29.01.2018
min czytania
Udostępnij
Trend unifikowania wyglądu sprzętu w ramach danej marki nie zaskakuje, a nawet świadczy o przemyślanej koncepcji stylistycznej. Chociaż zapewne największe znaczenie ma dla działu księgowości. Tube Phono II wyglądem przypomina pozostałe urządzenia Accustic Arts z serii Reference.
Obudowa to płyty aluminiowe, poza spodem oraz tylną ścianką, które wygięto z blachy stalowej. Przednia ścianka została poszerzona do 48 cm. Z czarnym szczotkowanym matem frontu (dostępna jest także wersja naturalna) kontrastują dwa duże chromowane pokrętła oraz przyciski. Pierwsze odpowiadają za wybór pojemności obciążenia wejścia MM w krokach 60, 160, 280 i 380 pF (z lewej) oraz impedancji dla wkładek MC o wartościach 100, 235 i 470 Ω (z prawej). Ostatnia pozycja została zdublowana i oznaczona jako V1 i V2, co wynika z zastosowania różnych „filtrów”. Jakie to filtry, nie wiem, ale niewykluczone, że chodzi o nieco zmienioną krzywą korekcji RIAA.
Przycisk z lewej strony odłącza lampy, ograniczając ich zużycie w przypadku krótkich przerw w słuchaniu; można go uznać za opcję standby. Przycisk po stronie prawej odcina wyjście (mute). Rząd pięciu diod sygnalizuje wybrane wejście (MM, MC), odłączenie stopnia lampowego (tubes off), załączenie urządzenia (on) oraz wyciszenie. Poza przydatnymi, napisów jest całkiem dużo i zastępują ulotkę marketingową. Ale dzięki temu użytkownik, nawet gdyby na chwilę zapomniał, to przez cały czas będzie miał wbijane do głowy, że słucha „referencyjnego przedwzmacniacza gramofonowego w technice hybrydowej, wykonanego ręcznie w Niemczech”.
Główny element dekoracyjny tworzy stylizowany symbol lampy elektronowej, laserowo wycięty w górnej pokrywie urządzenia. Taki sam motyw znajduje się na pozostałych urządzeniach Accustic Arts, w których wykorzystano lampy (Tube Preamp II i Tube DAC II). Z tyłu znalazły się dwa wejścia – dla wkładek MM i MC, wspólny zacisk uziemienia (terminal głośnikowy, przyjmujący widełki, banany i niekonfekcjonowane przewody), wyjście RCA i XLR, przełącznik wejścia (MM-MC) oraz gniazdo zasilania IEC z włącznikiem głównym oraz bezpiecznikiem. Całość opiera się na masywnych antywibracyjnych nóżkach.
Wewnątrz panuje przyjemny i wzbudzający zaufanie porządek, a to dzięki umieszczeniu większości elementów na dużej płytce i ograniczonemu wykorzystaniu kabli.
Zasilanie zapewniają dwa 75-W transformatory toroidalne, zalane żywicą, umieszczone w plastikowych osłonach z logo AA. Nie jest to jednak konfiguracja dual mono. Jeden z transformatorów, ten położony przyśrodkowo, zasila sekcję lampową (żarzenie oraz napięcie anodowe). Drugi dostarcza prąd pozostałym elementom toru audio oraz układom sterującym pracą przedwzmacniacza. Za filtrację odpowiadają kondensatory marki Jamicon, produkcji tajwańskiej. Znaczący wyjątek stanowią, użyte w sekcji napięcia anodowego, niemieckie elektrolity F&T (Fischer & Tausch). Każda z sekcji korzysta z osobnej filtracji oraz stabilizacji napięcia. Załączanie sygnalizuje sześć umieszczonych wewnątrz diod. Jako ostatnia startuje sekcja lampowa.
Przedwzmacniacz wyposażono w dwa wejścia: MM oraz MC. Oba tory sygnałowe poprowadzono całkowicie oddzielnie – od wejścia do buforu lampowego. Ze względu na ukrycie części ścieżek, nie można dokładnie prześledzić topologii tej części przedwzmacniacza. Na pewno wiadomo jednak, że sygnał do stopnia lampowego jest niesymetryczny, a na wejściu pracują wzmacniacze operacyjne Burr Brown OPA37GP oraz Linear Technology LT1028. Dokładna korekcja krzywej RIAA (+/- 0,17 dB) sugeruje zastosowanie układu aktywnego.
