
09.11.2022
min czytania
Udostępnij
Noble mieści się pomiędzy podstawową linią Corona a szczytową Reference. W jej skład, poza recenzowanym odtwarzaczem, wchodzą: wzmacniacz zintegrowany N51, przedwzmacniacz N11, stereofoniczna końcówka mocy N21 oraz monobloki N15. Wzornictwo wszystkich wymienionych modeli zostało zunifikowane.
Dużą obudowę N31 wykonano z aluminium. Składa się z kilku wyciętych techniką CNC elementów połączonych śrubami. Jest sztywna, a redukcję rezonansów wspomagają kształtowniki wytłumione matą bitumiczną. Do wykończenia z zewnątrz i od środka, poza dnem, wykorzystano lakier fortepianowy. Obok testowanej wersji czarnej dostępna jest też biała. Masywne nogi odtwarzacza, panel z sześcioma przyciskami otaczający wyświetlacz i szczelinę napędu, a także elementy podświetlanego logo na pokrywie mają błyszczący złoty kolor. Wyglądają przebogato, a dla zwolenników zimniejszej kolorystyki przewidziano opcję w chromie. Narożniki nad nogami zaokrąglono, a umieszczoną pomiędzy nim najniższą część obudowy nieco wsunięto, wyszczuplając wizualnie masywną bryłę. Kolorowy display pozostaje czytelny z kilku metrów. Zapewnia wgląd w menu, a dzięki czujnikowi ruchu przy przyciskach wyświetlają się odpowiednie ikony, gdy zbliżymy dłoń do urządzenia. W trakcie odtwarzania płyt pokazują się numer nagrania, CD Text i postęp utworu, a w przypadku plików – okładki oraz informacja o rozdzielczości materiału. Jasność można regulować, zbliżając rękę do logo na pokrywie odtwarzacza. Przyciski rozmieszczono symetrycznie, po trzy w kolumnach po obu stronach displayu. Ich funkcje zmieniają się w zależności od aktualnego trybu pracy – odtwarzania lub przeglądania oraz ustawiania opcji menu. Transport płyt znajduje się poniżej wyświetlacza. Zastosowano szczelinowy mechanizm ładowania. Po lewej stronie frontu widać jeszcze podświetlany włącznik trybu standby z logo MBL-a. Kolejne logo, tylko wyraźnie większe, otoczone szerokim podświetlanym pierścieniem, umieszczono na pokrywie urządzenia. Jak wspominałem, poza funkcją dekoracyjną, zawiera sensor ruchu, przy pomocy którego, bez dotykania, można regulować jasność jego podświetlenia oraz wyświetlacza z przodu. Z tyłu znajduje się włącznik główny, zintegrowany z gniazdem zasilania i bezpiecznikiem. Powyżej umieszczono złącza systemu MBL SmartLink i gniazdo karty SD do aktualizacji oprogramowania. Sygnał analogowy wyprowadza wyjście XLR i RCA, a cyfrowy: optyczne, koaksjalne oraz AES/EBU. Jako że N31 jest także w pełni funkcjonalnym przetwornikiem c/a, wyposażono go w cyfrowe wejścia, znów: optyczne, koaksjalne oraz AES/EBU, a dodatkowo jeszcze – w dwa USB-B (klasy 1 i 2) oraz LAN (RJ-45), z którego korzystałem najczęściej. Wszystkie wejścia i wyjścia cyfrowe są izolowane galwanicznie, a USB korzystają z własnego zasilania. Oscylatory nieużywanych gniazd są automatycznie odłączane.
Włącznik standby.
