
16.06.2025
min czytania
Udostępnij
Informacja na stronie internetowej wskazuje, że Skyanalog zaopatruje ponad 20 marek i produkuje ponad 50000 wkładek! My przetestujemy cztery, oferowane pod własnym logo.
Obudowy wszystkich recenzowanych dziś przetworników wykonano z aluminium. Odróżniają je od siebie kolory wykończenia. Serie można rozpoznać także po profilu bocznych ścianek – w podstawowej mają obrys sześciokątów nieforemnych, w wyższej: prostokątny. Modele P są od spodu otwarte, natomiast G zamyka dokręcana osłona, z czego prawdopodobnie wynika różnica ich mas. Pionowy front zdobią logo oraz nacięcie, ułatwiające umieszczenie wkładki nad wybranym fragmentem płyty. Po bokach widać symbole. Z uzyskanych informacji wynika, że w aktualnym katalogu nie uwzględniono wersji mono.
W modelu P1-M igła o szlifie stożkowym jest montowana do wspornika z aluminium, a korpus ma kolor czarny. Zieleń to wyróżnik P-1G ze wspornikiem z boru i igłą o szlifie eliptycznym. Serię G reprezentują modele G-1 MKII oraz G-2 MKII, oba ze szlifem eliptycznym, różniące się materiałami wsporników oraz kolorami obudów. Są to, odpowiednio, bor w purpurze oraz rubin w błękicie.
Jak wspomniałem, Skyanalog nie jest debiutantem. To raczej przyczajony tygrys analogu niż nagłe objawienie. Ale tylko w konstrukcjach sygnowanych własną marką stosuje rozwiązanie określone jako YAN. Od 2024 roku wykorzystuje je we wszystkich modelach.
YAN to starannie dobrane i zestrojone materiały tworzące to, co znajduje się za wspornikiem igły. Chodzi przede wszystkim o drut zawieszenia, amortyzator oraz sposób ich dopasowania. W modelach MC (moving coil) drut (spring) to element od jednej strony ustabilizowany i przymocowany do wewnętrznego korpusu wkładki. Do jego drugiego, ruchomego końca – przechodzącego przez amortyzator – montowane są elementy drgające, czyli cewka i w dalszym przedłużeniu wspornik (cantilever) z końcówką igły. Odczytując dane z płyty, elementy te muszą – z jednej strony – poruszać się jak najswobodniej, by zachować energię drgań, z drugiej zaś – nie wpadać w zniekształcenia.
Skyanalog opracował drut o optymalnej sprężystości oraz tłumik o gęstej strukturze perforacji, który nazywa „extra buble”. Poza samym doborem materiałów prawdopodobnie istotną rolę odgrywa odpowiednie dociśnięcie struny w mocowaniu, co sugeruje grafika na stronie internetowej. YAN działa już przy niewielkiej sile nacisku (VTF), zawierającej się w przedziale 1,1-1,5 g, z optymalną wartością 1,35 g. Pozostaje efektywny w szerokim zakresie częstotliwości i amplitudy. Poprawia zdolność śledzenia rowka (trackability) i minimalizuje zniekształcenia fazowe. W brzmieniu ma zapewniać większy realizm, rozległą scenę dźwiękową, czytelne i dokładne transjenty przy zachowaniu naturalnego analogowego ciepła. I uprzedzając fakty – tak właśnie działa. Modele nieco się różnią budową wewnętrzną, a co za tym idzie – parametrami elektrycznymi, a także podatnością. Szczegółowe dane zawarliśmy w tabeli.
Z informacji wartych przytoczenia wspomnę, że producent nie poleca stosowania płynów do czyszczenia igieł, a jedynie korzystanie z suchych szczoteczek. Być może wynika to z obawy o trwałość kleju użytego do montażu grota igły. Wszystkie wkładki Skyanalog są wykonywane w firmowym zakładzie, a nie zlecane zewnętrznym dostawcom w celu obniżenia kosztów. Ale zaraz, zaraz…
W teście wytoczyłem ciężkie działa: gramofon Brinkmann Taurus z ramionami SME312 i Brinkmann 12.1, transformator Air Tight ATH-2A Reference, stopień korekcyjny Pre-Amplifikator Gramofonowy z zasilaniem akumulatorowym, wzmacniacz Dan D’Agostino Progression Integrated i monitory ATC SCM-50PSL.
