
21.08.2012
min czytania
Udostępnij
Okazuje się, że można zaprojektować takie opakowanie, którego nie trzeba zepsuć, żeby się dostać do zawartości. Samo urządzenie wygląda standardowo. Specjaliści od wzornictwa niezbyt się postarali albo w ogóle nie zostali do tego projektu zaproszeni. E30 jest mały i lekki, a dodatkową atrakcją jest długi czas pracy wbudowanego akumulatora – producent deklaruje aż 52 godziny.
Do obsługi trzeba się przyzwyczaić. Jest dość skomplikowana, a strzałki działają inaczej niż w większości podobnych urządzeń. iriver najwyraźniej ma swoje pomysły i konsekwentnie się ich trzyma. Niestety, głównie po to, by móc się pochwalić czymś oryginalnym. Największą część ekranu zajmują kanciaste cyfry pokazujące czas. Ale nie czas trwania ścieżki lub całego albumu. Chodzi o najzwyklejszy w świecie zegar. Dane na temat odtwarzanego utworu są w porównaniu z nim maleńkie. Zupełnie tego nie rozumiem. Gdyby to był elegancki klips albo coś w stylu bransoletki – w porządku. Tutaj wielki zegar nie ma sensu.
Lista odtwarzanych formatów jest długa i oprócz empetrójek znajdziemy na niej na przykład WAV i FLAC, co może zainteresować audiofilów. Szkoda jedynie, że niezależnie od formatu plików, brzmienie pozostaje anemiczne. Między początkiem a końcem każdego dźwięku nie słychać wypełnienia. Przy neutralnym ustawieniu korektora basu właściwie nie było. Można się posiłkować trybem SRS WOW HD (kto wymyśla te nazwy?!), ale lepiej wybrać inny odtwarzacz. Ten gra tak, jakby został zaprojektowany przez grupę zmęczonych życiem emerytów.
Kolejna porażka. Trudno, szukamy dalej.
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 04/2011
iriver E30
Przeczytaj także