
08.04.2025
min czytania
Udostępnij
Usher okazuje się jeszcze poważniejszy, niż można by wnioskować z szerokości oferty. Badawczo-rozwojowe zaplecze przywodzi na myśl NASA. Tajwańscy inżynierowie rozwiązują w nim na zlecenie problemy innych firm, co oznacza że produkcja pod własną marką to tylko część działalności.
Zestawy Ushera często gościły na naszych łamach. Z ostatnich wizyt warto wspomnieć podłogówki ML-802 („HFiM” 2/2024), operujące dźwiękiem jeszcze potężniejszym, niż można by przypuszczać, patrząc na ich gabaryty. Był też duży, trójdrożny monitor UA-50 („HFiM” 5/2024), zaprojektowany na 50. urodziny i dostępny w limitowanej edycji. Jego silnie zaznaczony charakter własny sprawiał, że jak ulał pasowało do niego określenie „głośnik lampowy”. Tak ciepłego i miękkiego dźwięku ze świecą szukać.
SD-500 to małe monitorki – świetnie wykonane i ładne. Robią wrażenie bardzo solidnych, a ich urodę podkreśla błyszczący lakier. Najpiękniej prezentuje się w najdroższej opcji, w której pokrywa naturalny orzechowy fornir, eksponując rysunek drewna. Warto za to dopłacić 10%. Trochę tańsze są opcje czarna i biała. Na stronie importera znaleźliśmy także wykończenie w głębokiej czerwieni. Robi wrażenie.
Pamiętacie Thiele? To były kolumny jedyne w swoim rodzaju. Firma już nie istnieje, a szkoda, bo stworzyła własną szkołę brzmienia, wywodzącą się ze stereotypowo amerykańskiej estetyki. Thiel specjalizował się w podłogówkach, więc Ushery są przy nim malutkie. Mimo to do złudzenia go przypominają. Odchylenie przedniej ścianki oraz identycznie ścięte krawędzie stanowią niemal hołd dla starych CS-ów. Brakuje tylko biernej membrany, ale do strojenia SD-500 wykorzystano bas-refleks, którego płaska i szeroka szczelina dmucha do przodu. Konstrukcja obudowy również jest podobna: gruby na 2,5 cm front, niewiele cieńsze pozostałe ścianki, a we wnętrzu – usztywniający wieniec i wytłumienie sztuczną watą. To wszystko ma zapewnić głośnikom optymalne warunki pracy. Nic dziwnego, że monitory są ciężkie.
Także przetworniki, zresztą jak zwykle u Ushera, okazują się interesujące. Nazwę monitory zawdzięczają dużej wysokotonowej kopułce, która rozpoczyna pracę od 2,1 kHz. Ma 32 mm i przypomina rozwiązania stosowane przez Chario. To zapowiada rzetelne przekazanie przełomu średnicy i wysokich tonów – zakresu problematycznego dla mniejszych odpowiedników. Kanapkowe membrany wykonano z metalu i napylono z obu stron warstwą diamentu. Własne opracowanie producenta, zwane DMD (Diamond-Metal-Diamond), ma łączyć zalety obu materiałów, jednocześnie redukując ich wady. Powierzchnię drgającą chroni metalowa siatka, zamontowana na stałe, a na kołnierzu widnieje napis Diamond, żeby nikt nie miał wątpliwości, z czym ma do czynienia. Stożek nisko-średniotonowy zrobiono z włókna kompozytowego. Napędza go potężny magnes o masie ponad 2 kg.
W zamocowanej do tylnej ścianki zwrotnicy widać powietrzne cewki i kondensatory polipropylenowe. Wewnętrzne połączenia zrealizowano grubą plecionką z miedzi beztlenowej. Do widocznej na zewnętrz dużej płytki anodowanej złotem przykręcono dwa komplety solidnych złoconych zacisków zalanych plastikiem. Łączą je zworki w formie grubych metalowych sztabek, także złoconych.
SD-500 swoje kosztują, ale widać, za co się płaci. Pancerna obudowa, precyzyjne wykonanie i świetne komponenty – Usher rozsądnie wycenia to, co oferuje.
Diamondy pracowały w towarzystwie integry MA12000 McIntosha i odtwarzacza C.E.C. CD5. Ich stendy spoczęły na kamiennych płytach o grubości 3 cm, a elektronika rozgościła się na stoliku Base 6. Okablowanie pochodziło z katalogu Hijiri (HCI/HCS/Nagomi), a prąd filtrował Ansae Power Tower.
