15.02.2019
min czytania
Udostępnij
Moja kąśliwość wynika zapewne po części z ograniczonej siły nabywczej, po części zaś jest wynikiem audiofilskiej nostalgii za czasami, w których wielkie emocje budziły grupowe testy wzmacniaczy po 1500 zł. Może dlatego każdy odsłuch urządzenia w cenie poniżej 10 tysięcy złotych traktuję teraz jako coś wyjątkowego?
Emotivie należą się słowa uznania za odwagę pójścia pod prąd. Amerykańska firma określiła sobie bowiem jasny cel: chcemy coś zrobić możliwie najlepiej, a równocześnie najtaniej. Kiedyś naiwnie sądziłem, że tym prawem kierują się wszyscy, ale niewidzialna ręka rynku dziwnym trafem zarządza inaczej.
Realizacji misji Emotivy służy kilka podstawowych założeń. Po pierwsze, jeszcze do niedawna produkcja większości urządzeń odbywała się w Chinach. Aktualnie firma deklaruje, że docelowo zamierza ją przenieść do Stanów Zjednoczonych. Testowany wzmacniacz jest opatrywany informacją „Made in USA”, jednak dokładniejsza lektura mówi o zaprojektowaniu, montażu i testach. Podzespoły mogą być zagraniczne lub krajowe; być może chińskie – tego nie rozstrzygniemy.
Z drugiej strony, choć Chiny w środowisku audiofilskim nadal bywają kojarzone z wątpliwą kontrolą jakości (tak na marginesie – Emotiva obejmuje testowane urządzenie 5-letnią gwarancją), to takie lekceważące traktowanie jednej z największych potęg gospodarczych świata staje się już i nudne, i coraz mniej uprawnione. Wolałbym zatem unikać generalizowania, zwłaszcza takiego o charakterze deprecjonującym. W Chinach można wyprodukować złe i dobre układy elektroniczne.
Tak samo w USA.
Nie drążąc dalej, drugim elementem obniżającym koszty jest stosowanie zuniformizowanych obudów – wiele urządzeń Emotivy odróżnimy od siebie tylko po napisach. Trzeci to wykorzystanie topologii modułowej, czyli montowanie takich samych bloków elektroniki w różnych urządzeniach.
Aktualny katalog składa się z trzech serii: BasX (tańsza elektronika plus dwa subwoofery), Airmotiv (zestaw kolumn głośnikowych) oraz X (droższa elektronika).
Końcówka mocy XPA-DR2 jest topowym wzmacniaczem stereo w katalogu. Oprócz niej dopisek „DR” mają jeszcze monobloki XPA-DR1 i trzykanałowa końcówka XPA-DR3. Wszystkie tworzą szczytową podgrupę w ramach linii XPA-Gen3. DR to skrót od „Differential Reference”, zaś następująca po nim cyfra oznacza ilość kanałów.
Końcówka XPA-DR2 ma pokaźne gabaryty – jest wysoka i głęboka. Front wyposażono jedynie w przycisk do wybudzania z trybu stand by. Monotonię płaszczyzny ożywia nieco ciemne podłużne okno, zza którego w czasie pracy przeświecają dwie niebieskie diody, sygnalizujące pracę obu kanałów.
Z tyłu znajduje się siedem slotów, które teoretycznie umożliwiają montaż niezbalansowanych końcówek siedmiu kanałów.
Tutaj jednak mamy układ zbalansowany, przez co każdy kanał zajmuje dwa sloty. Pozostałe trzy zostały zaślepione.
Urządzenie można połączyć z przedwzmacniaczem zarówno przewodem RCA, jak i XLR. Wybór potwierdzamy umieszczonym między gniazdami przełącznikiem hebelkowym. Z lewej strony znalazły się wyłącznik główny i gniazdo zasilania bez bolca masy, przycisk resetujący po blokadzie przeciwprzepięciowej, przełącznik do wygaszenia (bądź aktywacji) podświetlenia frontu oraz dwie przelotki do komunikacji systemowej.
XPA-DR2 to najwyższy model stereofonicznego wzmacniacza mocy w katalogu Emotivy. Nazwa DR kryje informację, że we wnętrzu znajdują się dwa wzmacniacze Differential Reference. Mamy do czynienia z układem różnicowym. Rozwiązanie polega na wzmacnianiu różnicy pomiędzy napięciami wejściowymi, a nie ich sumy. We wnętrzu widać, że każdy blok DR składa się z dwóch modułów – po jednym dla każdej połówki sygnału.
DR2 pracuje w klasie AB, więc lekką konsternację może wywołać wywód producenta dotyczący klasy H. Zastosowane w Emotivie rozwiązanie to rodzaj połączenia zasilacza impulsowego z modułami DR. Zasilanie impulsowe, jak sama nazwa „switched mode” wskazuje, polega m.in. na tranzystorowym przełączaniu kluczującym o bardzo wysokiej częstotliwości. W opisywanej przez firmę klasie H („soft switch H”) przełączanie kluczujące jest dodatkowo zintegrowane z przełączaniem pomiędzy niskim i wysokim poziomem napięcia w sekcji wejściowej. Umożliwia to lepsze zarządzanie energią i wyższą wydajność prądową układu.
Przypomnijmy, że klasa H nie jest oficjalnym standardem, a w elektronice hi-fi traktuje się ją raczej jako formę „dopalenia” klasy AB. Nie wdając się w dalsze teoretyzowanie, przejdźmy do praktyki, czyli efektów. Producent deklaruje nokautującą moc 550 watów na kanał przy obciążeniu 8 omów (i 800 watów przy 4 omach), co stanowi wartość rzadko spotykaną. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że chodzi o moc RMS, która jest nieco wyższa od ciągłej, to i tak parametr ten należy uznać za potwornie wysoki.
