14.02.2020
min czytania
Udostępnij
Materializacją tych założeń jest wzmacniacz zintegrowany Extraudio X250 MkII – konstrukcja z lampowym stopniem wejściowym oraz końcówką mocy pracującą w klasie D. Klasa AD – w odróżnieniu od popularnej tranzystorowej klasy AB – okazuje się więc rozwiązaniem nie tyle elektronicznym, co raczej koncepcją marketingową, sumującą zasady działania obu głównych sekcji wzmacniacza. Zgadzam się z takim podejściem. Przed 12 laty sam zachwycałem się zestawieniem manufakturowego polskiego przedwzmacniacza lampowego AR Electronics z monoblokami NuForce Reference 9. Łączyło ono przyjemną gładkość starej techniki próżniowej z rakietową dynamiką grzesznej nowoczesnej technologii półprzewodnikowej.
Kiedy świeżo wypakowany egzemplarz Extraudio X250 MkII stanął na stoliku w pokoju odsłuchowym, natychmiast został dostrzeżony przez domowników. Żywo pomarańczowy, intrygujący kolor obudowy z pewnością nie jest przypadkowym wyborem. Na rzucone swobodnie, choć podchwytliwe pytanie „Jak myślisz, Kochanie, skąd pochodzi ten wzmacniacz?”, padła odpowiedź natychmiastowa i bezbłędna. Dla tradycjonalistów przygotowano opcje czarne oraz srebrne, a także połączenia takich frontów z pomarańczową bryłą główną. Dla siebie wybrałbym zapewne wariant w całości srebrny. Poza podstawową Orange producent oferuje także wersję Premium, ubraną w warstwę lakierowanej miedzi. Zastosowano w niej lepszej jakości, selekcjonowane komponenty (w tym kondensatory oraz lampy). Extraudio oferuje jeszcze opcjonalny moduł stopnia korekcyjnego MM. X250 MkII to ciężka maszyna. Na jej masę składa się przede wszystkim solidna obudowa, wykonana ze stalowych blach, skręcanych w narożnikach za pomocą sztabek. Grubość ścianek dobrano na podstawie pomiarów, tak aby jak najlepiej tłumiły rezonanse.
Front polakierowano na kolor srebrno-szary, nawiązujący do aluminium. Z lewej strony znalazł się obrotowy selektor wejść; z prawej – regulacja głośności. Pierwszy to element elektroniczny, sterujący zestawem przekaźników. Drugi to tradycyjne pokrętło, połączone z potencjometrem umieszczonym bliżej tylnej ścianki za pomocą przedłużki, wyposażonej w specjalne mocowanie antywibracyjne. Szerokie kołnierze pokręteł nadają przedniej ściance nieco zbyt rozciągnięte proporcje. Ich bliższe rozmieszczenie lepiej trafiłoby w moje preferencje estetyczne. Może jest tak dlatego, że pomiędzy pokrętłami znalazł się włącznik główny w kształcie przypominającym nieskończoność (a może fistaszka? Holender to wie). Jego podświetlenie – czerwone w trybie standby, migające w trakcie procedury startowej oraz białe w czasie pracy – pozwala określić stan urządzenia. Nad włącznikiem rozmieszczono białe diody i przyporządkowane im opisy wejść. Ostatnie z nich to „Proc”. Przełączenie na nie oraz z niego na dowolne inne powoduje wyciszenie wzmacniacza oraz irytującą, minutową procedurę rozruchu. Zastosowanie korbki byłoby pewnie wygodniejsze dla użytkownika, jednak priorytetem jest tu ochrona lamp oraz głośników.
