bool(false)

McIntosh MCD12000

11.04.2023

min czytania

Udostępnij

Trudno się oprzeć wrażeniu, że źródłem sukcesu wzmacniacza MA12000 było nie tylko brzmienie. Swoje trzy grosze dołożyło wzornictwo: McIntoshe zawsze przyciągały wzrok i wyglądały niepowtarzalnie, zaś nowe okienko z lampami wniosło „wartość dodaną”. Dzięki niemu najwyższy model w ofercie wyraźnie się odróżnia od pozostałych. Niedawno zadebiutował kolejny flagowiec: odtwarzacz MCD12000. Prezentuje się jak uszyty na miarę oczekiwań posiadaczy MA12000. Jak to musi razem wyglądać! Projekt płyty frontowej nie mógł być dziełem przypadku. Widać w nim tak liczne odniesienia do wzmacniacza, że cel od razu staje się jasny: urządzenia muszą pracować w komplecie. Oczywiście, nie wyklucza to postawienia MCD12000 czy MA12000 w innym towarzystwie, ale jeden i drugi zgaszą wszystko wokół siebie.

Budowa

Front przykrywa tafla szkła. To nie akryl ani inne tworzywo, tylko prawdziwe szlifowane szkło. Proces obróbki jest pracochłonny i wymaga precyzji, ale McIntosh ma w tym wieloletnie doświadczenie. Szkło jest przejrzyste, odporne na zarysowania, nie matowieje. Wystarczy zachować minimum dbałości. Niebieskie wskaźniki poruszają się tak samo jak we wzmacniaczach amerykańskiej wytwórni i pokazują poziom sygnału wyjściowego. Pomiędzy nimi widać w okienku cztery podświetlone triody. Kiedy włączymy odtwarzacz, diody będą świeciły na pomarańczowo, a wyświetlacz zasygnalizuje wstępne nagrzewanie lamp (warm up). Po około minucie kolor zmieni się na zielony. Identycznie się dzieje we wzmacniaczu. Pod okienkiem ulokowano wąską szufladę transportu, a po bokach dwa pokrętła. Prawym wybieramy źródło sygnału cyfrowego; lewym sterujemy podświetleniem. Można wyłączyć wskaźniki, tło lamp, wszystko razem i osobno.

044 051 Hifi 12 2022 001

Lampy przed wygrzaniem świecą na pomarańczowo.

Dwa rzędy przycisków aktywują podstawowe komendy oraz dają dostęp do warstwy płyty hybrydowej. Oprócz CD MCD12000 czyta bowiem SACD w postaci dwu- i wielokanałowej. Amerykańska firma jako jedna z niewielu oferuje taką opcję. Poza Japonią format jest obecnie traktowany jako muzeum techniki, a szkoda. Oferuje bowiem jakość brzmienia na tyle wyższą od CD, że dzisiaj chętnie widziałbym na swojej półce połowę krążków SACD. Jednak zamiast skoncentrować się na nagrywaniu jak największej ilości nowego repertuaru, promotorzy kombinowali z remasterami, reedycjami „uzdatnianymi” do wyższej rozdzielczości i tym podobnymi erzacami. Z drugiej strony, nie podkreślano elitarności SACD, montując go nawet w miniwieżach. Zamiast poczekać, aż odbiorcy zauważą postęp, starano się zebrać żniwa, lekko podnosząc ceny budżetowego sprzętu. Na tyle jednak zauważalnie, że przy braku nagrań nabywcy odebrali to jako kolejny gadżet, mający wyciągnąć od nich pieniądze, bez niczego konkretnego w zamian. Dopiero z dzisiejszej perspektywy można ocenić krótkowzroczność koncernów. Dobre nagrania, wykorzystujące możliwości SACD, jednak istnieją i MCD12000 je odtworzy.

044 051 Hifi 12 2022 001

Po wygrzaniu – na zielono.

