bool(false)

Accuphase A-80

03.02.2025

min czytania

Udostępnij

Accuphase A-80

Jak wiadomo, jednomyślność nie jest najmocniejszą stroną ludzkości. Dlatego z czasem doszliśmy do wniosku, że najlepiej, gdy rządzi większość i panuje demokracja. Wiadomo również, że środowisko audiofilów jest konfliktogenne i o demokrację w nim trudniej. Chyba że w wyborach wystartuje Accuphase.

Nie będziemy się rozwodzić nad ofertą japońskiej manufaktury, ale warto sprawdzić, co się aktualnie dzieje w dziale końcówek mocy. Znajdziemy tam pięć modeli, które dzielą się na pracujące w uniwersalnej klasie AB (ich symbole zaczynają się od litery „P”) oraz w mniej sprawnej, ale uważanej za bardziej wyrafinowaną klasie A (oznaczenia od „A”). W pierwszej grupie znajdziemy P-7500 oraz słabszy od niego o połowę P-4600. Pozostałe należą do grupy drugiej. Tutaj podstawowym modelem jest A-48, a na najwyższej półce stoją monobloki A-300. Między nimi znajduje się końcówka stereo A-80 i właśnie nią się dzisiaj zajmiemy.

 

 

Accuphase A-80

Klasyka – zasilacz pośrodku, końcówki mocy przy radiatorach.

Należy dodać, że A-80 i A-300 są bliskimi krewniakami. Producent podkreśla, że wersja stereo została zbudowana w oparciu o rozwiązania zastosowane w monoblokach. Oczywiście nie może być mowy o przeniesieniu żywcem wszystkich układów (masa i gabaryty końcówki stereo są zbliżone do jednego egzemplarza mono). Accuphase’owi chodzi bardziej o identyczne koncepcje. Jeżeli również powtarzają się podzespoły, to w mniejszej liczbie. Z drugiej strony – ważniejsze od podobieństwa do monobloków wydaje się porównanie z A-75. Czyli końcówką stereo, którą A-80 zastępuje, a którą miałem przyjemność testować przed pięcioma laty.
Pierwsze spostrzeżenie okazuje się symptomatyczne – pozornie zmieniło się niewiele. Ale to samo napisałem w recenzji wzmacniacza A-75, porównując go z jeszcze wcześniejszym A-70. Teraz również widać tylko małe przeprojektowanie wyświetlacza, a całej reszty trzeba się doszukiwać o wiele głębiej, bo nawet w parametrach moc wzrosła tylko nieznacznie (z 60 do 65 W/8 ?); pod klapką wszystko zostało po dawnemu, z tyłu – podobnie. A-80 jest od A-75 o niecały kilogram cięższy, ale to zapewne efekt masy transformatora lub większych uchwytów z przodu. Diabeł, jak można było zgadnąć, tkwi w szczegółach. Przeprojektowane ścieżki, komponenty nowszej generacji – kiedy inżynierowie Accuphase’a dochodzą do wniosku, że suma drobnych zmian przełoży się na brzmienie, przychodzi czas na wprowadzenie następcy.
Z tego, że zmiany w ramach jednej linii następują u Japończyków ewolucyjnie a nie rewolucyjnie, należy się tylko cieszyć. Przecież brzmienie Accuphase’a zostało przez lata tak dopracowane, że budowanie czegokolwiek od zera wydaje się bezcelowe. Myślę, że na tym przesłaniu opierają się także wierność i zaufanie klientów – i niech tak zostanie.

Accuphase A-80

Wielkie ekranowane trafo. Z takim lepiej nie zadzierać.

