
06.05.2025
min czytania
Udostępnij
Oczywiście nie jest to sztywną regułą, ponieważ można spotkać sporo słuchawek dynamicznych droższych od planarnych, a także lepiej od nich grających. W poszukiwaniu doskonałego brzmienia warto się jednak kierować ceną, niezależnie od technologii. Tam zaś, gdzie zarówno konstrukcje dynamiczne, jak i planarne zaczynają aspirować do miana hi-endu, na scenę wkraczają elektrostaty.
Twórcą i zarazem najbardziej znanym producentem słuchawek elektrostatycznych na świecie jest Stax. Więcej na temat firmy i stosowanych przez nią rozwiązań przeczytacie w teście zestawu SR-L700 MkII/SRM-500T („HFiM” 3/2024).
Jeszcze do niedawna wpisowe do klubu Staksa wynosiło osiem tysięcy złotych – tyle trzeba było zapłacić za najtańszy komplet nauszników SR-L300 ze wzmacniaczem SRM-400S. Wiosną 2024 Japończycy ogłosili jednak nadejście zestawu startowego, w którego skład wchodzą słuchawki SR-X1 oraz wzmacniacz SRS-270S. Nazwano go SRS-X1000 i początkowo sprzedawano wyłącznie w Japonii. Do reszty świata, w tym polskich audiofilów, trafił jesienią 2024 i natychmiast zaczął się cieszyć ogromnym zainteresowaniem. Pierwsze dostawy znikły w okamgnieniu, a na kolejne trzeba było czekać kilka miesięcy. Na pewno zadziałało zaufanie do firmy, ale chyba nie tylko. Zestaw wyceniono bowiem na 6000 zł – jak za Staksa to oferta więcej niż atrakcyjna. Na tym jednak nie koniec, bowiem w momencie powstawania tej recenzji trwała promocja, w której SRS-X1000 kosztował 4000 zł. Słownie: cztery tysiące za elektrostaty ze wzmacniaczem! Tym samym japońskie słuchawki stały się najtańszą tego typu konstrukcją na rynku. Jeśli reprezentują poziom brzmienia tych droższych, to entuzjazmowi ich nabywców naprawdę trudno się dziwić.
Choć „starter pack” Staksa kosztuje mniej od wielu słuchawek dynamicznych, nie mówiąc o planarnych, mamy do czynienia z pełnowartościowym elektrostatem. SR-X1 mają jeszcze jedną zaletę: w przeciwieństwie do serii Lambda (SR-L300, 500 i 700) nie wyglądają jak eksponat w muzeum techniki. Okrągłe muszle są ładniejsze i wygodniejsze od prostokątnych, a do tego stabilniej leżą na głowie, co przekłada się na możliwość dłuższych odsłuchów bez uczucia zmęczenia.
Testowany model zaprojektowano od podstaw. Obudowy przetworników wykonano z wysokiej jakości tworzywa sztucznego, prawdopodobnie ABS-u. Jako że SR-X1 reprezentują rodzinę konstrukcji otwartych, przetworniki z zewnątrz chroni jedynie ażurowa kratka, przypominająca uchylone żaluzje. Wykorzystanie do budowy tworzywa sztucznego sprawiło, że Staksy okazują się zaskakująco lekkie – ważą o 140 gramów mniej od wspomnianych SR-L700MkII. Jeśli dodać do tego umiarkowany nacisk na głowę, to będzie można spędzić w nich długie godziny bez oznak dyskomfortu.
Od wewnątrz muszle wyścielono grubymi poduszkami z pianki termokształtnej, obszytymi miękką skórą. Otwory na uszy mają owalny kształt o rozmiarach 4 x 6 cm, dzięki czemu dokładnie obejmą małżowiny, o ile nie będą one zbyt duże. Szczelność utworzonej w ten sposób komory akustycznej ma kluczowe znaczenie dla jakości niskich tonów.
W obudowach pracują nowe przetworniki o średnicy 6 cm, osadzone w metalowej ramie. Od uszu izolują je kratki z tworzywa sztucznego o grubości 2 mm, więc użytkownikom nie grozi kontakt z elektrodami. Przypomnę, że elektrostaty są polaryzowane napięciem 580 V.
