
01.04.2019
min czytania
Udostępnij
Identyczne odczucia, co kłapouchowi we fragmencie „Pana Jowialskiego” Aleksandra Fredry, mogą towarzyszyć osobom, które trafiły na planarne słuchawki Audeze LCD-2 w odmianie klasycznej i zamkniętej. LCD-2 Classic („HFiM” 11/18) kuszą relacją jakości brzmienia do ceny, natomiast konstrukcje zamknięte lepiej izolują od odgłosów otoczenia. Pomysł porównania obu wersji nasuwa się sam.
Oba modele zapakowano w niemal identyczne, przaśne kartony, obficie wymoszczone gąbką. Identyczne są także plecione przewody o długości 190 cm, zakończone wtykiem 6,35 mm (duży jack). Jedynym odstępstwem na tym etapie jest dołożenie do wersji zamkniętej przejściówki na 3,5 mm. Widać do szefostwa Audeze dotarły sygnały od użytkowników wzmacniaczy z wyjściem typu mały jack.
Obie odmiany słuchawek powstają praktycznie z tych samych materiałów. Obudowy przetworników w modelu Closed-Back wykonano z nylonu wzmocnionego włóknem szklanym. Te same są też mechanizmy mocowania i regulacji muszli. Podobnie wyglądają elementy wykończeniowe, czyli kawał perforowanej, sztywnej, sztucznej skóry na pałąku oraz miększe wersje tejże, opinające grube poduszki z pianki termokształtnej. Nic mi natomiast nie wiadomo na temat przetworników w odmianie zamkniętej, poza tym, że są to konstrukcje planarne o średnicy 10,6 cm, napędzane magnesami neodymowymi N50. W „klasycznych” LCD-2 montowano oldskulowe przetworniki bez elementów akustycznych zwanych fazorami, więc można się domyślać, że w zamkniętych znajdziemy te same konstrukcje. Choć z kolei różnica w cenie wskazywałaby na to, że są droższe i nowocześniejsze.
Najważniejsza i fundamentalna różnica to ta, że mamy do czynienia ze słuchawkami zamkniętymi. Do zewnętrznych powierzchni pierścieni otaczających przetworniki przykręcono płaskie wycinki sfery z tworzywa sztucznego. Oficjalnie na temat składu tych dekielków firma milczy, jednak Sankar Thiagasamudram, współzałożyciel i szef Audeze, w jednym w wywiadów zdradził, że jest to rodzaj kompozytu pochłaniającego wibracje. W każdym razie, nie są to zwykłe plastiki, ponieważ zamknięta wersja LCD-2 jest od „klasycznej” o 90 gramów cięższa. W charakterze ozdób, na kapslach umieszczono stylizowane białe litery „A”.
Drugą cechą, która odróżnia zamknięte LCD-2 od Classików, są poduchy, wyraźnie grubsze w tych pierwszych. Muszle lekko, ale zdecydowanie naciskają na głowę, dzięki czemu słuchawki nieźle izolują od szumów otoczenia. Co prawda, spotkałem na swej drodze konstrukcje, które oferowały w tym względzie więcej, jednak słuchanie muzyki w towarzystwie pozostałych członków rodziny oglądających telewizję nie wywołuje dyskomfortu u żadnej ze stron. Większe oddalenie przetworników do uszu powinno także wpłynąć na szerokość panoramy dźwiękowej, ale o tym przekonamy się za moment.
Zanim włożyłem zamknięte Audeze na głowę, niepewnie zważyłem je w dłoni. Ciężkie nauszniki robią imponujące wrażenie, ale trochę się obawiałem o stan mózgoczaszki po kilku godzinach słuchania. Na szczęście, niepotrzebnie. Słuchawki są tak wyważone, że większość masy rozkłada się na szerokim pasie sztucznej skóry, stanowiącym część pałąka. Muszle dociskają uszy jakby pod własnym ciężarem, ale nie jest to męczące ani niewygodne. Nie należy tylko wykonywać gwałtownych ruchów głową, zwłaszcza na boki. Podejrzewam, że to cecha wszystkich słuchawek z poduszkami o ponadprzeciętnej grubości, bowiem testowane niedawno NAD-y Viso HP70 także nie należały do najstabilniejszych. W każdym razie, dłuższe posiadówki nie wywoływały skutków ubocznych w obrębie karku, a po kilku minutach słuchania o tym ciężarze można było naprawdę zapomnieć. Bo trzeba jasno powiedzieć, że LCD-2 Closed-Back grają wybornie.