Błękit z zielenią współgrają bez zgrzytu, a symetryczne rozmieszczenie świecących elementów tworzy niepowtarzalny efekt, zwłaszcza wieczorem. McIntosh świeci niczym choinka, ale nie przeszkadza, bo ma w sobie coś „analogowego”, jak mawia młodzież. To powiew retro i niepowtarzalne piękno. Chyba nie ma na świecie sprzętu, który robi podobne wrażenie. Jest też nutka „pro”, w postaci masywnych uchwytów po bokach. Może to i ozdoba, ale praktyczna, bo ułatwia przenoszenie. Szkoda, że podobnych nie zamontowano z tyłu. Wtedy McIntosh zasłużyłby na złoty medal w kategorii mobilności w wadze superciężkiej. Mimo zainstalowania uniwersalnego transportu, producent określa MCD12000 jako DAC z możliwością odczytu płyt CD i SACD. Teoretycznie skromnie, praktycznie chce zwrócić uwagę na przetwornik. Ten ma aż siedem wejść cyfrowych: dwa koaksjalne RCA, dwa optyczne Toslink, symetryczne AES/EBU, USB-B oraz MCT. Ostatnie służy do współpracy z firmowym transportem, więc raczej pozostanie bezczynne. Reszta przyjmuje sygnały do 24 bitów/192 kHz, a USB-B – 32 bity/384 kHz, DSD512 i DXD 384 kHz. Sercem tej sekcji są dwie ośmiokanałowe kości ESS Sabre ES9038PRO (po jednej na kanał). Dzięki wykorzystaniu wszystkich kanałów obniżono poziom szumów i zniekształceń.

044 051 Hifi 12 2022 001

Nadkomplet wejść cyfrowych i dwa wyjścia analogowe: tranzystor i lampa.

Zasilanie oparto na transformatorze z rdzeniem R. Obwody cyfrowe i analogowe korzystają z osobnych linii. Wszystkie wejścia i wyjścia są porządne, zwłaszcza te analogowe. Mamy tu dwa standardy: RCA oraz XLR. Oba zdublowane, ponieważ wyprowadzają sygnał z wyjścia tranzystorowego albo lampowego; to drugie zrealizowano na dwóch 12AT7 i dwóch 12AX7A. Wybierając dyskretne półprzewodniki albo podwójne triody, można dostosować brzmienie do własnych upodobań. Polecam to zrobić na podstawie odsłuchów, bo nie da się jednoznacznie wskazać lepszej opcji. McIntosh potraktował je tak samo poważnie. Pilot, jak to zwykle bywa, został przefajnowany. Przyda się najwyżej połowa przycisków, a wąski, długi korpus utrudnia obsługę jedną ręką, zwłaszcza po ciemku. Na szczęście, klawisze są duże i wygodne. MCD12000 to piękny sprzęt, zrobiony tak, jak można oczekiwać, mając w głowie cenę miejskiego samochodu. Jakość w wydaniu McIntosha nie ogranicza się do materiałów, wykonania i klasy podzespołów – firma słynie z długowieczności i bezawaryjności swoich urządzeń. Rzadko mamy na ten temat coś do powiedzenia, bo czas trwania testu jest zbyt krótki na wyciąganie długoterminowych wniosków. Tak się jednak składa, że używam wzmacniaczy McIntosha od dwudziestu lat. Były to MA6850, MA7000, MA8000, MA9000, a obecnie MA12000. Nigdy nie miałem z nimi kłopotów; nie przepaliła się nawet jedna lampka w podświetleniu. Nie zatrzeszczał potencjometr, nie mówiąc o grubszych awariach. To prawdziwe woły robocze. Aby być do końca szczerym: miałem tylko jedną przygodę – w trakcie przemeblowania stłukłem front w MA6850 i skaleczyłem się w palec. Dzięki temu mogłem, nomen omen, przeciąć dyskusje, z czego został zrobiony. Część odbiorców uważała, że to plastik albo akryl. Własną krwią zaświadczyłem, że są w błędzie. Żeby jednak powtórzyć ten wyczyn, trzeba się mocno postarać. Może się to nie udać nawet kurierowi z zaawansowaną wścieklizną destruktywną. McIntosh pakuje swoje urządzenia w dwa pudełka, a gąbką i styropianem zwiększającymi ich odporność na „czynniki zewnętrzne” można by ocieplić strop w małym pokoju.