Wewnątrz N31 uwagę zwraca bardzo wysoka jakość montażu. W zasilaczu zastosowano transformator toroidalny, zamknięty w puszce wielkości odpowiadającej elementowi około 100-watowemu. Na pionowej płytce z lewej strony obudowy ulokowano przekaźnik i zabezpieczenia gałęzi zasilania oraz moduł standby. Bardziej z tyłu znajduje się płytka z układami SmartLink oraz gniazdem karty SD do aktualizacji firmware’u. Część układów zasilania z bezpiecznikami, stabilizatorami napięcia oraz kondensatorami filtrującymi Nichicon serii GU(M) umieszczono na płycie głównej, położonej na spodzie urządzenia. Widać tu także DAC z chipem ESS Sabre 9018S oraz układy wyjściowe sekcji niesymetrycznej, z bardzo dobrymi wzmacniaczami operacyjnymi AD797, oddzielne dla każdego kanału. Sygnał do XLR-ów trafia na wyżej położoną płytkę z takimi samymi wzmacniaczami operacyjnymi. Materiały informacyjne mówią o w pełni symetrycznej ścieżce od przetwornika do wyjść XLR. Zawarte w instrukcji zalecenie, by używać gniazd RCA oznacza więc sugestię korzystania z krótszej drogi sygnału. Połączenie przez XLR wiąże się z dodaniem jeszcze jednej sekcji wyjściowej, spiętej z płytą główną 10-cm odcinkami zwykłych przewodów. Wcześniej odnotowane wrażenia odsłuchowe korelują z wynikami oględzin budowy wewnętrznej, które wykonaliśmy w końcowej części testu. Współczesny napęd komputerowy ze szczelinowym ładowaniem płyty umieszczono na osobnej podstawie i pod wytłumionym pianką pochyłym ekranem, który prawdopodobnie chroni go przez światłem z wyświetlacza lub logo. Ale tego nie jestem pewien. Po jego prawej stronie znajduje się układ sterujący pracą mechanizmu czytnika (servo). Dwa wejścia USB znajdują się na dwóch oddzielnych, ale bliźniaczych płytkach z dobrze znanymi i sprawdzonymi w wielu aplikacjach kośćmi XMOS, rozszerzonymi o dodatkowe elementy, które prawdopodobnie filtrują zasilanie. Kolejna płytka obsługuje wejście LAN, a także zapewnia współpracę z Roonem. Podłączono do niej dodatkowy moduł z komputera Raspberry Pi (Module 3). Za przednim panelem znalazły się jeszcze układy sterujące pracą odtwarzacza, potocznie zwane „logiką”. Do obsługi można wykorzystać przyciski na przedniej ściance oraz zdalne sterowanie. Pilot to dzieło sztuki użytkowej. Co prawda od razu wiadomo, że służy do sprzętu hi-fi – świadczą o tym opisane symbolami przyciski, jednak forma niskiego walca i okalający go obrotowy pierścień do regulacji głośności są rozwiązaniami niezwykle oryginalnymi. Sterownik jest wspólny dla serii urządzeń, więc nie z każdej jego funkcjonalności korzystałem. Akurat z regulacji głośności i wyciszenia nie, ale z wyboru wejścia – jak najbardziej. Odtwarzacz wyceniono na 66050 zł. Luksusowo. To blisko trzykrotnie więcej niż podobnie funkcjonalny Mark Levinson No. 5101.
Logo z czujnikiem regulacji podświetlenia samego siebie oraz displayu.
MBL Noble N31 CD-DAC zagrał w zestawie z dzielonym wzmacniaczem McIntosh C52/MC301 i monitorami ATC SCM-50 PSL. Jako odtwarzacz odniesienia oraz transport CD wykorzystałem Audio Researcha Ref CD7. Komponenty łączyły przewody Fadel Coherence One i Two. Pliki z zasobów NAS oraz Tidala odtwarzałem przez Roona. Do połączenia LAN użyłem przewodu Supra CAT8 Network Patch Cable. MBL dostarcza w komplecie z N31 także własny kabel tego typu.
Przewód LAN w zestawie.
Po podłączeniu do domowej sieci odtwarzacz bez problemu pobrał adres i stał się widoczny dla aplikacji Roon. Nominalnym ograniczeniem może być obsługa sygnałów PCM do 24 bitów/192 kHz i DSD64. W praktyce nie stanowiło to przeszkody, gdyż Roon dostosowywał parametry DSD. W odsłuchach korzystałem z domyślnego filtra cyfrowego minimum phase. Poza nim dostępne są także fast rolloff oraz slow rolloff. Mimo że obsługa odtwarzacza jest dość intuicyjna, to warto się wcześniej zapoznać z instrukcją; daje ona przydatne podpowiedzi, o czym jeszcze wspomnę. N31 nie nagrzewa się w czasie pracy, ale jako że jest duży i dekoracyjny, najlepiej będzie się prezentował na górnej półce stolika. Zalecam ostrożność przy przenoszeniu, bo jest ciężki, a uderzenie o jakiś twardy element mogłoby uszkodzić lakier. Pilot spisuje się znakomicie, ale urządzenie reagowało także na komendy sterownika mojego odtwarzacza z napędem Philipsa. Podłączone? Gramy!
