bool(false)

Cary Audio CAD-300SEI

15.07.2024

min czytania

Udostępnij

Amerykańska firma Cary Audio wyspecjalizowała się we wzmacniaczach lampowych. I choć w aktualnym katalogu znajdziemy również odtwarzacze sieciowe, przetworniki, a nawet zintegrowany system mini, to nadal sporą część oferty stanowią właśnie wzmacniacze.

Dzielone to przeważnie wysoka półka, za to integry potrafią zaskoczyć przystępną ceną. Opisywany CAD-300SEI kosztuje 34000 zł, ale to prawdziwy SET na triodach 300B. Z zewnątrz wygląda może skromnie, za to w środku na „inżynierów” podliczających koszt komponentów i na tej bazie szacujących wartość urządzenia czeka niespodzianka. Tym razem kalkulator powinien rozwiać wszelkie wątpliwości.

Budowa

CAD-300SEI można by nazwać sympatyczną miniaturką, ale spróbujcie go podnieść. Wrażenie jest takie, jakby został odlany z ołowiu. Nic dziwnego, bo to poważny sprzęt o poważnych możliwościach. W konfiguracji single-ended, z jedną triodą 300B wzmacniającą całą sinusoidę, uzyskuje się zwykle 7-9 watów. Tymczasem Cary obiecuje aż 15 W, co w praktyce oznacza, że poradzi sobie z szerokim wachlarzem głośników, o ile w ich doborze zachowamy odrobinę rozsądku. Taka moc wynika z wysokiego, niemal granicznego dla 300B napięcia anodowego, które w tym przypadku wynosi ponad 400 V. Urządzenie może działać także jako genialny preamp słuchawkowy. Sygnał dla gniazda 6,35 mm (na duży jack) jest pobierany nie z dodanego naprędce scalaka, ale wprost z końcówki mocy. To rozwiązanie stosowane rzadko i bezkompromisowe. Warto jedynie pamiętać, żeby podłączać nauszniki o impedancji nie wyższej niż 50 omów.

Ważne funkcje i regulacje dyskretnie rozstawione po kątach.

 

Dawniej CAD-300SEI wyposażano w 300B słowackiej firmy JJ Electronics. To dość tanie lampy, nie cieszące się wielką estymą. Teraz fabrycznie montuje się rosyjskie Geneleksy Gold Lion. We własnym zakresie można dobrać jeszcze bardziej wyszukane NOS-y, ale to już uderzy po kieszeni. W stopniu wejściowym i sterującym zastosowano trzy podwójne triody 6SN7 Electro Harmoniksa w wersji GT, z cokołem oktalowym, chwalone za przejrzystość i szczegółowość. Transformator zasilający jest duży i ciężki; zwoje otaczają rdzeń EI. Wyjściowe – nawijane ręcznie i zamknięte w ekranujących puszkach zalanych tłumiącą żywicą – zamontowano pod kątem, tak by zajęły jak najmniej miejsca; za każdym zmieścił się jeszcze duży kondensator filtrujący. W lewym tylnym rogu umieszczono gniazdo i regulator prądu spoczynkowego, w prawym – przełącznik impedancji kolumn 4/8 omów.

Pojedyncze odczepy zrealizowano na znakomitych WBT Topline Gold. W detalu taki komplet kosztuje 1200 zł. Trzy wejścia RCA dla źródeł liniowych to również wysoka półka. Do jednego z nich, oznaczonego jako CD, poprowadzono lepszy przewód, więc niewykluczone, że dźwięk z niego będzie najlepszy. Preampu gramofonowego nie przewidziano. Może dlatego, że Cary proponuje dwa osobne modele. Ich ceny zaczynają się od 20 kzł. Coś takiego na pewno nie zmieściłoby się w małej skrzynce CAD-300SEI.

Ważne funkcje i regulacje dyskretnie rozstawione po kątach.

 

Front wzmacniacza to audiofilski standard, czyli płat anodowanego na czarno i szczotkowanego aluminium. Na nim tylko to, co trzeba: duże pokrętło głośności w centrum i wybierak źródeł oraz balans po bokach. Za to na pilocie jest wszystko, czego nie trzeba: dziesiątki przycisków jak do amplitunera AV, z których większość, jak choćby włącznik zasilania, jest zmyłką; CAD-300SEI nie oferuje opcji standby, więc można sobie wciskać do woli. Atrapą jest także zmiana źródeł – obie funkcje są realizowane mechanicznie na przedniej ściance. Korzystać będziemy jedynie z regulacji głośności i funkcji mute, ponieważ tylko te dwa przyciski są aktywne. Producent mógłby dodawać mały sterownik z trzema guzikami – byłoby elegancko i funkcjonalnie. Jednak jakoś głupio mi go krytykować, kiedy widzę, ile pieniędzy poszło we wnętrze oraz ze względu na prozaiczny fakt, że mnóstwo lampowców w ogóle nie ma pilota. W przeciwieństwie do przerośniętego sterownika sam wzmacniacz wygląda dobrze i został starannie wykonany w USA. Widać dbałość o drobiazgi i wyczucie smaku. Wysokie nóżki dodają urody, a dwie diody – jedna nad włącznikiem, druga sygnalizująca pracę słuchawek – świecą dyskretnie na fioletowo, perfekcyjne harmonizując z połyskiem lamp.