044 051 Hifi 12 2022 001

Pilot.

Konfiguracja systemu

Odtwarzacz pracował na zmianę z redakcyjnym C.E.C.-em CD5 (dla porównania). Wzmacniacz MA12000 był wymarzonym partnerem – zapewnił nie tylko wrażenia odsłuchowe, ale też wizualne zgodne z intencją producenta. W zestawie pracowały też kolumny Audio Physic Tempo VI. Sygnał płynął przewodami Hijiri, a prąd oczyszczał filtr Ansae Power Tower. Elektronika stała na stoliku Base 6, który eksponował jej urodę.

044 051 Hifi 12 2022 001

Wymarzony partner MA12000.

Wrażenia odsłuchowe

Wzmacniacze McIntosha polubiłem na dobre od premiery MA7000. To był przełom. Postęp pomiędzy MA6850, którego używałem wcześniej, a kolejnymi MA7000, 8000, 9000 i obecnym MA12000 można skwitować trochę złośliwie: „McIntosh nareszcie nauczył się robić integry”. Co do odtwarzaczy, to zauważyliście zapewne, że w moim systemie nigdy nie było Maka. To nie tak, że nie doceniałem wysiłków firmy, ale jakoś one do mnie nie przemawiały. Może dlatego, że nacisk stawiano na barwę, a ja w źródłach wyżej cenię precyzję, zawartość informacji i neutralność, które razem tworzą wrażenie, że słychać prawdziwe instrumenty. MCD12000 zmienia ten stan rzeczy: „McIntosh nauczył się robić zintegrowane odtwarzacze CD”. Mogę więc zacząć w stylu Hitchcocka: mojego C.E.C.-a Mak pogonił do pudełka. Powiecie, że nie zrobił łaski, bo wystarczy spojrzeć na różnicę w cenach. Racja, tylko jakoś poprzednim modelom się to nie udało, a teraz nie musiałem się doszukiwać różnic w trakcie „kontemplacyjnego odsłuchu”. MCD12000 pokazuje klasę natychmiast i bez niedomówień. Dla jasności: dwa rodzaje wyjść to dwie estetyki brzmienia, mające ze sobą wiele wspólnego, ale też odmienne na tyle, że warto podzielić opis.

044 051 Hifi 12 2022 001

Schemat na obudowie. Można popatrzeć, słuchając.

Tranzystor

W symfonice od razu wychodzi szydło z worka. Dźwięk wybucha w pokoju przestrzenią. Wypełnia go szczelnie, zachowując lekkość i swobodę. Ta pierwsza wynika z „napowietrzenia”, choć lepiej to nazwać „hojnym gospodarowaniem pogłosem”. Ale to nie tak, że odtwarzacz go przeciąga czy dodaje gasnącym dźwiękom ogon. Przeciwnie, w oddychającej i rozległej scenie doceniamy precyzję nie tylko lokalizacji instrumentów, ale także odseparowania od siebie całych grup. Nic się nie zlewa, a obraz pozostaje ostry. Każde źródło pozorne otacza aura. Orkiestra nie jest kompresowana tak, by zmieściła się na ograniczonej przestrzeni. McIntosh tworzy realistyczną iluzję powiększenia pokoju odsłuchowego, którego ściany nie stanowią dla brzmienia fizycznej przeszkody. Efekt swobody podkreślają przejrzystość i brak ograniczeń w przekazywaniu informacji. Zamiast przedostawać się jak przez lejek i atakować uszy skoncentrowaną wiązką, płyną wartką, szeroką falą. Czytelność pozostaje świetna, a równocześnie nie jesteśmy przymuszani do radzenia sobie z natłokiem bodźców; docierają do uszu w sposób oczywisty. To szczególnie mnie ujęło w nowym źródle McIntosha, choć kolejne obserwacje sprawiły wcale nie mniejszą frajdę. Aby docenić rozdzielczość MCD12000, proponuję się wsłuchać w bardzo ciche sygnały w pianissimach. Zdumiewające, jak wiele się dzieje i jaką można osiągnąć wyrazistość, niczego nie wyostrzając.

