21.01.2022
min czytania
Udostępnij
Marka Revel należy do koncernu Harman International Industries, a ten w marcu 2017 roku stał się własnością Samsunga. Istotniejsze jednak jest to, że Harman, będący także właścicielem Marka Levinsona, zapragnął włączyć do oferty adekwatnie prestiżowe głośniki. Tak w 1997 roku pojawiły się podstawkowe Revele Ultima Gem, wyposażone w odwróconą tytanową kopułkę wysokotonową i neodymowe magnesy.
Pomimo niepozornych gabarytów były bardzo drogie, a na wystawach przyciągały uwagęsłuchaczy, którzy doceniali ich potencjał brzmieniowy. Rozpoznawalność Gemów bez wątpienia poprawiło wykorzystanie ich w komedii „Czego pragną kobiety” (reż. Nancy Meyers) z Melem Gibsonem. Słynną scenę tańca do piosenki Franka Sinatry „I Won’t Dance” rozpoczyna opuszczenie ramienia gramofonu Rega na winylową płytę. Ze stojących obok Reveli Ultima Gem rozlega się muzyka, a taniec Gibsona z wieszakiem nawiązuje do choreografii Freda Astaire’a i zapada w pamięć. Podobnie jak monitory wyłowione okiem audiofila. Gemy wyróżniały się odstającą od frontów maskownicą i wyglądały bardzo kobieco. Teraz w katalogu Revela znajdziemy prestiżową serięUltima2, z modelami Salon2, Studio2, Gem2 i Voice2. Nieco niżej plasuje się rozbudowana niedawno PerformaBe z podłogowymi F328Be, F228Be i F226Be oraz monitorem M126Be i głośnikiem centralnym C426Be. Natomiast w linii Performa3, obok testowanych dziś F206, dostępne są większe F208 oraz podstawkowe M106 i M105, a oprócz nich – zestawy centralne, naścienne i subwoofery aktywne. Kolumnową ofertę zamyka druga generacja najtańszej serii Concerta.
Zwrotnice z filtrami wyższego rzędu.
Na czas transportu Revele Performa3 F206 są pakowane w podwójne kartony, rozdzielone dystansami. Do testów dotarły kolumny pokryte czarnym lakierem fortepianowym. Można też wybrać wersję białą albo w okleinie z amerykańskiego orzecha, wykończonej na wysoki połysk. W wyposażeniu znajdują się niewielkie cokoły, mocowane od spodu. Wkręca się w nie bolce zakończone z jednej strony ostro, a z drugiej zaokrąglone, żeby nie rysowały podłogi. Postanowiłem jednak nie ryzykować i podłożyłem jeszcze granitowe płyty. Performa3 F206 to układ trójdrożny, wyposażony w cztery przetworniki, wszystkie z aluminiowymi membranami. Wysokotonową kopułkę o średnicy 25 mm osadzono w falowodzie z tzw. soczewką akustyczną. 13-cm głośnik średniotonowy ma pięć usztywniających zagłębień, dzięki którym charakterystyka jego pracy ma się zbliżać do idealnego tłoka. W układzie napędowym zastosowano stabilizację pola magnetycznego, która zmniejsza zniekształcenia przy wysokich poziomach głośności. Za bas odpowiadają dwa 16,5-cm woofery, również z wgłębieniami. Podobnie jak przetwornik średniotonowy, zostały wyposażone w solidne, odlewane z aluminium kosze. Poniżej umieszczono duży otwór bas-refleksu, który można zatkać gąbką. Mocowana magnetycznie maskownica z czarnej tkaniny zakrywa wszystkie głośniki i wylot tunelu rezonansowego. W czasie odsłuchu nie korzystałem jednak z maskownic ani nie zamykałem bas-refleksu. Na szczycie każdej kolumny widać wypukłe wzmocnienie z płata aluminium – znak rozpoznawczy serii Performa.
Zwrotnice z filtrami wyższego rzędu.
