
02.07.2025
min czytania
Udostępnij
Tak samo jest ze wzmacniaczami, choć nikt by oczywiście nie chciał odkrywać ich zalet dopiero po latach. Na szczęście, można do tego dojść szybciej, a wszystko zależy od nastawienia, oczekiwań i własnych upodobań. Oraz od producenta.
W katalogu Hegla model H400 zastępuje cieszący się bardzo dobrą opinią H390. Przed rokiem miałem przyjemność testować flagową integrę H600, która z kolei zastąpiła H590. Jak widać, proces odświeżania oferty idzie w Norwegii pełną parą. Trudno się dziwić takim zmianom w urządzaniach korzystających z modułów cyfrowych; rynek dyktuje szybkie tempo i łatwo przespać swoją szansę. A jako że poprzedników nowych konstrukcji sprzedawano przez kilka ładnych lat, zmiany powinny ucieszyć wszystkich.
Wyposażenie i funkcjonalność H400 okazują się niemal takie same jak we flagowym H600. Oba wzmacniacze różni wysokość oraz kilka szczegółów na tylnej ściance. Ale jako że nie wszyscy muszą pamiętać test sprzed roku, dla świętego spokoju powtórzmy kluczowe elementy.
Główny włącznik znajduje się od spodu, przy przedniej krawędzi, co w pierwszej chwili trochę dezorientuje, ale szybko można się przyzwyczaić. Przednią ściankę cechują elegancja i minimalizm. Wyświetlacz pokazuje domyślnie aktualną głośność i wybrane źródło, a także umożliwia nawigowanie po menu. To ostatnie pozwoliło ograniczyć liczbę fizycznych elementów do dwóch pokręteł. Jedno służy do regulacji siły głosu (i wyciszenia po naciśnięciu); drugie – do wyboru źródła sygnału oraz do poruszania się po menu i zatwierdzania zmian. Jeżeli chodzi o funkcje, to zacząłem od dezaktywacji irytującego trybu eco, który wyłącza wzmacniacz po upływie określonego czasu bez sygnału na wejściu lub (o zgrozo!) przerywa odsłuch przy bardzo niskim natężeniu dźwięku. Oczywiście funkcji jest więcej, choć z większości skorzystamy co najwyżej raz i później o nich zapomnimy.
Tylna ścianka H400 różni się, choć tylko trochę, od tej we flagowcu. Po pierwsze, z dwóch analogowych wejść XLR pozostało jedno. Po drugie – gniazda RCA, na których tak jak w H600 zrealizowano dwa wejścia i dwa wyjścia (w tym jedno stałe), w H400 są niższej jakości. To samo spostrzeżenie odnosi się do pojedynczych terminali głośnikowych.
Sekcja cyfrowa okazuje się identyczna i składa się z wyjścia BNC oraz z wejść: BNC, koaksjalnego, trzech optycznych i USB-B; nie zabrakło też portu LAN do połączenia z internetem.
Niezłej jakości metalowy pilot również jest taki jak w H600. I w sumie… taki jak we wzmacniaczach Hegla od lat. Jeżeli komuś się znudził, to może zintegrować zdalną obsługę H400 z pilotem telewizora.
Jeśli chodzi o słuchanie plików, to H400 obsługuje: AirPlay, Spotify Connect, Tidal Connect, UPnP, Roon, Google Cast oraz radio i podcasty airable. Parametrów bitowo/częstotliwościowych wejść cyfrowych nie będę przytaczał – zainteresowani łatwo sprawdzą je sami. Przykrych niespodzianek z pewnością nie będzie.
H400 dysponuje bardzo wysoką mocą 250 W/8 Ω. Podobnie jak w H600 współczynnik tłumienia wynosi 4000, a producent gwarantuje stabilność pracy przy spadku impedancji nawet do 2 omów.
H400 to układ quasi dual mono, pracujący w klasie AB. Transformator pozostaje wspólny dla obu kanałów, ale dalej już elektronika zasilacza i tor sygnałowy rozdzielają się na dwa kanały, zasilane oczywiście oddzielnymi odczepami. Napięcie filtrują kondensatory z logo Hegla, po cztery na stronę. Oprócz centralnie ulokowanego dużego toroidu łatwo dostrzec jeszcze dwa małe, zamontowane jeden na drugim. Pierwszy obsługuje sekcję DAC-a, drugi natomiast… trudno powiedzieć, choć na podstawie obserwacji połączeń podejrzewam wyświetlacz wraz układem logiki funkcji aktywowanych w menu.
