
27.03.2025
min czytania
Udostępnij
W ofercie TWS-ów Bowersa łatwo się połapać, ponieważ starsze modele o walcowatych obudowach noszą nieparzyste numery 5 i 7, natomiast nowsze – 6 i 8. Wybór odpowiednich słuchawek jest też prostszy dzięki temu, że każde z nich grają nieco inaczej.
B&W Pi6 są dostępne w czterech kolorach: grafitowym, jasnoszarym, szaro-zielonym i mlecznoniebieskim. Każdy nosi wyszukaną nazwę, nadaną przez producenta, ale my pozostaniemy przy tych prostych. Do testu trafił egzemplarz w odcieniu jasnoniebieskim i, wbrew obawom, jego kolor wcale nie kojarzy się z bielizną.
Oba parzyste modele Bowersów mają identyczny kształt obudowy. Różnią się natomiast detalami, określającymi ich pozycję w katalogu. I tak w tańszych Pi6 zabrakło przezroczystych akrylowych płytek na panelach dotykowych, które tworzą wrażenie trójwymiarowości. Druga różnica polega na rezygnacji z metalizowanych siateczek maskujących mikrofony umieszczone w wąskiej szczelinie pomiędzy panelem dotykowym a korpusem. Zamiast nich jest tam zwykły plastik, ale wygląd Pi6 na tym nie ucierpiał. Wciąż odznaczają się elegancją i tylko wyjątkowi szczególarze zrobią z tego zagadnienie. Wszystko inne, czyli kształt korpusu oraz niewielkie silikonowe wypustki stabilizujące pozycję w uszach, pozostało bez zmian. To by było na tyle, jeżeli chodzi o różnice widoczne gołym okiem. Wewnątrz natkniemy się już na większe zmiany.
We flagowych Pi8 zastosowano przetworniki z węglowej plecionki Carbon Cone, wzorowane na kopułkach wysokotonowych z kolumn serii 700. W tańszych Pi6 zastąpiły je głośniczki z biocelulozy. Pod tym terminem kryje się plecionka z nanowłókien o grubości 1/1000 włosa i trójwymiarowej strukturze, przypominającej ludzkie tkanki. Jej unikalne właściwości fizyko-chemiczne są wykorzystywane w medycynie, kosmetologii oraz, jak widać, branży hi-fi. Czy zastąpienie włókna węglowego biocelulozą wyszło słuchawkom na dobre, pokaże odsłuch, ale już teraz możemy zasygnalizować, że Pi6 faktycznie grają nieco inaczej od Pi8. Średnice przetworników w obu modelach są takie same i wynoszą 12 mm. Nie powinno więc być problemów z natężeniem niskich tonów.
Kolejne różnice dotyczą łączności bezprzewodowej. Zarówno w Pi6, jak i Pi8 zastosowano Bluetooth 5.4, z tym że w Pi8 obsługuje on kodeki aptX Lossless i aptX Adaptive, zaś w tańszym modelu – tylko ten ostatni. Natomiast Pi6 nad droższymi górują czasem pracy, który z włączonym trybem ANC sięga ośmiu godzin.
Drugim czynnikiem mogącym przeważyć szalę na korzyść Pi6 jest ich cena, niższa od flagowca o ponad 600 złotych. Pomijam promocje, w związku z którymi w momencie publikacji tego testu sytuacja może wyglądać inaczej.
Ostatnia różnica dotyczy transmitera dźwięku, obecnego tylko w Pi8. I tutaj pojawia się prawdziwy dylemat: czy warto dopłacić kilkaset złotych i w pełni wykorzystywać potencjał słuchawek bezprzewodowych, czy też dać sobie spokój, bo i tak nie będzie się ich używało do słuchania muzyki z innych źródeł niż smartfon? Na tym etapie każdy musi podjąć decyzję sam, choć małą podpowiedź może stanowić charakter brzmienia.
Wyposażenie Pi6 nie odbiega od standardu. Poza obowiązkowym kabelkiem zasilającym USB-A/C w pudełku znalazłem cztery komplety silikonowych wkładek. I tyle.
Do konfiguracji przyda się firmowa aplikacja, która, w porównaniu z możliwościami licznej konkurencji, prezentuje się spartańsko. Można w niej przypisać funkcje panelom dotykowym, pobawić się suwakami niskich i wysokich tonów, aktywować opcje zatrzymywania muzyki po wyjęciu jednej słuchawki z ucha… i to w zasadzie wszystko. W zasadzie, ponieważ w aplikacji B&W można obsługiwać serwisy streamingowe Spotify, Tidal, Deezer i Qobuz, oczywiście będąc w tym czasie podłączonym do internetu.