W dolnych częściach muszli zamontowano 3-pinowe płaskie gniazda, które pasują do wszystkich przewodów sygnałowych Staksa. Na dalszym końcu płaskiego sześciożyłowego kabla znalazł się typowy dla elektrostatów 5-bolcowy wtyk XLR. Otwiera to przed użytkownikiem możliwość rozbudowy systemu o droższe nauszniki lub wzmacniacze japońskiej firmy, zależnie od zasobności portfela i potrzeb.
Słuchawki są mocowane na cienkich stalowych jarzmach, te zaś trzymają się pałąków dzięki pomysłowemu zapadkowemu systemowi regulacji. Jej zakres jest bardzo szeroki, więc nie wyobrażam sobie głowy, na którą japońskie słuchawki byłyby za duże lub za małe. Trzeba jedynie uważać, by nie rzucać ich byle gdzie, ponieważ jarzma łatwo się wypinają z plastikowych obudów.
Pałąk spinający muszle wykonano z dwóch stalowych taśm obszytych sztuczną skórą. Od strony głowy wymoszczono go cienką warstwą pianki. Wszystkie metalowe elementy mocujące są wymienne i w przypadku uszkodzenia można je kupić bezpośrednio od producenta.
Wchodzący w skład zestawu SRS-X1000 wzmacniacz różni się od pozostałej elektroniki Staksa zarówno pod względem wyglądu, jak i budowy. Po pierwsze: jego powierzchnię anodowano na czarno, choć to akurat pozostaje bez wpływu na brzmienie. Po drugie: zasilanie wyprowadzono na zewnątrz, dzięki czemu udało się radykalnie zmniejszyć gabaryty urządzenia. Tym samym SRM-270S bez problemu zmieści się nawet na zagraconym biurku, czego nie można powiedzieć o starszych modelach tranzystorowych ani lampowych.
Zasilacz to spory i ciężki moduł wtyczkowy. W trakcie pracy mocno się nagrzewa, więc radzę odłączać go na czas przerw w odsłuchach.
Kolejnym wyróżnikiem SRM-270S jest tylko jedno gniazdo słuchawkowe, choć trudno uznać to za istotną wadę. Większą niedogodność stanowi potencjometr głośności zintegrowany z włącznikiem zasilania, wspólny dla obu kanałów. W starszych wzmacniaczach Staksa znajdują się w tym miejscu podwójne pierścienie regulatorów głośności, dzięki którym można precyzyjnie ustawić balans między kanałami. Idealny słuch występuje tylko w książkach i folderach reklamowych, a większość ludzi z wiekiem doświadcza różnych zaburzeń tego zmysłu, w tym jednostronnego osłabienia. Dobrze więc mieć możliwość kompensacji ewentualnych ubytków.
Do pozytywów należy natomiast zaliczyć porządne podwójne gniazda na tylnej ściance. Jeśli wepniemy SRM-270S między źródło a wzmacniacz stereo, to nawet bez włączania zasilania będzie pełnił rolę pasywnej przelotki przepuszczającej sygnał. W czasie korzystania ze słuchawek wyjście także pozostaje aktywne, ale ze względu na ich otwartą konstrukcję, a co za tym idzie – brak izolacji akustycznej od otoczenia, nie ma sensu słuchać muzyki jednocześnie przez nie i przez kolumny.
Jeśli chodzi o zawartość obudowy SRM-270S, nie jestem w stanie podać żadnych konkretów. Wzmacniacz Staksa sprawiał wrażenie nierozbieralnego, a odkręcenie jedynej śrubki w dnie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Mogę jedynie stwierdzić, że jego obudowa ma formę zamkniętego rękawa, nasuwanego na płytki z elektroniką. Podobnie jak przedni panel, wykonano ją z aluminium o grubości 3 mm. Producent informuje, że pierwszy stopień wzmacniacza zbudowano w oparciu o najnowszy niskoszumowy tranzystor FET, a stopień wyjściowy wyposażono w ulepszony obwód wtórnika emiterowego.