Wzmacniacz piękny, choć nieduży.

 

Stalowa obudowa również ma intrygujący kolor. To lakier samochodowy – metalik Jaguar blue. Na pierwszy rzut oka czarny, ale w odpowiednim świetle można dostrzec granatowe refleksy. Wnętrze zmontowano metodą przestrzenną. Z transformatora zasilającego wyprowadzono osobne odczepy do różnych sekcji. Jako że prostowanie i filtracja napięcia odbywają się odrębnie dla każdego kanału, można mówić o układzie quasi dual mono. Regulację głośności powierzono błękitno-zielonemu potencjometrowi Alpsa; wybierak źródeł to Grey Hill za ładnych parę stówek. Duże kondensatory widoczne na zewnątrz trudno zidentyfikować, za to elektrolity w środku to Kimber Kapy. Oporniki to świetne Dale, ale naprawdę grubo się robi, kiedy spojrzymy na kondensatory sprzęgające – olejowe Mundorfy Supreme Evo, w cenie blisko 3000 zł za sztukę. Amerykanie nie oszczędzali. Podobno komponenty dobierali na ucho i okazało się, że wyselekcjonowali to, co najlepsze. Cóż, w układach lampowych różnice bywają krytyczne. W świetle powyższego cena 34000 zł dla laika może wyglądać umiarkowanie atrakcyjnie, bo wzmacniacz jest nieduży, a wielu przelicza kilogramy na złotówki. Ale kiedy ktoś zaczyna już coś kojarzyć, sytuacja zmienia się diametralnie. Tak zrobiony SET na 300B, w dodatku z takim preampem dla słuchawek? To naprawdę nie jest oferta oderwana od realiów.

Montaż punkt-punkt.

Włączamy i gramy

Włączamy i gramy? Nic podobnego. Pod względem rozgrzewania wzmacniacz okazuje się wręcz kłopotliwy. Instrukcja obsługi określa czas do pełnego uruchomienia na trzy minuty, ale tak naprawdę lampy i reszta układu do osiągnięcia pełnej słuchalności potrzebują dwóch, trzech godzin. Na szczęście pobór mocy wynosi 107 W, więc rozbiegówka nie będzie dla nas kosztowna. Wygrzewanie nowego egzemplarza to już katorga – 100 godzin należy uznać za absolutne minimum.

CAD-300SEI en face.

Konfiguracja systemu

CAD-300SEI trafił do wymarzonej konfiguracji. Audio Physiki Tempo 6 lubią się z lampą; do dzisiaj pamiętam magiczne zestawienie z integrami Conrada Johnsona i Jolidy. Niska moc z triody 300B może w pierwszej chwili budzić obawy o wysterowanie, ale wpinałem już w system wzmacniacz o mocy 4 W i grało. Wobec tego 15 W, niechby nawet na papierze, musi dać radę. Sygnał płynął z odtwarzacza C.E.C. CD5. Nie zmienił się stolik Base Audio 6, kamienne płyty pod kolumnami ani filtr zasilania Ansae Power Tower. Natomiast okablowanie Harmoniksa zostało zastąpione Siltechem z serii Legend (680P/680i/880L), zgodnie z audiofilskim powiedzeniem, że lampa lubi srebro.

300B.