System, ustawiony na stolikach StandArt STO i SSP, grał w zaadaptowanej akustycznie części pomieszczenia o powierzchni około 24 m2. Do porównań wykorzystałem zestaw płyt, składający się z następujących pozycji: Tirzar „trip9love…???” (Domino Recording), Thom Yorke „Confidenza” (XL Recordings), Aleksander Dębicz „Magnolia” (Warner Classics), The Peter Erskine Quartet „McIntosh Sessions” (McIntosh Laboratory), Leszek Możdżer „Composites” (Warszawska Opera Kameralna), „Tribute To A Legend” (Inakustik) oraz Tears For Fears „I Believe/A Soulful Re-Recording” (Phonogram).
Odsłuchy rozpocząłem od najwyższego modelu. Cena 7000 zł to nie przelewki, a rubinowy dzyndzyk przyspieszył decyzję o takim wyborze.
Skyanalog G-2 MKII brzmi bardzo „akustycznie”, dokładnie i przestrzennie, neutralnie pod względem temperatury barw, a przy tym muzykalnie. Jak to robi? Jakby od niechcenia, po prostu i już. Rzeczywiście ustawia pokojową temperaturę barw, a chociaż nie jest ciepło, to słucha się przyjemnie. Nie jest też zimno, więc po pewnym czasie adaptacji wszystko znajduje się na swoim miejscu i stabilizuje na dobrym poziomie. Można się skupić na głębszych warstwach nagrań, co przychodzi o tyle łatwo, że Skyanalog otwiera drzwi i okna – w brzmieniu pojawia się dużo powietrza, przestrzeni i planów.
Stereofonia prezentuje wybitny poziom. Scena się zmienia zależnie od nagrań, zdecydowanie nie ogranicza jej baza kolumn. Nie zostaje wypchnięta w stronę słuchacza, lecz proporcjonalnie pogłębiona i poszerzona, nawiązując do osiągnięć wkładek z bardziej zaawansowanymi szlifami.
G-2 MKII zachowuje neutralność także w odniesieniu do częstotliwości, sprawiedliwie i nieco powściągliwie dbając o całość obrazu dźwiękowego, bez popadania w emfazę. Jednak nie jest to uśrednianie, a raczej skrupulatność w pilnowaniu muzycznego porządku, od niskich basowych dźwięków, przez zmysłowe wokale, po delikatne wybrzmienia skrzypiec. Zresztą, nie tylko delikatne, bo fortepian świetnie trzyma wybrzmienia w skali całej klawiatury. Akustyczne nagrania brzmią szczególne atrakcyjnie. Do rockowych nie wkrada się bałagan; pojawia się za to balans i pewnego rodzaju dojrzałość. Ten wszechogarniający klar rzeczywiście jest, chociaż w sumie można by czasem zaszaleć.
Skyanalog G-2 MKII robi to w dziedzinie dynamiki, nie szczędząc wysiłku, by wykazać werwę i energię. Brzmienie jest żywe, a przy tym nie drażni. Pod względem dopasowania do repertuaru nie sprawia zawodu ani audiofilowi, ani melomanowi. Pewien niedosyt mogą odczuć jedynie miłośnicy najcięższych brzmień rockowych, w których dawkowany z rubinową dyscypliną bas może dawać za mało poduchy.
Jeśli miałbym się domagać czegoś więcej, to może nieco kolorowania dźwięków i większej otwartości średnicy. Przetwornik Air Tight PC-1 Coda – w pewnych aspektach podobny do Skyanalog – idzie w tych aspektach dalej. Wtedy upominam sam siebie, że G-2 MKII to wkładka z igłą o szlifie eliptycznym, operująca w zupełnie innej lidze cenowej. Bardziej wypadałoby ją kojarzyć z Shelterem 501 III („HFiM” 7-8/2024), od którego także różni się brzmieniem. Shelter jest bardziej miękki, delikatny, ale nie mniej dokładny w oddawaniu niuansów. Jest narratorem dodającym do muzyki coś od siebie. Coś, co jeszcze wzmocni odbiór muzycznej treści. Tymczasem Skyanalog idzie w kierunku większej neutralności, stając się bardziej lektorem skupionym na wiernym odtwarzaniu zapisu. Obie estetyki są super, chociaż spodziewam się, że gdzie się spotka dwóch degustatorów, tam mogą się pojawić trzy opinie. Ja bym poszedł bardziej na wschód.