Sterownik systemowy.
Płyty
Włączenie odtwarzacza w system to oczywiście czas na rozgrzewkę, ale także na pierwsze wrażenia ogólne. MBL zagrał czysto i… bez zaskoczenia. Dźwięk nie tyle przykuł uwagę, ile rozproszył się w pokoju. Odniosłem wrażenie pewnego utwardzenia, zdecydowanej kontroli i w ten sposób egzekwowanej dyscypliny brzmieniowej. Przewaga siły i dynamiki nad sercem i muzykalnością była w pewien sposób zaskakująca, a jednak oczywista. Zmiany filtrów cyfrowych nie wpływały na istotę tej oceny. Sięgnąłem do instrukcji i zgodnie z zawartą tam sugestią zmieniłem połączenie z XLR na RCA, w obu korzystając z łączówek Fadel Coherence One. Zmiana na wyjście niesymetryczne to większe otwarcie na muzykalność, oddech i przestrzeń. Proporcje się wyrównują, ale nie poprzez pogorszenie kontroli, lecz dzięki poprawie zróżnicowania i szczegółowości dźwięku. Dopieszczona i swobodniejsza mikrodynamika korzystnie wpływa na jego fakturę i wielowymiarowość. MBL N31 pozostaje wolny od podkolorowań, a jego brzmienie zdaje się bardzo neutralne. Dynamika jest świetna – jedna z lepszych, jakie pamiętam ze źródeł cyfrowych. Nie jest to jednak granie do przodu i na twarz, lecz zachowanie wielowymiarowości i struktury utworów w połączeniu z dynamiką odpowiednią dla każdej odtwarzanej nutki. Słychać mnóstwo otwartości i pozornej łatwości grania mocno, a jednocześnie pewnego rodzaju cierpliwość, mistrzostwo cyzelowania szczegółów, przemyślaną pracę nad niuansami. Nie ma chodzenia na skróty. Przewija się wiele wątków i wszystkie są spasowane i zgrane.
Tylna ścianka.
Neutralność (choć może trafniej byłoby powiedzieć: obiektywizm, liniowość i spójność) powoduje, że wysokie tony są otwarte, czytelne i szczegółowe, ale nie dominują nad przekazem. Moją uwagę zwróciło ich zróżnicowanie. Pięknie zdefiniowanych detali pojawia się naprawdę dużo. Średnica MBL-a N31 bardzo pasuje do natury monitorów ATC, które potrafią pokazać jej przejrzystość, czystość oraz charakter: niezbyt namiętny, nienatrętny, w pierwszym poznaniu raczej powściągliwy, za to obiecujący coraz więcej przyjemnych wrażeń i odkryć. Szybko się zorientowałem, że dzięki temu wgląd w muzykę staje się bardzo naturalny, zarówno pod względem barwy, jak i perspektywy, pozwalającej dobrze oceniać zróżnicowany repertuar. Niskie tony z początku również mogą się wydać mało spektakularne, lecz ich poznanie pokazuje prawdziwą siłę i kontrolę tego zakresu. Tu również decyduje materiał muzyczny czy gatunek. Kontrabas solo jest umiejętnie wyważony. Nie przytłacza ani nie zamazuje szczegółów, a w zespole nie ginie wśród innych instrumentów. Jego energię odczuwa się wyraźnie przez cały czas. Perkusja uderza błyskawicznie, a bas potrafi nagle i głośno zawarczeć. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie wejścia subito forte orkiestry symfonicznej. A szczególnie te mniej spodziewane, jak w „Evening Prayers” Kanczelego. Trochę niesprawiedliwe byłoby napisać, że niemiecki odtwarzacz kontroluje dźwięki. N31 kontroluje raczej prawidłowe i wiarygodne odtwarzanie muzyki. I w tym względzie bardzo wysoko ustawia systemowi poprzeczkę.
Wejścia i wyjścia cyfrowe.