 

Budowa

Front A-80, tradycyjnie już dla Accuphase’a, to zaprzeczenie audiofilskiego minimalizmu. W teorii końcówki mocy są prawie bezobsługowe. Zdecydowana większość ma tylko włącznik zasilania. Jednak patrząc na A-80, można odnieść wrażenie, że została wyposażona lepiej niż niejedna integra. Ale tak było zawsze, więc zdziwienia udawać nie będziemy.
Największą ozdobę stanowi wyświetlacz z dwuokiennym, oddzielnym dla każdego kanału, wskaźnikiem wzmocnienia lub mocy (można wybrać samemu). Oprócz tego w ramie displayu umieszczono diody, które informują o statusie ustawień wybranych przyciskami. Do tych zaś mamy dostęp po opuszczeniu klapki. Można wybrać aktywne wejście (XLR albo RCA), w czterech krokach ustawić wzmocnienie oraz określić zakres pomiaru, aktywną jednostkę (żadną, waty, decybele lub obie), a także zatrzymanie bądź nie diody w ostatniej skrajnej pozycji.
Warto zwrócić uwagę, że nad wskaźnikami znajdują się diody informujące o aktywnym trybie mostka bądź dual mono, ale te wybieramy już na tylnej ściance. W obu opcjach moc znamionowa się zwiększa – dwukrotnie przy dual mono i czterokrotnie przy mostkowaniu. Dla porządku dodajmy możliwość przypisania żyły gorącej do pinu 2 albo 3 w gnieździe XLR. Dwa komplety masywnych terminali znacznie ułatwiają podłączenie głośników w bi-wiringu lub bi-ampingu.
Zasilacz oparto na ogromnym transformatorze toroidalnym, obudowanym ekranem, oraz dwóch kondensatorach filtrujących o pojemności 120000 µF każdy.
Wzmacniacze Accuphase’a działają w oparciu o zasadę tzw. instrumentacji. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się praca z możliwie jak najwyższym wzmocnieniem na wejściu i jak najniższym na wyjściu. Taka konfiguracja ma zapewnić możliwość swobodnego operowana sygnałem o wysokich amplitudach i utrzymywania szumów na bardzo niskim poziomie.
Deklarowany przez producenta odstęp sygnału od szumu wynosi 123 dB i wzrósł o 1 dB w porównaniu z A-75. Można go zwiększyć nawet do 129 dB, jeżeli ustawimy selektor wzmocnienia w pozycji -12 dB.

Accuphase A-80

Fragment pokrywy. W Accuphase’ach perfekcyjny jest każdy detal.

W porównaniu z A-75 przebudowano stopień wejściowy. Poza faktem, że w obu modelach jest on w pełni zbalansowany (oddzielne linie dla każdej połówki sygnału każdego kanału), zmieniło się wszystko – i to jest właśnie jedna z kluczowych innowacji przejętych z A-300.
Stopień mocy składa się z dwóch sekcji. Wzmocnienie napięciowe bazuje na architekturze MCS+, po czym sygnał przechodzi do tranzystorów wyjściowych. Pracuje tu 10 par MOS-FET-ów w trybie push-pull na kanał. Wspomniany MSC+ (Multiple Circuits Summing) to od dawna stosowana przez Accuphase’a konfiguracja, polegająca na rozdzieleniu sygnału na kilka równoległych linii, a następnie ich sumowaniu. Układy te znajdują się na płytkach drukowanych mocowanych pionowo do radiatorów. Wzmacniacz został także wyposażony w dwa czujniki zabezpieczające – przed zbyt dużym prądem na wyjściu oraz przed przegrzaniem.
Accuphase chwali się wysokim współczynnikiem tłumienia (1000), dzięki któremu A-80 poradzi sobie nawet z wymagającym obciążeniem. Jednym z rozwiązań, które pozwoliło osiągnąć taką wartość, jest Balanced Remote Sensing. Pod tą nazwą kryje się optymalizacja sprzężenia zwrotnego. De facto umożliwia ona utrzymanie niskiej impedancji wyjściowej dzięki ustawieniu punktu kontrolnego dla sprzężenia tuż przed terminalami wyjściowymi, zarówno dla linii sygnałowej (zacisk dodatni), jak i uziemiającej (zacisk ujemny).
Zamiast klasycznych przekaźników wyjście załącza para MOS-FET-ów na kanał, a dociąża cewka powietrzna, nawinięta drutem o przekroju prostokątnym.
A-80 pracuje w klasie A. Moc 65 W/8 ? podwaja się przy spadku obciążenia o połowę. W kategoriach bezwzględnych 65 watów to nic specjalnego, ale klasa A rządzi się własnymi prawami i tutaj taką wartość należy traktować jako wysoką. I w warunkach domowych jak najbardziej wystarczającą. Owszem, do nagłaśniania ogromnych pomieszczeń może znajdą się lepsze opcje, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy 65 W w normalnych mieszkaniach mogłoby komuś nie wystarczyć. Nie powinniśmy się zatem martwić doborem głośników pod kątem parametrów technicznych. Lepiej spokojnie skupić na ich jakości.
Konfiguracja systemu
Aby w pełni wykorzystać potencjał końcówki mocy za 90 tysięcy złotych, warto jej zapewnić doborowe towarzystwo. Polski importer był tego świadom i wraz z A-80 dostarczył flagowy przedwzmacniacz Accuphase C-3900 oraz równie bezkompromisowy odtwarzacz DP-770. Przed odsłuchem całości podłączyłem do nich redakcyjną końcówkę Conrada-Johnsona MF2250. Zmiana na testowaną A-80 pozwoliła wykrystalizować jej wpływ na brzmienie i precyzyjnie określić jej rolę i wkład w zachowanie systemu. Wykorzystanymi w odsłuchu głośnikami były redakcyjne Dynaudio Contour 1.3 mkII, a okablowanie pochodziło w całości z serii Classic Legend Siltecha.

