
24.01.2014
min czytania
Udostępnij
Jedyną różnicą jest kolor. Tu zdecydowano się na elegancką czerń połączoną z szarymi wstawkami. Nie jest to produkt, po którym widać, że kosztuje prawie 300 zł. Nie ma tu szlifowanego metalu ani innych dodatków.
Dźwięk DTX 101IE okazał się zdrowy, zrównoważony i pozbawiony większych wad. Właściwie jedynym odstępstwem od neutralności jest nieco wyeksponowany bas. Być może to za duże słowo, bo kojarzy się z niepotrzebnym buczeniem, czego tu nie uświadczymy. Do samej jakości niskich tonów nie ma co zgłaszać zastrzeżeń. Jest ich jedynie nieco więcej, niż powinno. Na większości płyt nie stanowi to problemu. Dopiero, gdy włączymy utwory, w których nie żałowano elektroniki (na przykład „Angel” Massive Attack), nadmiar dołu może się dawać we znaki. O pozostałych aspektach brzmienia można napisać krótko: wszystko jest w najlepszym porządku. Mamy do czynienia z naturalną barwą oraz brakiem nierówności w środkowej i najwyższej części pasma. Właśnie z tych względów Beyerdynamiki DTX 101IE powinny przypaść do gustu każdemu. Nie ma tu nienaturalnych efektów przestrzennych, obecnych w DTX 71IE. Nie udało się przyłapać tego modelu na większych niedociągnięciach. Na pochwałę zasługuje także szczegółowość.
Góra nie męczy, a jednak detale i drobne zdarzenia są widoczne jak na dłoni. Trzeba być gotowym na poznanie prawdy o utworze i jakości realizacji. DTX 101IE to prawdziwa perełka.
Słuchawki – Katalog testów 2013
Beyerdynamic DTX 101IE
Przeczytaj także