
27.10.2022
min czytania
Udostępnij
Roberto Barletta pozostaje rozsądny w kalkulacjach, przynajmniej w serii Natura, której Stella Esclusiva jest flagowcem. Powiecie, że 23 kzł to niemało? Pewnie tak, ale nowe Stelle stoją właśnie przede mną i nie mogę oderwać od nich oczu. Nie to jest jednak najważniejsze. W pamięci mamy konstrukcje sprzed lat, niektóre ponadczasowe; tymczasem wiele firm „poszło do przodu”, co niekoniecznie wyszło im na dobre. Obecne modele nie są ani ładniejsze, ani nie grają lepiej, ale pogoń za modą wymusza zmiany. Szkoda, bo Tannoye M1 czy Audio Physiki Tempo VI nadal mogłyby być hitami. Xavian ulepsza swoje konstrukcje, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że ciągle robi to samo. Czy to źle? Zapytajcie konkurencję, na przykład McIntosha lub Harbetha.
Twórca, choć nie ze Stellą w tle.
W topowych Stellach wszystko jest klasyczne: wzornictwo, materiały i rozwiązania techniczne. Te ostatnie akurat spotykane rzadziej, choć doskonale znane. Opisu nie można zacząć inaczej, jak od skrzynek. Sklejono je z drewna – materiału z pozoru wdzięcznego, który jednak w praktyce zwiastuje same kłopoty. Niewysezonowany (a przecież nigdy nie jest do końca) pracuje, czyli jest podatny na odkształcenia. Barletta znalazł na to sposób: złożył ścianki z deseczek, jak parkiet, i usztywnił całość od środka. Warto docenić precyzję montażu i klejenia. Gdyby nie rysunek słojów, spojeń nie dostrzeglibyśmy nawet przez lupę. Zaokrąglenia na bokach zapewne redukują załamania fal, ale w moim odczuciu mają głównie walor estetyczny. Na froncie nie widać otworów na maskownice, bo te są utrzymywane przez magnesy. Za to na górnej ściance zobaczymy pięknie wygrawerowany napis: „Xavian, Prague”. Czesi muszą być dumni.
Gniazda. Wersja biała.
Pojedyncze złocone terminale wystają bezpośrednio z obudowy. Ta jest sztywna, zwłaszcza że w środku wklejono wspomniane wzmocnienia. Pod dwoma górnymi przetwornikami umieszczono listwy tworzące otwarty profil. Poniżej trzeciego znalazła się skośna, tym razem zamknięta przegroda, wydzielająca dolną komorę. Tę wypełniono piaskiem znad czeskiego morza, by obniżyć środek ciężkości. Dodatkowa masa tłumi rezonanse. Niewywrotność Xaviany zawdzięczają także podstawom rozszerzającym punkty podparcia. Kolce regulujemy od góry kluczem imbusowym. Wytłumienie zapewniają również dwa płaty gęstej pianki, które przy okazji oddzielają zwrotnicę od energii promieniowanej przez tylną część woofera, oraz maty bitumiczne i tkanina o nieokreślonej proweniencji. Drewniana uroda Stelli nie cechuje, niestety, wszystkich wariantów wykończenia. Standardowe, czyli biel i czerń na wysoki połysk, zupełnie tracą urok. Piękne dębiny – jasna, ciemna i koniakowa – kosztują więcej, bo 27490 zł, ale w moim odczuciu są to jedynie słuszne wybarwienia. Na tyle samo wyceniono także „naturalną” biel – zupełnie nie rozumiem dlaczego, bo nie dorównuje wersjom dębowym.
Podstawy od dołu.
Lite drewno, przegrody, pokaźne magnesy, piasek – stąd ta masa. Niby kolumny niespecjalnie okazałe, a niemal przyklejają się do podłogi. Układ jest dwudrożny, z częstotliwością podziału przy 2,5 kHz. Producent chwali się jakością elementów zwrotnicy: są tam cewki powietrzne z miedzi beztlenowej, kondensatory Mundorf Evo z aluminiowymi okładzinami oraz Jentzeny. Gołym okiem widać staranność montażu na płytce drukowanej. Xavian określa filtr mianem „zero phase”, ponieważ szczególną uwagę przy projektowaniu zwrócił na redukcję przesunięć fazowych. Wewnętrzne okablowanie, również z czystej miedzi, prowadzi do dwóch przetworników, choć na przedniej ściance widać trzy. Nie dostrzeżemy za to nigdzie wylotu tunelu bas-refleksu. W pierwszej chwili mogłoby to sugerować obudowę zamkniętą, ale faktycznie Stella jest układem z membraną bierną. Rozwiązanie to stosowały wcześniej choćby Sonus Faber i Thiel. Polega ono na zastosowaniu aktywnego głośnika basowego w duecie z pasywnym, czyli pozbawionym magnesu i cewki, słowem: układu wprawiającego membranę w ruch. Jest tylko ona oraz zawieszenie i kosz. Ciśnienie tylnej strony aktywnego przetwornika jest przenoszone na nią.