Najważniejszym rozwiązaniem w H400 jest SoundEngine 2, czyli firmowy przepis na redukcję zniekształceń generowanych przez każdy układ elektroniczny. Mówiąc bardziej obrazowo, chodzi o różnicę pomiędzy sygnałem przyjmowanym na wejściu i oddawanym na wyjściu. Powszechnie do walki z nią (czyli zniekształceniami) służy globalna pętla ujemnego sprzężenia zwrotnego. Są również producenci, którzy świadomie z niej rezygnują – zwłaszcza ci, którzy uznają, że ich układy są na tyle dopracowane i starannie wykonane, że zniekształceń nie generują lub generują tak znikome, iż pętla w niczym by nie pomogła. SoundEngine 2 nie jest klasycznym sprzężeniem, lecz czymś, co Hegel nazywa „lokalnym adaptacyjnym sprzężeniem wyprzedzającym”. Jego działanie polega na eliminacji zniekształceń charakterystycznych dla klasy AB, czyli tych związanych z przechodzeniem sygnału przez zero. Układ je niweluje, upodabniając pracę AB do klasy A, bez uszczerbku dla mocy.
H400 wykorzystuje także technikę DualAmp, która w każdym kanale separuje część wzmocnienia napięciowego od prądowego. Dzięki temu bardziej wrażliwa sekcja napięciowa nie jest narażona na wpływ wysokich natężeń generowanych w obwodzie prądowym.
W końcówkach mocy, umieszczonych pionowo przy bocznych ściankach, pracuje po pięć komplementarnych par tranzystorów Toshiby (2SC5949/2SA2121). Płytki drukowane nie biegną przez całą długość boku, lecz przez jego część – i tylko na tym odcinku zamontowano odprowadzające ciepło radiatory. Dodajmy, że pokrywa urządzenia te radiatory i tak zasłania. Jest to może chłodzenie mniej efektywne, za to na pewno bardziej „unijne”. Może miałoby to jakieś znaczenie, gdyby wzmacniacz mocno się nagrzewał, ale w praktyce pozostaje umiarkowanie ciepły.
Sekcja cyfrowo-streamingowa to ulokowany tuż przy tylnej ściance ten sam moduł co w H600. Przetwornik bazuje na kości ESS Technology ES9038Q2M.
Topologia oparta na większej liczbie płytek drukowanych wiąże się z gęstszym okablowaniem wewnętrznym. Tak też się dzieje w przypadku H400, jednak montaż jest staranny i precyzyjny.
Generalnie Hegel zarówno od środka, jak i od zewnątrz robi bardzo dobre wrażenie. Co nie zmienia faktu, że walory brzmieniowe i tak pozostają ważniejsze.
H400 wystąpił z combo Naima (5X plus Flatcap 2X) w roli źródła, a dźwięk płynął z monitorów Dynaudio Contour 1.3 mkII. Dynamika brytyjskiego odtwarzacza równoważy kulturę duńskich głośników, dzięki czemu norweski piec znalazł się w środku względnie neutralnego toru. Wzmacniacze Hegla nie mają problemów z wymagającymi głośnikami, więc żadnych pułapek nie musimy się obawiać.
Flagowa integra Hegla gościła u mnie rok temu i grała w identycznym systemie. I chociaż do porównań z pamięci warto podchodzić ostrożnie, to i tak pewne analogie nasuwają się same.
H400 jest od H600 niemal o połowę tańszy i ma około 20% mniej mocy. Już na podstawie tych obiektywnych przesłanek nie powinno się oczekiwać, że jakimś cudem mu dorówna. Sami producenci zresztą dbają o to, aby takie cuda się nie zdarzały, gdyż byłyby najzwyczajniej nieopłacalne. Od strony dynamiki ustępstwo na rzecz H600 zaznacza się dość wyraźnie. Ponadto główna cecha flagowego modelu, czyli analogowość, tutaj została nieco rozmyta. Natomiast pozostałe elementy audiofilskiej sztuki z perspektywy wspomnienia sprzed wielu miesięcy wydają się nie do odróżnienia. Oczywiście gdybym testował oba wzmacniacze w tym samym czasie, to z pewnością wnioski byłyby bardziej szczegółowe, ale koniec końców takie porównania niewiele zmieniają. Urządzenie tańsze powinno ustępować droższemu i tego się trzymajmy.
Hegel nie należy do sprzętów, które non stop atakują obfitym basem; w tym zakresie cechuje go nawet pewna powściągliwość. Nie należy jednak traktować tej cechy jako wady – podobne podejście, przy zachowaniu skali, zauważymy również w wielu urządzeniach ze znacznie wyższej półki. Moim zdaniem to słuszna droga, a unikanie wszechobecnego basu wydaje się bardziej neutralne. Oczywiście pod warunkiem, że niskie tony, kiedy już się pojawiają, dysponują stosownym potencjałem.