Od czego by tu zacząć? Przydałoby się walnąć z grubej rury, bo SD-500 już na samym początku powodują, że słuchaczowi opada szczęka. Efektowne granie potrafi się znudzić, ale nie tutaj. Ushery grają tak, że wraz z upływem czasu doceniamy je coraz bardziej.
Żeby jednak nie było zbyt różowo, zacznę od ostudzenia emocji. I od orkiestry symfonicznej. Przy cichym graniu wrażenie jest… żadne. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje, a dźwięk pozostaje grzeczny. Pojawia się też obawa, czy nie przydałoby się więcej góry. A i dół nie wyrasta ponad gabaryty skrzynek. Jest spokojnie, plastycznie, ale bez fajerwerków.
Druga obawa dotyczy doboru systemu. Teoretycznie nie ma przeciwwskazań, żeby podłączyć wzmacniacz w podobnej cenie, niekoniecznie wybitny. Praktycznie jednak SD-500 chłoną moc jak gąbka i 300 W, wskazane w tabeli danych technicznych jako górna granica, niekoniecznie zamyka krąg poszukiwań. Aż się prosi podłączyć wydajnego Gryphona. Choć i wtedy monitor niekoniecznie zrobi to, czego byśmy pragnęli. Na przykład kotły w symfoniach Szostakowicza mogłyby mieć więcej pary i głębi.
Ale załóżmy, że dysponujemy wzmacniaczem klasy redakcyjnego McIntosha MA12000 albo przynajmniej Rogue Audio Sphinksa. Do tego przydałoby się szczegółowe, precyzyjne źródło, jak C.E.C. System nie powinien iść w stronę stereotypowej lampy. Lepsze będzie brzmienie jasne, żywe i dynamiczne. Koniecznie trzeba też mocno podkręcić głośność, najlepiej oczko poniżej naturalnego poziomu w filharmonii. W skali McIntosha MA12000 było to 47.
W takich warunkach z Usherów popłynie ogromny dźwięk, podany z takim rozmachem i i fantazją, jakbyśmy słuchali udanych dużych podłogówek. Może to zabrzmi zbyt optymistycznie, ale znajduję analogię z Sabriną Wilson Audio. Oczywiście nie da się wykrzesać równie głębokiego i potężnego basu, ale i tak będziecie zaskoczeni masą i kalibrem tego dźwięku. Przyznam, że nie słyszałem takiego efektu z porównywalnie małych skrzynek. Ushery niemal przeczą prawom fizyki.
Żeby było ciekawiej, nie na tym polega główna siła ich przekazu, choć na początku zapewne tak uznacie. Polecam więc zwrócić uwagę na przestrzeń. Tutaj przychodzi na myśl kolejne porównanie: z elektrostatem. Bynajmniej nie ze względu na szerokość sceny i jej głębię, choć te są spektakularne. Bardziej chodzi o finezję i kontrolę pogłosu, który jest naturalny, jakby nie kształtowała go elektronika, ale dobra sala koncertowa, w dodatku bez publiczności; w takiej, jak przypuszczam, zarejestrowano płyty, których słuchałem. Monitory znikają. Dźwięk się od nich odrywa i wypełnia pokój. Nie ma w tym krzty sztuczności, a złudzenie uczestnictwa w wydarzeniu na żywo jest niemal pełne.
Nie udałoby się tego osiągnąć bez odpowiedniej barwy. Czy Ushery są w pełni obiektywne, mówią prawdę i tylko prawdę? Zapewne nie, ale jeżeli coś tu zakombinowano, to w kierunku, który umila słuchanie. Uderzają szczegółowość i przejrzystość. Bez nich nie wykrzesałbym z siebie entuzjazmu. I jestem zadowolony po przesiadce z Audio Physiców Tempo 6. Usher gra bardziej plastycznie, mniej łopatologicznie, ale słychać każdy drobiazg, w dodatku zlokalizowany w przestrzeni punktowo. Niewykluczone, że to zasługa kopułki DMD. Na pewno ma swój udział, ale słyszałem ją wielokrotnie i nigdy nie pokazała aż tyle. A zatem aplikacja – umiejętna tym bardziej, że góra pasma pozostaje wolna od choćby odrobiny ostrości, nalotu i cykadła. Jest aksamitna, a równocześnie lotna i błyskotliwa. A może lepiej powiedzieć „akustyczna”, w znaczeniu uwolnienia od ograniczeń technologii? Jeżeli ten tweeter ma taki potencjał, to wolę go do innych diamentów, również tych drogich jak diabli. Na pewno liczy się średnica membrany, podobnie jak w Delphinusie przywołanej wcześniej firmy Chario, który uważam za jej najlepszy, choć przecież nie najdroższy monitor. Usher zachowuje się tak samo: pokazuje przełom średnicy i góry ze swobodą, światłem i klarownością struktur. Bez metaliczności, pudełkowatości czy spłaszczania. Tego tu nie ma. Jest raczej obraz jak z dużego AMT, choć bardziej plastyczny i gładki. Dzięki temu nie słychać wyraźnego łączenia ze średnicą. Następuje płynna kontynuacja, jakby był to jeden zakres, reprodukowany przez ten sam przetwornik.