Pliki
Wymienione zalety brzmienia odnoszę przede wszystkim do płyt CD. Ale MBL N31 bardzo dobrze wypada także jako Roon Endpoint. Prawdopodobnie nie wykorzystałem w pełni jego potencjału w tym zakresie, gdyż tymczasowo korzystam z Roon Core’a zainstalowanego na zwykłym, chociaż jedynie do tego oddelegowanym komputerze. Odtwarzanie przez LAN przebiega bezproblemowo. Niektóre aspekty dźwięku wykazują pewne uproszczenia w porównaniu z płytą, jednak nagrania wysokiej rozdzielczości, a w przypadku Tidala – MQA wypadają naprawdę dobrze. Jako że punktem odniesienia jest bardzo wysoka jakość prezentacji z CD, to nawet lekkie ściśnięcie sceny czy spolerowanie mikrodynamiki mogłoby istotnie wpłynąć na przyjemność słuchania. Nic złego się jednak nie dzieje. Co więcej uważam, że także jako odtwarzacz sieciowy N31 pozostaje sumiennie obiektywny. Nie koloryzuje, ale też sprawia, że pliki pokazują swe największe atuty. Jeżeli czymś mnie zaskoczyły, to oddaniem stereofonii i głębi sceny oraz rozbudowaną dynamiką. MBL N31 trzyma klasę i w każdej aplikacji prezentuje się wyśmienicie.
Gniazda zasilania, SmartLink oraz karty SD.
DAC
Porównałem także brzmienie samego DAC-a w połączeniu AES/EBU z odtwarzaczem Audio Research Ref CD7. Brzmienie jego lampowego wyjścia jest bardzo plastyczne, nasycone, lekko dociążone, a przy tym – dynamiczne. MBL N31 wnosi nieco inną estetykę. Brzmi chłodniej, bardziej krystalicznie, a nieco mniej emocjonalnie, jednak nie mniej spektakularnie. Zalety takiego niezmanierowanego grania docenia się coraz bardziej wraz z upływem czasu i przepływem repertuaru. Po przesłuchaniu różnorodnego zasobu albumów wiem, że wspomniane na początku opisu „rozproszenie” dźwięku to w rzeczywistości przejście na wyższy poziom. Ten odtwarzacz wygląda mało dyskretnie i trudno go „odzobaczyć”, ale pod dość ostentacyjną aparycją kryje się zaskakujący kunszt. Obserwowałem oczami i uszami, co MBL robi z muzyką. A on wypełniał nią przestrzeń przede mną i czas wokół mnie. Słychać bardzo dużo – wspaniale dalsze plany czy cichsze sekcje instrumentów w orkiestrze. Wyobraziłem sobie, że takie brzmienie jest idealne do analizowania aranżacji, różnic w interpretacjach czy jakości nagrań. Jednocześnie zachowuje klimat i nie „niszczy” brzmienia mojego systemu odsłuchowego. Na czym mi bardzo zależy, bo zestawiałem go pod kątem jak najlepszego narzędzia do oceny i porównywania brzmienia źródeł – czy to cyfrowych, czy analogowych. Z drugiej strony, MBL N31 nie jest źródłem oczywistym, które zachwyci każdego, zwłaszcza w pierwszym kontakcie. Trzeba go trochę poodkrywać. To zdarzyło się także mnie, ale po pierwsze, ja to uwielbiam; po drugie – mam do tego cierpliwość, a po trzecie – chce mi się starać, by poprzez nawet drobne kroczki wykorzystać pełen potencjał systemu, że tak mało skromnie powiem. A przechodząc powoli do podsumowania, przyznaję, że po niezbyt zachęcającym wstępie spędziłem z MBL-em kilka pięknych sesji odsłuchowych.
Wyświetlacz pokazuje m.in. CD Text oraz opisy przycisków.
MBL Noble N31 należy do grupy najlepszych recenzowanych przeze mnie źródeł. Brzmi doskonale czysto, a jego neutralność nie nudzi, lecz wciąga w nagrania. Mikrodynamika bez uproszczeń przypomina analogową, a siła i energia tworzą platformę, na której wszystkie te talenty budują znakomity efekt. Szczególnie docenią to posiadacze systemów, w których nie trzeba już wiele poprawiać ani modelować charakteru brzmienia, a jedynie dostarczyć ze źródła jak najwyższej jakości sygnał. Przez konfiguracje przerysowane w którymś z aspektów, taki odtwarzacz może się brzmieniowo prześlizgnąć niemal niezauważony, bo raczej ich nie poprawi.
Konsultacja techniczna: Jarosław Cygan
Hi-Fi i Muzyka 06/2022
MBL Noble N31 CD-DAC
Przeczytaj także