30.06.2024
min czytania
Udostępnij
Wszystkie elementy testowaliśmy wcześniej osobno, w systemie redakcyjnym. W recenzjach prezentowaliśmy rozwiązania techniczne oraz wrażenia z obsługi. Elektronika okazuje się wyjątkowo przyjazna użytkownikowi i to pomimo bogatego wyposażenia.
Wzmacniacz WSH-805 powstał w oparciu o produkowany w latach 70. XX wieku model WSH-205. Jak twierdzi producent, było to najlepsze urządzenie hi-fi, jakie powstało w PRL-u, ale mało kto miał okazję je docenić, ponieważ niemal cała produkcja trafiała na eksport. Poza tym wzmacniacz nie był tani – kosztował trzy dobre pensje. To powinno uciąć wszelkie dyskusje o wygórowanych cenach aktualnej Unitry. W przeliczeniu na wartość nabywczą okazują się bowiem takie same, jak blisko 50 lat temu.
Powstawaniu odtwarzacza przyświecała idea czystego CD, co w dzisiejszych czasach ma wymiar ekwilibrystyki ze względu na ograniczoną dostępność napędów. Wielu producentów montuje transporty uniwersalne, a to już nie to samo. Unitra zaopatruje się u Teaca. Maszyneria pracuje cicho, gładko i nie czekamy, aż odtwarzacz się zastanowi, co położyliśmy na talerzu. W CSH-801 zamontowano też przewymiarowane zasilanie i wyświetlacz w formie elektronicznego papieru – czytelny i niewprowadzający zakłóceń.
Ogromne kolumny WSG-801 to konstrukcja zamknięta. Unitrze udało się wyeksponować wszystkie zalety tego rozwiązania w stopniu zasługującym na uznanie. Nie walczyła też z tym, co jest uważane za słabość, zwłaszcza przez osoby poszukujące efektu, jaki daje bas-refleks.
Trójdrożny układ oparto na czterech przetwornikach. 20-mm miękka kopułka powstaje w Norwegii według wskazówek Unitry, podobnie jak 20-cm stożek średniotonowy z plecioną membraną polipropylenową oraz aluminiowym koszem. Taką samą średnicę ma duet celulozowych wooferów. Obudowę podzielono na dwie komory akustyczne i zamknięto w… zewnętrznej obudowie dla poprawienia sztywności i odporności na rezonanse.
System Unitry pracował w pokoju o powierzchni prawie 25 m², co – jak się okazało – nie stanowiło problemu dla kolumn. Zgodnie z zapewnieniem producenta ich ustawienie faktycznie okazuje się łatwe, ponieważ nie są zbyt wrażliwe na bliskość ścian.
Prąd oczyszczał polski filtr Ansae Power Tower. Polskie były także sieciówki oraz mebel Base 6, na którym stanęły odtwarzacz i wzmacniacz. Z zagranicy przybyła tylko łączówka Hiijiri HCI.
Teraz pora na ostrzeżenie: bezpośrednio po włączeniu system gra słabo. Płasko, krzykliwie i pudełkowato. Dzieje się tak głównie za sprawą wzmacniacza, który musi się rozgrzać. Na szczęście robi to w iście ekspresowym tempie i wystarczy dosłownie pięć minut, żeby do brzmienia wpadło światło. Po 10-15 minutach możemy się już cieszyć pełnią jego możliwości. Swoją drogą, ta rozgrzewka to pouczająca lekcja dla sceptyków, którzy twierdzą, że czary-mary wokół sprzętu grającego poprawiają jedynie samopoczucie użytkownika. Tym razem zmiana dźwięku jest ewidentna. Nie przypominam sobie równie gwałtownej przemiany, nawet wśród lamp. Jeżeli ktoś tego nie słyszy, to nie powinien kupować systemu Unitry, bo przepłaci. Jego oczekiwania zaspokoi coś znacznie tańszego.
