
24.06.2024
min czytania
Udostępnij
Accentum Wireless („HFiM” 11/2023) okazały się bardzo udane, a pod pewnymi względami nawet lepsze od flagowych bezprzewodowych Momentum 4. Ale między „bardzo udanym” a „znakomitym” pozostaje przestrzeń, którą Sennheiser czym prędzej postanowił zagospodarować.
Poprzednie Accentum Wireless pozostają w katalogu Sennheisera i nic nie wskazuje, by miały je zastąpić inne słuchawki. Model Plus to rozwinięcie pierwotnej koncepcji, głównie pod względem funkcjonalnym.
Na pierwszy rzut oka nowa wersja wygląda identycznie jak pierwowzór. Do budowy wykorzystano głównie wysokiej jakości tworzywa sztuczne. Rezygnacja z metalu przełożyła się na niewielką masę, wynoszącą w tym przypadku niespełna 230 gramów.
Spore wokółuszne muszle zachowały płaski kształt, co powinno usatysfakcjonować osoby ceniące komfort i dyskrecję. W przeciwieństwie do części konkurentów Accentum Plus wyglądają wręcz anonimowo. Gdyby nie dyskretne logo Sennheisera w dolnej części pałąka, żaden z przechodniów nie domyśliłby się ich pochodzenia. I bardzo dobrze! Czego oczy nie widzą, to nie budzi pożądania.
Dość szeroki, płynnie regulowany pałąk okazuje się bardzo elastyczny i raczej nikt nie powinien mieć problemów z dopasowaniem słuchawek do głowy. Jego wewnętrzną część, podobnie jak w pierwszych Accentum, wymoszczono gąbką oraz oklejono miękkim tworzywem gumopodobnym. Może i nie wygląda ono seksownie, ale jest zaskakująco przyjemne w dotyku i z pewnością lepiej zniesie upływ czasu niż jakaś tandetna cerata.
Owalne muszle oddzielają od głowy gąbkowe poduszki, wykończone mięsistą, ale miękką ekoskórą. Choć nie imponują gabarytami, to idealnie obejmują małżowiny. Nacisk na głowę może się w pierwszej chwili wydać zbyt mocny, jednak po kilku minutach o nim zapominamy.
W zamkniętych obudowach pracują znane z poprzedniej wersji 37-mm przetworniki dynamiczne. Zgodnie z obecnymi trendami, zostały lekko przesunięte do przodu i skierowane do wewnątrz, co ma poprawić przestrzenność dźwięku. Przed uszkodzeniem chronią je ażurowe płytki dyfuzyjne oraz płaty miękkiej gąbki oklejonej elastyczną tkaniną. Nadrukowano na niej nazwę modelu i producenta oraz wyraźne oznaczenia kanałów. Było to konieczne, ponieważ nowe Accentum Plus pozbawiono fizycznych przycisków, które ułatwiają identyfikację strony. Z dawnej wersji ostał się jedynie włącznik zasilania, zaś pozostałe funkcje obsługuje panel dotykowy na prawej muszli. I na tym właśnie polega najpoważniejsza, choć nie jedyna zmiana w Plusach.
Pierwotnie brakowało trybu pasywnego, więc pracując przez cały czas, słuchawki czerpały energię z akumulatorów. W poprawionej wersji zamontowano gniazdko słuchawkowe i dodano analogowy kabelek, ale do tego jeszcze wrócimy. W wyposażeniu znalazło się również porządne etui podróżne, o którym w oryginalnych Accentum zapomniano.
Jak wspomniałem, kluczowa zmiana polega za zastąpieniu fizycznych przycisków panelem dotykowym. Jest to rozwiązanie wygodniejsze od guziczków, pod warunkiem że działa bez zarzutu. Accentum Plus go spełniają, dzięki czemu przyjemnie się z nich korzysta. Przypominają pod tym względem nieprodukowane już PXC-550II („HFiM” 2/2020), które odznaczały się wzorcową ergonomią.
Sennheiser chwali się w materiałach prasowych czasem pracy Accentum Plus, wynoszącym 50 godzin. Imponujący wynik! W dodatku podładowanie przez 10 minut wydłuża aktywność o kolejnych pięć godzin, więc sytuacje, w których komuś zabraknie prądu, będą się zdarzać niezmiernie rzadko. Tym, czym dział marketingu się zbytnio nie chwali, jest opcja korzystania z wbudowanego DAC-a, umożliwiająca podłączenie słuchawek bezpośrednio do komputera, z pominięciem jego karty dźwiękowej. Wystarczy skorzystać z przewodu USB-A/C, służącego również do zasilania, a cała konfiguracja przebiegnie automatycznie. Co prawda rozdzielczość DAC-a to 16 bitów/48 kHz, a więc daleka od wyśrubowanych parametrów najlepszych przetworników c/a, ale i tak bije na głowę transmisję Bluetooth.
A propos tej ostatniej, w Accentum Plus znajduje się moduł BT 5.2, obsługujący kodeki aptX i aptX Adaptive. W poprzedniej wersji jako najwyższy dostępny był aptX HD.
Zmianą na plus jest poprawa działania systemu aktywnej adaptacyjnej redukcji hałasów. W pierwszej wersji system ANC spisywał się znakomicie, ale okazało się, że można go jeszcze ulepszyć przez… zautomatyzowanie trybu redukującego odgłosy wiatru. We wszystkich wcześniejszych Sennheiserach trzeba go było wybierać w aplikacji, a aktywacja wiązała się nierzadko z niewielkim osłabieniem skuteczności podstawowego trybu ANC. Accentum Plus same rozpoznają charakterystyczne szumy i błyskawicznie je eliminują. Oczywiście tryb automatyczny można wyłączyć i powrócić do manualnego. Tylko po co?