Następnie sygnał trafia do bufora lamowego z dwiema podwójnymi triodami 12AX7. Oznaczenia producenta zostały zatarte, ale bańki pochodzą z bieżącej produkcji i najprawdopodobniej z Państwa Środka. Bufor lampowy, zamontowany na niewielkiej oddzielnej pionowej płytce, symetryzuje sygnał wyjściowy. Pomiędzy nim a gniazdami XLR i RCA znajdują się jeszcze cztery wzmacniacze operacyjne Burr Brown OPA627AP. Prawdopodobnie pełnią funkcję napięciowego stopnia wyjściowego. Wzmocnienie ustalono na 39,6 dB dla wejścia MM oraz 59,5 dB dla MC. Wiązki przewodów, łączących elementy sterujące, mienią się tęczą barw, ale zostały skrupulatnie uporządkowane. Masę do zacisku uziemienia doprowadza finezyjnie gruby czerwony przewód.
Tube Phono II nie wymaga szczególnej uwagi w trakcie eksploatacji. Ale – choć nie nagrzewa się istotnie – warto mu zapewnić właściwą wentylację. Uruchamianie trwa od 2 do 3 minut, nieco dłużej niż wskazuje instynkt, więc trzeba potrenować cierpliwość. Warto najpierw uruchomić przedwzmacniacz, a dopiero później spokojnie skierować kroki w stronę półki z płytami.
Przełączanie wejść powinno się odbywać na wyłączonym urządzeniu. Przycisk do tego służący w pozycji wyciśnięcia (MC) licuje się z tylną ścianką, a wciśnięty (MM) jest zagłębiony poniżej jej powierzchni. Przyda się więc jakiś rysik albo patyczek.
Przedwzmacniaczowi towarzyszyło kolejno kilka źródeł analogowych: Scheu Analog Diamond w firmowej konfiguracji z ramieniem Rega RB202 oraz wkładką Benz Micro Silver (MM), Pro-Ject 9 Xtension S-Shape z wkładką Ortofon Quintet Blue (MC) i Garrard 401 z ramionami Ortofon AS-212 (Denon DL-103R) oraz SME 312 (Audiotechnica AT33PTG/2). W roli punktów odniesienia wystąpiły Amplifikator Pre-Gramofonowy oraz Soundsmith MCP-2 MKII.
Resztę systemu tworzyła kombinacja McIntosha z przedwzmacniaczem C52 i monoblokami MC301, kolumny ATC SCM-35, przewody Fadela z serii Coherence (łączówka XLR, głośnikowe i zasilające wraz z listwą).
System, ustawiony na stolikach StandArt STO i SSP, grał w zaadaptowanej akustycznie części pomieszczenia o powierzchni około 36 m².
„7th Symphony” Apocalyptiki i „Night in Calisia” Włodka Pawlika zabrzmiały jedna po drugiej. Pierwsza, łącząca granie rockowe ze smyczkami, potwierdziła bardzo dobre właściwości dynamiczne Tube Phono II. Przedwzmacniacz bezbłędnie kontrolował dźwięk i różnicował zdarzenia w tle, pokazując ich niezaprzeczalny wkład w uzyskanie brzmienia wielopłaszczyznowego i bogatego w niuanse. Dzięki temu bardzo udanie i naturalnie połączyły się światy elektrycznego i klasycznego instrumentarium.
Album Włodka Pawlika pokazał, jak może zabrzmieć dobra realizacja. Powstawał tak, jak płyty współczesne, czyli przez nakładanie ścieżek i to nagrywanych w różnych studiach. Zaskakują więc jego spójność i integralność. Do tego trąbka Breckera, która w innym materiale budziła moje wątpliwości, tutaj wybrzmiewała przyjemnie i naturalnie, a w kontekście programu tej muzycznej opowieści, również bardzo sensownie.
Doceniając klasę głównego architekta projektu oraz profesjonalizm i dokonania orkiestry pod batutą Adama Klocka, uważam, że może właśnie dzięki postaci Randy’ego polska muzyka zdobyła pierwsze w historii Grammy (2014) w kategorii najlepszego albumu dużego zespołu jazzowego. I nie jedyne, bo niedawno byłem świadkiem wręczenia kolejnej statuetki złotego gramofonu. W trakcie koncertu zamykającego sezon w Filharmonii Narodowej otrzymał ją profesor Henryk Wojnarowski, honorowy Dyrektor Chóru FN – jeden z twórców płyty „Penderecki Conducts Penderecki”, nagrodzonej w 2017 roku w kategorii muzyki chóralnej. Była to niezapomniana chwila, co prawda bez Adele i Beyonce, za to bardzo wzruszająca dzięki skromnej i pogodnej dostojności Laureata.
