04.03.2019
min czytania
Udostępnij
Obecnie w katalogu Audeze znajdziemy kilkanaście modeli planarnych otwartych i zamkniętych, nausznych i dousznych (!), a całą tę menażerię uzupełniają dwa wzmacniacze słuchawkowe. Wspólnymi elementami wszystkich urządzeń Audeze są miejsce produkcji – Kalifornia – oraz ceny – raczej wysokie. Więcej o wytwórni oraz słuchawkach planarnych można poczytać w recenzji LCD-3 („HFiM” 11/2017), więc nie będę po próżnicy strzępił klawiatury.
Praprzodek bohatera dzisiejszego testu pojawił się w 2010 roku. Przez następne lata projektanci Audeze poddawali go licznym, acz delikatnym modyfikacjom; eksperymentowali z materiałami wykończeniowymi oraz przetwornikami, co znajdowało później odzwierciedlenie w brzmieniu i cenie produktów. Summa summarum, najnowsze LCD-2 tylko częściowo przypominają pierwowzór sprzed lat. Postanowiono więc powrócić do korzeni i przypomnieć audiofilom klasyczną wersję „Dwójek” – lżejszą, tańszą, ale utrzymaną w duchu oryginału. Co ciekawe, do tematu optymalizacji kosztów Audeze podeszło cokolwiek osobliwie i w dużym stopniu przerzuciło je na klientów.
Pewien mój znajomy kupował ostatnio nowy samochód z przeznaczeniem do jazdy po mieście i po trudniejszym terenie. Nie on jeden zresztą, ale jako że należy do osób skromnych, o niewygórowanych wymaganiach, chciał jedynie, żeby nowe auto miało mocny silnik benzynowy, dzielone tylne oparcia oraz ograniczoną do minimum ilość elektronicznych gadżetów. Myślicie: nic prostszego? Owszem, wybrany model w podstawowej konfiguracji dysponował porządną jednostką napędową, jednak dzielone oparcia dostępne były wyłącznie w dodatkowym pakiecie premium. Z kamerami parkowania, wielgaśnym monitorem multimedialnym, chromowanymi ozdóbkami i innymi zbędnymi duperelami. Za to uszczęśliwianie na siłę należało, rzecz jasna, dopłacić kilka tysięcy – niewspółmiernie dużo do kosztu samych dzielonych siedzeń. Dobrze, ale jak to się ma do słuchawek?
Zdarza się, że producenci również wyposażają je w lawinę zbędnych dodatków, przydatnych może jednemu procentowi użytkowników. Bo jak często latacie samolotami i korzystacie w trakcie rejsu z dwubolcowych przejściówek? Ilu nabywców przechowuje nauszniki w śliczniutkich fabrycznych pudłach z lakierowanego kartonu? Ilu wreszcie zabiera w podróż wypasione pokrowce szyte ręcznie przez dziewice przy blasku księżyca? A przecież wszystkie elementy dodatkowego wyposażenia kosztują. Na przeciwległym biegunie plasuje się nowojorska manufaktura Grado, która pakuje swoje słuchawki w jednorazowe pudełka po pizzy. Klient płaci tylko za to, co jest mu niezbędne, a o dodatkowe akcesoria musi się postarać sam. Identyczne podejście przyjęło Audeze w przypadku LCD-2 Classic, co pozwoliło zredukować cenę detaliczną o dobrych kilkadziesiąt procent w porównaniu ze standardowymi „Dwójkami”.
Dostarczone do redakcji słuchawki przyjechały w okazałym kartonowym pudle wyłożonym gąbką, urodą przypominającym raczej opakowanie zastępcze. Po spełnieniu swojej roli prawdopodobnie wyląduje w piwnicy, bo do codziennego przechowywania jest po prostu za wielkie. Jedyne elementy świadczące o high-endowej proweniencji LCD-2C to elegancki kartonik wielkości karty kredytowej, będący certyfikatem autentyczności, oraz pendrive z instrukcją obsługi. Plastikowy kufer podróżny, dodawany do droższych modeli, jest dostępny za dopłatą 125 dolarów.
