
02.03.2020
min czytania
Udostępnij
W Polsce z początku traktowano Xaviana jako egzotykę. Zdarzały się od czasu do czasu modele ciepło opisywane przez prasę, ale nie szła za tym sprzedaż. Barletta był jednak uparty. Postawił na wysoką jakość, co najbardziej było widać w stolarce. I kiedy świat powoli dryfował w stronę tanich jednorazówek, Roberto obrał kierunek zgoła przeciwny. Obecnie postrzeganie producentów z naszego regionu uległo wyraźnej zmianie. Można tu znaleźć najwyższej klasy robociznę, a wytwory małych, specjalistycznych manufaktur nierzadko deklasują legendarnych producentów, którym została marka i montownia w Chinach. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że owa zmiana była możliwa m.in. dzięki takim firmom, jak Xavian. Barletta nie ukrywa swoich inspiracji. Zawsze cenił Sonus Fabera. Problem w tym, że Sonus „poszedł do przodu”. Zmienił projekty i wzornictwo; podążył za nowoczesnymi trendami. Roberto pozostał wierny klasyce i w końcu dogonił Sonusa. Tego starego, z czasów największej świetności. Efekt widzicie na zdjęciach, które nawet w połowie nie oddają klasy rzemiosła Xaviana.
Madre Perla mają maskownice, ale możecie ich nawet nie wyjmować z pudełek. Zamiast tego obejrzyjcie przez lupę spojenia i klejenia. Oceńcie bejcowanie i położenie lakieru. Podobne mistrzostwo widzi się u zegarmistrzów ze Szwajcarii, wytwórców ostrzy z Japonii albo w soczewkach Svarowskiego. Za takie rzeczy płaci się zwykle majątek, choć Barletta jest ostrożny w wycenach. Nie zdobył jeszcze renomy starego Sonusa, ale jest na dobrej drodze. Potrzeba jedynie odrobiny szczęścia. Grube płyty MDF-u to dobra rzecz, ale Xavian stosuje lite drewno. Nie są to deski, tylko coś w rodzaju parkietu. Klepki są mniejsze, spasowane bez szpar. Przylegają do siebie do ułamka milimetra. Nie zachowano rysunku słojów na całych powierzchniach, bo się nie da, ale ułożenie pokazuje ręczny dobór „sąsiadów” – tu nic się nie dzieje przypadkiem.
Taka budowa ma więcej zalet od desek. Jest sztywniejsza, odporna na „pracę” drewna, które i tak jest przez trzy tygodnie sezonowane. Przypomina jednolitością kamień albo kompozyt. Wszystkie krawędzie zaokrąglono, a frezy pasują do koszy głośników, jakby te drugie wkładano na wcisk. Warto też zauważyć elipsę na froncie, będącą wylotem bas-refleksu. Dotknąć, sprawdzić powtarzalność linii i gładkość. Perfekcja. Producent oferuje wiele opcji wykończenia. Skrzynie są zawsze dębowe: bejcowane jasno lub ciemno (tę wersje polecam szczególnie, bo jest piękna) albo lakierowane na biały bądź czarny mat. Dwa ostatnie kolory wyglądają w tym przypadku jak świętokradztwo, ale jeśli ktoś bardzo musi, to droga wolna. Kanty obudów zaokrąglono również w podstawach, przez co wyglądają jak przyklejone, choć to osobny element. Wkręcamy w nie cztery szpikulce, z dystansami i podkładkami. Dzięki nim kolumny można wypoziomować. Głośniki nie są przesadnie wrażliwe na odległość od tylnej ściany, bo bas-refleks dmucha do przodu. Sprawdzą się w pomieszczeniach już od 12 m². Górna granica jest umowna, w moim odczuciu to jakieś 30 m². Optimum to 15-18 m.
