05.09.2021
min czytania
Udostępnij
Spendor to jedna z bardziej znanych i szanowanych brytyjskich manufaktur. Na łamach „Hi-Fi i Muzyki” gości regularnie od samego początku działalności pisma. Nie będziemy po raz kolejny przytaczać szczegółów z historii firmy. Na potrzeby testu przypomnimy jedynie, że należy do ważniejszych marek opierających swój rozwój na licencji BBC.
Classic 4/5 to w linii prostej daleki krewny słynnego LS 3/5A. Jeżeli dobrze liczę, to jest szóstą generacją konstrukcji, które, co prawda, uwolniły się gdzieś po drodze od licencji, ale tradycji nadal trzymają się mocno. Aktualna oferta Spendora dzieli się na trzy serie: A, D i Classic. Wymieniona kolejność jest zgodna z rosnącym prestiżem, ale warto zauważyć, że w znacznym zakresie cenowym modele się na siebie nakładają. Wyraźnie zróżnicowany jest dopiero najwyższy poziom, a flagowiec Classic będzie tu zdecydowanie najdroższy. Aktualna seria Classic składa się z sześciu modeli: 4/5, 3/1, 2/3, 1/2, 100 i 200, z czego dwa ostatnie są dostępne również w luksusowych, „tytanowych” wersjach wykończenia.
Spendor Classic 4/5 i A1 (nie licząc linii Classic, A1 to jedyny monitor w aktualnej ofercie) są do siebie bardzo podobne. Identyczne wymiary i parametry, prawdopodobnie te same przetworniki – obecność w katalogu obu modeli może zastanawiać. Classic 4/5 są jednak o około 20 % droższe i na pewno nie wynika to z dodania mocowanej na magnesach maskownicy czy statusu bardziej nobliwej serii. Różnica dotyczy zapewne tak zwanego know-how, którego nie zmierzymy ani nie dotkniemy. Przy innych firmach mógłbym się na to zżymać, ale u Spendora kupuję w ciemno. Zamiast jednak porównywać model Classic 4/5 z A1, należałoby go raczej zestawić z Classikiem 3/5, który zastąpił. Według zapewnień producenta, w porównaniu z poprzednikiem poprawiły się tutaj parametry tłumienia elektrodynamicznego i wydajność chłodzenia przetworników. Trudno mi ocenić, czy zmiany te rzeczywiście uzasadniają zmianę cyfry 3 na 4, bo biorąc pod uwagę tradycjonalizm firmy posunięcie zakrawa wręcz na herezję. Wygląd skrzynek jest tak klasyczny, że aż zachwyca. Jedyną ekstrawagancję stanowi obramowanie krawędzi frontu, w którym mocowana jest maskownica. Opukiwanie ścianek bocznych nie skutkuje głuchym i zgaszonym dźwiękiem, „oferowanym” przez większość producentów, lecz wyraźnie rezonuje. Nie jest to bynajmniej niedopatrzenie, lecz jak najbardziej celowe zjawisko. Przekonamy się o tym, oglądając wnętrze.