W czasie projektowania słuchawek skupiono się na rzeczach najważniejszych, istotnie wpływających na brzmienie, a zbytkowne materiały wykończeniowe, podkreślające luksusowy charakter produktu, zastąpiono tańszymi. Nie znaczy to, bynajmniej, że są pośledniej jakości. I tak, zamiast wyszukanego egzotycznego drewna, wykorzystywanego do produkcji muszli, obudowy przetworników wykonano z twardych odlewów z tworzywa o nazwie crystal-infused nylon. Prawdopodobnie chodzi po prostu o poliamid, w tym przypadku nylon, ze wzmacniającą domieszką włókien szklanych. Charakteryzuje się on wysoką wytrzymałością mechaniczną oraz odpornością na działanie czynników chemicznych i wysokich temperatur.
Warstwę naturalnej skóry na pałąku zastąpiono zdecydowanie tańszym sztucznym odpowiednikiem. Jeśli ktoś chce poczuć powiew luksusu, to za jedyne 200 USD może zaordynować pałąk z włókien węglowych. Podobną sztuczną skórą, jednak o wiele przyjemniejszą w dotyku, obszyto poduszki z miękkiej pianki termokształtnej. Zgodnie z firmowym zwyczajem, zostały one wyprofilowane tak, aby muszle były skierowane od przodu w stronę słuchacza. Celem zabiegu było wykreowanie sceny zbliżonej do tej, jaką otrzymujemy, słuchając przez kolumny. System mocowania oraz regulacji muszli z zapadkowymi mechanizmami ukrytymi w plastikowych kostkach jest identyczny jak w droższych modelach.
W dolnych częściach obudów zamontowano wysokiej jakości zatrzaskowe gniazda Switchcraft TA4FX, zapobiegające wypadaniu wtyków. Dołączany w standardzie pleciony przewód sygnałowy ma tylko 190 cm, co umożliwia bezstresowy odsłuch jedynie za pośrednictwem wzmacniacza stojącego w zasięgu ręki. Kabel zakończono wtykiem typu duży jack (6,35 mm), więc komputery i smartfony odpadają w przedbiegach. Identycznej długości przewód symetryczny, z XLR-em na końcu, kosztuje w przyfabrycznym sklepie 149 dolarów. Osoby używające wzmacniaczy słuchawkowych z wyjściem mały jack (3,5 mm) będą musiały dołożyć 20 dolarów na firmową przejściówkę. Plus koszty przesyłki.
Wszystko to oznacza, że w wersji „full wypas”, z kompletem akcesoriów i karbonowym pałąkiem, LCD-2 Classic musiałyby być droższe o jakieś 1900 zł. Czy dzięki temu brzmiałyby lepiej? Zastosowane w LCD-2 Classic przetworniki mają średnicę 10,6 cm. Dzięki technologii planarnej ich grubość ograniczono do kilku milimetrów. Konwencjonalna konstrukcja z przetwornikami dynamicznymi tej wielkości przypominałaby raczej przytroczone do głowy doniczki. Projektant nawiązał do oryginalnych LCD-2 i do napędu wykorzystał neodymowe magnesy N50, takie same jak w pierwowzorze. O powrocie do źródeł świadczy również brak elementów akustycznych zwanych fazorami, działających na zasadzie falowodów. Te Audeze wprowadziło już po 2010 roku. Można w tym miejscu zadać pytanie, czy wszystkie te oszczędności mają sens. Moim zdaniem – jak najbardziej. Za 60 % ceny LCD-2 dostajemy to samo firmowe brzmienie, tyle że taniej. Tak przynajmniej twierdzi producent i najwyższa pora, by się o tym przekonać.
Choć LCD-2C są duże i ciężkie, to pod względem komfortu noszenia plasują się na poziomie typowym dla Audeze, czyli są zaskakująco wygodne. Włożenie ich na głowę przypomina zapadnięcie się w wygodnym fotelu, z którego nie chce się ruszać przez długie kwadranse. Ze względu na otwartą konstrukcję, LCD-2C nie nadają się do słuchania w towarzystwie, jednak długie zimowe wieczory, gdy reszta rodziny uda się w objęcia Morfeusza, potrafią umilić jak mało które. Ujmują muzykalnością, bez względu na repertuar. Chce się ich słuchać i słuchać. Osoby, które nigdy się nie zetknęły z przetwornikami planarnymi, a orientują się co nieco w tej technologii, mogą podświadomie oczekiwać ponadprzeciętnej szybkości i detaliczności, zwykle kojarzonych z konstrukcjami elektrostatycznymi. Wszak w obu przypadkach mamy do czynienia z drgającymi płatami folii. I jeśli chodzi o droższe modele Audeze, w zasadzie owe oczekiwania znajdują potwierdzenie w brzmieniu. Jednak LCD-2C prezentują nieco odmienny charakter.