Wrażenia odsłuchowe

Zaczniemy od odpowiedzi na pytanie, czy CAD-300SEI jest zgodny ze stereotypem brzmienia triody SE. Następnie sprawdzimy, co ma, a czego nie, by na końcu się dowiedzieć, do czego służy. Przynajmniej taki jest plan. Punkt pierwszy: nie jest. Swą lampowość średnica zawdzięcza bezpośredniości i otwartości, a nie ociepleniu. Jednak pod warunkiem, że nie uduszą jej rozbudowany skład ani koncertowa dynamika, bo w takim materiale robi się bałagan. Co ciekawe, teoretycznie słaby maluch nie spłaszcza męskiego grania. Potrafi nawet zaskoczyć agresją i drapieżnością, byle tylko nie kazać mu odtwarzać gwałtownych kontrastów dynamicznych. Pod względem kształtowania pasma nie znajdziecie tu słynnego grania średnicą. Dźwięk pozostaje zrównoważony; obecne są wszystkie zakresy, w ze wszech miar prawidłowych proporcjach. Może nawet zbyt prawidłowych, jak na oczekiwania odnośnie kilkunastu watów z lampy? Najwyraźniej. Przypisywane szklanym bańkom powiększenie źródeł pozornych może i następuje, jednak nie zawsze i nie w każdym materiale. Tutaj również amerykański SET okazuje się więcej niż poprawny i stawia na prawdomówność. A kiedy już spytamy o lampowe woale, niedopowiedzenia i romantyczny brak dosłowności, to CAD-300SEI okazuje się dosadny, że aż boli. W swoim ulubionym repertuarze, czyli niewielkich, najlepiej akustycznych składach, potrafi być tak bezkompromisowo szczery, że dobrze się zastanówcie, czy chcecie słuchać ulubionych staroci. Jeżeli nie prezentują wysokiego poziomu realizacji i profesjonalizmu wykonawców, to poczujecie się jak dziecko, któremu właśnie powiedziano, że nie ma Świętego Mikołaja.

Jakość wykonania aż bije ze wszystkich elementów.

 

Punkt drugi: co CAD-300SEI ma, a czego nie? Jak nietrudno się domyślić, ściana dźwięku pozostanie pobożnym życzeniem słuchacza. Za to mikrodynamika i kontrasty w małych składach okazują się realistyczne. Prawdziwe, acz nieprzesadzone. Urządzenie nie jest też w stanie utrzymać kontroli basu. Dlatego mogą się pojawić niespodziewane efekty – wybrzmienia przeciągane poza granice przyzwoitości albo buła tam, gdzie wcześniej gitara basowa i klawisz wyprowadzały kaloryczny cios w żołądek. Za to sam przebieg pojedynczego dźwięku potrafi się okazać niebywały. Słyszymy, jak struna kontrabasu wibruje nierównomiernie, a w starych nagraniach możemy zauważyć, że instrument nie był precyzyjnie nastrojony. I nie jest to wada wzmacniacza, tylko, niestety, muzyka, który nie najlepiej panował nad instrumentem. Nie nastawiajcie się także na rozmach, będący pochodną mocy, ani na lampową słodycz, która nie pojawi się wcale albo pojawi rzadziej, niż oczekujecie.

Czy będą czarodziejskie wokale? Będą, jednak pod warunkiem, że śpiewa czarodziej dysponujący piękną barwą i perfekcyjną techniką. Cary barwę trochę ociepli i dociąży, ale przede wszystkim zaprezentuje nadrealizm, wyświetlający – nie inaczej – realną sytuację. Otoczy dźwiękiem lub wciągnie w sam środek akcji. Jeżeli śpiewać będą Take 6, zachwycą klasą wykonania i realizacji. Kiedy jednak wokalista ma coś nie tak z aparatem lub techniką, czeka nas dawka skoncentrowanej brzydoty. A kiedy reżyser podkręcił sybilanty, to poluzują się plomby w zębach. Słychać to wyraźnie w składance Cata Stevensa, którą uwielbiam. Jedna piosenka leje miód na serce, a druga sypie piaskiem, choć dotąd mi się wydawało, że ich poziom jest znacznie bardziej wyrównany. Projekcja technicznych aspektów wykonania i realizacji okazuje się wręcz absurdalnie dokładna i, niestety, takie oglądanie przez mikroskop nie zawsze bywa przyjemne. Na wspomnianej składance usłyszałem, że basista gra po prostu niechlujnie. Pokazane też zostały wszystkie niedociągnięcia muzyków. Czy to dobrze? W kategoriach obiektywnych – na pewno tak, ale subiektywnie skończyło się tym, że do niektórych piosenek odechciało mi się wracać. Tak czy siak, wszystko jest poukładane nadrealistycznie i bez oglądania się na to, czy słuchaczowi będzie miło, czy też niekoniecznie.

6SN7.

 

W którejś recenzji przeczytałem, że przejrzystość i szczegółowość 300SEI są umowne. Jeżeli autor słuchał gęstych, nabitych informacjami składów z petardą decybeli, to zgoda, ponieważ wzmacniacz wtedy kapitulował. Z bardziej przyjaznym repertuarem szczegółowość staje się jednak wzorcowa lub nawet nieznośna, co znów zależy głównie od kompetencji muzyków i ekipy technicznej. Detaliczność CAD-300SEI ma bowiem kilka wymiarów. Pierwszym jest oddawanie i różnicowanie barw, których wzmacniacz jest mistrzem i pokazuje tu całe bogactwo niuansów. Zwłaszcza w średnicy, która okazuje się wybitnie naturalna i natychmiast przywołuje zachowane w pamięci wrażenia towarzyszące uczestnictwu w koncertach na żywo. Drugi to kształtowanie konturów. O ile w basie zostaną rozmyte, to im wyżej, tym lepiej. Wreszcie trzeci – lokalizacja przestrzenna. Między innymi z myślą o niej kupuje się dobrze zaaplikowaną 300B, a Cary zaaplikował ją ze znawstwem.