Redukcja szumów
Zanim przejdę do opisu brzmienia, zatrzymam się na chwilę przy aktywnej redukcji szumów. W Pi6 zastosowano ten sam adaptacyjny ANC, co w droższych Pi8, a jego działanie można streścić w trzech słowach: nie ma szału. Słuchawki dość dobrze redukują niskie częstotliwości dobiegające z otoczenia, natomiast sporo średnich i wysokich przedostaje się przez elektroniczną barierę. Nie chodzi tylko o słyszalność zapowiedzi przystanków w środkach komunikacji miejskiej, bo akurat ta cecha okazuje się przydatna, ale odgłosy silników samochodowych i opon sunących po mokrym asfalcie bez problemu docierały do uszu w przerwach pomiędzy utworami. To jednak tylko kropla dziegciu w beczce miodu, którą jest brzmienie Pi6.
W porównaniu ze znakomitymi Pi8 tańszy model lokuje się po ciemniejszej stronie neutralności. Różnice nie są dramatyczne, ale też ich dostrzeżenie nie stwarza problemu. Nie znaczy to, bynajmniej, że przyciemnienie i lekkie ocieplenie barw odbywają się kosztem detaliczności. Nic z tych rzeczy. Po prostu w Pi6 zdecydowanie śmielej poczynają sobie niskie tony. Bardzo głęboki, a przy tym szybki bas, wolny od oznak dudnienia, wręcz prowokuje do wyszukiwania wrednych realizacji, które mogłyby postawić przed słuchawkami wyzwanie. Po przebrnięciu przez niezgłębione pokłady muzyki filmowej, soulu, nagrań elektronicznych i monotonnej klubowej rąbanki nie znalazłem niczego, co mogłoby skłonić niskie rejestry Bowersów do kapitulacji. O tym, że w ciężkim rocku były prawdziwą lokomotywą ciągnącą utwory, wspominam jedynie z obowiązku.
Przyciemnienie brzmienia najłatwiej zauważyć w średnicy – lekko ocieplonej, bliskiej i fizjologicznej. Zresztą, cały charakter brzmienia Pi6 okazuje się bliższy ciału, także za sprawą nieco węższej sceny stereo. Nie brak jej rozmiaru ani oddechu, ale też nie jest tak niesamowicie szeroka, jak w Pi8. Poziom zbliżony do flagowca utrzymują natomiast wysokie tony. Dzwonki, świsty i szelesty są dokładnie definiowane, a odgłos pocierania miotełkami membrany werbla w „Kind of Blue” Davisa nie przypomina jednostajnego szumu. Znam kilka nietanich zestawów głośnikowych uznanych marek, które pod tym względem wypadają odczuwalnie gorzej od TWS-ów Bowersa.
W związku z powyższym rodzi się pytanie, które słuchawki wybrać: Pi8 czy Pi6? Pomijając, rzecz jasna, różnice w cenie i wyposażeniu. Jeśli słuchacie różnorodnego repertuaru, z dużym udziałem nagrań akustycznych, bez wahania polecam Pi8. Brzmią bardziej uniwersalnie. Dzięki przejrzystszej średnicy przekazują więcej niuansów, a wysmakowane audiofilskie realizacje czarują budową sceny. Jeśli jednak w waszej płytotece dominuje ciężki rock, ambitny pop i inne współczesne gatunki, lepsze będą Pi6. Niestraszne im najbardziej odjechane dziwolągi, ale nawet gdy przypadkiem traficie na akustyczną balladę, smętne rzępolenie na skrzypkach czy jazzowe wygibasy, słuchawki nie uciekną z krzykiem, lecz szeroko otworzą drzwi do świata dźwięków.
Po przetestowaniu Pi6 mamy już komplet recenzji w pełni bezprzewodowych słuchawek B&W. Trudno je polecać w ciemno, ponieważ różnią się budową, brzmieniem, ceną i wyposażeniem. Gdybym miał wybrać jedne dla siebie, skłaniałbym się ku Pi8. Wam sugeruję przesłuchać oba modele i dopiero na tej podstawie podjąć decyzję. Tylko za długo się nie zastanawiajcie, bo jeśli Bowers opracuje kolejne TWS-y, całą zabawę trzeba będzie zaczynać od nowa.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 02/2025
Bowers & Wilkins Pi6
Cena
1099 zł
Dane techniczne
Konstrukcja
dokanałowa, zamknięta
Skuteczność
b.d.
Impedancja
b.d.
Pasmo przenoszenia
b.d.
Zniekształcenia
b.d.
Masa
7 g (słuchawki), 46 g (etui)
Przeczytaj także