Pstryki z fabryki.
Pasywny radiator bywa większy od aktywnego, z którym współpracuje, ale Barletta wykorzystał identyczną średnicę, z jedną różnicą: woofer ma w centrum korektor fazy, natomiast membrana bierna – nakładkę przeciwpyłową. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, korektor jest w niej zbędny; po drugie, układ powinien być szczelny, a szpara wokół „pocisku” przepuszczałaby powietrze. Układ z membraną bierną ma zalety czysto techniczne, ale ważniejszy jest specyficzny charakter basu, za który klienci uwielbiali kolumny Thiela i takie legendy hi-fi, jak Sonus Faber Extrema.
Pstryki z fabryki.
Dawno temu Xavian sprowadzał z Włoch przetworniki wykonane według jego specyfikacji. Roberto uznał jednak, że sensowniej (a zapewne i taniej) będzie kupić własną wytwórnię, którą nazwał Audio Barletta. Czy realizuje ona zamówienia innych firm, nie wiemy, natomiast w pełni zaspokaja potrzeby Xaviana. Ponadto uniezależnia go od dostawców i, trzeba przyznać, trzyma jakość. Dół i średnicę pasma obsługuje 17,5-cm głośnik z koszem odlewanym ze stopu metali lekkich i z wąskimi żebrami, które ułatwiają przepływ powietrza. Cewkę nawinięto płaskim drutem aluminiowym, a napędza ją solidny magnes z miedzianym pierścieniem redukującym zniekształcenia. Membrana z powlekanego papieru ma podwójny fałd zawieszenia. Nie wystaje ono za obrzeże stożka, a jednocześnie umożliwia pracę z dużym wychyleniem.
Czarny błysk.
Miękka kopułka ma aż 29 mm, co zapowiada ciekawe wrażenia, jak w przypadku konstrukcji Chario. Stelle to piękne i intrygujące kolumny. Jedno tylko mi się w nich nie podoba: wysoko umieszczone gniazda. Wiem, że dzięki temu wewnętrzne okablowanie jest krótsze, za to zewnętrzne powinno mieć pewien zapas. W przeciwnym razie będzie smętnie zwisać z tyłu i psuć efekt, w który włożono mnóstwo pracy i serca.
Jak brać, to tylko w drewnie.
Xaviany Stella Esclusiva są łatwe do wysterowania. Impedancja nominalna wynosi 8 omów, a skuteczność – 89 dB. Mogą pracować z tranzystorem, ale polubią się też z lampą. Dostały więc jedno i drugie, w postaci hybrydy McIntosha MA12000. Sygnał dostarczał odtwarzacz C.E.C CD5, za pośrednictwem okablowania Hijiri (HCI/HCS/Nagomi). Prąd filtrował Power Tower Ansae.
Po odsłuchach kolumn z membraną bierną przed laty trudno się uwolnić od przypisywania temu rozwiązaniu wzorca brzmieniowego. Zakłada on bas spowolniony, miękki i misiowaty, podbity na samym dole. Tymczasem Xaviany mnie zaskoczyły, lądując gdzieś pośrodku drogi do tego, co zwykle kojarzy nam się z obudową zamkniętą. Jako że to mój ulubiony typ strojenia, Stelle z miejsca zyskały w moich oczach. Nie przesądziły o tym jednak ich możliwości dynamiczne ani mocarny bas. Oczywiście od podłogówek za ponad 20 kzł sporo się już w tych aspektach wymaga, więc wypada zaznaczyć, że i dynamika, i bas są wystarczające. Nadal jednak nie jest to propozycja dla osób poszukujących koncertowych wrażeń. Zalet Xavianów nie odkrywa się w pierwszej minucie. Za to po godzinie zaczyna narastać ciekawość, co dalej.
Pstryki z fabryki.
Barletta zaprojektował głośnik dojrzały, nie szukający poklasku i niekoniecznie mający wygrywać sklepowe sparingi. Za to taki, który spokojnie mógłby stanąć w domu muzyka, co to na scenie zęby zjadł. Im dłużej słuchamy, tym mocniej utwierdzamy się w przekonaniu, że Stelle mają klasę. Doskonałość w architekturze nie polega na tym, że do obiektu trudno coś dodać, ale – że nie można z niego nic ująć. Bo dodać zawsze można, tylko czy to nie zburzy harmonii? Właśnie – harmonia. To słowo najlepiej opisuje brzmienie czeskich kolumn. Na samym początku warto zaznaczyć, że gdy zamkniemy oczy, widzimy duży monitor, a nie wolnostojące skrzynie. Dzieje się tak głównie za sprawą precyzji. Muzyka jest perfekcyjnie uporządkowana. Każdy dźwięk ma swoje miejsce, czas i kontury. Oczywiście, wpływa to korzystnie na czytelność i przejrzystość obrazu, ale jest też coś więcej.