Wykręcenie przetworników odsłania komorę bardzo mocno wytłumioną gąbką. Po jej wyjęciu widać boczne ścianki wyłożone grubą czarną matą. To specjalnie przygotowany elastomer, który pełni ważną funkcję. Jak wiadomo, w czasie pracy przetwornik jest narażony na wpływ drgań własnych. Pracująca membrana (głównie woofera, bo wpływ tweetera jest wyraźnie mniejszy) wywołuje ruch powietrza wewnątrz obudowy. Kiedy ta pod jego wpływem zacznie drgać – ucierpi jakość brzmienia. Producenci w różny sposób rozwiązują kwestię uodparniania obudowy na takie drgania. W większych skrzynkach stosują wzmocnienia. Przyjmują również, że im grubsze ścianki, tym mniejsze drgania. Trudno kwestionować oba sposoby, ale Spendor podchodzi do tematu inaczej. Jako jeden z nielicznych obecnie producentów wychodzi z założenia, że zamiast robić grube ścianki, lepiej pozostawić je względnie cienkimi, a odpowiedzialność za wytłumianie rezonansów przenieść właśnie na wspomniany elastomer, który absorbuje i rozprasza drgania, zamieniając je na ciepło. Jedynie przednia ścianka jest grubsza, co zapewnia mechaniczną stabilność przetwornikom. W tak małych skrzynkach nie ma potrzeby ani miejsca na dodatkowe wzmocnienia. Dla porządku dodajmy, że zgodnie z tradycją Classic 4/5 to konstrukcja zamknięta, więc nie szukajcie wylotu bas-refleksu. 15-cm przetwornik nisko-średniotonowy ma membranę z mieszanki polimerowo-kewlarowej. To materiał opracowany przez Spendora i nazwany EP77 (od Engeneering Polymer). Zawieszenie jest względnie grube i umożliwia pracę z relatywnie dużym wychyleniem. Konstrukcję wyposażono w korektor fazy, a kosz odlano ze stopu magnezowego. Według specyfikacji przetwornik rozpoczyna pracę od 55 Hz. Oznacza to ograniczony dół pasma, ale biorąc pod uwagę gabaryty skrzynek i wielkość samego „woofera”, powyższą wartość i tak można uznać za przyzwoitą. Tweeter z logiem Spendora ma pierścieniową membranę z poliamidu. Średnica samej kopułki to 22 mm, ale do rozmiaru powierzchni drgającej należy doliczyć dość gruby fałd dookoła. Zwrotnica dzieli pasmo wysoko – przy 4,2 kHz. Przytwierdzono ją do pojedynczych terminali, a płytkę zabudowano obustronnie. Układ jest prosty: jedna cewka rdzeniowa, jedna powietrzna, dwa kondensatory polipropylenowe i jeden rezystor. Classic 4/5 to zestaw na podstawkę i producent oferuje stosowne standy. Tutaj jednak kręcę głową z niedowierzaniem: 4090 zł za parę podstawek z nóżkami wykonanymi z cienkich rurek to gruba przesada. Nie przesądzam, czy jest to element niezbędny, bo mój odsłuch odbył się z wykorzystaniem redakcyjnych podstawek polskiej firmy Femi (niestety wycofanych z produkcji) – ciężkich i stabilnych, Spendory Classic 4/5 są dostępne tylko w dwóch wersjach wykończenia: fornirze czereśniowym albo orzechowym. Do testu dostarczono orzech.
Classiki 4/5 zaprezentowały się w dwóch odsłonach. Najpierw w systemie redakcyjnym zastąpiły Dynaudio 1.3 mkII. Zasilał je wtedy wzmacniacz dzielony, składający się z lampowego preampu BAT VK3iX SE i tranzystorowej końcówki mocy Conrad-Johnson MF2250. Źródłem był tradycyjnie Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X. W połowie testu wymieniłem wzmacniacz na dzielonego Marka Levinsona: przedwzmacniacz No. 5206 i końcówkę No. 5302. W takim odsłuchu żadna zaleta ani wada brzmienia nie ma szans ujść uwadze recenzenta. Zwłaszcza że do porównań mogłem wykorzystać jeszcze jeden model Spendora – Classic 3/1.
Oczekiwania
Po małych Classikach 4/5 nie spodziewałem się większych sensacji. Z jednej strony, byłem przekonany, że mnie nie zawiodą, z drugiej – trudno mi było zignorować fakt, że ich brzmienie będzie z założenia ograniczone skromnymi gabarytami oraz przynależnością do średniej półki cenowej. Za około 8000 złotych nie można oczekiwać hi-endu, a bas z monitora o wysokości 30 cm po prostu musi być skromniutki. Byłem jednak pewien, że nawet najtańszy zestaw w serii Classic zaprezentuje dopracowane brzmienie z wyraźnie zaznaczoną muzykalnością, właściwą wszystkim znanym mi konstrukcjom Spendora. Moje przewidywania sprawdziły się w całości.
