09.02.2014
min czytania
Udostępnij
O ile 1440 były solidnie wykonane i można było dyskutować o ich urodzie, tutaj mamy najwyższą jakość i solidność nie ustępującą Beyerdynamicom T 90.
„Tematem przewodnim” konstrukcji pozostaje spartańska prostota (może nawet posunięta dalej niż w 1440) i funkcjonalność, ale materiały to inny świat. Pałąk to dwie metalowe szyny, podbite skórzanymi dystansami. Z metalu zrobiono także widełki, do których mocowane są metalowe muszle z eleganckimi kratkami. Prześwitują spod nich 40-mm przetworniki. Jedyny akcent ozdobny to dyskretne, błyszczące obręcze wokół siatek. Poduszki są wymienne (dostajemy zapasową parę), welurowe. W komplecie ujęto także sztywne etui i dwa kable. Tutaj jedna uwaga: ten dłuższy ma około 2 m, a to czasami trochę mało. Zarówno w domu, jak i w studiu przydają się czasem odcinki 3 m. Producent jasno określa przeznaczenie słuchawek – do masteringu i odsłuchu najwyższej jakości. Na koniec słowo o wygodzie noszenia. Absolutna rewelacja. To chyba najwygodniejsze słuchawki, jakie miałem na głowie. Pod tym względem zostawiają w tyle nawet Q701 i T 90. Można w nich chyba nawet spać.
Jedyny konkurent, jaki mi przychodzi do głowy, to Sennheiser HD 600, ale po kilkugodzinnym noszeniu wybrałbym jednak Shure’a.
Jeżeli różnice w wyglądzie pomiędzy 1440 a 1840 można uznać za kosmetyczne, to w brzmieniu są kolosalne. Tańsze eksponowały wysokie tony, natomiast droższe są… bardziej neutralne od dziurki w stole. Ze względu na perfekcyjne wyrównanie rejestrów, równowagę w paśmie i ogólną kulturę grania przypominają AKG Q701. O ile 701 to sama prawda, T 90 – mikroskop, to o Shure można powiedzieć, że grają pięknie. Ujmują muzykalnością. Pozwalają się zrelaksować i słuchać muzyki godzinami. Nie ma tu lampowego ocieplenia ani wybitnej słodyczy średnicy, bo to słuchawki dla zawodowców i muszą pokazywać nagranie bez koloryzacji. A jeżeli już się ona objawia, to na zasadzie, że wychodzimy od Q701 i dodajemy szczyptę ciepła i miękki bas. Ale to ma być tylko kropka nad „i”, jedno ziarnko pieprzu do garnka rosołu. Precyzja, przestrzeń, przejrzystość i dynamika pozostają równie uderzające. To nadal narzędzie dla zawodowców – dokładne, ale z odrobiną romantyzmu i wielkim sercem do muzyki. A także idealna propozycja dla osób, które nie mogą się zdecydować: pro czy audiofilskie? Podpowiem, że to chyba kompromis bardziej udany niż w szczytowych Ultrasone’ach. Jeżeli w ogóle o kompromisie może być mowa. 1840 to prawdziwa radość słuchania. Muzyka po prostu.
Słuchawki – Katalog testów 2013
Shure SRH1840
Przeczytaj także