Na tylnej ściance znajduje się jedna para zacisków, przyjmujących gołe kable, banany i widełki. Są solidne, złocone i wygodne w wielokrotnym podłączaniu. Dyskusyjne jest jednak ich położenie – wysoko, na poziomie głośnika nisko-średniotonowego. Przez to przewody smętnie zwisają za obudowami i psują widok. Lepiej wygląda, gdy gniazda są nisko. Roberto dobrze o tym wie, ale celowo nas skazał na ten dyskomfort. Chodziło o to, żeby przewód prowadzący sygnał z terminali do zwrotnicy był jak najkrótszy. Prekursorem modelu Madre Perla były Perla Esclusiva. To minimonitory, dokładne takie same jak Madre Perla, tyle że obcięte tuż pod wylotem bas-refleksu. Roberto był bardzo zadowolony z tych miniaturek, więc postanowił rozwinąć projekt. Madre Perla dostały większą obudowę, ale ich konstrukcja pozostała identyczna – to kolumny dwudrożne, oparte na dwóch przetwornikach, które są produkowane we Włoszech. W jakiej fabryce? To tajemnica, a przynajmniej konstruktor nie dzieli się tą informacją. Sygnuje głośniki własną marką Audio Barletta i zapewnia o ich najwyższej jakości. 15-cm nisko-średniotonowiec ma membranę z polipropylenu. Cewkę napędza solidny układ magnetyczny. Miękka kopułka Audio Barletta Natura ma 26 mm. Można więc powiedzieć, że to typowe, ale dobre drivery. Zwrotnica dzieli pasmo przy 3 kHz, a impedancja znamionowa wynosi 8 omów. Przy skuteczności 89 dB kolumny będą łatwym obciążeniem dla wzmacniaczy. Xavian określa minimalną moc na 30 W, ale można spokojnie podłączyć nawet słabszą lampę. Nie od dzisiaj wiadomo, że Xaviany lubią się ze szklanymi bańkami.
W teście Madre Perla pracowały z redakcyjnym McIntoshem MA9000 i tańszą integrą z naszego zaplecza sprzętowego – Rogue Audio Sphinx V2. Ten drugi to wymarzony partner dla Xavianów, zwłaszcza że dobrany cenowo. Płyty czytał Gamut CD3 – staruszek, ale ciągle w formie. Okablowanie sygnałowe pochodziło z oferty Hijiri, a zasilające – z Ansae. Do Madre Perla spokojnie można podłączyć budżetową elektronikę Marantza, Denona czy Yamahy, a jeszcze lepiej Creeka czy Naima. Kolumny pokażą ich wszystkie zalety. W moim odczuciu mają jednak większy potencjał. Daleko większy.
Jak wspomniałem, Madre Perla wywodzą się z monitorów Perla Esclusiva, porównywanych do BBC LS 3/5a. Podłogówki nie mają jednak ich ograniczeń, co czyni je daleko bardziej uniwersalnymi. Nie tylko w zakresie basu i dynamiki, co nietrudno przewidzieć. Ogólnie dźwięk daje się określić jako bardziej „współczesny” i dostosowany do nowych gatunków muzyki. Można też szukać analogii ze starymi Sonus Faberami i będzie to dobry trop. Dorzuciłbym jeszcze odniesienie do kolorytu, który na wiele osób działa jak miód na misia. Chodzi o wzmacniacze Accuphase’a pracujące w klasie A. W dźwięku Xavianów odnajdziemy bowiem nawiązujące do nich charakterystyczne ciepło, które dodaje średnicy mięsistości i masy. Osoby, które znają drogie Accuphase’y, wiedzą, że nie ma to nic wspólnego z zaokrągleniem konturów ani rozmyciem lokalizacji. Przeciwnie, postawiono na szczegółowość i czytelność, czasem do tego stopnia, że zaczynamy podejrzewać priorytetowe traktowanie tych cech. To by się nawet zgadzało, bo dźwięk jest „monitorowy”. Wszystko ma być słychać i to jak przez lupę. Gdyby ktoś wpadł na pomysł wstawienia Xavianów do studia, nie należałoby mu wybijać tego z głowy. Monitorowe jest także budowanie przestrzeni. Pierwszy plan jest „po brytyjsku” podany do przodu i wysuwa się przed linię głośników. Z kolei podkreślenie średnicy faworyzuje instrumenty akustyczne i głosy.
A propos tych ostatnich, Xaviany w dobrych realizacjach brzmią wręcz magicznie. Może powiększają wokale, ale tak przecież robiły Extremy czy Electy Sonus Fabera. I wszyscy je za to kochali! Czujemy, że dźwięk ma ciało. To samo dostajemy z LS 3/5a, nawet w bardziej skoncentrowanej formie. Za to Xaviany dodają sporą porcję wspomnianej „nowoczesności” i uniwersalności. Głównie w postaci rozmiarów dźwięku. Piosenki Cata Stevensa na Madre Perla brzmią wzorcowo. W tej cenie nie słyszałem chyba kolumn, które z taką gracją łączyłyby piękną barwę wokali, chórków i instrumentów akustycznych z energiczną gitarą basową i błyszczącą perkusją. Owszem, średnica została podkreślona i wyeksponowana, ale przechodzi płynnie w jasną i przejrzystą górę. Dzięki temu szarpnięcia strun, uderzenia pałeczek w membrany i szczegóły emisji głosu są podane jak na tacy. Zakresy są spójne, co na dobre wychodzi wszystkim instrumentom.