Zestaw SRS-X1000 w całości wykonano w japońskiej fabryce Staksa w mieście Fujimi. Biorąc pod uwagę jego zaawansowanie technologiczne, w cenie poniżej sześciu tysięcy należy go uznać za nie lada okazję. Lecz o tym, czy faktycznie trafiliśmy na audiofilski klejnot, zadecydują testy odsłuchowe.
Zanim przejdę do konkretów, muszę zgłosić uwagę, która może gwałtownie ostudzić emocje części czytelników. Otóż testowane słuchawki nie są w pełni uniwersalne, lecz wyraźnie faworyzują repertuar rozrywkowy. Słuchając starszych i gorzej zrealizowanych nagrań z kręgu klasyki, odnosiłem wrażenie, jakby wysokie tony spowijała lekka mgiełka. Wprawdzie do uszu docierało sporo informacji, ale musiałem się specjalnie skupiać, by wychwycić drobne odgłosy mechanizmów klawesynów czy szelest kart partytury. Dodam, że te atrakcje były bez trudu zauważalne z droższymi modelami Staksa. Tym samym potwierdziły się wcześniejsze spostrzeżenia poczynione w czasie testów japońskich elektrostatów, że wraz ze wzrostem ceny poszczególne aspekty brzmienia skokowo zyskują. Nie znaczy to, że najtańszemu modelowi czegoś brakuje. Jednak sięgnięcie w przyszłości po droższe propozycje tej wytwórni nie będzie jedynie przejawem snobizmu.
O ile przeciętne realizacje muzyki klasycznej nie wywołały szczerego zachwytu, o tyle już wybrane audiofilskie albumy z katalogu Naima, Linna i Erato zabrzmiały spektakularnie. Spójność zakresów, żywe barwy, muzykalność i wygenerowana wokół głowy przestrzeń sprawiały, że znanych płyt słuchałem długo, czerpiąc z nich autentyczną, niemal fizyczną przyjemność. Nie jest to poziom droższych Staksów, ale żadne ze znanych mi konstrukcji dynamicznych w podobnej cenie do SRS-X1000 nawet się nie zbliżają. Stali czytelnicy mogą w tym momencie przywołać bardzo dobre podstawowe planary Audeze MM-100, kosztujące zdecydowanie mniej od testowanego zestawu. Pomijając zupełnie inny, wyjątkowo analityczny charakter brzmienia, do ich ceny warto doliczyć co najmniej dwa razy tyle za starannie dobrany wzmacniacz (osobiście skłaniałbym się ku wysokiej klasy lampie). Ale nawet takie zestawienie nie zagwarantuje brzmienia lepszego od japońskich elektrostatów. To tyle, jeśli chodzi o klasykę, która w przypadku SRS-X1000 okazała się ledwie preludium do zasadniczych odsłuchów.
W repertuarze rozrywkowym japońskie nauszniki obezwładniają – szybkością, detalami, kontrolą i zasięgiem niskich tonów oraz budową przestrzeni. Zacznijmy od dołu.
Niskie tony lubią i potrafią zejść głęboko, ale nawet w specjalnie dobranych przebasowionych kawałkach nie dostrzegłem dudnienia. Amatorzy dużych podłogówek grających w małych pokojach mogą się poczuć zawiedzeni tym, że bass (koniecznie przez dwa „s”) nie zrobi im z mózgu galarety. Nie sadzę jednak, by akurat oni byli grupą docelową japońskiego producenta. Natomiast pozostali melomani, ceniący zróżnicowanie, dynamikę, szybkość i kontrolę niskich tonów, będą w siódmym niebie. Sekcje rytmiczne precyzyjnie dyktują tempo, bez przeciągania ani oznak ospałości, a różnice w brzmieniu basistów pozostają wyraźne, poczynając od kostycznego Chrisa Squire’a na wczesnych płytach Yes, a na tłustych dźwiękach Marcusa Millera kończąc. Osobną kategorię stanowili kontrabasiści jazzowi, w grze których łatwo wyczuć charakterystyczne brzmienie drewnianych pudeł rezonansowych.
