08.02.2014
min czytania
Udostępnij
Świadczy o tym chociażby długość przewodu, dostosowana do sprzętu przenośnego, jak i zakończenie małym jackiem. W wyposażeniu, oprócz samych słuchawek, dostajemy jedynie worek ze ściągaczem. Na pudełku znajdziemy dumne napisy „Earsuit Vien’ti” i „Titanium Housings”. Tytanowe osłony muszli rzeczywiście wyglądają świetnie, ale nie są odporne na zarysowania.
Na jakość wykonania nie można narzekać. Metalowy pałąk wygląda na wytrzymały. Skórzane wykończenia są przyjemne w dotyku, a słuchawki – lekkie i komfortowe. Poduchy mogłyby być większe, ale są na tyle miękkie, że nie stanowi to problemu. Przetworniki mają 53 mm średnicy i zapewne są podobne do stosowanych w „dużych” słuchawkach Audio Techniki.
Balans tonalny jest przechylony w stronę niskich częstotliwości, ale odbywa się to równomiernie. Wysokie tony są wycofane dokładnie o tyle, o ile bas został wypchnięty. Co ciekawe, średnica się nie schowała. Jest na swoim miejscu i ma przyjemne, ocieplone zabarwienie. Neutralność nie jest mocną stroną tych słuchawek, ale nie przesadzajmy – nie we wszystkich urządzeniach chodzi o to, żeby dźwięk był idealnie liniowy.
ATH-ES10 stawiają na kulturę i długodystansowy kontakt z muzyką. Grają łagodnie, płynnie i przyjemnie. Nie mógłbym o nich powiedzieć złego słowa, gdyby kosztowały… 600-700 zł. Ale skoro mają kosztować 1839 zł, to za te pieniądze oferują za mało.
Słuchawki – Katalog testów 2013
Audio-Technica ATH-ES10
Przeczytaj także