Prosta integra.

 

Na koniec miało być: dla kogo. To jasne: dla osób, które dobrze wiedzą, co to SET. CAD-300SEI to dobry SET, chociaż niestandardowy. Mówi się, że lampa wycofuje wysokie tony, a przy okazji je upiększa i wygładza. Tymczasem Cary nie tylko ma ich zdecydowanie więcej od średniej, ale jeszcze są one takie, jak na płycie – czasem piękne, dzwoneczkowe, słoneczne i barwne, a czasem okropne, zgrzytliwe i szorstkie. Niestety, jest pół na pół, a w im dawniejsze czasy realizacji się cofamy, tym bardziej się zbliżamy do staropolskiego przepisu na pasztet: „jeden zając, jeden wół”. I lampa ma to upiększyć? Może i tak, ale na pewno nie w tym wydaniu.

Konkluzja

Już widzę, jak dystrybutor chwyta za telefon, żeby zaprotestować, bo niby tak zjechałem wzmacniacz, który „jest dobry i podoba się klientom”. Może nawet producent doda swoje trzy grosze, żeby „więcej nie dawać do testu”. No to wyjaśniam: to jest bardzo dobra recenzja, tylko że dla myślących ludzi.

Przerost formy nad treścią. Od strony użytkowej – koszmar, ale dobrze, że jest.

Słuchawki

Czy CAD-300SEI jest jednym z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych? Tak, ale zapomnijcie o tym, co przeczytaliście o brzmieniu w systemie z kolumnami. Tym razem bowiem Cary wpisuje się w stereotyp lampy, oferując dźwięk nawet nie tyle ciepły, co wręcz gorący. Średnica funduje projekcję wokali, gitar i fortepianu mięsistych, okrągłych, powiększonych, ale realistycznych i wyraźnych, z mocno zaznaczonymi i otwartymi wysokimi tonami. To duży dźwięk, którego przyjemnie się słucha. Już nie bezlitosny, bo lekko upiększony, poprawiający błędy muzyków i realizatorów. Relaksujący i słuchalny – wchodzi w głowę i trafia do serca. Słuchawki najwyraźniej łatwiej wysterować, bo bas staje się sprężysty i trzymany w ryzach. Nie przeszkadza mu to pozostać miękkim, ciepłym, z miłą, rezonującą głębią. To jedno chętnie przeniósłbym do kolumn, ale straciłbym wtedy prawdziwość, która pokazuje brzydotę zamiast lekkiego retuszu. To, że znakomita większość słuchaczy wybierze tę drugą estetykę, w ogóle mnie nie dziwi. Góry nadal jest dużo. Zachowuje też neutralny, czyli zmienny charakter, zależny od nagrania. Równowaga tonalna pozostaje zaskakująco prawidłowa, natomiast jeden aspekt może wbić w fotel: przestrzeń. Projekcja głębi sięgająca po horyzont czy wejście na scenę pomiędzy muzyków? Cary potrafi obie rzeczy, choć drugą nieco lepiej i bardziej spektakularnie. Zawsze rysuje precyzyjną mapę wydarzeń i rozstawia źródła karnie, w trzech wymiarach.

 

Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 04/2024

Cary Audio CAD-300SEI

Przeczytaj także

Marten Parker Trio Diamond Edition

20.03.2025

Testy

Kolumny

Marten Parker Trio Diamond Edition

JBL Stage 280F

16.03.2025

Testy

Kolumny

JBL Stage 280F

Indiana Line Tesi 3

12.03.2025

Testy

Kolumny

Indiana Line Tesi 3

Kora DAC 140

08.03.2025

Testy

Przetworniki C/A

Kora DAC 140

Audio Research Reference 160S

28.02.2025

Testy

Końcówki mocy

Audio Research Reference 160S

Vitus Audio SCD-025 mk.II (2024)

26.02.2025

Testy

Odtwarzacze CD

Vitus Audio SCD-025 mk.II (2024)

McIntosh C12000/MC1.25KW 75th Anniversary

22.02.2025

Testy

Wzmacniacze dzielone

McIntosh C12000 / MC1.25KW 75th Anniversary

Accuphase DP-770

17.02.2025

Testy

Odtwarzacze CD

Accuphase DP-770