21.08.2012
min czytania
Udostępnij
Nawet w opakowaniu zajmuje mniej miejsca niż trzy paczki zapałek. Mimo że urządzenie jest miniaturowe, wyposażono je w dotykowy ekran całkiem sensownych rozmiarów. Spokojnie mieszczą się tu cztery ikonki, a obsługa jest zaskakująco prosta – trzeba tylko wiedzieć, kiedy naciskać wyświetlacz, a kiedy przesuwać po nim palcem i w którą stronę.
Na górnej ściance znalazły się trzy przyciski – dwa do regulacji głośności i jeden służący jako włącznik. Na dole mamy wyjście słuchawkowe i złącze komunikacyjne – takie jak w większych iPodach. Do skopiowania plików z komputera potrzebujemy nie tylko firmowego kabla, ale i programu iTunes, który, moim zdaniem, jest jednym z największych nieporozumień w historii ludzkości. Ma coraz więcej funkcji i wszystko chce robić sam, a nie może zrozumieć, że użytkownik mógłby zechcieć zorganizować pliki po swojemu. W iPodzie Nano spodobały mi się trzy rzeczy. Pierwsza to praktyczny klips, dzięki któremu możemy przypiąć odtwarzacz do ubrania. Druga to radio – błyskawicznie wyszukuje stacje i znakomicie odbiera. I wreszcie trzecia, czyli korektor, w którym zamiast słupków z zakresami wykorzystano ustawienia w rodzaju „mniej basu” albo „więcej sopranów”.
Nano zaprezentował brzmienie zrównoważone i czytelne. Stawia na przejrzystość, ale nie ma to nic wspólnego z wyostrzoną i uprzywilejowaną górą. Gdyby organizowano zawody w kategorii „jak najlepszy dźwięk z jak najmniejszego urządzenia”, postawiłbym na iPoda Nano duże pieniądze.
Świetny odtwarzacz. Tylko ten iTunes…
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 04/2011
Apple iPod Nano
Przeczytaj także