Accuphase A-80

 

Dwa komplety terminali głośnikowych i przełącznik trybu pracy – wszystkie konfiguracje dozwolone.

Kilka słów wstępu

Z firmą Accuphase po raz pierwszy zetknąłem się osobiście w roku 2006. Stało się to przy okazji testu zestawu wzmacniacza zintegrowanego E-308 i odtwarzacza CD DP-67. Już wtedy uznałem, że ten dźwięk, dopracowany w każdym szczególe, ma jednocześnie rozpoznawalny rys własny, określający przynależność do określonej szkoły i definiujący coś, co można nazwać filozofią brzmienia japońskiego producenta.
Ta szkoła opiera się na dążeniu do idealnej liniowości pasma akustycznego (może to nic szczególnego; wszak taki cel przyświeca niemal wszystkim), ale do owej liniowości dodaje pierwiastek aksamitnego wygładzenia. Z pewnym istotnym zastrzeżeniem: ważniejsze od osiągnięcia fizjologicznego dźwięku staje się uniknięcie zbytecznej krzykliwości. Urządzenia Accuphase’a w pobieżnym kontakcie mogą się wydać nieco stonowane. Dopiero bardziej wnikliwy pozwala się delektować jakością ich brzmienia. W każdym elemencie firma prezentuje bowiem poziom tak wysoki, że bez owego wygładzenia odbiorca mógłby się bardziej zachwycać jakością sprzętu, niż słuchaniem muzyki.
Przez ostatnich kilkanaście lat w moje ręce trafiło wiele Accuphase’ów (nie liczyłem dokładnie, ale pewnie więcej niż tuzin) i zawsze tamto pierwotne wrażenie potwierdzało się w mniejszym lub większym stopniu. Błędny jednak byłby wniosek o brzmieniowej stagnacji i nienadążaniu za nowymi czasami. Przeciwnie, Accuphase wciąż ewoluuje, pozostając równocześnie wiernym tradycji. Nie tracąc nic z firmowego profilu, regularnie aktualizuje go do nowoczesnych standardów. Robi małe kroki naprzód, a będąc jednym z najbardziej szanowanych graczy w branży, większych robić nie musi.
Wydaje się, że celem japońskich inżynierów jest nic nie zepsuć w tym, co już zostało zbudowane, a przy tym optymalizować technologie tak, by przy każdej wymianie modelu wejść na odrobinę wyższy poziom. Konsekwencja w realizacji tej strategii jest godna podziwu.
Przez te wszystkie lata na pewno nie zmieniło się jedno. Odsłuch dowolnego Accuphase’a gwarantuje kontakt z dźwiękiem wyjątkowej klasy, a jednocześnie bardzo przyswajalnym, chciałoby się powiedzieć: lekkostrawnym. Bez ozdobników, bez szpanu i bez sztuczek obliczonych na łatwy poklask. Brzmienie zawsze wydaje się naturalne i oczywiste, pozornie jakieś zwyczajne. Ale w tej zwyczajności wybitne – neutralne i perfekcyjne w każdym calu. A-80 to kolejny przykład ilustrujący to podejście.