P-1M zamontowałem po G-2 MKII oraz na samym końcu testu, po P-1G. W obu przypadkach pierwsze wrażenie to dźwięk miększy, nieco mniej wyrazisty, lekko zaokrąglony, lecz niezawoalowany. O mniejszej precyzji, za to bardziej kameralny i mocniej dociążony w zakresie basu i niskiej średnicy. Do tego dochodzi bardzo dobre oddanie akustyki przy niższych poziomach głośności. Po pewnym czasie adaptacji nie mam mu nic do zarzucenia.
Podstawowa wkładka Skyanalog wyrabia się w każdej dziedzinie. Jest to jednak inna estetyka niż w modelu G-2 MKII. Brzmienie jest spójniejsze, mniej rozświetlone, w bardziej analogowym klimacie. Stereofonia pozostaje minimalnie zawężona, natomiast dobrze jest oddana głębia sceny, z zastrzeżeniem, że w jej najdalszych zakątkach robi się nieco ciemniej. Więcej dzieje się w środku i na pierwszym planie, który zostaje dumnie wyeksponowany. W praktyce wypada to bardzo naturalnie i żywo, bez wrażenia utraty dźwięczności, czego się nieco obawiałem po stożkowym szlifie igły.
Referencyjnie nagrany jazz akustyczny brzmi miodnie i modnie. Tym bardziej, że P-1M świetnie trzyma rytm i puls muzyki. Najwyższe w testowanej grupie napięcie wyjściowe 0,4 mV robi swoje, a PRAT to jej drugie imię. Nie naciągam, że klaskałem, ale głową przytakiwałem metrum bez szczególnej wstrzemięźliwości.
Szybkość narastania dźwięków pozostaje na normalnym poziomie, chociaż pod tym względem ustępuje wyższym modelom z rozwiązaniem YAN, co najpewniej wynika z zastosowania aluminiowego wspornika. Jednocześnie z tego powodu P1-M gra w sposób bardziej zrelaksowany, komfortowy i trochę na luzie.
Na wysokie noty zasługuje barwa. Soczysta, choć – jak wspomniałem – ciemniejsza niż w przypadku G-2 MKII. Są tu nasycone kolory, bez jaskrawości. Jest nieco jesiennie i nie oślepiająco. Faktury dźwięków odbiera się jako aksamitne i pociągające. Przyjemnie się otulić tym brzmieniem – bezpretensjonalnym, ale też ani trochę nie uproszczonym. Komfortowo słucha się właściwie każdej muzyki, także jako tła dla codziennych czynności.
W zakresie repertuaru P1-M nie wybrzydza. W elektronice robi się transowo, masywnie i dynamicznie. Z kolei w klasyce fortepian zostaje lekko powiększony i dociążony. Jazz nie nosi nawet śladu osuszenia. Słychać dużo szczegółów, a muzyka płynie gładko i klubowo, przyjemnie akcentując sekcję rytmiczną.
Zapoznając się z wkładkami Skyanalog, początkowo odnosiłem wrażenie, że P1-M to model niejako wyrzucony poza margines oferty. Jako jedyny nie miał zawieszenia YAN i zastanawiałem się, po co w ogóle tam jest. Po drodze się okazało, że od 2024 roku również on został wyposażany w to rozwiązanie. Po odsłuchu, także porównawczym, jego starszej wersji doszedłem do wniosku, że P-1M jest idealnie na swoim miejscu. To klasyczne analogowe granie harmonijnie uzupełnia bardziej wyczynowe wkładki Skyanalog i jest optymalne do odsłuchów płyt nieco słabszej jakości lub takich, na które trochę szkoda drogich przetworników (w końcu każdy ma skończoną trwałość i wytrwałość). To pierwotnie niezamierzone porównanie dało mi także pogląd na znaczenie zawieszenia YAN, które wyciska z brzmienia esencję analogu – rozdzielczość, zróżnicowanie detali, barwy instrumentów i wyczynową stereofonię.
Wracając do P1-M: niech to będzie model dokupiony przez posiadaczy serii G jako ten drugi – do beztroskich odsłuchów archiwaliów i dla rozrywki, a przy tym bez poczucia utraty esencji. I dalej, jeśli ktoś poszukuje po prostu jak najtańszej wkładki MC o przyjemnym, ale wciąż angażującym brzmieniu, to także nie musi dalej się trudzić. Przy takich kryteriach stawiam na Skyanalog P-1M.
