27.02.2019
min czytania
Udostępnij
Parasounda Zphono wyprodukowano na Tajwanie. Przedwzmacniacz zamknięto w obudowie o szerokości 22 cm. Przednią ściankę wykonano z aluminium i ozdobiono poziomym przetłoczeniem, w którym znajduje się zielona dioda, sygnalizująca tryb pracy. Innych upiększeń – poza nią oraz nazwą firmy i modelu – nie przewidziano. Przewidziano za to możliwość instalacji urządzenia w studyjnym racku, a to dzięki opcjonalnemu zestawowi elementów mocujących. Do wyboru są dwie wersje kolorystyczne panelu frontowego: czerń oraz naturalne aluminium. Pozostała część obudowy to czarne blachy.
Na tylnej ściance znalazły się: gniazdo IEC z bezpiecznikiem, przełącznik polaryzacji zasilania, wejście oraz wyjście sygnałowe (po parze złoconych RCA), zacisk uziemienia oraz selektor wzmocnienia (MM/MC). Na spodzie widać jeszcze wybierak napięcia zasilającego (115/230 V).
Zasilacz oparto na transformatorze E-I. Jest niewielki, o mocy około 10 W, i zakryty ekranem. Pojedyncza płytka drukowana z elementami elektronicznymi zmontowanymi metodą przewlekaną, zajmuje około 1/3 powierzchni obudowy. Zawiera także elementy zasilacza: stabilizatory napięcia 7815 i 7915 i dwa kondensatory filtrujące Jamicon, każdy o pojemności 1000 µF. Zasilacz dostarcza napięcie +/- 15 V.
Za gniazdami wejściowymi, w ścieżce sygnałowej, umieszczono przełącznik wzmocnienia dla wkładek MM (46 dB) oraz MC (61 dB). W dalszej części zastosowano układy Burr Brown OPA2134PA. W układzie aktywnej korekcji RIAA widać dobrej jakości kondensatory polistyrenowe, z pewnością korzystnie wpływające na brzmienie. Dokładność korekcji, wynosząca 0,25 dB, budzi uznanie. W stopniu wyjściowym użyto dwóch kości JRC5534D.
Mimo że całość jest bardzo prosta, to Parasound deklaruje wysoką jakość zastosowanych elementów – mają mieć niskie szumy oraz być szybkie. Widać pomysł na okraszenie newralgicznych punktów układu elektronicznego dobrymi elementami. W tym kontekście jednak nieco rażą Jamicony w zasilaczu. Uwagę zwraca także brak włącznika zasilania i jakichkolwiek przekaźników. Warto o tym wiedzieć, by uniknąć niebezpiecznych dla sprzętu strzałów w czasie nieostrożnych manipulacji z połączeniami.
Obsługa Parasounda Zphono nie powinna sprawiać najmniejszych kłopotów. Podłączenie jest najprostsze z możliwych. Zacisk uziemienia przyjmuje widełki i przewody bez zakończenia. W zależności od stosowanej wkładki należy wybrać położenie przełącznika MM/MC. Fabryczne ustawienia – odpowiednio 46 dB i 47 kΩ oraz 61 dB i 100 Ω – sprawdzą się w większości spodziewanych zestawień. Na końcu podłączajcie przewód zasilający. Brak wyłącznika lub trybu czuwania nie jest zaletą. Poza tym, nie mam zastrzeżeń. Urządzenie stoi stabilnie nawet po podłączeniu ciężkich przewodów, co wcale nie jest oczywiste w świecie niewielkich budżetowych przedwzmacniaczy korekcyjnych. Przez kilka pierwszych dni, a później również w czasie krytycznych odsłuchów, przedwzmacniacz pozostawał pod prądem. Nie spodziewam się jednak zwiększonych opłat za energię elektryczną.
W teście Parasound Zphono grał w konfiguracji z gramofonem Garrard 401 z ramionami Ortofon AS212 – z wkładką Audiotechnica AT440MLa (typ MM) na zmianę z Grado ME+ (typ MI) – oraz SME312 z wkładką Audiotechnica AT33PTG/2 (typ MC). Resztę toru stanowiły: przedwzmacniacz McIntosh C52, monobloki McIntosh MC301 i kolumny ATC SCM50PSL. Sprzęt, umieszony na stolikach StandArt STO i SSP, połączyłem przewodami Fadel Coherence One. W porównaniach wykorzystałem przedwzmacniacze gramofonowe Pre-Amplifikator Gramofonowy oraz 15-krotnie droższy od Parasounda i również transatlantycki stopień korekcyjny Boulder 508 Phono.
