15.10.2014
min czytania
Udostępnij
Niektórzy producenci wyraźnie rozdzielają dwa segmenty swojej działalności i oferują modele amatorskie i pro w oddzielnych kanałach sprzedaży. Tymczasem DJ-skie Sennheisery można kupić w każdym dobrym sklepie bez okazywania legitymacji klubowej.
HD7 DJ zaprojektowano tak, by wytrzymały prawie wszystko. Mają służyć długo bez względu na to, jak brutalnie je potraktujemy, a do tego zapewniać komfort, dobrą izolację od dźwięków otoczenia i mocne brzmienie. Godne pochwały jest już opakowanie Najpierw otwieramy ładne kartonowe pudło, wyłożone gąbką. W nim znajduje się zapinany na suwak pokrowiec. Jest tak twardy, że udało mi się postawić na nim pudełko ze wzmacniaczem w środku, czyli na oko kilkanaście kilogramów. Wewnątrz znajdziemy złożone słuchawki i drugi komplet poduszek. Te standardowe wykończono ekologiczną skórą, a drugie – materiałem przypominającym welur lub alkantarę. Pady można wyciągnąć i zainstalować nowe, przyciskając je do muszli w kilku miejscach. Nawet w tych skórzanych uszy zbytnio się nie pocą.
Dużym plusem HD7 DJ, którego można się było spodziewać, jest izolacja od dźwięków otoczenia. Słuchawki radzą sobie z tym zadaniem znakomicie – zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Nie ma ryzyka, że osoby siedzące w pobliżu zorientują się, czego słuchamy. W konstrukcji dominują elementy plastikowe dość dobrej jakości, natomiast wnętrze pałąka wykonano z metalu, co widać po jego rozłożeniu. Zakres regulacji jest naprawdę szeroki, dzięki czemu da się dostosować długość pałąka nawet do dużej głowy. Największym hitem będą jednak muszle z możliwością obrotu w trzech płaszczyznach. Składają się w ten sposób do wnętrza pałąka, przy czym mamy tu kilka konkretnych pozycji, w których nauszniki trzymają się mocniej. Trzy kliknięcia zawiasów oznaczają, że są ułożone niemal w jednej linii z pałąkiem, czyli prosto. Dwa kliknięcia pozwalają trzymać pałąk nieco z tyłu głowy, a jedno przypuszczalnie służy do odchylenia którejś z muszli tak, aby ucho było zupełnie wolne. DJ-om może się to przydać. Kabel da się wetknąć do dowolnego nausznika. Wzmacniany kewlarem przewód zwinięto w spiralkę i zakończono wtykiem 3,5 mm, z dokręcaną przejściówką na duży jack. W zestawie miał być także dołączony prosty kabel o długości 3 m, ale po drodze gdzieś się zawieruszył. Same słuchawki sprawowały się bardzo dobrze. Jedyne, co mogę im zarzucić po teście, to odgłosy przesuwania kabla, które przenosiły się na jeden z nauszników.
Wygląd HD7 DJ audiofilowi może się wydać nieco dziwny, ale jeśli chodzi o brzmienie, nie ma z czym dyskutować – jest dobrze. Słuchawki mają nieco klubowy charakter, z podkreślonymi skrajami pasma, ale również z bardzo wyrazistą średnicą. Podbicie basu nie jest dokuczliwe. Dodaje potęgi, ale efekt jest daleki od buczenia. Sennheisery zachowują neutralność w kwestii barwy dźwięku. Nie jest on ani ocieplony, ani schłodzony. Do tego dostajemy to, czego należało się spodziewać po profesjonalnych słuchawkach – dynamikę. Podłączone do byle laptopa, HD7 DJ brzmią energicznie i z łatwością osiągają niezdrowe poziomy głośności. A z osobnym przetwornikiem lub wzmacniaczem słuchawkowym… Radzę uważać, bo dźwięk nawet w kulminacjach pozostaje czysty, przez co łatwo się zapomnieć.
Tym, czego się nie spodziewałem, a co bardzo przypadło mi do gustu, była przestrzeń. Słuchawki nie wciskają dźwięków do głowy, jak niektóre zamknięte konstrukcje. Zyskujemy więc izolację od hałasów z zewnątrz, ale dźwięki ze słuchawek są całkiem swobodne, bez efektu klaustrofobii.
HD7 DJ naprawdę mi się spodobały. Nie dość, że są porządnie zrobione i zaprojektowane z pomysłem, to jeszcze zacnie grają. DJ-ski klimat dostajemy w prezencie
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 04/2014
Sennheiser HD7 DJ
Przeczytaj także