 

Accuphase A-80

 

Wielkie wskaźniki, uchylna klapka – jak tu nie kochać Accuphase’a?

Wrażenia odsłuchowe

Japońska końcówka proponuje dźwięk o pięknym wypełnieniu. Organiczny, obecny w pokoju. Jeśli ktoś lubi dużo audiofilskiego powietrza i zwiewności, to tutaj dostanie dużo audiofilskiej masy. Taka prezentacja nie ma jednak nic wspólnego z ociężałością. Przeciwnie, A-80 gra głęboko, a jednocześnie ze świetnym wyczuciem tempa i rytmu. I choć nie została stworzona do bicia rekordów prędkości, to według obiektywnych kryteriów można ją uznać za wystarczająco szybką. A jako że powyższa charakterystyka opiera się na fundamencie basowo-dynamicznym, od niego właśnie zaczniemy szczegółową analizę.
Niskich tonów na pewno nie brakuje i stale się odczuwa ich obecność. Zapewniają solidny fundament, ale nie przytłaczają. Może to być związane z ich zwinnością, bo mimo ich bardzo dużej masy A-80 ani przez sekundę nie gra ociężale. Bas jest zróżnicowany, jak na hi-end przystało. Dzieje się tu dużo i nic się nie zlewa, nawet w sytuacjach, kiedy więcej instrumentów schodzi bardzo nisko. Kontrola pozostaje wyraźna, choć nie restrykcyjna, bo aby nie zrobiło się zbyt twardo, potrzeba odrobiny luzu. Z niskich tonów emanuje pewność. Mają w sobie siłę, moc i rozmach. Robi to ogromne wrażenie, choć – z drugiej strony – zacząłem się zastanawiać, dlaczego właściwie tego rodzaju wybitny bas powinniśmy uznawać za coś wyjątkowego, skoro w wykonaniu Accuphase’a wydaje się tak oczywisty. Przecież taki właśnie powinien być – mocny i rozciągnięty zgodnie z intencją realizatora. Sprzęt ma ją tylko wiernie oddawać, a nie coś naprawiać lub (o, niedoczekanie!) psuć. Słuchając A-80, czujemy wręcz, jakby masa niskich tonów przenikała przez niego jak przez próżnię, bez żadnych strat, żadnego filtrowania. Jakby trafiała do nas w postaci czystej i nienaruszonej. No tak, efekt niby prosty, ale jakże trudny do osiągnięcia.
W tym momencie należy zadać kluczowe pytanie o dynamikę. Wiadomo powszechnie, że klasa A, w stereotypowym rozumieniu imitująca przynajmniej trochę brzmienie lampowe, dysponuje mniejszą mocą i charakteryzuje się mniejszymi lub większymi dynamicznymi kompromisami. A-80 kompromisów ani skali, ani rozmachu nie uznaje. Świetnie się czuje nawet w wymagających skokach natężenia dźwięku – zarówno w skali makro, jak i mikro. Odcienie perkusji oddaje lepiej niż większość bezpośrednich konkurentów, a sekcja rytmiczna łączy zdecydowanie i umiar. Współczynnik przytupywania jest wysoki, ale nie dominuje. A-80 za wszystkim nadąża – na tyle, że brzmienie jest rześkie i żywe. Nie powiem, że żywiołowe – bo to domena wzmacniaczy, dla których dynamika jest priorytetem. A Accuphase traktuje wszystkie składowe prezentacji demokratycznie. W przekładzie na język audiofilski oznacza to świetną dynamikę, ale i wysoką kulturę. Tak, A-80 nie jest ani high-endowym radykałem czy koncertowym rozbójnikiem z jednej strony, ani rozmarzonym idealistą z drugiej. Robi świetną robotę dla miłośników dynamiki, ale z równą uwagą wsłuchuje się w głos innych audiofilskich grup społecznych. Byłby audioprezydentem idealnym, uwielbianym przez większość, ale i szanowanym przez mniejszość.
Stereofonia to kolejny atut Accuphase’a. Należy jednak przypomnieć, że jest to jeden z elementów najbardziej zależnych od sygnału dostarczonego do wejścia. Jeśli odtwarzacz lub przedwzmacniacz ma płaską scenę, to A-80 jej nie odbuduje – bo niby skąd miałby wiedzieć, co zostało wcześniej utracone. Jeżeli jednak poprzedzające go urządzenia zostały dobrane odpowiednio, to czeka nas istne stereofoniczne szaleństwo. Miałem szczęście, że do testu A-80 dysponowałem wspomnianymi już C-3900 oraz DP-770. Może będę tu trochę egzaltowany, ale zaryzykuję stwierdzenie, że powyższe trio może konkurować o koronę najlepszej stereofonii na świecie. Nie znam, rzecz jasna, każdego sprzętu na świecie, więc nie przesądzam, że Accuphase by wygrał; podejrzewam jednak, że miałby bardzo duże szanse.
Testowana końcówka jest w stanie oddać maestrię sceny dźwiękowej bez żadnych ubytków, a przy tym, co prezentuje DP-700, to prawdziwa sztuka. A-80, wspomagana bezkompromisowym preampem, oddaje niuanse przestrzenne, jakie tylko nam się zamarzą. Pod warunkiem, że realizator postarał się o nie w studiu.
No dobrze, ale jak ta mityczna scena wygląda choćby w zarysie? Jest wielka, wszechobecna, rozkłada się w całym pokoju, a przy efektach specjalnych bez problemu przestawia ściany. Dokładność lokalizacji, wysunięty wokal i jakiś tajemniczy składnik, będący zapewne sekretem szefa konstruktorów, sprawiają, że czujemy się jak na koncercie. Siedzenie w fotelu pośrodku takiej przestrzeni samo w sobie jest przyjemnością. A kiedy w tej przestrzeni rozbrzmiewa muzyka, którą lubimy, to już naprawdę nie trzeba nic więcej.

