06.02.2014
min czytania
Udostępnij
A nawet bardziej w tych drugich. Chociaż można za tę cenę wymagać lepszych materiałów, należy zrozumieć inne podejście. Tu nie liczą się drewniane wstawki i błyszcząca stal, tylko walory użytkowe i prawda o muzyce. Słuchawki są bajecznie wygodne. Nie cisną, leżą na głowie jak przyklejone, a welurowe poduszki wykluczają pocenie się skóry.
Jedynie podściółka pałąka mogłaby być grubsza i miększa. SRH1440 to wół roboczy. Ma przepracować wszystkie dni w roku i nie zepsuć się. Otwarta konstrukcja podnosi komfort użytkowania. Najważniejsze są przetworniki – 40-mm membrany z magnesami neodymowymi. W komplecie dostajemy dwa długie kable (odłączane), wkręcaną przejściówkę i zapasowe poduszki, a wszystko w przeciwpancernym futerale. Kwintesencja ergonomii.
W stosunku do tańszych konkurentów następuje tu przeskok na wyższą półkę w dziedzinie przejrzystości, przestrzenności i neutralności dźwięku. Nawet duże składy instrumentalne brzmią czysto, a przestrzeń jest może jeszcze nie ogromna, za to perfekcyjnie uporządkowana. Cóż, to po prostu typowe wymagania dźwiękowców, a oni nie tolerują zabarwień i braku informacji o tym, co się dzieje na ścieżkach. Shure pokazują mrowisko szczegółów. Są niesłychanie dokładne i niczego nie ocieplają. Bas nie jest tak potężny jak w Denonach.
Tu bardziej się liczą barwa i rysunek. Jeżeli chodzi o neutralność, to stawiam piątkę mimo lekkiej ekspozycji góry i delikatnego rozjaśnienia. Bo wysokie tony są czyściutkie, a alikwoty lecą do nieba.
Słuchawki – Katalog testów 2013
Shure SRH1440
Przeczytaj także