uszyte na miarę. Mają dokładnie te cechy, które powinny zostać uwypuklone. Z wyższej półki cenowej poleciłbym Gradienta, który będzie też pasował wizualnie – jakbyśmy go wyciągnęli ze strychu.
Ciepła i romantyczna średnica przechodzi w gęsty i miękki bas. Nie jest potężny, ale wyraźnie zaznaczony i ma miłą dla ucha miękkość. Przypomina efekt z dużych membran polipropylenowych. Mimo lekkiego poluzowania, nie brakuje mu sprężystości ani stabilnego podparcia. Ten rodzaj dołu lubi wielu audiofilów i podświadomie go szuka, bo tak właśnie brzmiał w czasach, gdy byli młodzi.
Późniejszy pop i elektronika – Vangelis, Jarre, Tomita – to realizacje, w których jubilat czuje się świetnie. Nie tworzy holograficznych przestrzeni, które akurat tutaj by się przydały, ale przybliża do nas obraz. Dodaje ciepła, płynności i okrągłości w górze i średnicy, które mile współgrają z puszystym, gęstym basem. To brzmi po prostu… ładnie, bezkonfliktowo i słodko. Zero szpilek, sam miód. Ta estetyka pasuje jak ulał do barwnych pejzaży Tomity. U Jarre’a wydobywa melodykę, u Vangelisa… Andersona. Jeżeli jednak lubicie zdecydowane „ćwierkanie”, to przygotujcie się na złagodzenie konturów.
Natomiast słuchanie na C 3050 LE metalu to kiepski pomysł. Owszem, można okazjonalnie sięgnąć po tego typu repertuar, bo jest i mocny bas, i całkiem niezła przejrzystość, ale ta łagodność i melodyjność fanom mocnego grania raczej się nie spodobają. Oni szukają agresji, a NAD ją usuwa. Gitary schodzą na dalszy plan, a do przodu wysuwa się wokal, dzięki czemu dobrze słychać tekst. W klasyce, a zwłaszcza symfonice jest łagodnie i miło, ale też instrumenty brzmią całkiem prawdziwie. Pojawia się przestrzeń z czytelną gradacją planów. Plastyczna miękkość zapewnia smyczkom płynność, a dętym drewnianym krągłość i mięsistość. Obraz koncentruje się nie tyle na pojedynczych instrumentach, co na grupach, zestawieniach kolorystycznych, malowanych z nutką impresjonizmu. Odczuwamy spokój, lekkość, melodyjność i atmosferę z baśniowym tłem. W tym repertuarze NAD gra szeroko i oddycha swobodnie.
NAD C 3050 LE to wzmacniacz charakterem. Prezentuje własne spojrzenie na muzykę. Maluje świat wrażliwie, wydobywa piękno chwili. Tabelka z ocenami byłaby nie na miejscu, ponieważ stawia na konkrety. Tu zaś najważniejsze jest to, co między wierszami.
Niby nic nadzwyczajnego, ale warto zwrócić uwagę na działanie regulacji głośności. Praca pokrętła jest specyficzna – pełny obrót daje niewielki przyrost. Aby zrobić wyraźnie głośniej, należy wykonać nawet trzy obroty. Opór jest spory, ale praca – gładka i miękka. Może to i niezbyt wygodne, kiedy chcemy zmienić głośność szybko (przydałaby się funkcja mute), za to przydatne do precyzyjnego ustawiania poziomu, zwłaszcza na początku skali. Pilot działa podobnie, choć szybciej. Łatwiej wykonać duży skok, ale precyzja zostaje zachowana.
Diody rozjaśniają się płynnie. Wyskalowanie jest takie, jakby konstruktor obawiał się sąsiadów. Połowa skali to poziom zdecydowanie „nocny”, dwie diody świecące pełnym blaskiem i trzecia w połowie jasności – ledwo słyszalny szmerek. Za to na drugim biegunie odwrotnie: palą się wszystkie, a zostaje jeszcze spory zapas. W moim odczuciu jest on jednak teoretyczny, ponieważ maksimumwyświetlane przez diody to moment, którego nie ma potrzeby przekraczać.
Wskaźniki to osobny temat. Z tyłu obudowy znajdziemy przełącznik „vu meter signal in/speakers out” definiujący tryb ich pracy. W pierwszej pozycji widać poziom sygnału nagrania – bez względu na ustawioną głośność wskazówki wychylają się tak samo. W drugiej ilustrowana jest moc wysyłana do kolumn, czyli to, czego się od początku spodziewamy.
Maciej StryjeckiWnętrze w zbliżeniach.
Wnętrze w zbliżeniach.
Wnętrze w zbliżeniach.
Standard.
Wnętrze w zbliżeniach.
Wnętrze w zbliżeniach.
Wnętrze w zbliżeniach.
Konfiguracja systemu
Wskaźniki to obowiązkowy element stylu vintage.
Selektor wejść.
Tył – część analogowa z kawałkiem cyfrowej.
Tył – część cyfrowa.
Wskaźnik poziomu wzmocnienia w postaci rzędu diod.
Konkluzja
Pilot.
Regulacja głośności
Stare kontra nowe.
Dobrze, że ta kratka na górze została.
Hi-Fi i Muzyka 07-08/2023
NAD C 3050 Limited Edition
Przeczytaj także