Dwie odsłony
Spendory 4/5 zaprezentowały swoje walory w dwóch odsłonach. W największym skrócie – redakcyjna kombinacja pre/power odsłoniła muzykalność o wyraźnym odcieniu lampowym, bardzo dokładnie odwzorowaną scenę, łagodną górę oraz śladowy bas. Pomieszczenie o powierzchni 23 m² okazało się zbyt duże – zabrakło elementu współpracy akustycznej skrzynek i ścian. Ale podłączenie do dzielonego Marka Levinsona znacząco zmieniło niektóre elementy dźwiękowego krajobrazu. Amerykański piec zdołał wydusić z malutkich monitorów dźwięk większy, który może nie idealnie, ale na pewno przyzwoicie wypełniał pokój. Lampowość została zastąpiona mocniejszą stopą rytmiczną i, o dziwo, całkiem zgrabnym średnim basem; najniższego dołu oczywiście nie było. Akcent dynamiczny i większa dyscyplina nie przysłoniły jednak spendorowej esencji – czarującej barwami średnicy. W związku z tymi obserwacjami większość opisywanych wrażeń pochodzi z odsłuchu ze wzmacniaczem dzielonym Marka Levinsona. W praktyce potencjalni nabywcy głośników z tej półki cenowej będą mieli do dyspozycji prawdopodobnie skromniejsze wzmacniacze. Warto mieć jednak na uwadze potencjał brytyjskich głośniczków – można z nich wydobyć zarówno więcej ciepła, jak i więcej dynamiki. Ale pomimo faktu, że dużo zależy od elektroniki, to i tak zawsze, niezależnie od otoczenia, Spendor daje dożywotnią gwarancję muzykalności. I od tego elementu należy rozpocząć opis wrażeń odsłuchowych.
Muzykalność jest pojęciem umownym i można ją kreować na różne sposoby. Warunek podstawowy to mocne nasycenie barw średnicy, ale elementy uzupełniające będą już zależały od różnych audiofilskich „szkół” i tradycji producentów. W wydaniu Spendora muzykalność przejawia się w sprzężeniu barw średnicy z fantastycznym obrazem stereo. Stereofonia w wykonaniu Classiców 4/5 to oddzielna dziedzina sztuki. To oczywiście moja subiektywna opinia, ale uważam, że brytyjska manufaktura wyniosła tę dyscyplinę na poziom, na którym konkuruje już sama ze sobą. Można porównywać różne modele Spendora – ale konstrukcje innych marek to już nie ta liga. Nie deprecjonuję przez to ich osiągnięć. Spendor po prostu opracował tajny składnik, który nadaje przestrzeni magiczny wymiar. Konkurencja jest w stanie zaoferować stereofonię bardzo dobrą albo nawet wybitną, ale nie będzie to magia Spendora. A przynajmniej dotąd nie trafiłem na nic porównywalnego. Testowałem kilka modeli Spendora i mogę powiedzieć, że przestrzenie, jakie generują, mniej lub bardziej różnią się między sobą, ale wszystkie łączy jedna cecha. Nie będzie to jednak żaden konkretny atrybut, lecz coś bardziej ulotnego, a równocześnie ewidentnego. To coś określiłbym jako inny świat albo bardziej malowniczo – Królestwo Spendora. Kiedy ktoś raz do niego wejdzie – zrozumie, o czym mówię i nigdy nie zapomni. Spendory otaczają słuchacza niepowtarzalną aurą dźwiękową. O takiej oczywistości, że są w stanie sprostać każdemu stereofonicznemu wyzwaniu, czy to w aspekcie szerokości, precyzji, czy głębi, nie warto nawet wspominać. Ale one robią coś jeszcze – nawet z bardziej rozmytych lokalizacji (a wiadomo, że im niższa częstotliwość dźwięku, tym staje się on w przestrzeni „większy” i mniej konturowy) tworzą coś wyjątkowego. Barwy w audiofilskiej konwencji rozumie się jako sposób odwzorowania pasma akustycznego, a kojarzy głównie ze średnicą – zakresem obfitującym w wokale i instrumenty. Ale kiedy się słucha Spendorów, można odnieść wrażenie, że barwne są także punkty w przestrzeni. Nawet z najlepiej osłuchanych płyt brytyjskie monitory z łatwością wydobędą efekty przestrzenne, które nas zaskoczą.