Na koniec jesiennego dnia słuchałem symfonii „Koncertującej” Mozarta (Supraphon, mono). Byłem niedługo po ustawianiu geometrii wkładek przy użyciu szablonu Scheu i akurat wsłuchiwałem się w możliwości przetwornika Grado ME+. Nie wiem, dlaczego akurat w tej konfiguracji i takim repertuarze przełączyłem gramofon z wejścia phono w C52 na Parasounda. W sumie, nie spodziewałem się wielkiej zmiany, bo i nagranie specyficzne, trącące myszką i wkładka z kategorii budżetowych. Tymczasem Zphono obudził mnie od pierwszych dźwięków.
Zagrał ewidentnie żywiej, energiczniej, z lepszą przejrzystością i blaskiem. Zdmuchnął kurz z muzyków i ich instrumentów, jakby zapalił światło w sali i zapowiedział ekstra nagrodę za pobudkę i poderwanie publiczności do aktywnego oraz uważnego słuchania. Brzmienie Zphono przykuwa uwagę. Dzieje się to przede wszystkim dzięki solidnej dawce dynamiki. Dynamiki niosącej nie tyle głośność i potęgę, co szybkość, sprawność i kontrolę. To główny składnik recepty na nudę i szarzyznę. Parasound jednoznacznie deklaruje się po stronie radośniejszego grania. Nie powiem, że osiąga perfekcję we wszystkich aspektach, ale jednocześnie w żadnym nie zawodzi.
Odsłuchy w kolejnych dniach to głównie wyczyny moich wkładek Audiotechnica. W zestawieniu z Zphono zarówno AT440MLa, jak i AT33PTG/2 zachowały swój dobry charakter – zróżnicowanie, szczegółowość, delikatność i barwę, w proporcjach rosnących od MM do MC. Dokładnie tego oczekiwałem od przedwzmacniacza korekcyjnego tej klasy. Czy można lepiej? Zawsze trzeba! Jak najlepiej. Parasound pokazuje, że satysfakcja z hi-fi nie musi się wiązać ze sromotą zdrenowanej kieszeni.
Rozpisywanie się o szczegółach prezentacji nagrań Jacinthy „Lush Life” (uff, jak gorąco), tria Keitha Jarretta „Still Alive” (płyń, muzyko), Metalliki (ognia!), czy Beethovena „Sonaty fortepianowe” (z zacięciem i pasją) trochę traci sens. Parasound nie celuje przecież w high-endową stratosferę, lecz daje solidne narzędzie: phono stage, który sprawdza się w każdym repertuarze, z przetwornikami różnych typów i klas cenowych, wreszcie – z elektroniką towarzyszącą ze znacznie wyższej niż on sam półki. Charakteryzują go bardzo dobra dynamika i stereofonia, wyrównane pasmo bez zbytecznej emfazy, dobra barwa z zachowaną detalicznością. Brzmienie może chwilami nieco uproszczone, jednak bez wątpienia równe i godne zaufania, dalekie od taniego efekciarstwa. Można powiedzieć, że Parasound Zphono jest odzwierciedleniem rzetelnego i profesjonalnego podejścia.
Miałem niedawno sposobność odświeżenia kilku starych mebli. Zadanie powierzyłem poleconemu stolarzowi. Wiedziałem, że pan Kazimierz potrafi przywrócić blask meblom z epoki. Jednak on sam zastrzegał, że na pierwszym miejscu stawia podejście stolarskie, tak by mebel przede wszystkim służył, a do tego należycie i odpowiednio do czasu swego pochodzenia wyglądał. Solidnie oczyścił, od nowa skleił i zmontował, pięknie wykończył i okuciami nadał ostateczny szlif. Osiągane efekty przysparzają mu kolejnych klientów. Chce i umie. Podobną rzetelność dostrzegam w Zphono. Jest sprawny, wiarygodny, umie oddać charakter nagrania i komponentów towarzyszących i ukłonić się z szacunkiem w kierunku sprzętu wyższej klasy. Dobra szkoła.
Parasound Zphono lojalnie realizuje filozofię firmy. Jest ona skoncentrowana na odbiorcy, który ma otrzymać przemyślane i sprawdzone brzmieniowo urządzenia, a do tego w dobrej cenie kupić perspektywę ich wieloletniej sprawności. Brzmieniem wyróżnia się nie tylko w swojej kategorii cenowej, ale mile zaskakuje także w kategoriach bezwzględnych. To przedwzmacniacz bez słabych stron. Zachęcam do posłuchania i porównania także z droższymi konkurentami. Czasem nie warto przepłacać.
Paweł Gołębiewski
Konsultacja techniczna: Jarosław Cygan
Hi-Fi i Muzyka 11/2018
Parasound Zphono
Przeczytaj także