Nie to nawet, że będziemy odkrywać nowe ścieżki, schowane gdzieś za solistami, tylko – jak łatwo nam to przyjdzie. Niewiele słyszałem studyjnych monitorów, które tak rzetelnie przekazywałyby informacje. Dowiadujemy się prawdy o nagraniach i, niestety, te gorsze zostaną zdemaskowane. Za to lepsze błysną separacją ścieżek, dzięki czemu każdą z nich bez trudu wyłowimy. Pomaga w tym wykończenie dźwięków. Kontrola czasu i energii pozostaje świetna w całym paśmie, a najlepiej to słychać w basie. Nie jest potężny ani nie powala głębią. Ma jednak specyficzną siłę, polegającą na sprężystym uderzeniu i równie skutecznym zebraniu wybrzmienia. Pojawia się też nutka miękkości, zapewniająca mięsistą „amortyzację ciosu”. To efekt miły dla ucha, podkręcający emocje. Najważniejsza pozostaje jednak precyzja.
Pstryki z fabryki.
Średnicę uporządkować łatwiej, a kolumny nie mają z tym problemu. Owoce starannej obróbki są słodkie, bo wszystko słychać bez eksponowania wybranych podzakresów. To by zresztą było ułatwienie, a jak wspomniałem, Stelle są dojrzałe i nie chodzą na skróty.
Na górze pasma pewne rozciągnięcie przypominające pogłos nie świadczy najlepiej o precyzji tweetera. Daje za to poczucie większej swobody i przestrzeni. Xavian proponuje drugą stronę medalu: każdy sygnał dozuje z aptekarską dokładnością i oczyszcza go, aby nie przyklejał się do innych. W ten sposób znów otrzymujemy dokładny rysunek techniczny na papierze milimetrowym. Siedząc z boku, możemy dostrzec pewne dociążenie wysokich tonów, osadzenie w niższych obszarach, ale to mija, kiedy znajdziemy się na osi głównej.
Pstryki z fabryki.
Taki opis może sugerować pewną bezduszność. Tymczasem w czeskich podłogówkach można zauważyć oszczędność w środkach, ale na pewno nie obojętność na emocje. Drogą do jej zbudowania okazuje się warsztat – zupełnie jak u muzyka-instrumentalisty. Najważniejszy jest fundament, na którym da się oprzeć całą resztę. W tym przypadku jest nim niemal idealna równowaga rejestrów. Niemal, ponieważ czasem jednak bas coś podkreśli. Ale – po pierwsze – zdarza się to rzadko, a po drugie z umiarem godnym zawodowca. Równowaga idzie w parze z neutralnością. Też „niemal”, bo pojawia się dodatek miłego ciepełka. To jednak przyprawa, a nie narzucanie nagraniu własnego charakteru.
Kawał dobrej roboty.
W muzyce rozrywkowej Stella preferuje niebyt rozbudowany aparat wykonawczy. Nie przepada też za ostrym łojeniem i hałasem. Co nie znaczy, że taki repertuar będzie kaleczyć. Bez względu na natężenie informacji pokaże rozstawienie mikrofonów, ale nie zagra z rozmachem ani nie powali basem z klawisza. I odnoszę wrażenie, że to dobrze, bo jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Dlatego prezentację mocnych brzmień podsumujmy tak: to nie nalot dywanowy, tylko operacja jednostki specjalnej. Może nie widowiskowa, ale na pewno skuteczna.
Tu deseczki widać aż za bardzo.
Teoretycznie symfonika stawia te same zadania. Praktycznie okazuje się, że efekt jest ciekawszy. Naturalne brzmienie, równowaga między wszystkimi przydatnymi cechami plus przejrzystość i precyzja składają się na konglomerat niby nie oszałamiający, a jednak podbijający serce. W tym przekazie jest coś prawdziwego i choć można by go ubarwić, to pojawia się pytanie: po co? Umiar pozostaje szlachetny i właśnie dlatego przyszło mi na myśl, że kolumny docenią muzycy. Nie będą szukać wrażeń zarezerwowanych dla młodzieży, tylko chętnie posłuchają kolegów po fachu. Nawet po to, żeby im coś wytknąć. I to – stety lub niestety – Xaviany im ułatwią. Prezentacja przestrzeni to znowu umiar i proporcje pomiędzy szerokością a głębią sceny. Może bez holograficznych efektów, za to z ostrą lokalizacją źródeł i konturami narysowanymi dobrze zatemperowanym ołówkiem.
Tweeter.
Monitor studyjny, narzędzie dla realizatora, lupa dla muzyka? Wszystkiego po trochu. Ważne, że w brzmieniu panuje harmonia. Wystarczająco dojrzała, by zapewnić dużą przyjemność ze słuchania.
Woofer.
Xavian Stella Esclusiva
Przeczytaj także