G-1 MKII przynosi wyraźną zmianę brzmienia względem P1-M. Staje się ono szlachetniejsze, dźwięczniejsze, lepiej napowietrzone, z wyraźnie lepszą formułą basu. Ta szlachetność oznacza pojawienie się bardziej wyrazistych ozdobników, delikatnych szczegółów, większej ilości detali. Precyzja odwzorowania dźwięków robi wrażenie i przywołuje na myśl wkładki z bardziej precyzyjnym szlifem igły. Brzmienie nabiera także jaśniejszych odcieni. Staje się doświetlone i żywsze. Ze światłem nabiera także wyższej rozdzielczości, a instrumenty grają z lepszą separacją i wyrafinowaniem. Pomiędzy dźwiękami odczuwa się to słynne powietrze, które niesie muzykę i zapewnia jej oddech oraz swobodę unoszenia się w przestrzeni przed słuchaczem.
Skraje sceny stereo sięgają szerzej, a głębia nabiera jeszcze odważniej nakreślonej perspektywy. Poprawie ulega także różnicowanie dźwięków na dalszych planach. Doskonale się słucha instrumentów akustycznych, które tworzą wprost organiczne tło dla muzyki w bliższych obszarach sceny. To, co słychać najbliżej, to efekt pięknie odtwarzanej średnicy, w której obfitość analogowej informacji można liczyć w gigabajtach. To dużo dobrze podanych dźwięków, wycyzelowanych pod względem dynamiki i barwy.
Jakość góry pasma również pasuje do tego opisu. Jest precyzyjna, ale jakże aksamitna, bez ostrości. Rozciągnięcie niskich tonów pozostaje bardzo dobre. Trzymają masę, są delikatnie zaokrąglone, a przy tym zyskują wyraźniejsze zróżnicowanie i fakturę w porównaniu z P-1M. Unikają twardości i suchości. Przyjemnie pulsują, tworząc solidną podstawę w odpowiednim repertuarze. Pod tym względem Skyanalog G-1 MKII jawi się jako wkładka najbardziej uniwersalna z recenzowanego kwartetu. Podkreśla wyczynowość współczesnych płyt, a także godnie traktuje starsze i słabsze nagrania.
Jej brzmienie idzie w kierunku Audio-Techniki AT33PTG/II. Jest szczegółowe, a przy tym gładkie i płynne. Wydaje mi się bardziej fizjologiczne od prezentowanego przez G-2 MKII. Nie ma w nim odczucia napięcia ani pośpiechu. Jest odprężenie, podobnie jak w najtańszym modelu. Natomiast proporcje dynamiki, wyrównanie zakresów, kontrola wybrzmień, rozdzielczość mikrotermiczna, muzykalna płynność i piękne barwy składają się na bardzo udane połączenie.
Skyanalog G-1 MKII to mój brzmieniowy faworyt. I ma piękny kolor.
Wkładka P-1G trafiła do systemu jako ostatnia; została zainstalowana w miejsce G-1 MKII. To wyzwanie, gdyż różnica cen jest znaczna, a różnice parametrów – minimalne (impedancja wewnętrzna cewki, impedancja obciążenia wkładki, napięcie wyjściowe) lub żadne (igła, wspornik, zawieszenie, podatność, zalecany nacisk, pasmo przenoszenia). Pamiętając możliwości P-1M, pseudonim „PRAT”, można powiedzieć, że trochę się spodziewałem, co się tutaj wydarzy. P-1G to mistrz rytmu i instruktor tańca. Sala ożywia się i młodnieje. Stopy bezwiednie wystukują rytm. Dźwięki narastają szybko, a jednak zachowują kontrolę i porządek. W muzykę nie wkrada się bałagan ani przypadkowość. Wkładka łączy najlepsze cechy analogowego brzmienia. Określiłbym jej styl jako casualowy, oddający atmosferę swobody i dopuszczalnego luzu, a przy tym dbałość o jakość zestawienia, o umiejętne i z klasą dopasowanie elementów. Bo ten najniższej jakości mógłby wpłynąć na ocenę ogólną, tymczasem nic takiego się nie dzieje. W tej konwencji nie ma głębokiej czerni, więc kontrasty zostają lekko złagodzone. Barwy są wyraźne, lecz nie jaskrawe. Lekką powściągliwość czy przygaszenie w oddaniu harmonicznych można wychwycić jedynie w porównaniu do modeli G i to chyba główna różnica.
