04.02.2017
min czytania
Udostępnij
Mu-so kosztował przy tym równowartość budżetowego zestawu stereo, co bulwersowało zarówno posiadaczy supermarketowych badziewników, jak i właścicieli pełnowymiarowych systemów hi-fi. To, że własności brzmieniowe i użytkowe Mu-so w pełni odpowiadały jego cenie, jakoś krytykantom umykało.
Nie minęło kilkanaście miesięcy i Naim wypuścił kolejne wcielenie Mu-so dla odróżnienia z dopiskiem „Qb”. Protoplasta bohatera dzisiejszego testu był spory, więc na biurku lub w sypialni zabierał dużo cennej przestrzeni. Mu-so Qb jest pod tym względem znacznie poręczniejszy, a czy odbije się to na dźwięku – o tym za chwilę.
Mu-so Qb to sześcian o boku około 21 cm, dzięki czemu jest bardziej ustawny od swego poprzednika. Jednak pomimo wizualnego podobieństwa zastosowano w nim nieco inne rozwiązania techniczne.
Głównym elementem konstrukcyjnym są… aluminiowe plecy uformowane na kształt radiatora. Przytwierdzono do nich górną ściankę, także wykończoną aluminium, dno wsparte na podświetlanej akrylowej płycie oraz trójścienny odlew, będący podstawą montażową dla głośników. Wykonano go z poliwęglanu wzmacnianego włóknem szklanym z dodatkiem ABS-u. Jako że nie należy do przesadnie ozdobnych, przed wzrokiem użytkownika chroni go szara maskownica z charakterystyczną falką. Do wyboru jest jeszcze kolor czerwony, pomarańczowy oraz niebieski.
Centralnym punktem Mu-so Qb jest okrągły panel dotykowy, zintegrowany z potencjometrem głośności i zamontowany na górnej ściance. Podobnie jak miało to miejsce w starszym modelu, umieszczono na nim selektor wejść oraz bezpośredni dostęp do zaprogramowanych internetowych stacji radiowych. Fabrycznie ustawiono w nim pięć rozgłośni, w tym Naim Radio, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by je zmienić oraz dodać inne.
Z tyłu znalazłem zaledwie pięć gniazdek: zasilające, komputerowe USB i LAN oraz wejście optyczne i analogowe. Mu-so Qb wyposażony jest także w moduły wi-fi oraz Bluetooth, więc nie powinno być problemu z dostępem do zewnętrznych źródeł muzyki. Z wewnętrznych natomiast warto podkreślić obecność wbudowanego odtwarzacza plików wysokiej rozdzielczości oraz wspomnianego już internetowego radia. Czyli Qb w zasadzie dysponuje wszystkim, co w drugiej dekadzie XXI wieku do szczęścia potrzebne.
Zastanawiałem się, jak Naim poradzi sobie ze stereofonią w urządzeniu o szerokości 20 cm. No i okazało się, że inżynierowie z Salisbury kolejny raz zerwali z utartymi schematami.
Po zdjęciu maskownicy zobaczyłem kilka głośników, których układ nie przypominał niczego, z czym się do tej pory zetknąłem. Choć trudno w to uwierzyć, Naim Mu-so Qb jest urządzeniem stereofonicznym, a nie monofoniczną namiastką. W każdym kanale pracują po dwa przetworniki: 19-mm kopułka oraz 6,5-cm średniotonowiec. Pomysł na rozdzielenie kanałów polega na tym, że obie pary skierowano lekko na zewnątrz. W efekcie, w pewnym oddaleniu, faktycznie można zażyć czegoś na kształt stereofonii, a jeśli będziemy słuchać dostatecznie głośno w niewielkim pomieszczeniu, to do fal dźwiękowych bezpośrednich dołączą te odbite od ścian, potęgując pierwotne wrażenia.
Owalny głośnik basowy jest wspólny dla obu anałów. Mu-so Qb jest konstrukcją zamkniętą, a woofer współpracuje z parą membran biernych na bocznych ściankach. Pomimo kompaktowych rozmiarów, Naim potrafi nieźle ryknąć. Każdy głośnik wysoko- i średniotonowy jest zasilany własnym wzmacniaczem o mocy 50 W, zaś dla niskotonowego wartość tę podwojono.
Z uwagi na niewielkie rozmiary grająca kostka jest po brzegi nabita elektroniką. Wprawdzie wszystkie układy zmieściły się na dwóch płytkach drukowanych, ale kosze i magnesy głośników także zajmują sporo miejsca.
