
01.10.2012
min czytania
Udostępnij
Niespełna rok temu recenzowałem model SHP9000 i było to pozytywne zaskoczenie. Kto by się spodziewał, że wielki koncern elektroniczny wyprodukuje słuchawki, które można nazwać w pełni audiofilskimi?
Test tańszego modelu to nie tylko recenzja sama w sobie, ale też wskazówka. Czy SHP9000 były tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności, czy jednak Philips naprawdę przyłożył się do całej serii nauszników? Czy słuchawki od producenta żarówek i tosterów nie mają się czego wstydzić postawione obok produktów specjalistycznych wytwórni? Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Słuchawki wykonano, co prawda, z plastiku, ale jest to tworzywo dobrej jakości. Podobnie jak w przypadku SHP9000, odnoszę wrażenie, że projektanta zainspirowała wizyta w sklepie dla podróżników. Poduszki i obicie pałąka przypominają oddychający materiał, którym wykańcza się ramiona plecaków. Mamy też trochę sztucznej skóry, metalowe siateczki i błyszczące obręcze na zewnętrznych częściach muszli. Odłączany przewód wyprowadzono z lewego nausznika. Jest długi (4 m), a skoro już ktoś z Philipsa odwiedził sklep z plecakami, dostajemy pasek z rzepami do spinania wiszącego kabla i wodoszczelną torebkę na słuchawki.
Od pierwszych sekund wiadomo, że z dźwiękiem wszystko w porządku. Najwyraźniej Philips poważnie traktuje swoje słuchawki i wie nie tylko, jak zapewnić wygodę użytkowania, ale też dobre brzmienie. To jest zdrowe, zrównoważone i oferuje nasyconą barwę. Opiera się na mięsistym, ale nie podbitym basie. SHP8900 miałem na głowie kilka ładnych godzin. Uszy ani trochę się nie pocą, a dźwięk ani nie męczy, ani – co równie ważne – nie nudzi.
Nie przejmujcie się, kiedy takie samo logo zobaczycie na odkurzaczu albo czajniku. Philips naprawdę potrafi robić słuchawki.
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 7-8/2009
Philips SHP8900
Przeczytaj także