Górna pokrywa jest gruba i mocno perforowana. Otwory mają kształt nawiązujący do włącznika. Widać przez nie wnętrze wzmacniacza. Uwagę przyciągają umieszone z prawej strony lampy z podświetlonymi na czerwono podstawkami. Szkoda, że wobec tego nie zostały wyeksponowane tak wyraźnie, jak np. u McIntosha, który podświetla swoje bańki na zielono, albo u Vincenta, który montuje gorąco pomarańczowe okienka. Na tylnej ściance widać przeciętnej jakości gniazda sygnałowe RCA, złocone XLR oraz wygodne głośnikowe WBT. Jedno z czterech niesymetrycznych wejść liniowych można rozbudować o opcjonalny stopień korekcyjny. Wejście symetryczne jest jedno. Przewidziano także po jednym wejściu XLR i RCA do końcówki mocy. Omija ono regulację głośności oraz lampową część wzmacniacza. Komplet gniazd dopełnia zasilające IEC.
Dostarczony do testu egzemplarz Extraudio X250 MkII był fabrycznie zaplombowany. Opis budowy opieramy więc na oględzinach załączonych zdjęć oraz informacjach od producenta, odfiltrowanych, na ile to możliwe, z obfitego marketingowego osadu. Elementy wnętrza rozmieszczono na trzech płytkach. Na największej, zajmującej tył oraz prawą stronę obudowy, znalazły się sekcje lampowego wejścia i przedwzmacniacza oraz zasilacz liniowy, obsługujący te układy. Wykorzystano w nim toroidalny transformator z zapasem mocy oraz dobre kondensatory filtrujące Vishay BC Components i Nippon Chemi-Con. Rdzeń trafa wykonano z tajemniczego materiału, pochodzenia zapewne mimo wszystko ziemskiego, zaś uzwojenia nawinięto z ustaloną siłą, co ma zmniejszyć dzwonienie. Tor sygnałowy jest niesymetryczny. Sygnał z wybranego wejścia trafia do selekcjonowanego niebieskiego potencjometru Alps RK168, połączonego z gałką na zewnątrz wspomnianą przedłużką. Opcjonalny moduł phono MM jest minimalistyczny (cokolwiek ma to znaczyć) i charakteryzuje się krótką ścieżką sygnału. W przypadku wejścia XLR sygnał podlega desymetryzacji.
Za regulacją głośności znajdują się dwie podwójne triody Electro-Harmonix 6922 Gold Pin. W wersji Premium lampy to selekcjonowane modele NOS, czyli nieużywane egzemplarze z dawnej produkcji. Stopień lampowy pracuje w klasie A. Kondensatory sprzęgające to niebanalne Mundorfy Evo Silver/Gold/Oil. Przed stopniem końcowym umieszczono jeszcze symetryzator sygnału, oparty na transformatorach Lundahl. Stąd, poprzez połączenia taśmą komputerową, sygnał trafia do płytki z końcówką mocy, zbudowanej na module Hypex NC252MP. Według deklaracji producenta układ ten powstał na specjalne zamówienie, według zadanej specyfikacji. Modyfikacje mają dotyczyć buforów wejściowych oraz cyfrowej obróbki sygnału i zapewnić maksymalną przejrzystość dźwięku. Dzięki temu na całokształt brzmieniowy ma wpływać głównie część lampowa. Moduł cyfrowy wyposażono w zintegrowany zasilacz impulsowy, a zaopatrujący go przewód został podłączony do głównej płytki po stronie gniazda zasilającego.
Pracujący w klasie D Hypex NC252MP generuje moc 2 x 200 W/8 Ω i 2 x 250 W/4 Ω. Wzmocniony sygnał jest przesyłany do solidnych terminali gniazd głośnikowych czterożyłowym przewodem. Producent zaleca stosowanie okablowania kolumnowego o niskiej pojemności. W pewnej dysproporcji jakościowej do zacisków WBT pozostają gniazda RCA. Tuż za przednią ścianką znajduje się płytka z elementami sterującymi pracą urządzenia, w tym wyborem źródła oraz wejścia dla zewnętrznego przedwzmacniacza/procesora. Selekcji dokonuje się przy pomocy elektronicznego obrotowego przełącznika Alps. Poza torem hybrydowym Extraudio X250 MkII został wyposażony w wejście Proc (XLR/RCA). Omija ono cały stopień lampowy i, poprzez symetryzator, kieruje sygnał prosto do końcówki mocy. Obsługę X250 MkII ułatwia oryginalny i estetyczny pilot radiowy. Zakres jego działania obejmuje niezbędne minimum: włączanie i wyłączanie wzmacniacza, szybkie wyciszenie (mute) oraz regulację głośności. Precyzja tej ostatniej nie powala. Przy pomocy zdalnego sterownika nie zmienicie też źródła sygnału. Za to sporo czasu będziecie poświęcać na czyszczenie z odcisków palców chromowanej powierzchni. W świetle tego rozdziału recenzji cena 64600 zł, przyznam szczerze, onieśmiela.
