
13.01.2014
min czytania
Udostępnij
Zgrabne, nieduże pudełko – w przeciwieństwie do opakowań konkurencji w podobnej cenie – nie musi lądować w koszu po rozpakowaniu. Śmiało może służyć jako etui. Oprócz słuchawek otrzymujemy parę poduszeczek, które warto założyć. MX365 o wiele lepiej trzymają się wtedy ucha, a przede wszystkim unikamy bezpośredniego kontaktu z plastikiem. Słuchawek używa się wygodnie. Nie wypadają z ucha ani nie uwierają. Dodatkowym plusem jest dobrze wyczuwalny pod palcami wypukły punkt na lewej muszelce. Pchełki sprawiają wrażenie solidnie zbudowanych i trwałych. Powinny służyć długo, nawet bez stosowania wobec nich taryfy ulgowej.
Jeśli chodzi o wzornictwo, postawiono na nowoczesność. Paleta barw obejmuje sześć kolorów: niebieski, biały, czerwony, pomarańczowy i dwa odcienie brązowego (bronze i brown). Niezależnie od wybranej opcji, część konstrukcji jest srebrna i nadaje całości odrobinę elegancji.
Brzmienie jest, niestety, adekwatne do ceny. Nie spodziewajmy się subwooferowych fajerwerków. Ilość basu jest wystarczająca, aby nadać utworom rytm, jednak zdecydowanie za mała, żeby nazwać pasmo zrównoważonym. W tej prezentacji bezsprzecznie króluje góra, której brakuje wyrafinowania. MX365 grają w sposób, który audiofile nazywają „tranzystorowym”.
Przydałoby się więcej przyjemnego ciepła w średnicy lub perlistego blasku w wysokich tonach. Przełom tych zakresów również mógłby być płynniejszy. Lista życzeń jest długa. Spójrzmy jednak na cenę i wróćmy na ziemię. Gdy idziemy do McDonalda i zamawiamy hamburgera za 10 zł, nie spodziewamy się grillowanego antrykotu z wołowiny argentyńskiej. Otrzymamy dokładnie tyle, za ile zapłaciliśmy.
Słuchawki – Katalog testów 2013
Sennheiser MX 365
Przeczytaj także