Te w H400 dysponują. Są głębokie i wypełnione, z odpowiednią energią atakują i bardzo sprawnie zanikają. Z wyczuciem współgrają z duchem nagrania. Gdy są potrzebne, to ich nie brakuje. Same jednak nie generują masażu za wszelką cenę. Kiedy słuchałem Hegla, nie opuszczało mnie wrażenie, że bas jest po prostu taki, jak być powinien. Świetnie odgrywa przypisaną mu rolę, nigdy nie wchodząc w rejony, w które go nikt nie zapraszał.
Kontrola niskiego zakresu jest utrzymywana pośrodku skali. Wzmacniacz gra bezpiecznie przed granicą basowego rozlania, a z drugiej strony – daleko mu do konturowości. Jest to mocno związane z walorami dynamicznymi. H400 w skali mikro gra w punkt, natomiast w makro pewne ustępstwo w stosunku do koncertowych wymiataczy staje się odczuwalne. Z tego względu miłośnikom heavy metalu czy symfoniki nie polecałbym H400 w ciemno. Owszem, z bardziej drapieżnymi kolumnami wszystko będzie na miejscu, ale sam w sobie norweski piec nie jest gwarantem euforycznych doznań dla fanów mocnego uderzenia.
Basowo-dynamiczny kompromis zaznaczyłem głównie w kontekście porównań z flagowym H600. W konfrontacji ze wzmacniaczami w zbliżonej cenie na pewno wszystko będzie bardziej wyrównane. Tak czy inaczej, kto się wcześniej zetknął z heglowskim brzmieniem, dobrze rozumie ten pomysł. Norwegowie pozostają mu wierni od lat.
Dźwięk Hegla ma być analogowy i muzykalny – i taki właśnie jest. Zacznijmy od pierwszego elementu, ponieważ na wstępie wspomniałem, że analogowość H400 jest nieco rozmyta w porównaniu do H600. To prawda, ale… względna. Wynika z subiektywnej perspektywy kolejności odsłuchów. Gdybym najpierw słuchał H400, nie znając flagowej integry, to analogowością zachwyciłbym się już tutaj. Skoro jednak historia potoczyła się odwrotnie, to automatycznie głowa wykonała odejmowanie zamiast dodawania. Najważniejszy pozostaje jednak fakt, że porównanie analogowości ma sens jedynie w obrębie katalogu Hegla. W perspektywie rynku Hegel H400 wypada wyjątkowo analogowo.
To pojęcie przewija się w testach od dawna, ale warto je scharakteryzować, zwłaszcza że dla każdego odbiorcy może oznaczać coś nieco innego, a w dodatku każde analogowo grające urządzenie może je interpretować po swojemu. Źródłowe znaczenie terminu „analogowość” wiąże się z klimatem typowym dla ery przedcyfrowej, z naciskiem na winyl jako nośnik zapisu. Obecne wymiary analogowości dotyczą zatem bardziej lub mniej udanych nawiązań do tamtego wzorca. Z jednej strony, niemal każdy wzmacniacz może zabrzmieć analogowo z preampem phono i gramofonem. Cała sztuka polega jednak na tym, aby element analogowości zachować również w systemie odtwarzającym muzykę ze źródeł cyfrowych. I właśnie tę sztukę Hegel opanował znakomicie.
H400 gra bezstresowo, z dużą kulturą i elegancją, czysto i fizjologicznie. Nie musimy się obawiać ostrości. Można odnieść wrażenie, że takie cechy jak sterylność, ostrość czy suchość zostały przez Norwegów odczynione jeszcze na etapie wylewania fundamentów pod fabrykę.
Góra pasma prezentuje piękną szczegółowość, pozostając przy tym fizjologiczną i lekko osłodzoną. Da się w niej dostrzec pewną elegancję, dyskrecję i szyk. Sybilanty wydają się złagodzone, zachowując przy tym pełną wdzięku lekkość. Miłośnicy większego szaleństwa mogą odczuć pewien niedosyt, natomiast zwolennicy neutralności – wprost przeciwnie. Trudno zaspokoić wszystkie gusta, ale w Heglu przynajmniej wiedzą, do kogo kierują swoją ofertę. Mnie osobiście zdecydowanie bardziej odpowiada właśnie taka formuła sopranów, choć nikogo przekonywać o jej wyższości nie zamierzam.