Z tyłu, nisko nad podłogą, znajdziemy panel z pojedynczymi terminalami. Są pozłacane i gęsto radełkowane, co ułatwia dokręcanie gołych przewodów bądź widełek; przyjmują także wtyki bananowe. Elegancko zaprojektowana tabliczka znamionowa informuje, że kolumny zaprojektowano w USA, a wyprodukowano w Indonezji. Po wykręceniu przetworników naszym oczom ukażą siętrzy płytki zwrotnicy, osobna dla tweetera, średniotonowego i dwóch basowych. Filtry wyższego rzędu dzielą pasmo przy 275 Hz i 2150 Hz. Osiągnięto skuteczność 88 dB, mierzoną w komorze bezechowej. Warstwowe obudowy mają zaokrąglone krawędzie i zwężają się w tylnej części, co zwiększa ich sztywność w porównaniu z konwencjonalnymi skrzynkami prostopadłościennymi. Wewnętrzne wzmocnienia i żebrowania poprawiają odporność na drgania. Revel deklaruje, że projekt wykonała renomowana firma włoska, ale nie podaje nazwy. Można snuć mniej lub bardziej prawdopodobne domysły.
Kolumny stanęły w pokoju o powierzchni 28 m² w odległości około 1 m od ściany tylnej i pół metra od bocznych. Fronty były zwrócone dokładnie w stronę słuchającego, a doginanie i odginanie nie powodowało zasadniczych zmian w równowadze brzmienia. Odległość od słuchacza wynosiła 3,6 m, przy bazie pomiędzy kolumnami 2,6 m. Revele F206 nie są wymagające, jeżeli chodzi o wnętrze czy ustawienie. W moim odczuciu odnajdą się zarówno w pokoju o powierzchni 15 m², jak i w 30-metrowym salonie. Amerykańskie głośniki grały ze wzmacniaczem Marantz PM-10 i odtwarzaczem CD/SACD/Hi-Res Marantz SA-10. Elektronikę łączył srebrny XLR Kimber KCAG w wersji „Russ Andrews Super Burn-In”, a kolumny – Monster Sigma Retro Gold. Jako przewody zasilające wykorzystałem Oehlbachy XXL Series 25 Powercord.
Aluminiowa kopułka 25 mm w soczewce akustycznej.
Pierwszym, co w Revelach przykuwa uwagę, jest ich równowaga tonalna – zaskakująca zwłaszcza w kontekście gabarytów. W przypadku kilku płyt miałem odczucie, że może za mało jest góry; kiedy indziej – że basu. Były to jednak wrażenia wynikające z odsłuchu konkretnego materiału, w którym realizator zdecydował, by akurat tych zakresów nie eksponować. Kiedy jednak zanotowałem, że gdzieś przydałoby się wyraźniejsze wybrzmienie czyneli, życzenie szybko się spełniało, tyle że na innej płycie. Po kilkunastu utworach wyklarował się wniosek, że proporcje skrajów pasma są prawidłowe, a ich podkreślenie czy cofnięcie to efekt świadomego zamysłu producenta nagrania. Revele nie podkreślają czegoś, czego w muzyce jest mało i nie tworzą dźwięków, których w niej nie ma. Bez wątpienia ich atut stanowi średnica pasma, choć nie przeszło mi przez myśl, że została wyeksponowana bądź osłabiona. Jest po prostu taka, jak trzeba – nieprzesadzona i subtelnie ocieplona. Dzięki temu głosy ujmują naturalnością, a w przypadku niektórych artystów brzmią porywająco. Spodobały mi się także saksofony, gitary i smyczki. No i fortepian, mimo że akurat on, ze względu na szeroki zakres częstotliwości i dynamiki, jest bardzo trudny do odtworzenia w warunkach domowych. Potrzeba naprawdę dobrych kolumn, by sprostać jego wymaganiom, a szczupłe Revele dały sobie radę.
Aluminiowa kopułka 25 mm w soczewce akustycznej.
F206 grają rzetelnie i nie dyskryminują żadnego instrumentu. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, słuchając jednej z moich ulubionych płyt Herbiego Hancocka „River: The Joni Letters”, nagrodzonej Grammy za album roku w 2008. Był to trzeci jazzowy tytuł w historii, wyróżniony w tej najważniejszej kategorii. Przypomnę, że zawiera interpretacje instrumentalne i wokalne utworów Joni Mitchell. Mimo że ona sama już od lat nie nagrywa, wyjątkowo na tej płycie zaśpiewała piosenkę „Tea Leaf Prophecy” (współautorem jest producent Larry Klein). Towarzyszyli jej wytrawni instrumentaliści: saksofonista Wayne Shorter, kontrabasista Dave Holland, gitarzysta Lionel Lueke i perkusista Vinnie Colaiuta. Przy fortepianie zasiadł oczywiście Hancock. Celowo wymieniam ich wszystkich, bo album zabrzmiał tak klarownie, że łatwo było śledzić każdy z instrumentów w przestrzeni studia. Głos Joni Mitchell był bliski słuchaczowi, zrelaksowany i naturalny. Szkoda, że tak dobrze nie nagrywano jej wczesnych albumów. Świetnie wypadła także Tina Turner, śpiewająca tu w jazzującym stylu. Brzmi łagodnie, więc inaczej niż w jej własnych nagraniach. Ponad chwytliwą linię melodyczną wybijają się dźwięczne akordy fortepianu, a kontrast buduje matowo brzmiący saksofon tenorowy. Spójność i rozdzielczość tego wydawnictwa wskazują, jak powinno się reżyserować muzykę.