Za dystrybucję energii odpowiada rozbudowany zasilacz impulsowy z osobnymi liniami dla sekcji analogowej i cyfrowej. Te z kolei znalazły się na dużej płytce poniżej, przytwierdzone bezpośrednio do aluminiowego radiatora. Nie ma się czemu dziwić – piątka wzmacniaczy w klasie D, nawet pomimo wysokiej sprawności, wydziela sporo ciepła.
Przed pierwszym odsłuchem urządzenie należy skonfigurować. Proces instalacji nie należy do intuicyjnych, a niezbędnym elementem, bez którego cała impreza zakończy się klapą, będzie smartfon. Zatwardziali konserwatyści wciąż hołdujący Nokii 6310i mogą w tym miejscu przerwać czytanie.
Przed podłączeniem Naima do prądu dobrze będzie pobrać bezpłatną aplikację potrzebną do konfiguracji i dalszej obsługi. Kolejną czynnością będzie sparowanie urządzenia ze smartfonem. Właściwa instalacja odbywa się już za pomocą telefonu.
Aplikacja Naima jest dobrze zaprojektowana i praca z nią to czysta przyjemność. Poza konfiguracją sieci bezprzewodowej, połączenia Bluetooth i tym podobnych, można zapisać w pamięci własne stacje radiowe, a nawet zmienić kolor podświetlenia akrylowej podstawki. Choć do codziennej obsługi niezbędny będzie smartfon, Naim oferuje opcjonalny pilot zdalnego sterowania.
Tym razem odstąpiłem od sztywnej procedury testowej i zamiast niej małym Naimem zwyczajnie się bawiłem. A to posłuchałem plików z przenośnej pamięci, a to puściłem kilka płyt z odtwarzacza podłączonego toslinkiem, a to pobuszowałem po rozgłośniach internetowych. Od tych ostatnich nie oczekiwałem wzniosłych doznań audiofilskich, zwłaszcza że te nadające sygnał 320 kb/s są już zaliczane do high-endowych.
Naim Mu-so Qb nie należy do okazałych urządzeń hi-fi, ale w niewielkim ciałku mieści się wielkie serce. Od pierwszych chwil było słychać, że angielskiej kostce chce się grać. Nieważne co, byle miało rytm i linię melodyczną.
Pod względem ilości i jakości dźwięku brzmienie Mu-so Qb przypomina spory monitor podstawkowy. Po pierwsze, Naim dysponuje dobrą dynamiką, zarówno w skali makro, jak i mikro. Pięć głośników potrafi zdrowo huknąć i nawet przy wysokich poziomach głośności nie dostrzegłem śladu kompresji.
Po drugie, Mu-so Qb dysponuje zaskakująco głębokim i kontrolowanym basem. W nagraniach rockowych sekcja rytmiczna zasuwała z siłą ośmiocylindrowego muscle cara, by w wielkiej symfonice ukazać głębię i majestat. W nagraniach jazzowych z kolei można było śledzić solówki wygrywane przez szybkie i gibkie palce kontrabasisty, a sam instrument miał prawidłowe proporcje.
Na przeciwległym skraju pasma także działy się ciekawe rzeczy. Z uwagi na niewielkie gabaryty głośnika, podświadomie spodziewałem się lekkiego rozjaśnienia i się nie pomyliłem. Błyszczącym wysokim tonom towarzyszyła bardzo dobra detaliczność, a lekkie podkreślenie przełomu średnicy i góry dodało brzmieniu świeżości. Obyło się, na szczęście, bez nieprzyjemnego uwypuklenia głosek szeleszczących.
Na temat budowy sceny i lokalizacji źródeł pozornych wypowiadać się nie będę. W odpowiednim ustawieniu można było zaobserwować chmurę dźwiękową z lekko zarysowaną głębią i stereofonią, co, biorąc pod uwagę gabaryty Mu-so Qb, należy uznać za miłą niespodziankę.
Naim Mu-so Qb sprawdzi się idealnie w pokoju nastolatka, sypialni lub do nagłośnienia domowych spotkań towarzyskich. Będzie też świetnym towarzyszem codziennej krzątaniny. Poza tym ma tę trudną do zdefiniowania fajność, której ze świecą szukać w miniwieżach za zbliżone pieniądze.
Niczego nie udaje ani się nie napina. Po prostu jest sobą.
Hi-Fi i Muzyka 11/2016
Naim Mu-so Qb
Przeczytaj także