
01.10.2012
min czytania
Udostępnij
Wiele ma obrotowe muszle, co umożliwia odsłuch jednym uchem. Jakie miejsce w katalogu zajmują RP-HTF300, niestety się nie dowiemy, ponieważ… ich tam nie ma. Może do testu wysłano słuchawki, które oficjalnie nie weszły jeszcze do sprzedaży, a może po prostu katalog na stronie internetowej jest rzadko aktualizowany? Tak czy inaczej, informacji trzeba szukać gdzie indziej.
Zacznijmy od opakowania. Wygląda z lekka tandetnie. Same słuchawki również luksusem nie grzeszą, ale w tej cenie nie oczekujmy cudów. Obrazek na pudełku pokazuje, że można słuchać tylko jednego nausznika, ale nie tak, jakby to sobie wyobrażali DJ-e. Muszle nie obracają się o 180 stopni, więc do pracy w dyskotece RP-HTF300 idealne nie będą. Przy normalnym odsłuchu okazują się jednak wygodne. A to za sprawą dużych i miękkich poduszek, a także gumowego paska na górze pałąka, który w niewielkim stopniu, ale jednak się rozciąga i zapewnia uczucie przyjemnej miękkości. Nacisk na głowę jest niewielki. Szybko można zapomnieć, że siedzimy w słuchawkach. Zastosowano przetworniki o średnicy 40 mm. Kabla chyba nikomu nie zabraknie – 4 metry. Izolacja od hałasu – słabiutka.
Czasem już w pierwszych sekundach odsłuchu możemy powiedzieć, że jest dobrze. Tutaj odwrotnie – od razu wiadomo, że coś nie gra. Brzmienie jest stłumione i ciemne. Wysokie tony od czasu do czasu się odzywają, ale tak cicho, jakby zaraz miały zniknąć. W zakresie średnicy dźwięk pozostaje przyciemniony i matowy. Tylko bas gra mniej więcej tak, jak powinien, ale to marna pociecha. Po przesiadce na inne, poprawnie brzmiące słuchawki, czujemy się tak, jakby ktoś wyjął nam z uszu watę albo jakbyśmy się wynurzyli spod wody.
Ciężarne kobiety zastanawiają się, jak ich dziecko odbiera dźwięki z otoczenia. Chyba właśnie tak.
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 7-8/2009
Panasonic RP-HTF300
Przeczytaj także