Pasywne zestawy głośnikowe ATC SCM50 to wyzwanie dla wzmacniacza oraz pozostałych elementów toru odsłuchowego. Brzmienie moich źródeł znam doskonale (jako główne wystąpił odtwarzacz Audio Research Ref CD7). Podobnie dzielonego wzmacniacza, złożonego z preapmu C-52 i monobloków MC-301 McIntosha. Zastąpienie ich podstawową integrą Extraudio, kosztującą niewiele mniej od nobilitowanego amerykańskiego kompletu, powinno być słyszalne od razu. I jest. Barwa jest wyraźnie podlana charakterystycznym lampowym ciepłem, które płynnie wzbogaca monumentalne 200 W na kanał. Extraudio oszczędnie podkreśla głoski syczące i bardzo mu za to dziękuję. Ile razy słucham muzyki na żywo, tyle razy próbuję wychwycić wagę sybilantów. Odnieść ją do tych serwowanych przez maszyny hi-fi różnej klasy. W tym porównaniu zawsze przegrywają… śpiewacy. Jakby systemy miały ambicję przebicia w tej konkurencji uznanych gwiazd. Tymczasem X250 MkII posiadł umiejętność grania w drużynie ludzi. Wokale są fizjologiczne, nasycone, gęste.
Może lekko zaokrąglone? Na pewno jednak nie wysztancowane ani szorstkie. Szczegółowość i rozdzielczość są może mniej spektakularne, ale pozostają w harmonii i z barwą, i z muzyką. Skrzypce brzmią prawdziwie, z delikatnie dodaną perspektywą, bo nie nadmiernym dystansem. Ta cecha integry Extraudio daje się zauważyć w różnorodnym repertuarze. Czasem brakowało mi poczucia pełnego zanurzenia w dźwiękach, otoczenia muzyką. Nie jest to więc może ostatecznie porywające doświadczenie odsłuchowe i gdzieś zabrakło przysłowiowej kropki nad „i”. Z drugiej strony – to sposób, by nie wywieść słuchacza na manowce hiperdetaliczności i nie rozbijać muzyki na atomy. „Sonaty na skrzypce solo” Eugene’a Ysaye w wykonaniu Thomasa Zehetmaira (ECM New Series) zabrzmiały jak piękna prezentacja tego instrumentu, łącząca szerokie możliwości melodyczne i artykulacyjne z analogową miękkością. Czasem przydałaby się szczypta więcej dźwięczności. Chociaż wolę takie „niewygody” od metalowych ostrzy tnących powietrze przy wydelikaconych recenzenckich uszach. Wiolonczele z kolei są wspaniale śpiewne, co nie znaczy, że leniwe i przesłodzone. Tym razem pod palcami i smyczkiem Hildur Gudnadottir hipnotyzująca muzyka z filmu „Joker” powodowała gęsią skórkę, chwilami dreszcze, a w końcu przerażenie. Spokój pryska.
