28.01.2014
min czytania
Udostępnij
Bose podaje zwykle tylko nazwy firmowych technologii. W opisywanych słuchawkach mamy na przykład system Tri-Port, o którym wiadomo jedynie, że jest i poprawia brzmienie.
Lista „systemów” obejmuje też gumeczki w rozmiarach S, M i L, wtyk zamontowany na kablu pod kątem, ochronne etui i… naklejkę z hologramem na opakowaniu. Co ciekawe, model MIE2i z pilotem do iPhone’a kosztuje tyle samo co MIE2. Same słuchawki prezentują się interesująco. Można powiedzieć, że jest to coś w rodzaju skrzyżowania słuchawek dousznych z dokanałowymi. Teoretycznie zwykłe pchełki, ale z wyciągniętym z boku dzióbkiem. Na nim zamocowano silikonową gumeczkę ze sprytnym „różkiem”, który wpasowuje się w małżowinę. Rozwiązanie to nosi nazwę „StayHear” i okazuje się bardzo skuteczne.
Dźwięk jest dobrze zrównoważony, naturalny i czysty. Nie ma dominacji niskich czy wysokich tonów – tu pierwsze skrzypce gra średnica, a skraje pasma elegancko ją uzupełniają. Nie narzekałbym jednak na ich brak. Więcej – po doświadczeniach z dudniącymi i syczącymi pchełkami, kontakt z MIE2 był jak długo wyczekiwany powrót do normalności. Nie zauważyłem też dziwacznych efektów przestrzennych, a zważywszy na dość nietypową konstrukcję tego modelu, trochę się tego obawiałem.
Siła MIE2 nie polega na tym, że coś robią wspaniale i wyjątkowo, lecz na tym, że niczego nie robią źle.
Słuchawki – Katalog testów 2013
Bose MIE2
Przeczytaj także