H400 gra piękną średnicą i rozbieranie jej na czynniki pierwsze staje się wręcz niestosowne. Ale skoro mamy ją przetestować, to trzeba jakoś z tym żyć.
Słuchając norweskiego wzmacniacza, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że średnie tony były jakby bardziej „pojemne” niż zwykle. Trudno powiedzieć, czy to subiektywne odczucie wynika z faktu, że ani dół, ani góra nie dążą do dominacji, czy z samej charakterystyki środka pasma. Tak czy siak, otrzymujemy tutaj czystość i przejrzystość, składające się na efekt umiarkowanego napowietrzenia, a do tego -wilgotność barw z domieszką oleistości, choć bez śladów otłuszczenia. Dzięki temu może się wydawać, że w średnich tonach pojawia się więcej miejsca i większa rozpiętość tonalna, objawiająca się dokładniejszym różnicowaniem odcieni, półtonów i nasyceń. Kontury są tu rysowane względnie miękką kreską. Może nie określiłbym ich jeszcze zaokrąglonymi, ale brakuje niewiele.
Głos ludzki pozostaje prawdziwy niezależnie od okoliczności. Czy to tenor w sali koncertowej, czy studyjne nagranie, chór czy chórek – brzmią naturalnie, jakby wszystko się rozgrywało tu i teraz. Nie powiem, że pod względem naturalności wokalu Hegel deklasuje wszystkie wzmacniacze świata, bo i tak nikt by w to nie uwierzył, ale jest spora szansa, że zdeklasuje znakomitą ich większość w swojej kategorii cenowej.
Opis średnicy należy opatrzyć jedną uwagą. Otóż w początkowych etapach odsłuchu cała jej maestria może się nam w ogóle nie objawić. Norwegowie naprawdę się napracowali, aby zestroić brzmienie możliwie zwyczajne i jak najmniej rzucające się w oczy. Kiedy słuchamy H400, wszystko wydaje się oczywiste, naturalne i płynne. Dopiero gdy z premedytacją spróbujemy sobie ten dźwięk „rozpisać” – odkryjemy, że w heglowskiej zwyczajności dzieją się rzeczy niezwykłe. Bo wiadomo, nawet w szarym człowieku – tysiące twarzy, setki miraży…
Hegel tworzy scenę o satysfakcjonującej szerokości, choć więcej wyrafinowania odnajdziemy w jej głębi. Bardzo dobra separacja planów, o ile oczywiście zadbał o to realizator nagrania, dokładna lokalizacja instrumentów, dość mocno wysunięty wokal, a za tym wszystkim czarne tło – tworzą warunki dla wiarygodnego przeżycia muzycznego. Z zachowaniem zwyczajowej umowności – czujemy się przy Heglu jak przed prawdziwą sceną z kameralnym składem. Jest w niej też pewien trudno uchwytny składnik akustycznego pogłosu, kojarzący się właśnie z klasycznym klimatem brzmienia winylu.
Hegel H400 pozostaje wyluzowany i kulturalny, a równocześnie wyrafinowany i nienachalny. Nie szpanuje ani nie stara się zaimponować. W jego dźwięku nie zauważymy choćby najmniejszych oznak zawiści względem innych wzmacniaczy (tak, tak, one też mają uczucia i nie zawsze szlachetne intencje) ani podążania za modą. Nie widać także sztuczek wabiących klienta. Odniosłem nawet wrażenie, że H400 jakby z premedytacją chciał robić wrażenie „nierobienia wrażenia” i po prostu grał muzykę, nie odciągając wprowadzaną przez siebie formą od jej treści. To ten rodzaj sprzętu, którego „nie słychać” w torze – i kiedy dochodzimy do takiego wniosku, okazuje się, że przecież właśnie takiego dźwięku szukamy.
Hegel H400 z pozoru gra bardzo normalnie, jednak przy bliższym poznaniu gwarantuje wyjątkowe przeżycia. To obowiązkowa pozycja do odsłuchu, zwłaszcza że cena wydaje się rozsądna.
Mariusz Malinowski
Hi-Fi i Muzyka 04/2025
Hegel H400
Cena
30999 zł
Dane techniczne
Moc
250 W/8 Ω
Pasmo przenoszenia
5-180000 Hz
Zniekształcenia
< 0.005%
Sygnał/szum
> 100dB
Wejścia liniowe
XLR, 2 x RCA, BNC, koaks., USB-B, LAN, 3 x opt.
Wyjścia
głośn., 2 x RCA
Zdalne sterowanie
pilot
Wielkość
15/43/44 cm
Przeczytaj także