Wokół pojawia się złowrogi mrok i lęk przed zbrodniczą twarzą człowieczeństwa. Kontrabas może się popisać swoją masywnością i głębią. Jest szybki i wybrzmiewa dokładnie tak, jak trzeba. Niskie tony pozostają czytelne, zróżnicowane i kontrolowane. Bardzo dobre po prostu. Można się nimi napawać i życzyć nie gorszych innym drogim integrom. Odnosząc zagadnienie basu do proporcji strun i pudła, holender zgodnie z tradycją bardziej pokochał rośliny. Ta masywność i organiczność niskich tonów nadaje im dużo muzykalności. W ten sposób bas staje się jedną z mocniejszych stron X250 MkII. Fortepian brzmi naturalnie i zmienia się zgodnie z intencją pianisty. Od instrumentu lirycznego, po gromowładny. Pod palcami Daniiła Trifonowa najpierw odkrywa potęgę „II koncertu fortepianowego” Rachmaninowa, by potem precyzyjnie rozrysować transkrypcję „Partity na skrzypce solo” Bacha (Deutsche Grammophon). Brzmi wiarygodnie i melodyjnie. Na tle Orkiestry Filadelfijskiej stara się wyróżnić dźwiękiem mocnym i pełnym kolorytu. W częściach wolnych jest jeszcze bardziej zróżnicowany i donośny. W „Particie” pokazuje zwinność i sprawność godną geniuszu kompozytora. Wszystko słychać z lekkiego dystansu.
Tym bardziej, że w muzyce granej przez Extraudio X250 MkII panuje porządek oraz posłuszeństwo żywiołów. Dynamika i zapas mocy są świetne w skali bezwzględnej i z miejsca przywołują wspomnienie wzmacniaczy Emotivy. Utwór „Mars” z redakcyjnej składanki firmy Audio Physik wybrzmiał i wygrzmiał przede mną ze wspaniałą swobodą i definicją dynamiczną. Niskie tony były głębsze niż szelfowe Morze Północne, a wściekłe uderzenia basu bardziej przywodziły na myśl żywioł karaibskich huraganów niż zimne fale wpływające na rozległe plaże. W porównaniu ze znacznie tańszą konkurencją, X250 MkII zapewnia brzmieniu więcej gładkości i aksamitu.
Wzmacniacz Extraudio potrafi zachęcić kolumny do wytężonej pracy i pokazania swoich możliwości z najlepszej strony. Z ATC zaprezentował wzorową kontrolę dynamiki. Trójdrożne SCM50, jak rzadko, odtwarzały mocne i punktowe uderzenia bębnów w tylnych rzędach orkiestry. Dźwięk pojawiał się natychmiast. Miał duży wolumen i wywoływał prawie fizycznie odczuwalny nacisk na ciało słuchacza. Dzięki dobrej kontroli impulsów nie rozwlekał się ani nie rozmywał brzmienia pozostałych sekcji. Te robiły swoje w podobnej estetyce, ufne w gotowość wzmacniacza do dużych skoków dynamicznych bez utraty przejrzystości brzmienia. Napięte mięśnie Extraudio są gotowe do wykonywania najwymyślniejszych ćwiczeń. W kategorii „performance” to integra trudna do pokonania. Taki mocny i rozpędzony zawodnik nie poświęca jednak wiele uwagi subtelniejszym stronom konkurencji, takim jak wyrafinowanie mikrodynamiki. W tej dziedzinie ATC potrafią z pewnością więcej, co pokazywały w zestawieniach z McIntoshem.
Na koniec i pożegnanie z Extraudio X250 MkII kilka słów o stereofonii. Przestrzeń jest rysowana bardzo stabilnie. Może nie ma wielkości kalifornijskiego rancha Hearsta ani tym bardziej Morza Północnego, ale też trudno jej wypominać ograniczenia. Jest tak szeroka jak rozstawienie kolumn i standardowo głęboka. Znam wzmacniacze potrafiące skłonić ATC do zagrania bardziej akustycznie, z większym oddechem i pełnią wybrzmień. Chociaż z drugiej strony…
Jest naprawdę przyjemnie, kiedy w jesienny wieczór nastawia się ulubioną płytę, odpala pomarańczową integrę i komfortowo zatapia w relaksujących dźwiękach. Nie mam nic przeciwko obcowaniu z taką uniwersalną i wiarygodną estetyką, jakże bliską analogowej. A wszystko to dzięki przemyślanemu połączeniu nawiązującej do lamp barwy z potęgą i dynamiką półprzewodnika.
Paweł Gołębiewski
Konsultacja techniczna: Jarosław Cygan
Hi-Fi i Muzyka 12/2019
Extraudio X250 MkII
Przeczytaj także