044 051 Hifi 12 2022 001

Ten wąż nie kąsa, tylko wysysa gniazdka.

W dynamice sama zdolność do przekazania wysokich poziomów głośności i potęgi forte stanowi zaledwie punkt wyjścia. Większe wrażenie robi swoboda odwzorowania kontrastów. Tak samo crescendo, jak i diminuendo rozwijają się bez opóźnień. Amplituda w zupełności wystarcza, by w czasie odsłuchu symfoniki nie odczuć niedosytu. Wprawdzie znajdą się w tej cenie odtwarzacze bardziej efektowne, jak Ayon czy Mark Levinson, ale McIntosh pozostaje bardziej czuły w mikroskali. O barwie… nie da się wiele powiedzieć. Jeżeli jest poprawna i neutralna, to w zasadzie zamyka temat. Wystarczy dodać, że góra pasma jest krystalicznie dźwięczna, a bas – potężny i głęboki. MCD12000 nie epatuje jednak tymi atrakcjami ani nie stara się popisać. A to znów potwierdza jego klasę i brak ekspozycji wybranej cechy, która innym ujęłaby komunikatywności. Słowo „komunikatywność” wydaje się kluczem do opisu tego brzmienia, które buduje płaszczyznę intuicyjnego porozumienia ze słuchaczem. A może mniej górnolotnie: nie ma cienia wątpliwości, że tak właśnie brzmi wiolonczela czy fagot.

Jednak to nie tak, że McIntosh nie wtrąca nic a nic od siebie. Robi to, z czego jest znany od dawna: dodaje odrobinę ciepła, mięsistości w średnicy – wszystko z umiarem i dojrzale. Jeżeli wnosi coś jeszcze, to amerykańską fantazję, a ona wychodzi muzyce na dobre. Po odsłuchu kolejnych akustycznych składów dochodzimy do wniosku, że odtwarzacz jest do nich wręcz stworzony. Czy to jazz, country, czy opera, „makintoszowy cukierek” ani na trochę nie zmniejsza realizmu przekazu. Nie preferuje także wybranego repertuaru. Wymienione atuty słychać również w szeroko pojętej muzyce rozrywkowej, więc nie ma co powtarzać opisów. Przejrzyste, swobodne granie może jednak dostać kopa, bo zarówno dynamikę, jak i bas „przyrządza” się inaczej już na etapie realizacji. McIntosh pokazuje tu swoje możliwości bez odmierzania dawki. Potrafi zadać mocny cios i wprawić w drżenie zastawę w kredensie. To żadna sztuka, bo podobne atrakcje serwują nawet tańsi konkurenci. Piszę to w zasadzie tylko po to, aby rozwiać ewentualne wątpliwości, że skoro taki wyrafinowany, to może słabeusz… Nic z tych rzeczy. Jakkolwiek największe wrażenie nadal robią przejrzystość, przestrzeń i precyzja, utrzymane na tle plastycznych barw, określenia takie jak „kultura” czy „szlachetność” niewiele mówią o brzmieniu, ale jak ulał pasują do tego, co słyszymy. Jest jeszcze coś równie niedefiniowalnego: przyjemność słuchania, ale przecież od niej zacząłem. A może chciałem zacząć?

044 051 Hifi 12 2022 001

Wejścia cyfrowe od środka.