I tak przechodzę do klasyki. Tube Phono II, w zestawieniu z AT-33PTG/2, zaprezentował poważne orkiestrowe granie. Jako materiał odsłuchowy posłużył LP „Maksymiuk. Sinfonia Varsovia”. To porywająca płyta, co prawda może idąca nieco w kierunku „the best of”, ale w udany sposób zestawiająca utwory Debussy’ego, Prokofiewa i Strawińskiego.
W czasie jej odsłuchu uwagę przykuwały pięknie rozbudowana i głęboka scena oraz bardzo dobra stereofonia, oddająca akustykę sali. Z zamkniętymi oczami można było wskazywać poszczególne sekcje orkiestry. Brzmienie było niezwykle naturalne. Nie musiałem się zastanawiać, czy podobne do realnego, bo było kopią brzmienia prawdziwej orkiestry.
Dotyczyło to przede wszystkim barwy, którą przedwzmacniacz potrafi pokazać prawdziwie i bez przekłamań. Nie doznałem również dyskomfortu w zakresie zmian głośności, tempa, ataku ani tutti. Kilka razy przesłuchałem muzykę z baletu „Ognisty ptak” Stawińskiego. Lubię nieco pompatyczny, ale dumnie potężny finał, w którym Maksymiuk postawił na gwałtowne i krótkie uderzenia, przywodzące na myśl metodyczne wbieganie po schodach, aż do znajdującego się na ich szczycie monumentalnego końcowego akordu.
Warto następnie odwrócić płytę i rozpocząć słuchanie od początku, czyli od „Popołudnia fauna” Debussy’ego.
Źródło malowało kolorowe, spokojne motywy, podkreślając akustykę, wybrzmiewanie i swobodę przestrzenną, wychwalając neutralność swojego charakteru.
Tube Phono II jest bowiem powściągliwy w narzucaniu własnego zdania, wprowadzaniu własnej barwy brzmienia, kreowaniu wymyślonego klimatu. Podobne wrażenia pozostawił w mej pamięci phono stage RCM Theriaa. To zbliżona koncepcja brzmienia, będąca próbą dostosowania się do dowolnej konfiguracji źródła i wzmacniacza, nie wyłączając tych z najwyższej półki; odważne postawienie na nieograniczoną tolerancję.
Z drugiej strony, muszę lojalnie dodać, że nie jest to rozwiązanie dla poszukujących słodyczy, upiększeń czy delikatności. Brzmienie Accustic Artsa jest za to genialnie proste i piękne tą prostotą. Nie nosi piętna dźwięku wysilonego. Stawia na wyrównanie, klarowność i dynamikę. Jeśli macie dobrze skonfigurowany gramofon, to zwielokrotni jego zalety. Jeśli natomiast konfiguracja jest przypadkowa lub nieudana, to Tube Phono II nie popisze się łaskawością, tylko zagra zwyczajnie.
„The Wall” mojego zespołu Pink Floyd czeka na okrągły jubileusz. Ostatnio, dzięki wydaniu na LP zremasterowanej dyskografii grupy, dokupiłem kilka pozycji. Wśród nich znalazła się właśnie „Ściana”. Nigdy nie należała do moich ulubionych, może ze względu na niejednorodność, może przez dość wydumaną i indywidualną koncepcję, a może z powodu zbyt dosłownej programowości. W żaden sposób nie mogę się jednak wyprzeć miłości do zwartych na trzeciej stronie utworów „Hey You”, „Is There Anybody Out There?”, „Nobody Home”, „Vera” oraz „Comfortably Numb”. Odnoszę wrażenie, że odświeżone nagrania nabrały audiofilskiego piękna i teraz, w czasie słuchania ich z przedwzmacniaczem Accustic Arts, wywołały cudowne wspomnienia i głęboką emocję czasu minionego. Usłyszałem więcej, dokładniej i piękniej. Niemiecki meister potrafił więc zagrać nie tylko w racjonalnej istocie szarej, ale także wywołać intensywne wyładowania w układzie limbicznym mojego mózgu. Tych wrażeń, w trakcie spotkań ze sprzętem audio, doznaję, niestety, coraz rzadziej. Zastanawiam się więc, czy to kwestia przetrenowania, zmęczenia, czy może ułomności urządzeń. Niemiecki przedwzmacniacz zabiera głos w tej dyskusji. Staje w mojej obronie, jednocześnie znajdując sposób na pogodzenie muzycznych żywiołów: rzetelności i klimatu.
Accustic Arts Tube Phono II gra w sposób, jakiego oczekuję od high-endowych źródeł. Jego brzmienie jest naturalne i swobodne, prawdziwe i bezpretensjonalne. Tym zdobywa moje uznanie i rekomendację.
Paweł Gołębiewski
Hi-Fi i Muzyka 10/2017
Accustic Arts Tube Phono II
Przeczytaj także