Rozciągniecie pasma jest podobne. Niskie tony dochodzą jak z czeluści pod podłogą. Odczuwa się je ciałem, a jednak nie są przeciągane. Nie wzbudzają dudnienia, nie powodują przesytu. Są odmierzone akurat. Elektronika zyskuje szczególną energię i przyjemną masę, a jej bas wnosi atrakcyjną w odsłuchu konsystencję i prężność. Podobnie jak dźwięki gitary basowej i stopa perkusji.
Średnica zachowuje to analogowe wypełnienie i czar, które sprawiają, że winyl nie ustępuje pola.
Dobrze się słucha fortepianu, smyczków i głosu kontratenora. Dźwięki wiolonczeli są śpiewne i nieco mniej pogrubione niż w przypadku P-1M. Wysokie tony – lekko zaokrąglone, raczej z gatunku delikatniejszych – dekorują brzmienie, zamiast wprawiać w zakłopotanie szelestami lub trzaskami. Interesujący efekt przynosi odsłuch płyty 45 RPM, kiedy wkładka reaguje pewnym rozbudzeniem wysokich tonów. Generalnie to P1-G lubi pograć głośniej. Lubi też muzykę o złożonej dynamice, czym nieco się odróżnia od P-1M.
Gdybym słuchał wkładek Skyanalog w kolejności modeli, to rzeczywiście rośnie z nią jakość brzmienia. Przy umiarkowanym wzroście ceny P-1G to także odczuwalny postęp w porównaniu z P-1M. Później w cenniku drugie-tyle-długo-nic. Może z czasem pojawi się tam model, który wypełni lukę. Ale dopóki nie, to zielony przetwornik znajduje się w polu potencjalnego zainteresowania wielu osób.
Skyanalog hoduje niezwykle barwne stadko. Dawno nie słuchałem z takim zaciekawieniem i zaangażowaniem. Każda z ocenianych wkładek ma swoje zalety i w sumie żadna nie ma wad. Jako że w obu swoich gramofonach zamontowałem po dwa ramiona, to prawdopodobnie wybrałbym zestaw dwóch modeli. Skyanalog G-1 MKII pasuje mi brzmieniowo jako przetwornik główny, do degustacji i delektowania się, zaś P-1M jako codzienny i do bardziej zużytych płyt. W przypadku gramofonu z jednym ramieniem wybór uzależniłbym od budżetu i preferencji. Skyanalog P-1G w cenie 2500 zł to wtedy wyjątkowo mocna propozycja. Nie brak jej muzykalności ani barw, a minimalne niedomogi w cyzelowaniu mikrodynamiki nadrabia energią i żywiołowością.
Skyanalog G-1 MKII idzie o krok dalej w dziedzinie wyrafinowania, do którego dokłada mistrzostwo w oddaniu akustyki, literalnie warte drugie tyle. Skyanalog G-2 MKII to już elita, elegancko wystrojona, z przynależnymi jej zaszczytami i blaskiem, ale też wymaganiami dyscypliny i stateczności, jednak bez popadania w manieryzm. Widać także różnice pomiędzy seriami P i G. Wyższa G to postęp w kreowaniu przestrzeni i pełni wybrzmień. Wybór jest duży, więc nie wahajcie się z niego korzystać.
Paweł Gołębiewski
Hi-Fi i Muzyka 03/2025
Skyanalog G-2 MKII, G-1 MKII, P-1G, P-1M
Cena
G-2 MKII: 7000 zł G-1 MKII: 5000 zł P-1G: 2500 zł P-1M: 1750 zł
Typ
MC
Masa
10 g 10 g 10,7 g 10,7 g
Napięcie wyjściowe
0,4mV 0,35 mV 0,32 mV 0,32 mV
Impedancja obciążenia
200-470 Ω 100-470 Ω 200- 470 Ω 200-470 Ω
Szlif igły
stożkowy 5/250 μM eliptyczny 5/15 μM eliptyczny 5/15 μM eliptyczny 5/15 μM
Nacisk
1,1-1,5 g 1,1-1,5 g 1,1-1,5 g 1,1-1,5 g
Przeczytaj także