Lampa

Na wyjściu lampowym wszystko staje się subtelniejsze, może nawet szlachetniejsze? Dość powiedzieć, że muzyka zyskuje jeszcze większą płynność. Źródła nie są już lokalizowane tak ostro, a precyzja wydaje się mniej oczywista. Szczegółów jednak nie ubywa; chyba nawet słyszymy je jeszcze wyraźniej, zwłaszcza gdy słuchamy po cichu. Paradoksalnie, w ciężkim graniu zyskujemy dalsze oczyszczenie. Instrumenty stają się lżejsze, ale przejrzystość faktury na tym zyskuje. Zabrzmi to dziwnie, ale ten dźwięk jest bardziej studyjny, a równocześnie łagodniejszy i przyjemniejszy. Co do charakteru zakresów pasma, to bas jest chudszy, ma mniejszą kontrolę, ale nabiera miłej miękkości. Góry nie ubywa – staje się odrobinę bardziej okrągła. I znowu zaskoczenie, bo łatwiej odseparować pojedyncze uderzenia pałeczki w talerz. Średnica wcale się nie rozgrzewa, jak byśmy się spodziewali po lampie. W ogóle środek ciężkości nie przesuwa się ani w górę, ani w dół. Pogłos staje się dłuższy, a powietrza przybywa, choć rozmiary sceny nie rosną. Może nawet wyraźniej zaznacza się pierwszy plan? To jednak na granicy percepcji. Jeśli chodzi o dynamikę – tu wyjście tranzystorowe oferuje więcej. W estetyce triodowej kontrasty nie są aż tak istotne.

044 051 Hifi 12 2022 001

Mechanizm widoczny po zdjęciu płytki drukowanej.

Która opcja lepsza? Ja wybrałbym tranzystor, a już na pewno do pracy przy testowaniu wzmacniaczy i kolumn. Lampa oferuje jednak pewną eteryczność, niedosłowność, która akuratność potrafi zastąpić odrobiną magii. Trudno się również oprzeć wrażeniu, że w symfonice przybywa kolorów. Zestawienia instrumentów stają się bardziej obrazowe i łatwiej zrozumieć, dlaczego impresjoniści zerwali z klasycznymi zaleceniami profesorów w konserwatoriach. Łatwiej się też zachwycić barwą klarnetu i głosem lidera The Doors. Przekaz emocji staje się jeszcze bardziej podprogowy.

044 051 Hifi 12 2022 001

Duża obudowa nie zionie pustką.

Konkluzja

Po napisaniu tysiąca recenzji przychodzi rutyna. Czasem jednak zdarza się urządzenie, które z niej wytrąca, a słuchanie i pisanie znów sprawia przyjemność. Rozpoznanie tego stanu u autora jest słynnym „czytaniem między wierszami”. Niby napisał jak zwykle, ale widać, że naprawdę się podobało. Jak, Waszym zdaniem, było tym razem?

044 051 Hifi 12 2022 001

MCD12000 – tego wzornictwa nie da się ani pomylić, ani podrobić.

mcd12000
Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 12/2022

McIntosh MCD12000

Przeczytaj także

Marten Parker Trio Diamond Edition

20.03.2025

Testy

Kolumny

Marten Parker Trio Diamond Edition

JBL Stage 280F

16.03.2025

Testy

Kolumny

JBL Stage 280F

Indiana Line Tesi 3

12.03.2025

Testy

Kolumny

Indiana Line Tesi 3

Kora DAC 140

08.03.2025

Testy

Przetworniki C/A

Kora DAC 140

Audio Research Reference 160S

28.02.2025

Testy

Końcówki mocy

Audio Research Reference 160S

Vitus Audio SCD-025 mk.II (2024)

26.02.2025

Testy

Odtwarzacze CD

Vitus Audio SCD-025 mk.II (2024)

McIntosh C12000/MC1.25KW 75th Anniversary

22.02.2025

Testy

Wzmacniacze dzielone

McIntosh C12000 / MC1.25KW 75th Anniversary

Accuphase DP-770

17.02.2025

Testy

Odtwarzacze CD

Accuphase DP-770