W przeciwieństwie do drogich słuchawek dynamicznych i planarnych zestaw SRS-X1000 robi wyraźny ukłon w stronę wielbicieli rocka. Tak lubiane przez nich ponure riffy brzmią ciężko i brutalnie, a gęsty i mocny dół odzywa się niczym z piekielnych czeluści. Co prawda trudno o referencyjną jakość nagrań zespołów rockowych, ale jeśli traficie na porządną realizację z dobrą dynamiką i separacją instrumentów, to satysfakcja gwarantowana.
A propos separacji instrumentów, wzorcowym przykładem starannego nagrania rocka jest album „Where I’m Heading” holenderskiego zespołu Leif De Leeuw Band. Jego lider, pod wpływem inspiracji The Allman Brothers Band, zatrudnił dwóch perkusistów i usadził ich po przeciwnych stronach sceny. Ze średniej klasy nausznikami usłyszymy po prostu szeroko rozstawioną sekcję rytmiczną. Natomiast ze Staksami bez problemu można śledzić indywidualne wyczyny obu bębniarzy.
Wyżej w muzycznej podróży natkniemy się na miękką, plastyczną, ale też czytelną średnicę. W nagraniach a cappella różnice w barwach głosów wykonawców były bardzo wyraźne, a ich lokalizacja wokół głowy wiernie odzwierciedlała pozycje zajmowane na scenie. Po wzbogaceniu aranżacji instrumentami akustycznymi spokojne ballady emanowały zmysłowością. No właśnie, o ile japońskie słuchawki nie mają problemu z większością gatunków muzyki rozrywkowej, o tyle pełny potencjał ukazują właśnie w nagraniach akustycznych. Czy był to kameralny jazz, swingujące big-bandy, rockowe koncerty unplugged czy muzyczne pejzaże malowane przez Andreasa Vollenweidera, we wszystkich przypadkach działała magia. Czas płynął wolniej, tętno spadało poniżej 60 uderzeń na minutę, a gdy wspominam te chwile z perspektywy czasu, wydaje mi się, że niekiedy nawet zapominałem o oddychaniu.
Opis ostatniego elementu brzmienia, czyli wysokich tonów, będzie w świetle powyższego czystą formalnością. Najtańsze Staksy w swojej cenie spisują się znakomicie, a dźwięki, które na nowo odkryjemy w znanych nagraniach, w głównej mierze będą zależały od kondycji naszego słuchu. Do poziomu wyższych modeli jeszcze im, co prawda, trochę brakuje, ale i tak jedynymi konkurentami dla SRS-X1000 pozostaną konstrukcje planarne w cenie zbliżonej do wartości całego testowanego zestawu.
W swojej kategorii cenowej najnowsze Staksy są po prostu wybitne, a i w wartościach bezwzględnych pozytywnie się wyróżniają. Tym samym SRS-X1000 staje się pierwszym zestawem elektrostatycznym, który może trafić pod audiofilskie strzechy.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 03/2025
Stax SRS-X1000
Cena
5999
Dane techniczne
Konstrukcja
elektrostatyczne, otwarte, wokółuszne
Skuteczność
101 dB
Impedancja
145 kΩ
Pasmo przenoszenia
7 Hz – 41 kHz
Zniekształcenia
b.d.
Masa
234 g (bez kabla)
Dane techniczne:
Wzmacniacz SRS-270S
Moc:
b.d.
Pasmo przenoszenia:
0,1 Hz-35 kHz
Sygnał/szum:
b.d.
Zniekształcenia:
0,01%
Napięcie polaryzacji:
580 V
Wejścia:
RCA
Wyjścia:
RCA
Wyjście słuchawkowe:
XLR
Zdalne sterowanie:
brak
Regulacja barwy dźwięku:
brak
Maks. pobór prądu:
DC 12 V/500 mA
Wymiary (w/s/g):
3,8/13,2/15,3 cm
Masa:
0,54 kg
Przeczytaj także