16,5-cm woofer.
Jest też na tej płycie ciekawy efekt. Otóż Leonard Cohen recytuje tekst piosenki „The Jungle Line” z akompaniamentem fortepianu Hancocka. Robi to tak przejmująco niskim, lekko chropawym głosem, że aż ciarki chodzą po plecach. Coś takiego usłyszałem po raz pierwszy, więc musi to być zasługa Reveli. Jak nisko potrafią zejść, pokazał kontrabas Briana Bromberga z płyty „Wood II”. Już w otwierającym temacie „Caravan” bas potrafi wstrząsnąć podłogą i choć do poruszenia firanek czy furkotania nogawek nie doszło, to kolumny dały realne wyobrażenie o wielkości i możliwościach instrumentu. Zachowały przy tym dynamikę nagrania, eksponując czynele perkusji i mocne akordy fortepianu. Solówka w temacie „Blue Bossa” pozostała klarowna, co paradoksalnie mogło być zasługą… braku najniższych składowych. Bo co za dużo, to niezdrowo, a udawanie, że szczupła kolumna zagra basem 15-calowych wooferów byłoby przekłamaniem. Organy Barbary Dennerlein z płyty „Studio Konzert for Headphones” schodziły wystarczająco nisko, a po drugiej stronie pasma „cykały” czynele perkusji. Pośrodku zaś sympatyczna Niemka brylowała na piętrowych klawiaturach, prezentując pozytywne wibracje Hammonda B3.
16,5-cm woofer.
Sięgnąłem także po nowy album śpiewającego rapera Leona Bridgesa „Gold-Diggers Sound”. Tytuł prowokujący do wsłuchania się w brzmienie, o ile nie zagłuszą go basowe efekty, jakich w produkcjach r’n’b zwykle jest za dużo. Z Revelami było ich w sam raz. Dzięki temu bez przeszkód mogłem posłuchać, śpiewu i melorecytacji, a także wyłowić trąbki, instrumenty klawiszowe i gitary. Nie zapomniałem o ulubionych wokalistkach. Diana Krall z płyty „This Dream of You” stanęła tuż przede mną. Tym razem doceniłem jej umiejętność różnicowania sposobu śpiewania zależnie od tematyki utworu. Właściwie każdy standard na tej płycie wykonuje inaczej i te niuanse interpretacji Revele znakomicie wyłapują. Najświeższa nowość to „Clique!” Patricii Barber, nagrany w technice DXD (Digital eXtreme Definition), ułatwiającej realizatorowi najwyższej jakości miks, a następnie transfer do formatu SACD. Na razie dostępne są jedynie pliki 24 bity/352,8 kHz. Wokal i towarzyszące instrumenty brzmią tak naturalnie, że już chyba bardziej nie można, a przy tym dynamika nagrania, pomimo kameralnego składu, okazuje się imponująca. Spodobało mi się też brzmienie kontrabasu – konturowe, schodzące nisko, wolne od podbarwień. Tak powinien brzmieć kontrabas, o czym wiedział Al Schmitt, ustawiając przed tym instrumentem takie same mikrofony, jak przed wokalistami. Dzięki wakacyjnej przerwie przygotowanie testu Performy3 F206 wydłużyło się nieprzyzwoicie i sprawiło mi dużo frajdy. Z upodobaniem sięgałem po płyty kolejnych wokalistek. Najnowsza płyta Melody Gardot „Sunset In The Blue” we wzbogaconej wersji deluxe zawiera dwie wersje cudownej ballady „C’est magnifique”. Słodycz wręcz wylewała się z głośników i nie odmówiłem sobie przyjemności wysłuchania całego albumu. Melody śpiewała w studiu blisko mikrofonu, a starego Neumanna ustawiał wspomniany Al Schmitt. Jest na tej płycie nagranie, którego Schmitt nie realizował. To duet ze Stingiem „Little Something”, który brzmi ostrzej i dynamiczniej od pozostałych. Nawet głos Melody jest tu inny – zdecydowany, wręcz agresywny. Gdyby ktoś chciał powiedzieć, że Revele nadmiernie łagodzą obyczaje – zaprotestuję. One przekazują słuchaczom to, co jest na płycie, z elegancją i odrobiną łagodności.