Żelazny punkt programu, czyli audezowa scena, znów okazała się bardzo obszerna, choć nie tak spektakularna, jak w LCD-2 Classic. I choć jej rozmiary nieco się zmniejszyły, to brzmienie zamkniętej wersji LCD-2 okazało się bardziej energetyczne i miało więcej wigoru, zwłaszcza w muzyce rozrywkowej. W efekcie, dźwięki sprawiały wrażenie, jakby chciały się wydostać na zewnątrz półkulistych obudów, więc ta różnica nie była aż tak odczuwalna. Towarzyszące muzyce odgłosy swobodnie odrywały się od uszu i wędrowały na zewnątrz głowy. Panorama dźwiękowa dzieliła się na kilka wyraźnie definiowanych planów w różnym oddaleniu od małżowin. Nawet w gęstych aranżacjach muzycy nie wpadali na siebie, lecz wokół każdego z nich lub grupy instrumentów było trochę wolnej przestrzeni.
Czary zaczęły się w nagraniach binauralnych. Nie chodzi o lewitowanie instrumentów w przestrzeni, bo o to do tej pory było nietrudno, lecz o ich zdecydowane wyjście poza, dające się racjonalnie wytłumaczyć, ramy. Słuchawki Audeze w pełni ukazywały możliwości nagrań zrealizowanych z użyciem sztucznej głowy. Wykreowały obszerną scenę, z wyraźnym podziałem na plany, także na różnych wysokościach. Jedne instrumenty grały tuż przy uchu; inne – jakby z odległości kilkunastu metrów i pod innym kątem. Efekt przypominał uczestnictwo w koncercie, który odbywał się w dużej hali, z orkiestrą luźno porozstawianą wokół słuchacza i dźwiękami dodatkowo odbijającymi się od sklepienia. Jeśli ktoś nie wie, na czym polega ta zabawa, polecam płytę „The Ultimate Headphone Demonstration Disc”, wydaną przez Chesky Records. To coś w rodzaju przeglądu możliwości techniki binauralnej, wzbogaconego o kilkanaście ścieżek stricte testowych.
Pierwsza, wyraźnie zauważalna różnica pomiędzy wersją LCD-2 Classic a wersją zamkniętą, dotyczyła niskich tonów. W tej drugiej bas był bardziej dobitny i energiczny. W Classicach schodził bardzo nisko, nieomal budził grozę, natomiast Closed-Back położyły nacisk na siłę i szybkość. Ich bas nie narzucał swojego charakteru reszcie zakresów, ale już od pierwszych chwil z muzyką poważną jego obecność nie pozostawiała cienia wątpliwości. Co godne podkreślenia, zachował przy tym wzorcową kontrolę i nie starał się uwypuklać żadnego z podzakresów. Jeśli miałbym go z czymś porównać, to na myśl przychodzi mi ciężko pracujący Hefajstos, wykuwający w podziemiach oręż dla rzeszy celebryckich bogów, popisujących się swoimi umiejętnościami w blasku dnia. Ciężka robota, trochę niewdzięczna, ale jej efekty mogą dostarczyć wiele satysfakcji.
Średnica zamkniętych Audeze ustawiła się po cieplejszej stronie neutralności; była plastyczna i wiarygodna. Świetnie wypadły nagrania à capella amerykańskiego kwintetu The Persuasions. Chwilami odnosiłem wrażenie uczestniczenia w występie na żywo, co podkreślała precyzyjna lokalizacja głosów. Podobne odczucia przyniosły albumy Cassandry Wilson. Plastyczny, bliski wokal amerykańskiej diwy obfitował w niuanse i pozwolił docenić dykcję wokalistki, aczkolwiek nie uszczęśliwiał nadmiarem mlaśnięć i gwałtownych wdechów.
Słuchanie jazzowych standardów w zamkniętych Audeze to jedna z przyjemności, które w pełni usprawiedliwiają ich zakup. LCD-2 Closed-Back świetnie budowały napięcie i, podobnie jak miało to miejsce w wersji klasycznej, sprawiały, że nie mogłem się doczekać kolejnych dźwięków. Choć z zupełnie innego powodu. „Klasyczne” LCD-2 starały się dostarczyć słuchaczowi niemal fizycznej przyjemności; stworzyć atmosferę relaksu w letnie popołudnie. Natomiast wersja zamknięta wywoływała lekką ekscytację, jak w trakcie rozpakowywania świątecznego prezentu, kiedy w zasadzie znamy zawartość, bo trafiliśmy na nią, szukając czystego ręcznika, ale i tak czujemy dreszczyk emocji. A nuż będzie tam coś jeszcze?
