
20.01.2014
min czytania
Udostępnij
Muszle odgina się tak, aby dało się prowadzić odsłuch jednym uchem. Lepiej jednak, żeby nauszniki składały się, aby łatwiej było je transportować w plecaku.
Na pałąku umieszczono dwa przyciski do szybkiego dopasowania do rozmiaru czaszki. Mocowałem się z nimi kilka minut i nie rozumiem, czemu mają służyć. Kiedy przytrzymamy jeden i pociągniemy za pałąk, zatrzyma się on w pewnym położeniu (pozycja 1 dla mniejszej głowy, 2 dla większej). W porządku, ale przecież to samo można zrobić bez użycia patentu, w dodatku szybciej. Wysoką jakość dźwięku mają zapewniać 50-mm przetworniki z neodymowymi magnesami, a jednostronnie wyprowadzony przewód i duże muszle obite czymś, co bardziej przypomina gumę niż sztuczną skórę, powinny poprawiać wygodę użytkowania. Ciekawie prezentują się metalowe pokrywy z oznaczeniami modelu. Jeśli chodzi o jakość zastosowanych materiałów i tłumienie hałasu, to, jak mówią, łba nie urywa.
Po doświadczeniach z RP-HTX7A i na widok „klubowych” oznaczeń spodziewałem się, że RP-HTF600 będą robić z basem to, co nasi piłkarze mieli pokazać w meczu z Czechami na Euro 2012. A jak rzeczywiście było? Normalnie. To jednak normalność ze wszech miar pożądana. W pierwszej chwili w uszy nie rzuca się nic szczególnego. W przypadku taniego sprzętu to błogosławieństwo. Możemy mieć nadzieję, że po piętnastu minutach brzmienie nam się nie znudzi, a uszy nie poczują się oszukane.
Wielkiego wyrafinowania tu nie ma; średnica jest trochę sucha, ale nie oczekujmy cudów od słuchawek za 229 zł. Ważne, że grają równo i całkiem rzetelnie.
Słuchawki – Katalog testów 2013
Panasonic RP-HTF600E-S
Przeczytaj także