A-80 jest bajecznie muzykalny. Lekkie przyciemnienie dźwięku i rozłożysta scena stanowią podstawę brzmienia, którego trudno przestać słuchać. Sama średnica charakteryzuje się plastycznością i lekkim zaokrągleniem konturów. Wydaje mi się, że można jej nawet przypisać minimalne ocieplenie, choć to raczej wniosek z pogranicza percepcji. Ale chyba kluczowym składnikiem sukcesu jest muzykalne powiązanie wdzięku średnich tonów z opisywaną wcześniej sekcją rytmiczną. W wielu urządzeniach, nawet tych drogich, mamy sytuację, w której zaznacza się, choćby minimalnie, dominacja jednej lub drugiej sfery dźwięku. W A-80 żyją one w pokojowej, wręcz radosnej koegzystencji. Z tego harmonijnego związku rodzą się kultura i plastyczność. Audiofilski Graal jest już blisko…
Średnie tony zawierają w sobie coś w rodzaju przesłania wierności. Słuchając Accuphase’a, jesteśmy przekonani, że właśnie tak brzmiał materiał, który został zarejestrowany na płycie. Że nic nie zostało podkolorowane, a subtelny wkład wzmacniacza to tylko coś w rodzaju uwodzącego zapachu w pomieszczeniu odsłuchowym. Niby to inny rodzaj wrażenia zmysłowego, ale percepcja muzyki na tym korzysta. Bo perfekcyjny dźwięk nie ma porażać tym, że jest kosmiczny. On ma porażać tym, że jest muzyczny. I to właśnie mogłoby stanowić dewizę japońskiej firmy.
Góra pasma, obok dynamiki, to zakres, który chyba najwyraźniej pokazuje ewolucję brzmieniowej filozofii Accuphase’a. Przed laty wysokie tony były bardzo szczegółowe, a jednocześnie wysłodzone i zachowawcze. Oszlifowane o ząbek mocniej, tak aby na pewno nie przeostrzyć żadnego dźwięku. Teraz widać większą otwartość na to, co soprany mogą zawierać. I nie ma już oszlifowania o jeden ząbek mocniej, jest w punkt. Co oznacza, że mamy wrażenie bogatej góry – choć nie przytłaczającej, to czasami ocierającej się o mocniejsze, mniej fizjologiczne rejestry. Pamiętajmy jednak, że to wszystko odbywa się w standardach high-endu, czyli zmian, które dla kogoś, kto dobrze zna tylko realia budżetowe, mogłyby pozostać trudne do wychwycenia. Ich skala jest niewielka, ale przecież w sprzęcie z wysokiej półki płacimy coraz więcej za coraz mniejsze różnice.
W podsumowaniu podkreślę element audiofilskiego deja vu. Otrzymujemy powab i aksamit, obecne w Accuphase’ach od zawsze. Z drugiej strony, brzmienie wcale nie trąci myszką. Pomimo związków z własną tradycją japońska wytwórnia systematycznie rozwija swoje rozwiązania, dzięki czemu dźwięk wraz z upływem lat nowocześnieje. Jest energetyczny i uniwersalny. Sprawdzi się praktycznie w każdym repertuarze.
W gronie high-endowych pieców Accuphase A-80 prezentuje się godnie. Jest znakomity, ale wiemy przecież, że konkurencja jest duża i również nie śpi. Nie twierdzę, że A-80 nokautuje wszystkich dokoła, bo czasy nokautów w high-endzie dawno się skończyły. Ale niezależnie od tego, co się w danym momencie dzieje na rynku, wybór tej końcówki sprawdzi się zawsze. Zwłaszcza wtedy, kiedy komuś odpowiada element aksamitu i mocne wypełnienie dołu. Lub kiedy resztę elektroniki także zdobi logo japońskiego producenta – Accuphase uwielbia przecież własne towarzystwo.