Obudowę wykonano ze stali, a przedni panel – z aluminium. Wszystkie płytki drukowane umieszczono pionowo, a całość jest utrzymywana na stabilnym rusztowaniu, zbudowanym z solidnych radiatorów, połączonych metalowymi kątownikami.
Wnętrze rozplanowano tak, że przewody służą tylko do zasilania. Okablowanie ścieżki sygnałowej udało się zredukować niemal do zera. W związku z pionową architekturą, trudno dokładnie obejrzeć komponenty. Nie zobaczymy np., jakich użyto tranzystorów ani w jakiej liczbie, jak również jaka jest pojemność kondensatorów w zasilaczu. Widać jedynie, że zastosowano montaż hybrydowy – powierzchniowo-przewlekany.
W związku z brakiem tradycyjnych transformatorów, wzmacniacz waży umiarkowane 19 kg. Wysoka wydajność i solidne radiatory sprawiają, że w czasie pracy zbytnio się nie nagrzewa.
Emotiva XPA-DR2 grała z przedwzmacniaczem BAT VK3iX SE, odtwarzaczem Naim 5X zasilanym Flatcapem 2X oraz kolumnami podłogowymi Marten Miles 5. Wprawdzie test urozmaiciła wymiana źródła – na Emotivę ERC-3 – oraz kolumn – na monitory Dynaudio Contour 1.3mkII – ale główna część odsłuchu została przeprowadzona w pierwszej konfiguracji.
Emotiva nie miała najmniejszych problemów z wysterowaniem kolumn znacznie wyższej klasy. Milesy 5 mają przyjazną efektywność, więc nie było to wielką niespodzianką, ale amerykańska końcówka nie miała także kompleksów związanych z dysproporcją cen.
Po pierwsze, generowała kapitalny bas. Nie taki, który przytłacza masą, lecz taki, który dopełnia obraz muzyczny kilkupoziomowym fundamentem. Rozciągał się on od rygorystycznie kontrolowanej góry podzakresu, poprzez wypełniony nieco zmiękczoną treścią środek, aż po sam dół. I nawet jeśli góra i środek prezentują wysoki poziom, to właśnie ów dół potrafi wprawić w zdumienie. To była prawdziwa uczta dla uszu. Nie wiem, czy jakiekolwiek urządzenie w zbliżonej cenie potrafiło pokazać choćby cząstkę umiejętności Emotivy w tym aspekcie.
Amerykańska końcówka bez wysiłku wyciskała z Martenów ostatni herc (dokładniej: dwudziesty ósmy, jak widnieje w specyfikacji szwedzkich kolumn). To już jest doświadczenie, kiedy słuchacz nie tyle słyszy bas, co go czuje; nie tyle zalewa go masa dźwięku, co ruch powietrza w pomieszczeniu odsłuchowym. Oczywiście, duża w tym zasługa samych kolumn, ale nawet świetne zestawy muszą dostać odpowiednią dawkę prądu, aby pokazać pełnię swoich możliwości.
Średnica Emotivy jest świeża, swobodna i przejrzysta. Ten zakres wytwarza specyficzną atmosferę – klimat bezpośredniego kontaktu z muzyką. Perfekcyjnie realizuje jeden z podstawowych elementów sztuki audiofilskiej – przysłowiowe zdejmowanie zasłony z kolumn. W takich warunkach o wiele łatwiej pokazać pełną paletę nasyceń, głębi i odcieni. Słuchacz odnosi wrażenie, że dźwięk jest bogaty, ale jednocześnie oczywisty w odbiorze. Nie ma efektu zbitej masy, nawet w gęstych aranżacjach orkiestrowych. Dźwięk jest napowietrzony, ale bez mgiełek czy niedopowiedzeń.
Dzięki bezpośredniości stereofonia staje się wyraźna i dokładna. Choć da się zauważyć tendencję do lekkiego wypychania pierwszego planu, to i tak scena jest rozbudowana we wszystkich kierunkach. Zarówno głębia, jak i szerokość ignorują linię bazy i wypełniają pomieszczenie odsłuchowe.
Wysokie tony okazują się odważne – nie zostały zestrojone, by dyskretnie dopełniać całość, lecz aby wyraźnie zaznaczać swoją obecność. Nic ich nie zakrywa ani nie tłumi. Konstruktorowi udało się przy tym uniknąć przerysowania. Zdecydowanie należy uznać, że w swojej cenie Emotiva ma dobrą górę, ale – z drugiej strony – uznałbym ją za jedyny aspekt, w którym trudno byłoby temu wzmacniaczowi stawać w szranki z droższą konkurencją. We wszystkich pozostałych z łatwością jej dorównuje.
Przykład XPA-DR2 pokazuje, że Emotiva z powodzeniem realizuje swoją misję – zrobić coś tanio, ale jak najlepiej. Nie jestem odosobniony w opinii, że amerykańska firma przełamuje budżetowe tabu na rynku hi-fi, dowodząc, że żadna półka cenowa nie musi odgórnie określać jakości brzmienia. Mało tego, wygląda na to, że owe półki służą jej głównie do tego, by je łamać. Jednym ciosem, niczym Bruce Lee…
Mariusz Malinowski
Hi-Fi i Muzyka 10/2018
Emotiva XPA-DR2
Przeczytaj także