13,3-cm przetwornik średniotonowy z aluminiową membraną.
Gdyby jednak z łagodnością przesadzały, to niuanse realizacji albumu „Nightfly” Donalda Fagena (wersja zremasterowana) pogubiłyby się w natłoku instrumentów, tak jak to się kiedyś stało na pierwszej wersji CD. Tymczasem tu się tak nie stało i szczegóły, nawet te ciche, subtelne, pozostały wyraźne. Zachrypnięty głos Billy’ego Gibbonsa (ZZ Top) na solowej płycie „Hardware” świetnie współbrzmi z jego gitarą. Ściana dźwięków nie robi na Revelach wrażenia; zrobi za to na każdym słuchaczu, który choć trochę podkręci głośność. Warto też zauważyć, że F206 nie tracą równowagi tonalnej, nawet skłonione przez wzmacniacz do wytężonej pracy. Album „III” Paula McCartneya zachował wypchniętą do przodu gitarę, której każda struna była ostra jak brzytwa, a kiedy sam Paul przywalił w kocioł perkusji, z czterech skromnych wooferów w Revelach mruknął niski bas. Nabrałem ochoty na jeszcze więcej klasycznego rocka i sięgnąłem po zremasterowane „Bridges to Babylon” The Rolling Stones. Ależ to jest czadowa kapela! Ileż setek utworów nagrała w swojej historii i każdy jest inny, inaczej zagrany, zaśpiewany i zaaranżowany. Revele z chęcią zaznaczają te różnice. Gdybym słuchał tylko rocka, uznałbym, że to kolumny dla mnie. Test rozdzielczości to, jak zwykle, „Just Jobim” kwartetu brazylijskiego pianisty Manfredo Festa. I tutaj niespodzianka. Pojawiły się najwyższe dźwięki czyneli, które na kilku innych płytach wydawały się wtopione w tło lub zintegrowane z innymi instrumentami. Dzwoneczek był metalowy i wybrzmiewał w przestrzeni tak długo, jak mu pozwolił Cyro Baptista. Dźwięk czyneli wydał mi się bardziej nasycony alikwotami, a przestrzeń wykreowana na czarodziejskiej konsoli Toma Junga (DMP Records) imponowała realizmem.
13,3-cm przetwornik średniotonowy z aluminiową membraną.
Na koniec nie mogłem pominąć muzyki klasycznej, a trafiło mi się doskonałe nagranie kantat J.S. Bacha „Soli Deo gloria” w wykonaniu solistów i Collegium Vocale z Gandawy (wytwórnia Mirare, pliki 24/96). Kreowana przez Revele przestrzeń okazała się rewelacyjna. Głosy zostały zaprezentowane selektywnie, a chór jako całość zabrzmiał potężnie. Instrumenty barokowe wyróżniały się z tła tam, gdzie trzeba, zaś soliści zaśpiewali wzniośle, wręcz bosko. Tylko zamknąć oczy i przenieść się do przestrzeni XVIII-wiecznego kościoła w Strasburgu. Jeszcze tylko skok w czasie i przestrzeni do studia, w którym duet szalonych Szwajcarów z Yello nagrał album „Point”. Analogowe syntezatory brzmiały całkiem ludzko, a liczne aranżacyjne smaczki uatrakcyjniły prezentację. Tej muzyki z przyjemnością słucham głośno i Revele tej przyjemności mi nie odmówiły.
Z maskownicą czy bez, Revele prezentują się znakomicie.
Revele F206 to kolumny o brzmieniu łagodnym, choć nie złagodzonym, i wielkim sercu do muzyki. Dobrze wyglądają, łatwo je ustawić i niezależnie od tego, czy słuchamy cicho, czy głośno, dostarczą miłych dla ucha wrażeń. I to za niezbyt wygórowaną cenę.
Janusz Michalski
Hi-Fi i Muzyka 10/2021
Revel Performa3 F206
Przeczytaj także