Wzmacniacz wyposażono w przełącznik klasy A/AB. Od strony technicznej to duża różnica, jednak ucho mówi, że relatywnie niewielka. Co do zasady, można spokojnie zrezygnować z zapasu watów w ustawieniu AB. Osiem okazuje się w zupełności wystarczające. Nie odczułem ograniczeń dynamiki. Nie brakowało także pary, aby grać bardzo głośno. Ale cóż – pokój mam w zasadzie niewielki i w dużych salonach może być inaczej.
W klasie A poprawiają się czytelność, precyzja i płynność. Nie przybywa ciepła, co akurat mi odpowiada, bo wcześniej komponenty chwaliłem za neutralność. Cieszę się więc, że nie nastąpiło stereotypowe ulampowienie.
Odtwarzacz CD okazał się tak przezroczysty i obiektywny, na ile to możliwe w tej cenie; taki sprzęt może się znaleźć w systemie recenzenta. Wzmacniacz dołożył do całości życia i szwungu. Ostatni element układanki, czyli kolumny, okazał się narzędziem do pracy w studiu. Precyzja i szczegółowość WSG-801 przerastają wiele z tych, które faktycznie stoją w reżyserkach. Spotkanie w firmowym zestawieniu ograniczyło wprawdzie te atrakcje, ale wpuściło do dźwięku więcej luzu. I choć ktoś może go nazwać poluzowaniem, to w ogólnym rozrachunku wyszło mu to na dobre.
Tutaj dochodzimy do szczególnie istotnego spostrzeżenia. Otóż system niekoniecznie jest tak dobry, jak najsłabszy jego element. Pomiędzy wszystkimi następuje bowiem interakcja, której wyniku nigdy nie można być pewnym. Z tego względu informacja, że na przykład konstruktor wzmacniacza Krella korzystał do odsłuchów z kolumn Monitor Audio, może się okazać niezwykle cenna. To, że w Unitrze słuchano urządzeń razem, nie ulega wątpliwości. Na pochwałę zasługuje natomiast wyczucie, z jakim skomponowano tę wieżę. Po pracy z każdym z trzech elementów z osobna nie mam wątpliwości, że ktoś wyciągał trafne wnioski i miał dobre ucho. Wiedział co i po co robi.
W mocnym graniu Dream Theater otrzymujemy informację o ogólnym charakterze systemu. Dowiadujemy się, że postawiono na precyzję i szczegółowość.
Słychać naprawdę dużo, co jest wynikiem podobnego kształtowania podzakresów pasma. Słowo-klucz do opisu brzmienia to „kontrola”, za którą idą szybkość i rozdzielczość. Taki repertuar wymaga zwłaszcza tej ostatniej, ponieważ większość instrumentów operuje w tym samym wąskim zakresie częstotliwości, przez co mają one tendencję do zachodzenia na siebie, zlewania się i maskowania cichszych sygnałów. System Unitry nad tym panuje – rozdziela miks i pozwala śledzić każdą gitarę osobno; umożliwia nawet obserwację różnic w barwie. Nie tylko słyszymy, że szarpnięcia strun są krystaliczne, ale też wiemy, z której gitary dobiegają. Tekst wokalisty pozostaje zrozumiały, a uderzenia pałeczek w bębny i talerze – selektywne.
Kontrolowany i szybki bas nie przeciąga wybrzmień, ucina je zdecydowanie. Faza ataku jest sprężysta i punktowa. Najlepiej to słychać w pracy podwójnej stopy, która strzela seriami niczym karabin maszynowy, a mimo to udaje się policzyć dźwięki. Nadrzędnego znaczenia nabierają tempo, puls i rytm, które również porządkują prezentację i pozostawiają ciszę pomiędzy dźwiękami. Przez to bas może się wydawać krótki i nie ma czasu na rozwinięcie pomruku, który zatrząsłby szybami. Ten oferują zwykle bas-refleksy, natomiast obudowa zamknięta cechuje się wspomnianą wyżej charakterystyką. Nie oczekujcie więc fali, która poruszy nogawkami spodni, choć – z drugiej strony – dołu wcale nie jest za mało. Mnie go nie brakuje, a dodatkowo podoba mi się fakt, że jest zebrany. Rozumiem jednak zwolenników wentylowanych obudów i polipropylenowych wooferów, lubiących miękkie pulsowanie i subwooferową potęgę. Dla nich bas polskiego systemu będzie suchy i zbyt lekki.