Uwagę przyciągają sola dętych, ale obok słyszymy płynącą narrację skrzypiec, o barwie przypominającej jako żywo tę z filharmonii. Kolumny świetnie oddają kameralną specyfikę tych nagrań. Precyzyjnie kształtują przestrzeń, ustawiając instrumenty w konkretnych miejscach. Pogłosu także jest sporo, jednak nie zamazuje on konturów. Czuje się koncentrację na pierwszym planie, a dalsze są przybliżane. Kolumny zachowują się pod tym względem jak monitor bliskiego pola – przysuwają scenę do słuchacza. Może nie znajdziecie w nich głębi, typowej dla konstrukcji stawiających na przesuwanie ścian, za to dostaniecie prezentację zbliżoną do wrażeń z dobrych słuchawek. W tym przede wszystkim trudną do określenia, ale czytelną w każdej frazie bezpośredniość.
Ten charakter pomaga w przekazaniu koncertowego charakteru poczwórnego albumu Marcusa Millera. Dobrze też robi wydawnictwom cięższym gatunkowo, np. ostatniej płycie Dream Theater. O dziwo, Madre Perla nie mają problemu z gęstą fakturą; nie gubią się w niej. Dźwięk zachowuje przejrzystość i zaskakującą swobodę. Oczywiście, w basie słychać, że 15-cm przetwornik wprawdzie nadąża za tempem, ale nie wydobywa z siebie głębi i mocy, właściwych takiemu materiałowi. Najważniejsze jednak, że nie stara się tego zrobić na siłę. Dostajemy pomniejszoną skalę i płytsze zejście basu, ale równowaga pasma pozostaje niezachwiana.
W dziedzinie dynamiki także nie doświadczamy uderzeń poruszających powietrze, ale nie pojawia się także niepożądane uśrednienie. Kolumny są wrażliwe na kontrasty i na nich się skupiają. Także w swojej skali, co akurat odbieram jako zaletę. Podobnie robiły BBC LS 3/5a, z tym, że przed podobnymi nagraniami kapitulowały, a na Xavianach da się ich spokojnie słuchać. I najważniejsze, że zachowana, a nawet podkreślona zostaje emocjonalna warstwa muzyki. W tym aspekcie czeskie kolumny potrafią przyciągnąć uwagę i wywołać na plecach gęsią skórkę. Jeszcze wyraźniej odczuwa się to w symfonice. Trochę się obawiałem odtworzenia wielkiego aparatu wykonawczego, tymczasem Xaviany zrobiły to, co w takim wypadku najlepsze. Ograniczyły pasmo na dole, ale na tyle, by kontrabasy nie straciły zbyt wiele ciężaru.
Zmniejszyły lekko skalę dynamiki, zachowując proporcje. Tym razem zbudowały realistyczną głębię, już nie wypychając źródeł do przodu. Czyli zagrały jak podłogówki, powściągając swoje monitorowe zapędy. Czyżby tajemnica leżała w akustycznych preferencjach? Trudno powiedzieć, ale tutaj znajdujemy wspomnianą uniwersalność. Zaskakującą, bo pojawiającą się dokładnie tam, gdzie trzeba. To naprawdę cenne, bo można mieć jednocześnie konstrukcję bliską legendarnym BBC i podłogówkę, na wszelki wypadek. A o prezentacji Take 6 czy The King’s Singers można napisać tylko jedno: po plecach przechodzą ciarki, jakbyśmy usiedli w mrowisku. Co bardziej wrażliwym poleci łezka.
O ile mnie pamięć nie myli, tak właśnie brzmiały stare Sonusy. Jeżeli szukacie ich na giełdach i w ogłoszeniach, dajcie sobie spokój. Swoją drogą, ciekaw jestem monitora. Madre Perla wstawicie do pokoju rzędu 12-18 m². W najmniejszych Perla Esclusiva mogą zapewnić jeszcze bardziej spektakularny efekt.
Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 12/2019
Xavian Madre Perla
Przeczytaj także