Takie odczucia często towarzyszyły odsłuchowi starszych nagrań jazzowych, pierwotnie zrealizowanych w technice analogowej, w czasach, gdy pojęcie „kompresji dynamiki” mówiło tyle samo, co „formatowanie twardego dysku”. Ale nie tylko. Starannie nagrane krążki, zawierające standardy z połowy XX wieku, także przypominały lata świetności muzyki synkopowanej.
Podobnie się działo z nagraniami Linna i Naima, czyli zwyczajowym audiofilskim repertuarem, zrealizowanym na najwyższym poziomie technicznym. Mikrodynamika została odwzorowana celująco; czytelne były nawet niewielkie zmiany głośności, zaś niuanse artykulacji w czasie perkusyjnych solówek zostały podane na srebrnej tacy.
Jeśli do tej pory brzmienie można było uznać za wyjątkowo atrakcyjne w tej cenie, to słuchawki tak naprawdę rozkręcają się dopiero w muzyce rozrywkowej. Podłączenie instrumentów do prądu dodało im wigoru, jakby zamiast elektronów w kablach zaczęła płynąć rtęć. Spokojny do tej pory bas zaczął kopać z siłą muła, nie tracąc przy tym kontroli. Ale nie tylko basem Audeze żyje. Atrakcje czekały również na przeciwległym skraju pasma.
Wysokie tony to popis możliwości amerykańskich planarów. Detaliczność, dźwięczność i doświetlenie odległych zakamarków sceny zasługiwały na najwyższe noty. Dzwonki, grzechotki i inne perkusjonalia zostały odwzorowane czytelnie i szczegółowo.
Drugim mocnym argumentem zamkniętych LCD-2 był sposób reprodukcji gitary akustycznej, z dźwięczną, rozświetloną górą i lekko pomrukującymi niższymi dźwiękami. W tej kwestii jednak wszystko będzie zależało od jakości nagania. Pod tym względem amerykańskie nauszniki nie mają litości i kiepsko zrealizowane płyty zostaną bezceremonialnie skierowane na bocznicę.
Dynamiczne nagrania rockowe rzadko brzmią wzorcowo, więc zamiast szukać drogi do Pacanowa, skupiłem się na innym aspekcie: budowie nastroju występu na żywo. W czasie koncertowych nagrań Petera Gabriela, Steve’a Hacketta, Deep Purple, Pink Floydów i Dire Straits mogłem się delektować przestrzenią dużych scen, a to i tak była dopiero zapowiedź wielkiego finału, którym okazała się… muzyka elektroniczna.
Świetnie wypadły nagrania J.M. Jarre’a, Tangerine Dream i Vangelisa, ze sztucznie wygenerowaną przestrzenią, praktycznie niewystępującą w przyrodzie. Brak naturalnego brzmienia, o ile w ogóle można użyć tego sformułowania w odniesieniu do muzyki elektronicznej, w pełni rekompensował gęsty, głęboki i zróżnicowany bas, którego charakter jednoznacznie kojarzył się z high-endowymi kolumnami podłogowymi. I to naprawdę wysokiej klasy, nie tracącymi kontroli nad niskimi tonami w wymagającym materiale.
Jeśli dodać do tego efekty przemieszczające się między kanałami i dochodzące niekiedy z najmniej oczekiwanej strony, to można postawić tezę, że zamknięte Audeze LCD-2 są wręcz stworzone do tego gatunku. Ja w każdym razie nie spotkałem jeszcze nauszników w tej cenie, które by z równą swobodą i równie efektownie prezentowały el-muzykę. W dodatku, dzięki zamkniętej konstrukcji, można dorzucić nieco więcej do pieca bez narażania się na kąśliwe uwagi ze strony reszty współmieszkańców.
Kiedy już, lekko zmęczony, po nieśmiertelnym „Oxygene” nieopatrznie włączyłem „Wielką mszę” h-moll Bacha w wykonaniu Dunedin Consort, znów otoczyła mnie cudowna, wypełniona muzyką przestrzeń. Nieśpieszne tempo, celebrowanie każdego dźwięku, prawdziwe arcydzieło. By się w nim rozsmakować, potrzeba sprzętu wysokiej klasy. Zamknięte Audeze sprostały temu wyzwaniu.
A zatem LCD-2 Classic czy Closed-Back? Mój wybór padłby na odmianę zamkniętą. Oferuje brzmienie zbliżone do wersji klasycznej, ale wnosi zalety wynikające ze specyfiki swej konstrukcji. Owszem, cena wzrasta o jedną trzecią, ale przynajmniej nie trzeba zwlekać ze słuchaniem muzyki do momentu, aż reszta domowników uda się na spoczynek.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 12/2018
Audeze LCD-2 Closed-Back
Przeczytaj także