W aspekcie dynamiki monitory zaskakują rozmachem. Nie boją się, a nawet lubią grać głośno. To efekt braku kompresji – czyli: cicho znaczy cicho, a głośno – głośno. Z tego względu, kiedy słuchamy piano, to mamy ochotę podkręcić głośność, ale kiedy uderzy forte, szybko tego żałujemy. Trudno się do tego przyzwyczaić, ale, niestety, naprawdę dobry sprzęt tak ma. Nie liczcie jednak na cud: to jest mimo wszystko mały monitor i jego możliwości gdzieś się kończą. Usłyszycie to w kulminacjach, choć na pewno nie w muzyce wokalnej. Takich Take 6 w podobnej cenie nie słyszałem. Nie potrzebuję lepszej barwy, a do tego mam taką przestrzeń. Coś pięknego, porywającego, w dodatku autentycznego.
Dość klasyki, przejdźmy do rocka, popu i przyległości. Najpierw ostrożnie, w nieskomplikowanych składach. Zauważymy odrobinę ciepła, ale podanego z pomysłem, bo z zachowaniem czytelności. Nie zabraknie także mięsistości i wypełnienia. Przestrzeń znów jest rewelacyjna, z oderwaniem dźwięku od skrzynek, głębią i precyzją. Jak się okazuje, góra potrafi zabrzmieć ostrzej, choć nadal bez metaliczności. No i ten jej niższy zakres – palce lizać. Bas jest co najmniej wystarczający, choć bez najniższej głębi. Za to znów: rozmiary dźwięku zupełnie nie z tej bajki cenowej i wielkościowej. Nie znaczy to, że dostaniecie 100% skali koncertu, bez przesady. Przy tym wszystkim zauważamy, że znów słucha się przyjemnie, a dźwięk wciąga. Sprawdźcie słynną solówkę gitary w „Money for Nothing” Dire Straits. Łeb urywa!
Ciężkie granie, skomplikowane zadania? Bez kapitulacji. Nawet potężna i szybka stopa perkusyjna nie robi na Diamondach wrażenia. Dźwięk pozostaje ogromny, nasycony i pełny. Nie oczekujcie pomruków subwoofera, ale bas w wyższym zakresie potrafi zaimponować. Nie pojawi się natomiast charakterystyczna dla tej muzyki agresja. Tym razem mógłoby być bardziej topornie i kwadratowo.
Na koniec uwaga. Wszystkich tych atrakcji doświadczymy, siedząc wygodnie na kanapie. Słuchane na stojąco w sklepie Ushery nie ujawnią swych talentów. Ważne są nie tylko ustawienie i dogięcie, ale także odległość od słuchacza. Na pewno powinno to być nie mniej niż dwa metry.
Ushery SD-500 mają high-endowe aspiracje, choć oczywiste ograniczenia utrudniają zaliczenie ich do tej grupy. Gdyby kosztowały czterokrotnie więcej, decyzja byłaby łatwiejsza. Plakietka Wilson Audio na przedniej ściance zapewne również by pomogła.
Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 02/2025
Usher Diamond SD-500
Cena
Wersja czarna i biała: 11500 zł, | Fornir orzechowy, wysoki połysk: 12740 zł
Dane techniczne
Liczba dróg/głośników
2/2
Obudowa
bas-refleks
Czułość
86 dB (2,83 V/1 m)
Impedancja
8 omów
Terminale
podwójne
Rek. moc wzm
30-300 W
Pasmo przenoszenia
45 Hz – 40 kHz
Wymiary (w/s/g)
36/19/28,5 cm
Masa
8,5 kg/szt.
Przeczytaj także