21.08.2012
min czytania
Udostępnij
Monstrualny odtwarzacz zamknięto w obudowie o gabarytach małego laptopa, a będący jego główną atrakcją dotykowy wyświetlacz pracuje w rozdzielczości 800 x 600 pikseli i ma przekątną dochodzącą do pięciu cali.
Wydaje się, że urządzenie jest przeznaczone nie tyle do odtwarzania muzyki, co filmów. W zestawie dostajemy nawet kabel HDMI. Zabrakło natomiast złącza USB. Komunikacja z komputerem odbywa się za pomocą specjalnego kabla pasującego tylko do odtwarzaczy Cowona. Chyba po to, by utrudnić życie użytkownikom, bo brakiem miejsca na gniazdo USB nie można się tłumaczyć. Co ciekawe, za pomocą firmowego kabla nie naładujemy akumulatora. Do tego potrzebny jest specjalny zasilacz wtyczkowy. V5 pracuje z systemem operacyjnym Windows CE 6.0, dzięki czemu zyskujemy dostęp do kilku standardowych aplikacji. Nie oznacza to jednak, że obsługa jest prosta. Wielką zagadką jest na przykład ekran pojawiający się po włączeniu. Wyświetlanych jest aż 27 animowanych ikon, z czego 22 to ozdóbki nie prowadzące zupełnie do niczego. Kiedy już znajdziemy żądany album i ścieżkę, na początku paska przewijania zobaczymy chłopca, który biegnie w kierunku dziewczynki znajdującej się na końcu. Chłopiec bierze dziewczynkę na ręce, po czym wraca do punktu wyjścia. Wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy mieli do czynienia z gadżetem dodawanym do prenumeraty „Bravo Girl”. Ale mnie to jakoś nie zachwyca. O wyposażeniu nie ma sensu się rozpisywać. Flashówki, milion kodeków i ustawień, tuner telewizyjny… Możliwe, że gdzieś jest nawet ekspres do kawy.
Nie grało źle. Gdyby nie dominacja skrajów pasma, byłoby bardzo dobrze. Na szczęście można zmienić natężenie sopranów i basu za pomocą korektora i wtedy naprawdę można słuchać V5 HD z przyjemnością. Szkoda jedynie, że wychodząc na spacer, trzeba brać specjalny plecak na odtwarzacz.
Przytłaczające urządzenie. Jakoś mnie nie porwało.
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 04/2011
Cowon V5 HD
Przeczytaj także