Słuchawki pozbawione są efektu „wow” i w pierwszych chwilach ich brzmienie może wydawać się po prostu zwyczajne, bez jakiejś niezwykłości. Są bardzo spójne, a podzakresy idealnie do siebie przylegają; żaden nie usiłuje wybić się ponad pozostałe. Jednak już po kilku minutach zaczynamy dostrzegać coraz więcej niuansów i odkrywać kolejne warstwy muzyki. Podejrzewam, że na osobach, które nie miały wcześniej kontaktu z Audeze, największe wrażenie może zrobić przestrzeń. Przeogromna, przesycona powietrzem i mnóstwem odgłosów towarzyszących graniu na żywo. Separację instrumentów można zaliczyć do wzorcowych i choć perspektywa śledzenia gry każdego z instrumentów na tle reszty zespołu przedstawia się kusząco, to znacznie lepszym pomysłem będzie ogarnięcie słuchem całości i delektowanie się wielobarwnym spektaklem muzycznym. Skierowanie przetworników do tyłu lekko wysunęło scenę przed słuchacza, ale do wrażeń z kolumn jeszcze daleko. Najważniejsze, że dźwięki wyszły z głowy i swobodnie lewitowały w przestrzeni. To na zwykłych nagraniach, bo już płyty binauralne pod tym względem to totalny kosmos.
Duży udział w kreowaniu tej niezwykłej przestrzeni miały przejrzystość i sposób prezentacji wysokich tonów. Choć słuchawki stroniły od ostentacji, słychać w nich było mnóstwo szczegółów: szmery, szelesty, trącanie strun czy nabieranie powietrza przez wokalistę. Wbrew pozorom, detaliczność nie służyła jedynie do analizy fragmentów, lecz – na ile to było możliwe – stwarzała iluzję grania na żywo.
Przeciwległy skraj pasma, głównie ze względu na wielkość membran, pozostanie niespełnionym marzeniem użytkowników większości standardowych konstrukcji dynamicznych. Planarne membrany mają powierzchnię drgającą 80 cm², czyli taką, jak głośniki średniotonowe w kolumnach. Wyciągnięcie niskiego basu z takich słuchawek to niby żadne mecyje, ale dobrze by było, gdyby zechciał zachować szybkość tudzież kontrolę. Konstruktorom LCD-2 Classic ta sztuka się udała. Określeniem najlepiej pasującym do niskich tonów w muzyce organowej był „królewski majestat”, zaś w nagraniach jazzowych i rockowych bas budował fundament stabilny niczym skała Gibraltaru, jednak bez próby wpływania na średnicę.
Wszystkie te elementy składają się na znakomite i wyważone brzmienie, ale tym, co ostatecznie świadczy o klasie nowych „Dwójek”, jest sposób, w jaki budują napięcie. Nawet słuchając dobrze znanych nagrań, nie mogłem się doczekać następnego dźwięku, a wszystkim płytom, wykorzystanym w teście, towarzyszyły autentyczne emocje przekazywane słuchaczowi. Bez najmniejszego zgrzytu Mozart mieszał się z Milesem Davisem, a wczesna Diana Krall z późnym Gilmourem. W ciągu kilku tygodni testowania słuchawek żadna, podkreślam: żadna płyta nie wywołała uczucia irytacji czy dyskomfortu. Starsze nagrania rockowe o kiepskiej jakości technicznej (ale o wysokich walorach artystycznych) nie raniły uszu, lecz przywoływały wspomnienia i dawne emocje. Czy słuchawki Audeze można potraktować jako wehikuł czasu przenoszący słuchacza w lata młodości? Może nie do końca, ale przez kilka chwil poczułem się tak, jakbym znowu mógł wbiegać na czwarte piętro bez zadyszki.
Audeze LCD-2 Classic to jedne z tych nielicznych słuchawek, które w swojej cenie zasługują na miano wybitnych. Gdyby nie high-endowa klasyfikacja, to pod względem relacji jakości brzmienia do ceny byłaby szóstka z wykrzyknikiem.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 11/2018
Audeze LCD-2 Classic
Przeczytaj także