Spendory 4/5 mają niezwykłą stereofoniczną moc, ale cechują się nieco większym realizmem niż na przykład nieprodukowane już modele D1 czy A6R (czy także, uprzedzając nieco fakty, nowy Classic 3/1). Tam znajdujemy się w środku zaczarowanego królestwa, tutaj dopiero przekraczamy jego bramy. Lokalizacja instrumentów jest sugestywna i dokładna. Wspomniana barwność przestrzeni – wyraźna, ale jeszcze nie odurzająca. Spendory ładnie napowietrzają brzmienie. Potrafią też oddać specyfikę akustyki pomieszczenia. Stereofonia Classików 4/5 jest fundamentem, z którego w sposób naturalny wyłaniają się piękna plastyczność i kultura. Dopełniają one przyjętą przez producenta formułę muzykalności. Wedle niej nastrój jest ważniejszy od makrodynamiki i ciężkiego basu. Co prawda, niskie tony są zaznaczone i nieźle kontrolowane, ale jak wspomniałem – w mocno ograniczonym zakresie. Brak pokrycia najniższego fragmentu pasma oznacza też mniejszą amplitudę skoków dynamicznych. Na szczęście, Spendory bardzo dobrze rekompensują powyższe braki wysokiej klasy mikrodynamiką. Średnica to temat na oddzielną opowieść, która w całości się tutaj nie zmieści. Swoboda operowania barwami, ich gęstość i nasycenie sprawiają, że każdy zestaw instrumentów zostanie odtworzony z honorami. Repertuar wymagający od sprzętu umiejętności mocnego uderzenia Spendory potraktują kompromisowo, ale jeżeli ktoś lubi jazz, chillout, kameralistykę czy muzykę wokalną, na pewno nie odejdzie zawiedziony. W odsłuchu Classików 4/5 najchętniej sięgałem po instrumentalistykę barokową oraz wykonawców w rodzaju Cata Stevensa, Cassandry Wilson czy Cocteau Twins. Cranberries też się sprawdziło; Guns N’ Roses i Nirvana – już nie. Ale to nie ze względu na średnicę, lecz z uwagi na wspomniane wcześniej niedostatki dynamiki. Brytyjskie monitory dobrze odtwarzają szczegóły. To mistrzowie odcieni, niuansów i szelestów. Tak skonfigurowana przejrzystość jest jednak mocno nasączona. Dźwięk pozostaje fizjologiczny, nigdy ostry. Góra pasma pracuje tylko w takim zakresie, jaki jest niezbędny do doprawienia średnicy. Zwolennicy mocno akcentowanych sopranów mogą się poczuć trochę rozczarowani. Spendory odwdzięczają się dobrej elektronice. Sparowane ze wzmacniaczem ze średniej półki nie stracą swojego ogólnego charakteru, co nie zmienia faktu, że to monitor przeznaczony dla ludzi, którzy wiedzą, czego chcą. Na koniec mała dygresja związana z ocenami w tabelce. Spendory 4/5 wpadają do segmentu 8-15 tysięcy zł i w takim kontekście je oceniałem. Nawet jeśli ich muzykalność i stereofonia są high-endowe, to pozostałe elementy muszą się liczyć z mocną konkurencją.
Małe pomieszczenie, dobry wzmacniacz i dużo płyt pod ręką – taką kombinację Spendory Classic 4/5 lubią najbardziej. W ich królestwie można się zapomnieć.
Mariusz Malinowski
Hi-Fi i Muzyka 05/2021
Spendor Classic 4/5
Przeczytaj także