Konkluzja

Przy założeniu, że w audiofilskim społeczeństwie wszyscy by go znali, Accuphase A-80 byłby wzmacniaczem uwielbianym przez większość, ale i szanowanym przez mniejszość. Zaraz, zaraz… jaką mniejszość?

 

Mariusz Malinowski
Hi-Fi i Muzyka 11/2024

Accuphase A-80

Cena

89900 zł

Dane techniczne

Moc

65 W/8 omów

Pasmo przenoszenia

20 Hz – 20 kHz

Sygnał/szum

123dB

Zniekształcenia

0,03%

Masa

44,6 kg

Wejścia

XLR, RCA

Wyjścia

2 x głośn.

Wymiary

24/46,5/51,5 cm

Przeczytaj także

Kubala-Sosna Fascination & Emotion

12.02.2025

Testy

Kable

Kubala-Sosna Fascination & Emotion

Monitor Audio Studio 89

09.02.2025

Testy

Kolumny

Monitor Audio Studio 89

Bluesound Node Nano

06.02.2025

Testy

Źródła cyfrowe

Bluesound Node Nano

Arya Audio Labs Orbius

31.01.2025

Testy

Akcesoria

Arya Audio Labs Orbius

McIntosh C55

28.01.2025

Testy

Wzmacniacze dzielone

McIntosh C55

Vivid Audio Kaya S12

25.01.2025

Testy

Kolumny

Vivid Audio Kaya S12

PS Audio Aspen FR5

21.01.2025

Testy

Kolumny

PS Audio Aspen FR5

Rotel RAS-5000

18.01.2025

Testy

Wzmacniacze

Rotel RAS-5000