To samo się dzieje w średnicy. Jeżeli miałbym określić jej charakter, to… tak naprawdę go nie ma. Temperatura okazuje się idealnie obojętna: ani ciepła, ani zimna, choć niektórzy wskażą to drugie. Będzie to jednak wynikało nie tyle z samego kolorytu brzmienia, co ze wspomnianej precyzji. W symfonice paleta barw instrumentów okazuje się wierna akustycznemu pierwowzorowi, bez podkreślania wybranych cech. Nie wszystkim się to spodoba, bo ocieplenie klarnetów i innych dętych drewnianych jest miłe dla ucha. Służy także wokalom, dodając oparcia i głębi, ale też może powodować, że smyczki stracą przejrzystość. Z kolei ochłodzenie, uzyskane poprzez podkreślenie góry, doda dętym blaszanym blasku, ale odchudzi wiolonczele. Natomiast neutralność jest bezpieczna, a ponadto zapewnia kompatybilność z najbardziej różnorodnym repertuarem. I chociaż można znaleźć systemy bardziej kolorowe i nasycone, to Unitra pozwala się przybliżyć do wrażeń z filharmonii. Dźwięk jest neutralny, a precyzja i kontrola pasma przekładają się na przejrzystość i czytelność, niemal słuchawkową.
W klasycznym rocku docenimy nie tylko separację instrumentów, ale także oddanie tła, na przykład chórków, w których łatwo rozróżnić głosy. Precyzja wysokich tonów, podkreślona kontrolą pogłosu, buduje obraz dźwięków odseparowanych od siebie, a przez to poukładanych i w czasie, i w przestrzeni. Góry ogólnie jest dużo i czasem da się zauważyć jej skłonność do ostrzejszego syknięcia. Zależy to jednak od nagrania i, co ciekawe, występuje rzadziej niż w przypadku poszczególnych elementów wpiętych w obcy system. Teoretycznie powinno nastąpić sumowanie, ale dzieje się inaczej. Charakter, który pamiętamy z dawnych urządzeń Unitry, pozostaje. Dźwięk jest jednak klarowny, przejrzysty, a góra – nawet jeśli podobna do tej sprzed lat – okazuje się dużo lepsza dzięki dostępności wyższej jakości komponentów. Zapewne dlatego pomimo jej zdecydowania słuchaniu towarzyszy spokój, a nawet pewien przyjemny dystans. Unitra zapewnia komfort słuchania i chyba sama go ma, wnosząc po łatwości, z jaką buduje kontrasty dynamiczne. Nie są spóźnione, a tempo zawsze nadąża za realizacją. Warto sięgnąć po nagranie „Why Worry” Dire Straits, w którym dźwięki są precyzyjnie porozstawiane w przestrzeni i stabilne. Słychać też żelazną konsekwencję ram czasowych.
System buduje monitorową przestrzeń. Coś w estetyce odsłuchu studyjnego, w którym liczy się prześwietlenie faktury i dokładne osadzenie źródeł na scenie. To jeszcze nie ekspozycja pierwszego planu, ale bardziej przemawiają do nas te bliższe. Pogłos się nie przeciąga, więc nie tworzy efektu echa, sprzyjającego kreacji bezkresnych przestrzeni. Ale i tak otrzymujemy poziom co najmniej satysfakcjonujący.
Teraz tylko czekać na streamer, tuner, a może jeszcze słuchawki i łączówkę. Dzięki nim można będzie skompletować cały system oznaczony historycznym logiem.
Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 04/2024
Unitra WSH-805 / CSH-801 / ZGZ-801 / KG40
Przeczytaj także