Inne udoskonalenie dotyczy samej aplikacji Smart Control. Chodzi o funkcję Sound Personalization, opracowaną we współpracy z Towarzystwem Fraunhofera – największą w Europie organizacją zajmującą się badaniami stosowanymi i ich wdrożeniami w przemyśle. Założona w 1949 roku, skupia 66 niemieckich instytutów i samodzielnych jednostek naukowo-badawczych. Z Towarzystwem Fraunhofera Sennheiser współpracował już wcześniej, a efekty tamtych działań znajdziemy w soundbarach Ambeo.
W Accentum Plus funkcja Sound Personalization przeprowadza test indywidualnych preferencji brzmieniowych użytkownika i dopasowuje do nich charakterystyki dźwięku. Wynik jest przedstawiony w formie graficznej, a przed zapisaniem można go modyfikować. Efekty słychać od razu. Genialna sprawa! W porównaniu z tą funkcją wbudowany pięciopasmowy korektor jest prymitywny niczym siekiera przy mieczu świetlnym.
Ostatnią wartą odnotowania funkcją jest automatyczne pauzowanie muzyki po zdjęciu słuchawek z głowy; stosowny czujnik optyczny znajduje się w prawej muszli. Tak się do tego przyzwyczaiłem, że po powrocie do używanych na co dzień nauszników zapominałem zatrzymać odtwarzacz. Dopiero wyczerpane akumulatory sprowadziły mnie na Ziemię.
Na początek garść złych wiadomości. Pierwsza jest taka, że w trybie pasywnym Accentum Plus Wireless grają na ćwierć gwizdka. Nie będę się nad tym rozwodził, bo też specjalnie nie ma nad czym. Ważne, że ze względu na nieprzeciętnie długi czas pracy na baterii analogowy kabelek przyda się chyba tylko w awaryjnej sytuacji na środku pustyni. Wtedy jednak będziecie mieli większe zmartwienia niż jakość brzmienia słuchawek.
Druga zła wiadomość to ta, że fabrycznie nowe Plusy wymagają kilkudziesięciu godzin wygrzania. Adresuję ją zwłaszcza do niecierpliwców, którzy gorączkowo otwierają nowe zakupy i już na starcie oczekują cudów. Nic z tego. Brzmienie fabrycznie nowych Sennheiserów jest okrojone z wysokich tonów. Wiele do życzenia pozostawia również stereofonia. Wiodącą rolę odgrywa bas, a to raczej sprzeczne z firmową tradycją. Na szczęście po dwóch dobach luźnego plumkania przeplatanego specjalnym sygnałem do wygrzewania nauszniki przeszły przemianę. Może więc tych 50 godzin pracy na jednym ładowaniu nie jest dziełem przypadku?
Skoro złe wieści mamy za sobą, przejdźmy do meritum.
Wygrzane Accentum Plus to już Sennheiser pełną gębą. W odróżnieniu od stacjonarnych modeli przewodowych, nowe słuchawki z Wedemark wydają się zestrojone pod kątem muzyki rozrywkowej. Nie znaczy to, że nie nadają się do smętnego piłowania skrzypków. Nadają, co nie zmienia faktu, że mocny, głęboki i ruchliwy bas szybko kieruje nasze myśli w stronę bardziej nowoczesnego grania. Pomimo zaskakującej głębi niskie tony zachowują rytmiczność, co sprawia, że… zaczynamy szybciej chodzić. Z Accentum Plus na głowie, nie wiedzieć kiedy, każdy spokojny spacer przemieniał się w „warszawski krok” i w zaplanowanym czasie przemierzałem dwa razy dłuższe dystanse.
Na przeciwległym skraju pasma panuje przejrzystość, jakiej nie powstydziłaby się pełnoprawna audiofilska konstrukcja. Wyraźnie słychać perkusjonalia, ciche świsty strun pod palcami gitarzystów oraz odgłosy publiczności w nagraniach na żywo. W tych ostatnich Accentum Plus przekazują sporo emocji towarzyszących występom, co w przypadku przenośnych nauszników wcale nie jest oczywiste. Słuchana za ich pośrednictwem muzyka ma najczęściej po prostu uprzyjemnić podróż, a nie odwracać uwagę od otoczenia w stronę niuansów brzmieniowych. Dodatkowym, a zarazem wielkim atutem okazuje się natomiast budowa panoramy stereo.
Co tu dużo gadać, pod pewnymi względami mamy do czynienia z ewenementem wśród słuchawek przenośnych. Accentum Plus bez wysiłku budują trójwymiarową scenę i rozpinają za muzykami czarną kotarę. Szerokość sceny przypomina co prawda o tym, że mamy do czynienia z konstrukcją zamkniętą, jednak lokalizację instrumentów cechuje niemal laserowa precyzja. Pełnię możliwości w tej dziedzinie Sennheisery ukazują w nagraniach binauralnych. Wtedy scena znacznie się poszerza, a cały ciężar prezentacji wyraźnie przenosi przed słuchacza.
Nowe Sennheisery Accentum Plus to wymarzony partner bliższych i dalszych wojaży. Poza żywym, energetycznym brzmieniem oferują wiele praktycznych funkcji, a kropką nad „i” jest abstrakcyjnie długi czas pracy na jednym ładowaniu.
W kontekście powyższego 160 zł różnicy w cenie pomiędzy starą a nową wersją wydaje się w pełni uzasadnione.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 04/2024
Sennheiser Accentum Plus Wireless
Przeczytaj także